„Mój wnuk to żywe srebro, nie jestem w stanie za nim nadążyć. Nie mam nawet 70-tki, a czuję się jak zgrzybiała stara baba”

babcia, która nie nadąża za wnukiem fot. iStock by Getty Images, Tinpixels
„– Że co miałabym robić?! Tańczyć?! – spojrzałam na przyjaciółkę jak na wariatkę. – Czy ty sobie ze mnie żartujesz? Ja nie mam siły chodzić, a ty mi każesz podskakiwać! Dziękuję, ale nie. Zresztą, nie obraź się, Halinko, ale myślę, że w naszym wieku to po prostu nie wypada. Obie jesteśmy babciami, powinnyśmy się zachowywać jakoś, bo ja wiem… statecznie?”.
/ 02.05.2023 17:15
babcia, która nie nadąża za wnukiem fot. iStock by Getty Images, Tinpixels

– Mamo, to co, zostaniesz z małym przez kilka dni? Mam urwanie głowy w pracy – synowa spojrzała na mnie z nadzieją.

Co miałam robić? Pokiwałam głową, że oczywiście zostanę, w końcu od czego ma się babcie. Tylko Jacek, mój mąż, spojrzał na mnie z wyrzutem. On najlepiej wiedział, jak się to moje zajmowanie wnuczkiem skończy! Przez następne kilka dni będę dosłownie umierała z bólu!

Wszystko przez kręgosłup. Bardzo kocham małego Pawełka, ale uważam, że syn i synowa strasznie go rozpieścili. Mały, mimo skończonych siedmiu lat, nic przy sobie nie zrobi sam. Ciągle tylko: „Babciu, daj mi pić”. „Babciu, chcę kanapkę”. A najgorsze są te jego klocki! Od kilku tygodni Pawełek przyjeżdża do nas „uzbrojony” w wielkie pudła bardzo małych klocków.

Na początku nawet byłam zadowolona. Przynajmniej miał chłopak sensowne zajęcie, zamiast ciągle ślęczeć przed komputerem. Niestety, klocki lubią wpadać w najmniej spodziewane miejsca – pod kanapę, za telewizor, za zasłony. A wtedy, biedna babciu, rób co chcesz, możesz się chociażby zwinąć w kulkę, ale klocek musi być znaleziony, i to jak najszybciej!

Za każdym razem ćwiczę więc różne przysiady, podskoki i skłony, a mój stary kręgosłup ledwie zipie i mści się jeszcze przez dobrych kilka dni po wyjeździe Pawełka. Oczywiście, nigdy nie skarżę się na to synowi ani synowej. Uważam, że starsi ludzie są od tego, by młodym pomagać. A oni wiadomo, jak to młodzi, mają swoje sprawy i kłopoty.

Tym bardziej że nie kto inny, tylko ja namawiałam ich na dziecko. Wprost nie mogłam się doczekać pierwszego, i jak na razie jedynego wnuka! I pokochałam Pawła od pierwszego wejrzenia miłością, jaką tylko babcia może kochać. I nadal tak jest, ale czasami chciałabym bardzo, żeby ten mój maleńki skarb nie był aż taki ruchliwy…

Ledwo dotarłam na ten jego plac zabaw

Niestety, Paweł jest typowym dzieckiem swojej epoki. Wszędzie go pełno, a huk robi jak stado słoni. Tym razem nie było inaczej. Jak tylko Zuzia wyszła, gnana tymi swoimi służbowymi sprawami, Pawełek natychmiast zażyczył sobie czegoś, co wcale mi się nie podobało.

– Babciu, idziemy na plac zabaw! – zawołał radośnie. – Takie piękne słońce, szkoda siedzieć w bloku!

– Ale, Pawełku – próbowałam słabo protestować, z niechęcią zerkając na przyginane silnym wiatrem konary drzewa przed oknem. – Jest wiatr, zmarzniesz, przeziębisz się.

– Babciu, co ty mówisz! Jak się będziemy ruszać, to nie zmarzniemy!

Westchnęłam ciężko, ale co miałam zrobić? Zapakowałam, jak zwykle, plecak dla wnuka: dwa jabłka, pół litra wody, kanapkę, batonika, zapasową bluzę… Podniosłam plecak. Niewesoło. Zerknęłam z nadzieją na Pawła, ale on już taszczył pod pachą piłkę i dwie sznurkowe bramki. Choćby chciał, nie mógłby mi pomóc. Powoli, noga za nogą, powlokłam się w stronę osiedlowych huśtawek. A Pawełek jeszcze mnie poganiał:

– Babciu, jak będziemy szli w tym tempie, to mi chłopaki zajmą najlepsze miejsce w cieniu! No, babciu, co się dziś z tobą dzieje? A może ty chora jesteś? – zaniepokoił się nagle.

Musiałam przyznać, że to dobry dzieciak. Może po prostu czasami nieco narwany, ale serce ma złote.

– Nie, Pawełku, nie jestem chora. Po prostu babcia jest już stara i potrzebuje czasami na chwilkę usiąść – sapnęłam ledwo żywa.

Paweł podniósł ze zdziwienia brwi do góry, jakby po raz pierwszy w życiu usłyszał, że ludzie się starzeją:

– Ale ty, babciu, wcale nie jesteś stara – zaprotestował gwałtownie. – Żebyś widziała babcię mojego kolegi z zerówki. Ona to dopiero jest stara. Ma chyba ze czterdzieści lat!

Cóż, szczerze wątpiłam, żeby babcia kolegi była w tak młodym wieku, ale nawet nie miałam siły się roześmiać. Najwyraźniej było ze mną jeszcze gorzej niż myślałam.

Gdy w końcu doczłapałam się na plac zabaw, musiałam wyglądać strasznie, bo wystarczyło jedno sapnięcie, by grupa nastolatków szybko ustąpiła mi miejsca na ławce w cieniu.

– To co, babciu, bawimy się? – Paweł już był przy moich nogach, jednocześnie kozłując piłkę i wbijając zęby w przywleczone przeze mnie jabłko – Bo przecież nie przyszliśmy tu po to, żeby siedzieć!

– Dobrze, Pawełku, dobrze – wyjąkałam z trudem – Babcia tylko chwilkę odpocznie i zaraz…

Mój wnuk nie był zachwycony. Przez kilka minut pobujał się sam, ale słyszałam, jak skarży się swojemu nowo poznanemu koledze, że „z tatą to ciągle się coś dzieje, a z babcią to tylko się siedzi i siedzi”. Zrobiło mi się naprawdę przykro. Zawsze sądziłam, że co jak co, ale babcią to jestem aktywną i wspaniałą. Kiedy to się zmieniło?!

Po dwóch godzinach w końcu zeszliśmy z placu, a ja nie miałam ochoty na nic innego, jak tylko rozłożenie się na kanapie i bezmyślne gapienie w telewizor. Dobrze, że moja synowa tego nie widziała, bo była przewrażliwiona na punkcie tego, jak jej jedynak spędza wolny czas!

Ta moja przyjaciółka chyba zwariowała!

Na szczęście Jacek zauważył, że jestem już na ostatnich nogach, bo bez słowa przejął moje obowiązki.  Ugotował obiad, a nawet przeczytał Pawłowi bajkę. A ja? Dawno nie czułam się tak stara i bezwartościowa. Szczerze mówiąc, to chciało mi się z tego wszystkiego płakać. Zadzwoniłam do przyjaciółki, mojej rówieśniczki, która zawsze świetnie mnie rozumiała.

– Wiesz co, ludzie powinni mieć wnuki w młodszym wieku – zaczęłam bez żadnych wstępów.

– A co się stało? Paweł znowu dał ci w kość? – Halinie nie musiałam dwa razy powtarzać, bo jej dzieci szybciej się postarały, i teraz w każde ferie i wakacje miała u siebie trójkę niesfornych nastolatków.

– Kochana, ja w ogóle za nim nie nadążam! – zamknęłam drzwi, żeby moi panowie nie słyszeli, jak się nad sobą użalam. – To już nie te lata! Wyobraź sobie, że dziś poskarżył się, że z tatą to przynajmniej coś się dzieje, a ze mną to… Szkoda gadać!

Bezczelny dzieciak – usłyszałam westchnięcie z drugiej strony słuchawki. – Jesteś dla niego za dobra.

– Ale to nie o to chodzi! – westchnęłam zrezygnowana. – Chodzi o to, że ja naprawdę kompletnie nie mam sił. Czy ty wiesz, że dziś, zanim doszłam na plac zabaw, musiałam dwa razy przystanąć? Ja nie mam jeszcze nawet siedemdziesiątki, a staję się niedołężną kobietą! – praktycznie krzyknęłam do słuchawki, bo nagłe uświadomienie sobie smutnych faktów jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

– No cóż, prawda jest taka, moja droga, że sama sobie na to zapracowałaś – usłyszałam nagle i aż mnie zamurowało.

Czy ja mówiłam, że Halina zawsze dobrze mnie rozumiała? Co się stało tej kobiecie, czy wszyscy powariowali?

– I ja nie mówię o tym, ile masz lat, ale o tym, że nie ćwiczysz, nic nie robisz dla swojego organizmu… – wyjaśniła mi po chwili.

– Halina, czy ty siebie słyszysz? – wyjąkałam, bo nie mogłam uwierzyć w to, co ta kobieta wygaduje. – Ja tobie tłumaczę, że nie mam siły wyjść na plac zabaw, a ty mi mówisz o jakichś ćwiczeniach! Może jeszcze powiesz, że mam przejść na dietę i… Ja mam prawie siedemdziesiąt lat!

– I co z tego? – Halina najwyraźniej nie widziała w tym żadnego problemu. – Ja, chociaż jestem twoją rówieśniczką, od dawna dbam o zdrowie i kondycję. I muszę ci powiedzieć, że zdecydowanie wychodzi mi to na dobre. Spróbuj, a przekonasz się sama, moja droga.

Co tu kryć, w pierwszej chwili pomyślałam, że jak nic baba zwariowała. Nawet złośliwie sobie w myślach dodałam, że może i wiek się do tego przyczynił. Wiadomo, jak się ma tyle lat co my, to różne pomysły do głowy przychodzą. Ale później ciekawość wzięła górę, więc, wciąż nie dowierzając w to, co słyszę, zapytałam:

– I co takiego robisz? Chodzisz na fitness z młodymi dzierlatkami i tam podskakujesz? Prezentujesz wszystkie swoje zmarszczki i wałeczki?

– Wcale nie – Halina nie wydawała się nic a nic obrażona. – Ja akurat chodzę na zajęcia Gold, wiesz, dla starszych pań, chociaż tańczy z nami też dwóch panów – Halina zachichotała jak nastolatka, a ja poczułam się już do reszty zbita z tropu.

– Tańczy?! – zawołałam. – Czy ty sobie ze mnie żartujesz? Ja nie mam siły chodzić, a ty mi każesz podskakiwać! Dziękuję, ale nie. Zresztą, nie obraź się, Halinko, ale myślę, że w naszym wieku to po prostu nie wypada. Obie jesteśmy babciami, powinnyśmy się zachowywać jakoś, bo ja wiem… statecznie?

Stwierdziłam, że zwyczajnie nie mam wyjścia

– I tu się z tobą nie zgodzę. Jakbym się cały czas tak statecznie zachowywała, to dawno wpadłabym w depresję i rodzina nie miałaby ze mnie żadnej pociechy. Nie mówiąc już o tym, że teraz daję dobry przykład wnukom – w głosie mojej przyjaciółki usłyszałam dumę. – A co do sił, to bądź pewna, że każda z pań, która przychodzi na nasze zajęcia, na początku jęczała tak samo jak ty. A teraz co? Zależy im, żeby dobrze wypaść na pokazie, więc wyciskają z siebie siódme poty na treningach! Myślę, że najlepiej zrobisz, jak po prostu wpadniesz do nas w piątek i sama zobaczysz. Podać ci adres?

– Dziękuję, nie – ucięłam krótko.

Halina naprawdę mnie zaskoczyła. Na pokazie? Więc nie dość, że wstydu nie miała, żeby machać nogami przed ludźmi, to jeszcze brała udział w jakichś pokazach? Co jak co, ale ja nie miałam zamiaru się wygłupiać! Nawet, jeśli to miało przyczynić się do poprawy mojego zdrowia.

Ani myślałam zaprzątać sobie głowy słowami Haliny, ale kolejne dni sprawiły, że – chcąc nie chcąc – zaczęłam przekonywać się do myśli o zmianach. Powinnam o siebie zadbać, jeśli chcę, żeby mój wnuczek cieszył się mną jak najdłużej.

Co tu kryć, podczas swojego pobytu u nas, mój wnuk był wyjątkowo absorbujący. A ja, jeszcze bardziej niż zwykle, unikałam jakiejkolwiek aktywności fizycznej. To bardzo przykre, ale po prostu za nim nie nadążałam. W efekcie, kiedy Zuzia przyjechała po niego w piątek, Pawełek szepnął jej do ucha:

– Mamo, nie zostawiaj mnie więcej u babci. Słyszałam, jak ona mówiła dziadkowi, że nie ma już na to siły!

Aż mi się łzy zakręciły w oczach, kiedy to usłyszałam. A więc mały zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje! Nie, to zaszło już za daleko! Muszę coś zrobić, jeśli chcę nadal mieć kontakt z moim wnuczkiem. Przecież jeżeli czegoś nie zrobię, to dzieci już nigdy więcej mi go nie zostawią. Nie dlatego bynajmniej, że by się ze mną nudził, ale po prostu z troski o moje zdrowie. Tak bardzo chciałabym mieć więcej siły!

I tak oto zdecydowałam się iść z Haliną na zajęcia taneczne, które, o dziwo, okazały się dużo przyjemniejsze niż się spodziewałam. Przede wszystkim, brały w nich udział panie w moim wieku, więc nie musiałam się obawiać porównywania modnych legginsów i komentowania idealnych figur, co mnie zawsze odstraszało od uczestnictwa w standardowych zajęciach fitness.

Poza tym, choć rzeczywiście na początku zajęcia mocno mnie męczyły, szybko zauważyłam, że instruktorka dostosowuje je do możliwości kobiet w „złotym wieku”, więc figury nie były aż tak trudne, jak się obawiałam. I co najważniejsze – każda z ćwiczących koncentrowała się na sobie i na własnych postępach, więc nikt się nie rozglądał i nie krytykował mnie, nawet jeśli coś mi nie wyszło.

Spędziliśmy bardzo udany tydzień

Koniec końców zdecydowałam, że będę regularnie tańczyć.

Trochę się obawiałam, co na to powie moja rodzina, ale zareagowali bardziej niż pozytywnie:

Pewnie, że tańcz! – usłyszałam od Jacka. – A kiedy jest lepszy czas na dbanie o siebie niż na emeryturze? Zresztą nie chodzi tylko o Pawełka… – uśmiechnął się przekornie mój mąż. – Ja też z chęcią pokażę się między ludźmi z odmłodzoną, wygimnastykowaną żoną!

– I nie będziesz się wstydził, że nogami fikam? Nie uważasz, że to nie wypada w moim wieku? – spytałam cicho, a Jacek tylko się roześmiał:

– Wstydził? Teresko, ja jestem z ciebie dumny! Niech się młodsze babki uczą od mojej kobiety klasy i dbania o siebie – odparł.

I tak, upewniona, że dobrze robię, zaczęłam chodzić regularnie na zajęcia taneczne dla kobiet w średnim wieku. Nie chwaląc się, mój wysiłek przyniósł spodziewane efekty.

Kiedy kilka dni temu Zuzia znowu zapytała mnie nieśmiało, czy może przywieźć Pawła, tylko przez chwilę poczułam ukłucie niepokoju w sercu. Po kilkunastu sekundach odpowiedziałam z entuzjazmem:

– Ależ z największą przyjemnością, Zuzanko! Całe wieki już nie widziałam mojego wnuczka!

Nie chcieliśmy mamy fatygować – przyznała Zuzia z lekkim zawstydzeniem. – Po ostatniej wizycie Paweł przyznał, że strasznie mamę umęczył, naprawdę mi głupio…

– Ależ nie ma powodu – roześmiałam się. – Zobaczysz, teraz, jak się wzięłam za siebie, to raczej ja zmęczę Pawełka, nie on mnie!

I rzeczywiście, bawiliśmy się razem świetnie i spędziliśmy bardzo udany tydzień. Pawełek oczywiście pozostał tak samo wymagający jak przedtem, ale ja czułam się dużo silniejsza, sprawniejsza, ba – zwyczajnie młodsza!

Czytaj także:
„Nadawałam się tylko na śmietnik. Czułam się stara i brzydka. Dwa rozwody i choroba odebrały mi życiową energię”
„Gdy byłam nauczycielką, czułam się ważna i potrzebna. Teraz jestem stara i ludzie traktują mnie jak ciężar i śmieć”
„Moja przyjaciółka to zgorzkniała stara baba. Uwielbia krytykować i obrażać młodych, bo czuje się od nich lepsza”

Redakcja poleca

REKLAMA