Moja bratowa miała wszystko to, czego ja nie mam: urodę, wyższe studia, pracę i pieniądze. Strasznie jej tego zazdrościłam. Czy słusznie?
Wybieraliśmy się z mężem do jego siostry, i na samą myśl o tej kolejnej nudnej wizycie robiło mi się mdło.
– Pośpiesz się, jesteśmy spóźnieni! – ponaglił mnie Grzegorz. Gdy chodziło o Gosię, zawsze starał się wypaść jak najlepiej: gonił nas, bo chciał dojechać punktualnie, musztrował dzieci, żeby nie popełniły jakiejś gafy przy stole, lustrował moje ubranie. Uwielbiał swoją siostrę. A ja jej nie znosiłam.
Była od nas trochę starsza i żyła w zupełnie innej bajce
Rozwódka przed czterdziestką, na kierowniczym stanowisku. Niebrzydka, a poza tym wyniosła, fałszywa harpia, która uwielbiała popisywać się swoją zamożnością. Mnie traktowała jak prowincjonalną gęś. Zawsze robiła jakieś paskudne aluzje, rzucała uszczypliwe uwagi. Chwaliła się kasą, zadzierała nosa. Zajechaliśmy na miejsce, Gosia wybiegła nam na spotkanie.
– Kochani! – krzyknęła, rzucając się na szyję mojemu bratu, a potem ucałowała powietrze w okolicy moich policzków. – Trochę ci się przytyło… Chyba nie jesteś w ciąży? – zapytała.
Weszliśmy do środka i Gosia od razu zaczęła podawać na stół cudaczne potrawy. Kupiła je w sklepie. Kobiety takie jak ona nie zaglądają do kuchni.
– Zaraz zrobię nam po drinku, ale najpierw prezenty – stwierdziła, wołając do siebie moje dzieci.
– Nie powinnaś – zaprotestował delikatnie mój Grzegorz.
– Kto ma ich rozpieszczać jak nie ciocia? – zaszczebiotała. – Stać mnie na to!
Jak zwykle musiała pokazać, że ona ma na drogie zabawki, a my nie.
– Dziś oblewamy mój awans! – powiedziała, wnosząc do salonu tacę z kolorowymi drinkami. – Dostałam też podwyżkę. Zarezerwowałam wakacje na Seszelach i chyba kupię nową… Wyłączyłam się, nie mogłam tego słuchać. Byłam wściekła i zazdrosna. Ta kobieta miała wszystko, czego ja nie mam: stanowisko, przepiękny dom, pieniądze i urodę. A ja? Mysz po liceum ekonomicznym.
Marzyłam o studiach, lecz na świecie pojawiła się Madzia. Potem myślałam o zaocznych, ale zaszłam w ciążę z Jasiem. Nagle Gosia zaczęła machać mi przed nosem ciuchami.
– Nie noszę tego, a tobie się nie przelewa – powiedziała, wciskając mi w ręce plastikowy worek na śmieci z jakimiś ubraniami. Poczułam się upokorzona.
– Nie, dziękuję – bąknęłam.
– No co ty, bierz! To fajne rzeczy, niektóre całkiem nowe – nalegała, więc w końcu wzięłam darowiznę i poszłam do auta upchnąć ją w bagażniku.
Wtedy postanowiłam, że dosyć tego
Grzegorz i dzieci niech ją odwiedzają. Ja nie muszę. Następnym razem, kiedy Gosia nas zaprosiła, powiedziałam, że fatalnie się czuję, i posłałam męża samego z dziećmi. Potem znajdowałam kolejne wymówki i jakoś udało mi się unikać wizyt u niej przez prawie pół roku. Początkowo Gosia dopytywała się, czemu nie przyjeżdżam. W końcu dała sobie i mnie spokój. Tamtego deszczowego wieczora kroiłam właśnie warzywa na zapiekankę, kiedy zadzwoniła moja komórka. Odebrałam, nie patrząc na ekran. Najpierw usłyszałam ciche pochlipywanie, a potem głos szwagierki:
– Ola, mogłabyś przyjechać?
– Jestem trochę zajęta – odparłam bez chwili wahania.
– Proszę cię… Coś w jej głosie mnie przeraziło. Brzmiał tak pusto i obco! To już nie była pewna siebie pani dyrektor chwaląca się kasą. Stało się coś złego.
Porzuciłam warzywa i pobiegłam do samochodu. Dotarłam pod dom Gosi w rekordowym czasie, po drodze łamiąc chyba wszystkie przepisy. Otworzyła mi zapłakana, rozczochrana, podstarzała kobieta ubrana w wyciągnięty dres. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
– Przepraszam cię, ale nie miałam do kogo zadzwonić – rozszlochała się na dobre. – Przepraaaszam!
– Już dobrze. Co się stało? – zapytałam, obejmując ją.
– Właściwie to nic – powiedziała, ocierając łzy. – Po prostu obudziłam się rano i zrozumiałam, że jestem sama jak palec. Po pracy wracam do pustego domu i nie mam do kogo gęby otworzyć. Chwycił mnie taki dół, że chce mi się wyć. Myślałam, czyby nie łyknąć jakichś prochów…
– Nawet nie wygaduj takich bzdur! – przeraziłam się. Chwyciłam jakiś sweter, podałam jej. – Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim?!
Jedziesz do nas. Masz rodzinę!
Nagle zdałam sobie sprawę, jaka byłam dla niej podła. Ona się starała. A ja, zaślepiona przez zazdrość, widziałam tylko jedną stronę medalu – jej bogactwo, wykształcenie i rzekomą pychę! Nie dostrzegłam samotności…
Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"