„Moja babcia namówiła narzeczonego, by mi się oświadczył. Po ślubie szybko wyszło na jaw, że nic nas nie łączy”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, juanma hache
„To moja babcia namówiła go do oświadczyn. Tak bardzo chciała wydać mnie za mąż. Jemu z kolei wydawało się, że naprawdę mnie kocha, więc przystał na propozycję. W tamtym momencie byłam nieco wstrząśnięta. Babcia zadbała o każdy detal, ale nawet jej spiski i przesądy nie zapewniły nam szczęścia”.
/ 11.10.2023 10:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, juanma hache

Widok twarzy tej dziewczyny, która pojawiła się w kawałku rozbitego lustra, prześladował mnie przez lata. Ale wreszcie odnalazłam spokój…

To były dla mnie bzdury

Nigdy nie wierzyłam w zabobony. Pęknięte lustra, piątek trzynastego, czarne koty Wszystko to uważałam za bzdury. Nie przywiązywałam też wagi do ślubnych przesądów, które miały duże znaczenie dla mojej babci.

– Musisz włożyć te szmaragdowe kolczyki, to rodzinna pamiątka, czyli coś starego – tłumaczyła, wciskając mi w dłoń nieco zaśniedziałą biżuterię. – Do tego oczywiście coś niebieskiego i pożyczonego.

Nie dałaby mi spokoju, gdybym odmówiła. Tak więc do ślubu szłam obwieszona rodową biżuterią i ze wsuniętym do pantofla banknotem, by nam się w życiu wiodło. Paranoja. Dzień przed ceremonią wydarzyło się jednak coś, o czym nikomu nie powiedziałam, a już na pewno nie przesądnej do bólu babci. Była ze mną tylko przyjaciółka, którą poprosiłam o dyskrecję.

– O Boże! – jęknęła, patrząc na rozsypane wokół odłamki szkła.

Przymierzając długi welon, niechcący strąciłam lustro, które rozbiło się w drobny mak.

– Kto to zawiesił w taki sposób? – burknęłam ze złością, bagatelizując niepokój przyjaciółki.

Nie miałam zamiaru dać się wciągnąć w rozmowę o „siedmiu latach nieszczęścia”. Jedynym problemem było dla mnie rozbite szkło. Nie chciałam się pokaleczyć czy pociąć welonu.

– Jak możesz tak spokojnie na to patrzeć? Jutro wychodzisz za mąż, kretynko… – jęczała Kasia.

– Owszem, a ty jesteś moją świadkową, więc rusz się i pomóż mi to posprzątać – wycedziłam.

Byłam zła, bo wbrew mojej woli zakiełkowało we mnie ziarenko niepewności.

– Mówią, że… – zaczęła Kasia, wciąż stojąc na środku pokoju i wpatrując się w resztki lustra.

Tak, wiem, siedem lat nieszczęścia – weszłam jej w słowo. – Lepiej skocz po miotłę, zanim ktokolwiek się zorientuje i zobaczy ten bałagan. Bo trucia będzie na dekady.

Przymknęłam powieki, modląc się w duchu, by Kasia wyszła i choć na chwilę zostawiła mnie samą. Byłam wystarczająco podenerwowana jutrzejszym ślubem i weselem. Nie potrzebowałam dodatkowego stresu, a cudze emocje chłonęłam jak gąbka. Doskonale wyczuwałam, w jaką panikę wpadła moja przyjaciółka. Tłumaczyłam to sobie tym, że po prostu zależy jej na moim szczęściu.

Chyba miałam zwidy

Kiedy za Kasią zamknęły się drzwi, zauważyłam leżący w kącie fragment lustrzanej tafli, całkiem spory. Niemal całe lustro potłukło się w drobny mak i pokryło drewnianą podłogę dywanem szklanych drobinek. Podeszłam do ocalałego fragmentu i zamarłam. W popękanej tafli dostrzegłam odbicie, ale nie moje. Serce zatłukło mi się w piersi. Osunęłam się na kolana i oparłam dłonie o podłogę, ignorując wbijające się w skórę ostre drobinki. Wnętrze moich dłoni pulsowało bólem, a ja wpatrywałam się w odbicie we fragmencie lustra.

Była to twarz młodziutkiej kobiety, widoczna tylko w połowie. Na ramiona spływały jej długie, brązowe włosy. Cerę miała nieskazitelną, a policzek pokrywał delikatny rumieniec. Ozdobione firanką długich rzęs oko mrugnęło, a kącik wydatnych ust wykrzywił grymas…

Zerwałam się z miejsca. Nie zauważyłam, że kropla krwi sącząca się z mojej dłoni kapnęła na śnieżnobiały welon rzucony na krzesło. Drżałam.

– Już jestem! – wróciła Kasia, niosąc miotłę i szufelkę.

Dziewczyna z lustra rozpłynęła się, pozostawiając po sobie mglistą poświatę na jego powierzchni.

– Co ty wyrabiasz?!

Przyjaciółka rzuciła miotłę i zaczęła rozglądać się za czymś, w co mogłabym wytrzeć zakrwawione dłonie. Byłam w jakim amoku i musiało minąć kilka minut, zanim doszłam do siebie.

– Zgłupiałaś? Jak mogłaś sprzątać szkło gołymi rękami?

– Nie wiem, co mi odbiło – wytarłam dłonie o tylne kieszenie dżinsów. – Ale nie dramatyzuj, to ledwie kilka kropel krwi. I nic nikomu nie mów, okej?

– Pewnie – przytaknęła Kasia. – Rodzina gotowa dostać zbiorowego zawału, jak się dowie o zbitym lustrze w przeddzień ślubu. Obyś tylko jakiegoś zakażenia nie dostała…

– Znowu przesadzasz, nic mi nie będzie – wzruszyłam ramionami i chwyciłam za miotłę, by jak najszybciej uprzątnąć bałagan.

Następnego dnia, tuż przed wejściem do kościoła, poprawiałam sobie welon. Okrywałam nim ramiona i wtedy dostrzegłam małą plamkę krwi. Poczułam ukłucie niepokoju na myśl o tym, co wydarzyło się wczoraj. Postanowiłam o tym zapomnieć, wymazać z głowy, co wcale nie było to łatwe. Przed oczami wciąż miałam twarz tajemniczej, nieznanej mi dziewczyny…

Mimo tego ślub przebiegał bez zakłóceń i mogliśmy się hucznie weselić.

– Ależ ci pasują te kolczyki… – zachwycała się babcia, gładząc mnie z czułością po policzku. – Czeka was długie i szczęśliwe życie. Będę się o to modlić.

– Dziękuję, babciu – uściskałam ją. – Postaramy się, by tak było.

– Wy możecie się starać – wtrąciła stojąca obok nas ciotka – ale los i tak ma już dla was gotowy scenariusz.

Zrobiło mi się zimno na dźwięk tych słów. Znowu ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie niepokoju. Nie mogłam uwierzyć, że nieprzemyślana odzywka starej ciotki, która przypomniała mi o stłuczonym lustrze, tak bardzo wyprowadziła mnie z równowagi, by położyć się cieniem na dniu mojego ślubu. Powtarzałam sobie, że przecież nie wierzę w zabobony. Nawet te babcine nie robiły na mnie wrażenia. Stare kolczyki, pożyczona bransoletka, niebieska podwiązka… zwykłe głupoty.

Dlaczego więc rozbite lustro okazało się tak ważne, że nieustannie o nim rozmyślałam? Przekonywałam samą siebie, że nie widziałam w jego tafli żadnego odbicia, że to musiał być cień poruszanej wiatrem firanki. A jednak jak bumerang wracało do mnie to wspomnienie. Podobnie jak widok plamki krwi na śnieżnobiałym welonie… jak gdyby został skażony…

Przestaliśmy się dogadywać

Minęło kilka lat, zanim w naszym małżeństwie pojawiły się pierwsze kryzysy, a ja zastanawiałam się, czy podejmowaliśmy właściwe decyzje. Powiększenie rodziny odłożyliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość, ponieważ najpierw chcieliśmy wybudować dom. Kiedy zaczęły się problemy, pomyślałam, że powinnam urodzić dziecko zaraz po ślubie. Bylibyśmy wtedy pełną rodziną i mielibyśmy większą motywację, aby zawalczyć o nasze małżeństwo. To były jednak tylko spekulacje, a tymczasem nasz związek wisiał na włosku.

Budowa domu stanęła w miejscu z powodu braku funduszy, co tylko powiększało naszą frustrację. Mój mąż stracił pracę i musiał podjąć nową, gorzej płatną. Zadręczał się tym, że zarabia mniej ode mnie. Raniło to jego czułe męskie ego. Oddaliliśmy się od siebie tak bardzo, że w pewnym momencie nic już nas nie łączyło… No, poza rozpoczętą budową domu i kilkoma zaciągniętymi wspólnie kredytami.

Uczono mnie, by nie wywlekać spraw domowych na zewnątrz, ale w końcu nie wytrzymałam i zwierzyłam się Kasi.

– Zbite lustro – skwitowała. – Teraz masz dowód, że to nie był przypadek.

– Nie pleć bzdur – spiorunowałam ją wzrokiem.

Nie musiała mi przypominać o tamtym zdarzeniu. Wystarczająco często sama o tym myślałam. Odbita w tafli twarz młodej dziewczyny nie dawała mi spokoju. Dopatrywałam się jej rysów w twarzach koleżanek Radka, węsząc zdradę. Żadna nie przypominała jednak eterycznej istoty o kasztanowych włosach i jasnych oczach, zwieńczonych firanką czarnych rzęs. To był kompletny absurd, a mimo to wciąż nie mogłam zapomnieć tego, co widziałam.

– Rozważamy rozwód – wyznałam, spuszczając ze smutkiem głowę.

Zabobony, w które Kasia wierzyła równie mocno jak moja babcia, nie miały tu nic do rzeczy. Po prostu się z Radkiem nie dopasowaliśmy, a to, co wzięliśmy za wielką miłość, okazało się ulotnym zauroczeniem. Byliśmy zbyt młodzi na podejmowanie poważnych życiowych decyzji. To musiało się tak skończyć.

– Nie mogę w to uwierzyć... Wyglądaliście tak pięknie przed ołtarzem, zapatrzeni w siebie… – Kasia była wyraźnie poruszona.

Choć Radek bez oporów przystał na rozwód, nasze rozstanie było nie tylko dla niej sporym zaskoczeniem. Nie robiliśmy publicznych awantur, więc widziano w nas dobrą parę? Mieliśmy się szarpać i tkwić latami w nieszczęśliwym związku dla zachowania pozorów? Bez sensu. Woleliśmy rozstać się po przyjacielsku.

– Jak widać, piękny obrazek to za mało – wzruszyłam ramionami, wspominając uczucie fruwających w brzuchu motylków, które towarzyszyło mi w dniu ślubu. Teraz została po nich jedynie niestrawność.

Radek też ułożył sobie życie

Rozmawiałyśmy jeszcze długo. Opowiedziałam Kasi o tym, co wyznał mi Radek. To moja babcia namówiła go do oświadczyn. Tak bardzo chciała wydać mnie za mąż. Jemu z kolei wydawało się, że naprawdę mnie kocha, więc przystał na propozycję. Teraz, po latach, mogę się z tego śmiać, ale w tamtym momencie byłam nieco wstrząśnięta. Babcia zadbała o każdy detal, ale nawet jej spiski i przesądy nie zapewniły nam szczęścia.

– Nie mam mu niczego za złe – podsumowałam, spoglądając na pogrążoną w zadumie przyjaciółkę.

Rozstaliśmy się z Radkiem w atmosferze porozumienia oraz ulgi i każde z nas poszło w swoją stronę. Wkrótce poznałam innego mężczyznę, potem kolejnego, a za trzeciego, po trzech latach znajomości, wyszłam za mąż. Tym razem byłam pewna swoich decyzji. Nie posiadałam się ze szczęścia, kiedy przywitaliśmy na świecie córeczkę, a później synka. Czułam, że jestem we właściwym miejscu i z odpowiednim mężczyzną – nie ujmując niczego byłemu mężowi, którego uważałam za porządnego człowieka.

On też ułożył sobie życie. Nasz niedokończony dom sprzedaliśmy, a zysk podzieliliśmy między siebie. Wspólni znajomi donosili mi, że Radek osiadł z rodziną na obrzeżach miasta. Choć wciąż mieszkaliśmy w jednej miejscowości, to przez te wszystkie lata po rozwodzie widzieliśmy się raptem raz, zupełnym przypadkiem.

Nigdy nie zapomnę tego spotkania. Robiłam duże zakupy w markecie, bo moja córka obchodziła urodziny. Mąż i dzieci rozpierzchli się po sklepie, zostawiając mnie w jednej z alejek. To wtedy zobaczyłam Radka w towarzystwie jakiejś kobiety – najpewniej żony. Nie kochałam go już od wielu lat, a mimo to poczułam ukłucie w sercu. Kiedyś to ja byłam jego żoną, to mnie przysięgał miłość. Gdzieś w głębi serca pozostał żal, że nam się nie udało.

Patrzyłam na tę dwójkę jak zaczarowana, trzymając w ręku karton z mlekiem. Prawdziwego szoku doznałam jednak, gdy podbiegła do nich dziewczyna. Przystanęła i spojrzała wprost na mnie… i wszystko zrozumiałam.

– Dziewczyna z lustra… – wymamrotałam, nie odrywając od niej wzroku.

– O, cześć! – Radek mnie zauważył i ruszył alejką w moją stronę, obejmując w talii uśmiechniętą żonę.

Dziewczyna podążyła za nimi, okręcając sobie wokół palca pasmo kasztanowych włosów. Miała alabastrową skórę i lekkie rumieńce na policzkach. Spojrzenie, rzucone spod długich rzęs, przyszpiliło mnie jak owada, sparaliżowało. Musiałam wyglądać idiotycznie, zaciskając palce na kartonie z mlekiem i patrząc tępo przed siebie.

– To moja żona – odezwał się Radek, a kobieta wyciągnęła rękę w moją stronę. Ocknęłam się z letargu i odwzajemniłam uścisk dłoni. – A to nasza córka, Milena.

– Miło was poznać – uśmiechnęłam się, choć w moim sercu właśnie szalał huragan. –Moje dzieciaki gdzieś tam krążą. Mąż też – zachichotałam nerwowo.

– Cieszę się, że ci się ułożyło – Radek położył mi dłoń na ramieniu.

Była do niego bardzo podobna

Wróciły wspomnienia, i to wyłącznie te miłe. Byliśmy tacy młodzi. Świat leżał u naszych stóp. Wiedziałam jednak, że nic nie dałoby się zmienić, nawet gdybyśmy z całych sił starali się uratować nasze małżeństwo.

– Tak miało być – odparłam, spoglądając na eteryczną dziewczynę.

Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo jest podobna do ojca. Miała to samo jasne spojrzenie. Nie wiem, jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć. Tyle lat prześladowała mnie wizja młodej kobiety, która okazała się córką Radka. Była mu przeznaczona, a ja nie mogłam mu jej dać. Życie musiało więc zmienić swój bieg. Radek spojrzał z czułością na córkę, a potem cała trójka zniknęła w głębi sklepu.

Zrozumiałam, że nigdy nie byłam najważniejszą kobietą w jego życiu. Nie była nią nawet jego druga żona. To córka była jego największą miłością. A więc lustro pokazało prawdę. Kręciło mi się w głowie, gdy o tym wszystkim myślałam. Wydawało się to przecież całkiem szalone, a jednak…

Zabiegi babci związane ze ślubnymi tradycjami nie miały żadnego znaczenia w starciu z przeznaczeniem. Coś pożyczonego, coś starego i coś niebieskiego nie mogło zmienić tego, co było nam pisane. Otrząsnęłam się z zamyślenia i ruszyłam w kierunku dzieci. W stronę życia, które wybrałam i które wybrało mnie.

Czytaj także:
„Ktoś za wszelką cenę chciał wysiudać nas z interesu. Miałam być kartą przetargową i wekslem bezpieczeństwa”
„W urzędzie zostałam zmieszana z błotem, bo żyję z zasiłków. Państwo daje, to tylko głupi nie korzysta”
„Pomogłam ciężarnej autostopowiczce. Przed oczami błysnęła mi jej bransoletka, którą kupił mi kiedyś mój mąż”
 

Redakcja poleca

REKLAMA