„Mój szwagier to łajdak, jakich mało. Żonę zdradza, dziecku nie pozwala jechać na studia, a sam żadnej roboty nie umie utrzymać”

Zamartwiam się o swoje dorosłe dziecko fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Gdyby mi się teraz nawinął pod rękę, pewnie spuściłbym mu manto. Alinka poznała go w jakimś klubie dyskusyjnym. Mnie się od początku ten goguś nie podobał. I, niestety, miałem rację. W żadnej pracy się nie utrzymał, bo który szef zniesie takiego mądralę. Z głodu by zdechli, gdyby nie Alinka, która jest pielęgniarką”.
/ 13.01.2023 11:30
Zamartwiam się o swoje dorosłe dziecko fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Grażynka wyszła jak zwykle o czwartej, żeby odebrać ze szkoły Piotrusia. Przeglądałem faktury i spod oka obserwowałem Marysię. Moja siostrzenica, która przychodzi do sklepu dwa razy w tygodniu, żeby zarobić na lekcje rysunku, była dzisiaj dziwnie milcząca i przygnębiona. Nie chciałem o nic pytać – może pokłóciła się z przyjaciółką, a może jest nieszczęśliwie zakochana…

Kto się połapie, co kotłuje się w głowie pannicy

– No i jak pan Tomasz ocenia twoje szanse? – zagadnąłem wreszcie, bo wydawało mi się, że to temat neutralny, no i dla Marysi ważny.

Pan Tomasz jest emerytowanym nauczycielem rysunku, przez lata pracował w naszym liceum, a teraz dorabia, przygotowując na studia dzieciaki z naszego miasta. Te, które postanowiły zdawać na architekturę, albo, tak jak Mania, na jakieś wydziały artystyczne. Liczyłem na to, że moja siostrzenica się rozgada. A tymczasem ona zaczęła ryczeć, i to jak! Zostawiłem papiery, podszedłem do niej i pogłaskałem ją po włosach.

– Co się stało, Marysiu, chyba pan Tomasz cię nie zniechęca? – spytałem.

Pokręciła głową.

– No to o co chodzi?

– Tacie – wychlipała wreszcie – nie przedłużyli umowy o pracę. I jeżeli nie znajdzie nowej, nie będę mogła iść na studia – głośno pociągnęła nosem.

– Nie martw się na zapas – powiedziałem, choć trudno mi było wykrzesać z siebie nawet odrobinę optymizmu. – Przecież do października jeszcze dużo czasu. Twój tata na pewno dostanie jakąś pracę. A jeśli nawet nie, coś wymyślimy!

Przy drzwiach zadźwięczał dzwonek, musiałem więc zająć się klientką, która szukała szarej taśmy do podszycia spódnicy. Odmierzałem tasiemkę i myślałem o szwagrze. Gdyby mi się teraz nawinął pod rękę, pewnie spuściłbym mu manto. Alinka poznała go w jakimś klubie dyskusyjnym. Mnie się od początku ten goguś nie podobał. I, niestety, miałem rację. W żadnej pracy się nie utrzymał, bo który szef zniesie takiego mądralę. Z głodu by zdechli, gdyby nie Alinka, która jest pielęgniarką.

– Biedne dziecko – westchnęła Grażynka na wiadomość, że Henryk znowu stracił pracę. – Coś trzeba zrobić!

– Tylko co? – wzruszyłem ramionami.

– W lutym wyprowadzają się lokatorzy z mieszkania po mamie, które wynajmujemy – powiedziała. – Nowym możemy podnieść opłatę za wynajem, jest już śmiesznie niska. Niech ta nadwyżka będzie dla Marysi, należy jej się!

Podszedłem do mojej żony i pocałowałem ją w rękę, w której trzymała nóż upaćkany masłem.

– Czy mówiłem ci już, że jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie? – Kiedyś o czymś takim wspomniałeś, ale było to tak dawno, że już zapomniałam. – Grażynka uśmiechnęła się do mnie przekornie i wróciła do szykowania kanapek dla Piotrusia.

Na początku grudnia do sklepu wpadła pani Danuta, która pracuje w urzędzie skarbowym. Na jej życzliwość i pomoc zawsze mogę liczyć. Poprosiła trzy motki moherowej wełny.

– To dla starszej pani, mam pod opieką ciotkę mojego męża – oznajmiła. – Ciocia złamała nogę, lekarze mówią, że nie wiadomo, czy będzie w ogóle chodziła, na razie zapakowali ją w gips i czekamy, co dalej. Ciotka mieszka w Warszawie, ale tam nie ma się kto nią opiekować, więc wzięliśmy ją do siebie. Nie jest lekko – westchnęła.

Kiedy wieczorem powtórzyłem tę rozmowę Grażynce, popatrzyła na mnie, jakby jej coś przyszło do głowy, ale nic nie powiedziała.

Święta przeleciały nie wiadomo kiedy

Pierwszy dzień spędziliśmy u nas, na drugi zaprosiła nas Alinka. Było miło. Do czasu... Przy deserach powiedziałem Marysi, że postanowiliśmy jej pomóc, wypłacając coś w rodzaju stypendium. Mańka rzuciła się na szyję mnie i Grażynce, Alinka po prostu się rozpłakała. Naszą radość przerwało uderzenie pięścią w stół, z przewróconego kieliszka wylała się resztka czerwonego wina. Spojrzeliśmy wszyscy na wykrzywioną złością twarz szwagra, który zerwał się od stołu.

– Nic z tego! – wrzasnął szwagier, patrząc na mnie. – Nie będziesz utrzymywał mojej córki. Sponsor się znalazł! Rzygać mi się chce od tej twojej dobroci. Zajmij się własnym synem, a od mojej rodziny wara!

Ostatnie zdanie wykrzyczał już z przedpokoju, złapał kurtkę i wybiegł trzaskając drzwiami. Marysia uciekła do swojego pokoju, Alinka znowu miała łzy w oczach. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, bo co można powiedzieć w takiej chwili. Nawet Piotruś się nie odezwał, cichutko w kącie bawił się nowym autem.

– Rozumiem, że jest sfrustrowany, bo nie może znaleźć pracy, ale żeby pozbawiać szansy własne dziecko? To mi się nie mieści w głowie! – moja żona jeszcze wieczorem przeżywała występ Henryka. – Ja mu pokażę!

Kiedy spytałem, co mu pokaże, mruknęła coś pod nosem i poszła zagonić Piotrusia do mycia. Pod koniec stycznia wezwał mnie urząd skarbowy. Choć staram się być w porządku, takie wezwania zawsze budzą we mnie niepokój. Poszedłem więc najpierw do pani Danuty, która bardzo się na mój widok ucieszyła.

– Nawet się do pana wybierałam, ale ciągle coś mi stoi na przeszkodzie.

– A co, potrzebuje pani więcej włóczki?

– Nie, nie, ciocia już się zniechęciła do dziergania, a poza tym musi ćwiczyć. Proszę sobie wyobrazić, że już jej zdjęli gips i cioteczka chce zaraz jechać do domu. Tak nam dziurę w brzuchu wierci, że już nie wiemy, co robić, a przecież jeszcze przez kilka miesięcy nie będzie w stanie zejść z tego swojego drugiego piętra. Myślałam, myślałam i przyszło mi coś do głowy. Chodzi o Marysię, czy ona nadal wybiera się na studia do Warszawy?

– Właściwie tak – odpowiedziałem trochę niepewnie, bo przecież nie było wiadomo, czy Henryk pojmie, że postępuje jak głupiec.

– Wie pan, tak sobie pomyślałam, że gdyby ona dostała się na te studia, to może chciałaby zamieszkać u cioci i trochę się nią zaopiekować? Zrobić zakupy, posprzątać, czasem dotrzymać towarzystwa…

– Myślę, że to wspaniała propozycja, ale na razie mogę tylko obiecać, że powiem o tym Marysi – obiecałem, niezwykle uradowany.

Prawdę mówiąc, przez cały dzień zastanawiałem się, co zrobić, żeby Henryk usłyszawszy tę wiadomość, nie zareagował jak poprzednio. Oczami wyobraźni widziałem już jego minę, gdy z oburzeniem w głosie mówi: „Moja córka nie będzie niczyją służącą”. Grażynce o propozycji pani Danusi opowiedziałem dopiero wieczorem i natychmiast podzieliłem się obawami, które mnie dręczyły.

Nie martw się, Henryk się zgodzi, będzie musiał – moja żona uśmiechnęła się jakoś dziwnie.

Nie udało mi się dowiedzieć od Grażynki, skąd ma pewność, że szwagier nie będzie protestował.

Co takiego wykombinowała?

Obiecała tylko, że jak doprowadzi rzecz do końca, wszystko mi opowie. Za kilka dni, najwyżej tydzień. Trzy dni później żona, zamiast jak zwykle zabrać Piotrusia ze świetlicy do domu, podrzuciła mi go do sklepu.

– Nie wiem, kiedy wrócę, może za godzinę, a może za pięć. To dotyczy Mańki, o więcej nie pytaj – wygłosiła, stojąc w drzwiach i wyszła.

Tamtego wieczoru to mnie przypadło w udziale zagonienie synka do kąpieli, a potem do łóżka. Grażynka, choć wróciła po jakichś dwóch godzinach, zasiadła w fotelu z kubkiem herbaty i powiedziała, że musi coś jeszcze przemyśleć. Wszystko to razem wydawało mi się coraz dziwniejsze i coraz bardziej irytowało mnie, że nie wiem, o co chodzi. Gdy po czterdziestu minutach czytania, udało mi się wreszcie wyrwać z pokoju syna, na stole leżały dwa nakrycia i butelka wina, z piekarnika zaś dochodził bardzo kuszący zapach.

Czyżbym o czymś zapomniał, jakaś rocznica? – spytałem niespokojnie.

– Nie bój się, nie ma żadnej rocznicy, rozmawiałam z Henrykiem – powiedziala Grażynka z uśmiechem. – I załatwiłam wszystko, nie będzie w niczym przeszkadzał! Przeciwnie, jest nam niezmiernie wdzięczny, że chcemy pomagać jego córce. W każdym razie tak powiedział...

Grażynka przesunęła mnie na bok, bo stałem jak słup soli i wyciągnęła z piekarnika zapiekankę.

– Nalej wina – powiedziała. – Należy mi się jakiś relaks, po tych dwóch godzinach napięcia.

– Opowiedz wszystko po kolei – zażądałem, wręczając jej kieliszek.

– Opowiem, ale pod dwoma warunkami: po pierwsze: nikomu nie powiesz na ten temat ani słowa – patrzyła na mnie uważnie. – Po drugie: musisz mi przyrzec, że to, czego się dowiesz, nie zmieni twoich relacji z Henrykiem. Przynajmniej z pozoru.

– Nic z tego nie rozumiem, powiedz wreszcie, o co chodzi.

– Obiecaj!

– Dobrze, daję słowo! – prawie krzyknąłem, bo już mnie to zaczęło złościć.

– Zacznę od początku – powiedziała z błyskiem w oku. – Pamiętasz ten dzień, kilka tygodni temu, kiedy wróciłam od dentysty i zaraz położyłam się do łóżka? Powiedziałam ci, że boli mnie zatruty ząb, ale to nie była prawda. Musiałam się zastanowić, co mam zrobić z tym, czego byłam świadkiem.

Grażynka westchnęła i wypiła łyk wina. Zapiekanka stała na stole nieruszona.

Zobaczyłam Henryka z obcą babą. Weszłam do Szarotki, żeby coś szybko zjeść, bo w pracy nie zdążyłam. Usiadłam przy barze, tam jest lustro pod półkami, pamiętasz?

Pokiwałem głową, bo z wrażenia mnie zamurowało.

– Obserwowałam ich w tym lustrze jakiś kwadrans. I nie miałam wątpliwości… To nie było koleżeńskie spotkanie.

– Chcesz powiedzieć, że siedział tam z kochanką? – zacisnąłem pięści. – Zabiję tego faceta. Świętoszkowaty gnojek!

– Uspokój się, to już skończone. Ona go rzuciła. Dostała propozycję pracy w Szczecinie i wyjechała. Sprawdziłam. Mieszka teraz na drugim krańcu Polski.

– No i co z tego! Oszukiwał Alinkę, w głowie mi się nie mieści, jak można być tak zakłamanym. Nie zostawię tego tak! – zerwałem się od stołu i wyciągnąłem z kieszeni komórkę.

– Obiecałeś, pamiętasz? Wysłuchaj mnie przynajmniej do końca.

Jeszcze przez chwilę obracałem telefon w dłoni, ale w końcu odłożyłem go na półkę i usiadłem.

– Spotkałam się dzisiaj z Henrykiem. Był bardzo zdziwiony, kiedy zadzwoniłam, bo jak wiesz mało mamy wspólnych tematów do rozmowy, ale przyszedł. Do Szarotki – uśmiechnęła się złośliwie. – Na początek powiedziałam mu o propozycji pani Danusi. Tak jak przewidywaliśmy, odparł, że się nie zgadza. Marysia ma się uczyć, a nie zajmować niedołężną osobą.

– Jasne, powinna. Tylko że on jej nie stwarza możliwości – wysyczałem.

– Powiedziałam mu wtedy, że moim zdaniem decyzję powinna podjąć jego córka, która już jest dorosła. Naprawdę nie chciałam stosować szantażu – Grażynka wpatrywała się w czerń za oknem. – Ale nie miałam wyjścia...

– Mów dalej – dotknąłem jej ręki. – Ponieważ jak zwykle trwał przy swoim, wymieniłam imię i nazwisko tej kobiety. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, w końcu Henryk opuścił wzrok. „Nie mów Alince – poprosił – to był głupi wyskok. Zresztą wszystko już skończone”. Obiecałam mu, że nie powiem, pod warunkiem, że pozwoli Marysi podjąć decyzję w sprawie zamieszkania ze starszą panią. Zgodził się i jestem pewna, że dotrzyma słowa.

Zadzwonił telefon

– Odbierz – powiedziała Grażynka, to zapewne Marysia, prosiłam, żeby zadzwoniła koło dziesiątej.

Moja siostrzenica zalała mnie potokiem słów, w którym pełno było wykrzykników i podziękowań. Podałem jej numer do pani Danusi. Teraz już musi radzić sobie sama. A przede wszystkim musi się dostać na ten swój wymarzony wydział. Mam nadzieję, że jej się uda. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że Alinka nie powinna się dowiedzieć o romansie Henryka, tylko by się niepotrzebnie gryzła, a przecież w tej sprawie nie ma już nic do zrobienia. Dla Henryka mam jeszcze mniej szacunku, ale będę go traktował, jak dotychczas. Ze względu na moją siostrę. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA