„Moja córka chce wyjść za wdowca z dzieckiem. Powinna urodzić własnego dzidziusia, a nie zajmować się obcym bachorem”

kobieta zmartwiona o córkę fot. Adobe Stock
Byłam święcie przekonana, że nie robię nic złego. Chciałam tylko szczęścia dla mojej córki! Nie obchodziło mnie, co ona czuje, a tylko to, czego ja bym dla niej chciała. Czułam, że ją tracę, ale nie umiałam się zmienić. Aż do tamtego dnia...
/ 26.03.2021 12:32
kobieta zmartwiona o córkę fot. Adobe Stock

Pamiętam, jak co wieczór wpatrywałam się w ciemność za oknem, zastanawiając się, co teraz robi moja córka. Odpowiedź wydawała się oczywista: pewnie właśnie niańczyła obce dziecko, za nic mając własną matkę. Czekała mnie kolejna nieprzespana noc. Za bardzo martwiłam się o córkę, żeby móc spokojnie zasnąć.

A najgorsze było to, że jej zdaniem nie miałam żadnych powodów do zmartwień, bo ona jest szczęśliwa! Szczęśliwa! Chyba jeszcze niewiele o życiu i szczęściu wiedziała. A przecież to mądra, inteligentna i piękna dziewczyna. Mogłaby sobie życie ułożyć…
– Aniu – próbowałam jej przemówić do rozsądku. – Jesteś młoda, na pewno poznasz jeszcze wartościowego mężczyzna.
– Ale ja już takiego poznałam! – zdenerwowała się. – Dlaczego nie potrafisz tego zaakceptować?
– Chcesz cudze dziecko wychowywać? – podjęłam jeszcze jedną próbę. – Nosić własne dzieciątko pod sercem, dać mu życie… to niepowtarzalne chwile. Nie chciałabyś zajść w ciążę i urodzić dziecka?
– Jedno nie wyklucza drugiego – wyjaśniła coraz bardziej poirytowana. – Przecież możemy mieć z Marcinem wspólne dzieci!
– I nie będziesz mogła poświęcić rodzonym dzieciom całej uwagi, zawsze będziesz miała na głowie to cudze!
Była głucha na wszystkie argumenty.  Może to moja wina, że jest taka naiwna? Za długo trzymałam ją pod kloszem, nie znała przez to życia. Ten cały Marcin od początku mi się nie podobał. Na moje oko szukał łatwowiernej dziewczyny, która zajmie się jego dzieckiem. No i znalazł...

Jeszcze raz w myślach przeanalizowałam minione miesiące. Jak to się stało, że niemal straciłam kontakt z córką? Byłyśmy sobie przecież takie bliskie. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to ja mogę ponosić za to winę. Wolałam oskarżać partnera Ani. Wszystko przez niego!
Córka próbowała mnie do niego przekonać, ale ja swoje wiedziałam.
– Mamo, no powiedz sama. Czy to nie wspaniałe, że po rozwodzie zajął się dzieckiem? Matka zostawiła Julkę i wyjechała za granicę – przekonywała.
– Taka osoba nie powinna w ogóle uważać się za matkę! – zdenerwowałam się.
– Nieważne. Pomyśl o Marcinie. Jesteś do niego źle nastawiona, a on jest wspaniałym człowiekiem. Nie każdy mężczyzna zająłby się samodzielnie dzieckiem.
Ale Marcin, jak większość mężczyzn, nie radził sobie z samotnym rodzicielstwem. Chociaż widziałam go tylko raz, od razu rozgryzłam. Ania była mu po prostu potrzebna. A ja, jako matka, w głębi duszy nie godziłam się na to, żeby ktoś wykorzystywał moje dziecko! 

Po powrocie z pracy zadzwoniłam do córki i zaprosiłam ją do siebie.
– Zrobię na obiad twoje ulubione pierogi ruskie – paplałam bez większego sensu.
– Dziękuję bardzo za zaproszenie – powiedziała córka oficjalnym tonem, wchodząc mi w słowo. – Możemy przyjechać do ciebie w sobotę.
– Możemy? – przeraziłam się.
– No tak, mogłam się domyślić. Rozumiem, że zaproszenie nie obejmuje Marcina i Julki? – powiedziała z westchnieniem.
– Myślałam, że przyjdziesz sama, porozmawiamy jak kiedyś… – zaczęłam.
Mamo, Marcin i Julka są moją rodziną. To najbliżsi mi ludzie. Lekceważąc ich, lekceważysz też mnie.
– Aniu, zastanów się jeszcze. Poświęciłaś się zupełnie temu mężczyźnie i jego dziecku, zapominając o sobie.
– Nie chcę tego słuchać! – weszła mi w słowo. – Kocham Marcina i Julkę, i nie wyobrażam sobie życia bez nich! – rozłączyła się bez pożegnania.

No nic. Kolejna próba osiągnięcia porozumienia zakończyła się fiaskiem. Było mi przykro, że córka przedkłada pierwszego lepszego mężczyznę i jego dziecko nad więź, która nas łączyła. Chciałam mieć z nią dobre relacje, ale nie mogłam zaakceptować tego związku. Pragnęłam dla Ani wszystkiego, co najlepsze. Chciałam, aby poznała mężczyznę bez zobowiązań, wzięła z nim ślub, zaszła w ciążę i została matką, a nie macochą dla cudzego dzieciaka!
Dni mijały, a Ania się nie odzywała. Codziennie miałam ochotę do niej zadzwonić, ale ja już wyciągnęłam rękę na zgodę, a ona ją odtrąciła. Najwyraźniej nie chciała się pogodzić. Bolało mnie to. Kiedyś było zupełnie inaczej. Gdy koleżanki opowiadały mi o kłótniach, jakie wybuchają między nimi a ich córkami, nie wiedziałam, o czym mówią. My świetnie się rozumiałyśmy.
Straciłam już nadzieję, że córka sama z siebie zadzwoni, kiedy nagle późnym wieczorem skontaktowała się ze mną.
– Mamo! Musisz mi pomóc!
Przestraszyłam się rozpaczy, którą usłyszałam w jej głosie.
– Co się dzieje?
– Marcin pojechał na trzydniowe szkolenie do siedziby firmy we Wrocławiu, a Julka wymiotuje od pięciu godzin. Nie przyjmuje pokarmów, wody, nic! Wszystko zwraca! Nie wiem, co robić! Tak bardzo boję się, że się odwodni – Ania wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem. – Co mam robić? Pomóż mi, mamo!

Musiałam działać. Odłożyłam na bok urazy i postanowiłam pomóc mojej córce.
– Będę za pół godziny. Zadzwonię po taksówkę, tylko podaj mi numer bloku i mieszkania. – Wstyd przyznać, ale nie znałam nawet pełnego adresu, pod którym Ania mieszkała z Marcinem i Julką.

zebrałam się w ciągu piętnastu minut, kolejny kwadrans zajęło mi dotarcie na miejsce. To, co tam zobaczyłam,  było przerażające. Słodka dziewczynka, o urodzie aniołeczka, była już tak wycieńczone, że dosłownie leciała przez ręce. Ania, zrozpaczona, biegała między łazienką, gdzie prała na bieżąco pościel i ubranka Julki, a pokojem, gdzie dziewczynka leżała i zwijała się z bólu.  Szlochała tylko cichutko, nie miała już nawet siły na to, żeby płakać. Spojrzałam w oczy tej małej i… coś we mnie drgnęło. Jeszcze nigdy nie widziałam tego dziecka z bliska, dotychczas wolałam nie myśleć o Julce inaczej, niż o zbędnym balaście, który spadł na moją córkę. O cudzym dziecku, dla którego nie było miejsca w naszym życiu. A teraz...
– Czy Julka zjadła coś nieświeżego? – zapytałam Anię rzeczowo.
– Nie mam pojęcia – rozłożyła ręce.
– Wróciła z przedszkola i zaczęła narzekać, że boli ją brzuszek. Miała wysoką gorączkę, a po chwili zaczęła wymiotować!
– To najpewniej grypa jelitowa – zawyrokowałam. – Też ją przechodziłaś jako mała dziewczynka. Na jelitówkę nie ma lekarstwa. Jedynym pocieszeniem może być to, że chociaż jej objawy są kłopotliwe, to zazwyczaj infekcja szybko mija. Ale mała musi dużo pić, żeby się nie odwodniła.
– Tylko jak to zrobić, skoro ona wszystko zwraca? – spytała Ania załamana.
– Dawaj jej płyny małymi łyczkami, żeby nie wywołać kolejnych wymiotów. Macie w domu elektrolity? – spytałam, a kiedy zaprzeczyła ruchem głowy, wysłałam ją do apteki.

Zanim wybiegła z mieszkania, spojrzała na mnie niepewnie, jakby z niepokojem.
– Nie bój się, zajmę się małą tak jak tobą w dzieciństwie. Krzywda jej się nie stanie! – zapewniłam.
Ania zamknęła za sobą drzwi, a mała Julka patrzyła na mnie wielkimi przerażonymi oczami. Próbowałam unikać jej wzroku, ale mi to nie wychodziło. Była urocza i taka bezradna...

Gdy wróciła Ania, od razu zajęła się Julią. W gestach mojej córki dostrzegłam miłość i zaangażowanie. Zobaczyłam w niej siebie sprzed dwudziestu kilku lat. Ania postępowała intuicyjnie, a więź, która łączyła ją z Julką, była widoczna nawet dla mnie. Nie dało się jej nie zauważyć.
Kochasz ją, prawda? – zapytałam, kiedy dziecko w końcu zasnęło.
Ania potwierdziła skinieniem głowy.
– Nie urodziłam Julki, ale kocham ją, jakby była moim dzieckiem. Moje miejsce jest przy niej i przy Marcinie, tak czuję – powiedziała, patrząc mi głęboko w oczy.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Dzisiaj to zrozumiałam – przyznałam. – Przepraszam, że nie chciałam cię słuchać, kiedy próbowałaś mi wytłumaczyć, że jesteś szczęśliwa.
– Sama jesteś mamą, powinnaś zatem zrozumieć, że chcę dla Julki jak najlepiej. Daj przynajmniej jej i Marcinowi szansę…

W oczach Ani dostrzegłam nadzieję. Nie mogłabym jej zawieść.
Spełniłam prośbę córki. Mała bez trudu podbiła moje serce, ale do Marcina nadal podchodziłam nieufnie. Musiało minąć trochę czasu, zanim mu zaufałam i zrozumiałam, że ma wobec mojej córki dobre intencje. W końcu musiałam jednak przyznać, że się pomyliłam, a Marcin świata poza Anią nie widzi.
Od tych wydarzeń minęło kilka lat. Ania i Marcin są po ślubie, a niedługo urodzi się ich wspólna córeczka. Zostanę po raz drugi babcią! Tak, po raz drugi, bo Julka jest moją ukochaną wnuczką. Wiem, że obie dziewczynki będę traktować jednakowo. Dziś trudno mi zrozumieć, jak mogłam być tak zaślepiona. Może trochę usprawiedliwia mnie to, że kierowałam się dobrem córki, ale żałuję, że straciłam tyle czasu na niepotrzebne dąsy. Przecież dorosłe dziecko ma prawo do własnych wyborów!

Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż popełnił samobójstwo. Zostawił mnie z dwójką małych dzieci, bez grosza przy duszy, za to z ogromnymi długami”
„Miałem dobrą pracę, luksusowy dom i piękną narzeczoną. I to przez jej pazerność wszystko straciłem…”
„Straciłem pracę, pieniądze i szansę na miłość. Wszystko dlatego, że miałem jeden priorytet: napić się”

Redakcja poleca

REKLAMA