„Mój szef to wyzyskiwacz. Gdy przyłapałem go z kochanką, czułem, że lepszej okazji do zemsty nie mogłem sobie wymarzyć”

uśmiechnięty mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Od dawna nie czerpałem takiej radości z pracy, a coraz bardziej przerażona mina rudej kobiety była dla mnie prawdziwym źródłem satysfakcji. – Jeśli jednak włos, który znalazł się w daniu, należy do pani, to wy ponosicie koszty – kontynuowałem. – Czy pani mnie rozumie?”.
/ 07.03.2024 22:00
uśmiechnięty mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Kiedy rozpoczynałem trzeci rok studiów, ojciec zaczął mieć problemy finansowe. Nie mógł już dalej mnie utrzymywać, więc zdecydowałem, że sam zacznę zarabiać. Miałem nadzieję, że uda mi się łączyć naukę z pracą, ale po zaledwie dwóch miesiącach zrozumiałem, że jest to niewykonalne. Po pracy nie miałem już energii na cokolwiek poza snem, a do tego nie starczało mi pieniędzy ani na podstawowe potrzeby, ani na czynsz za pokój.

Zdecydowałem się na opóźnienie nieuchronnej porażki, wziąłem dyplom i powróciłem do mojego rodzinnego miasta. Jak się okazało, moje możliwości związane z rozwojem zawodowym były tutaj ograniczone do jednej firmy, która, na szczęście, była gotowa mnie zatrudnić na okres próbny.

– Jeżeli pan się sprawdzi – powiedziała atrakcyjna rudowłosa kobieta z działu kadr, nie przestając patrzeć na swoje długie paznokcie – to po trzech miesiącach istnieje możliwość zatrudnienia na stałe.

To była ciężka praca

Moim zadaniem było odbieranie świeżo przyciętych desek prosto z piły tarczowej. Następnie usuwałem pozostałe po tym trociny i ponownie wkładałem deski, układając je w równomiernych stosach. Ośmiogodzinne, a czasami nawet dziesięciogodzinne wykonywanie tych monotonnych czynności, w towarzystwie huku działających pił, sprawiało, że człowiek czuł się jak zombie.

Miałem nadzieję, że perspektywa otrzymania gotówki na koniec miesiąca wynagrodzi mi te wszystkie niedogodności, ale niestety nie doczekałem się wypłaty. Podobno w tej firmie brak płatności był standardem, a najlepiej, żeby wszyscy pracowali za darmo.

Nie wiedziałem, że to szef

Gdzieś koło końca drugiego tygodnia mojej pracy skorzystałem z pięknej pogody i zdecydowałem się zjeść drugie śniadanie na słońcu.

Poszedłem na dziedziniec, zasiadłem się na stosie desek, które pachniały żywicą, wydobyłem termos z herbatą i kanapki. Zacząłem jeść pierwszą, kiedy na dziedziniec wjechał drogi samochód. Z jego wnętrza wyszedł duży mężczyzna w ciasnym garniturze, dość elegancka pani i mały trzylatek. Pani chwyciła dziecko za rękę i, nie oglądając się nawet za siebie, skierowała się w kierunku biur.

– Czemu tam wchodzisz?! – krzyknął za nią mężczyzna.

Podniosła rękę z pokazanym środkowym palcem.

– Spadaj – rzuciła i nie zdecydowała się nawet odwrócić w jego stronę.

Z irytacją zamknął drzwi i podszedł do bagażnika. Wyciągnął z niego duży skórzany kufer i rozglądał się po okolicy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

– Ej! – dał znak palcami jak do obsługi. – Przenieś tę walizkę do biura.

Zjadłem kolejny kawałek i z niedowierzaniem patrzyłem na tego faceta.

– Ja? – zapytałem, wskazując na siebie palcem.

– Widzisz tu kogoś innego? – odpowiedział, a w jego głosie słychać było irytację.

Chyba sobie żartujesz – stwierdziłem, napełniając kubek herbatą.

Minął już ponad kwadrans przerwy, a ja ciągle nie miałem okazji, żeby zapalić. Twarz mu się zaczerwieniła, jakby zaraz miał dostać ataku serca.

– Znikaj mi z oczu, leniu! Twoja praca tutaj się już skończyła! Jeśli chcesz jeść, to idź za bramę.

Byłem zaskoczony

Niespodziewanie pojawił się zastępca szefa i zepchnął mnie z góry desek.

– Idioto – mówił złośliwie, pchając mnie w stronę hali. – Kierownik nie zapomni o tym, możesz być pewny.

– Roman! – zawołał za nami szef. – Nie chcę więcej widzieć tego lenia w moim zakładzie! .

Kierownik zespołu, z nieco niezdarnym uśmieszkiem, zapewnił, że zrozumiał instrukcje, a następnie oznajmił, że powinienem się zbierać i wracać do domu. Pierwszemu, który się pojawił, kazał przynieść mój rzeczy do biura. W ten sposób wykorzystałem wszystkie dostępne opcje pracy w moim małym rodzinnym mieście. Czy chciałem, czy nie, musiałem ponownie rozważyć wyjazd.

Wyjechałem za granicę

Podobnie jak większość optymistów, skierowałem się za granicę. Moja przygoda rozpoczęła się od pracy na zmywaku w jednej z berlińskich restauracji – tak jak wielu innych przedtem. Zarobki nie były imponujące, ale wystarczały na przeżycie, więc korzystałem z życia, na ile tylko było to możliwe. Berlin jednak oferował tak wiele atrakcji, że zacząłem szukać pracy, która pozwoliłaby mi na więcej. Wtedy to Marcus, szef restauracji, zaprosił mnie do siebie. Sam przyniósł mi drinka z baru i zaczął rozmowę:

– Czy chciałbyś dostać pracę na Lazurowym Wybrzeżu? Wiem, że radzisz sobie z francuskim, a ja tam prowadzę mały pensjonat i potrzebuję kogoś ogarniętego. Znasz też angielski i możesz porozumieć się po niemiecku. Oczywiście, pensja będzie odpowiednio wyższa, a jak się sprawdzisz, zawsze możemy porozmawiać o podwyżce. Co ty na to?

– Po co ci ktoś, kto zna francuski, do mycia naczyń? – zapytałem, zaskoczony niespodziewanymi możliwościami.

–Zapomnij o zmywaniu naczyń – odpowiedział. – Zostałbyś kelnerem. Moi pracownicy z Francji nie lubią mówić w innych językach i tracę przez to klientów. Muszę zmienić sposób prowadzenia biznesu, zanim stracę wszystko.

To była dla mnie szansa

Oczywiście, że się zgodziłem. Dostałem szybki awans i nie miałem powodów do narzekania na zarobki. Po upływie tygodnia znalazłem się na Lazurowym Wybrzeżu, zaledwie pół godziny drogi od centrum Saint-Tropez. Jeżeli niebo istnieje, to na pewno wygląda podobnie jak ten mały kawałek ziemi, ale dostępne jest tylko dla bogatych.

Pensjonat Marcusa, w porównaniu do innych miejsc w okolicy, nie był specjalnie luksusowy, nie przyciągał gwiazd filmowych ani milionerów, ale mimo to przynosił spore zyski. Odwiedzali nas ci, którzy chcieli udawać elitę, ale ich zasoby finansowe nie były na tyle duże, aby sprostać ich wyobrażeniom o sobie – chodzi o szpanerów, którzy chcieli się pochwalić zdjęciami z luksusowych wakacji. Było ich o wiele więcej niż prawdziwych gwiazd filmowych, więc biznes się kręcił

Po roku zostałem menedżerem, co oznaczało, że zajmowałem się wszystkim, ale nie miałem powodów do narzekania, bo wynagrodzenie rekompensowało mi wszelkie kłopoty. Akademicki odpoczynek skończył się już dawno temu, a ja nawet na moment nie pomyślałem o powrocie na uczelnię. Dlaczego miałbym to robić? To raczej byłby krok w tył.

Faktycznie, w pensjonacie pełniłem rolę szefa. Dyrektor, który był krewnym Marcusa, większość czasu przebywał w kasynie, dając mi pełną swobodę działania i wiele uprawnień. Marcus nie ingerował w moją pracę, ponieważ biznes prosperował i generował zyski. Czy mogłem oczekiwać lepszej kariery?

Świat jest jednak mały

Pewnego dnia w restauracji doszło do kłótni. W momencie, gdy to się działo, przebywałem w kuchni, a zdenerwowany kelner przyszedł z talerzem zupy.

– Jakiś facet twierdzi, że znalazł włos w swojej zupie. Chce dwa darmowe posiłki jako rekompensatę – powiedział.

Rzuciłem okiem na talerz. W zupie rzeczywiście pływał długi, ludzki włos. Delikatnie go podniosłem i przyjrzałem się pod światłem – miał rudą barwę. Przyjrzałem się obsłudze, lecz byłem pewien, że nie zatrudniamy osoby z rudymi włosami.

Dyskretnie rzuciłem okiem na salę. Przy oknie zauważyłem mężczyznę w wieku około pięćdziesięciu lat, z towarzyszącą mu rudowłosą dziewczyną, która mogła być jego córką. Wydawali mi się znajomi, ale przez dłuższy czas nie mogłem przypomnieć sobie, skąd ich kojarzę. W końcu do mnie dotarło. Nie byli spokrewnieni. To był mój były szef, dla którego pracowałem bez wynagrodzenia, a ona pracowała w biurze.

Cóż za spotkanie. Powróciłem do kuchni, rudawy włos umieściłem na krawędzi talerza, wziąłem naczynie w dłonie i przyniosłem je z powrotem do stolika.

Nie poznał mnie

– Oho – odezwał się, gdy mnie zauważył. – To chyba sam szef kuchni idzie nas przeprosić. Mówiłem, że tak się stanie.

Gość mówił po polsku i był pewien, że tylko jego dziewczyna go rozumie. Nie poprawiałem go.

– Czy to wy odesłaliście zupę do kuchni? – zapytałem po francusku.

– Jolanto, powiedz mu, że domagamy się darmowej kolacji i obiadu jutro – powiedział do dziewczyny.

– My nie mówić po francusku – odparła rudowłosa, mówiąc z trudem po angielsku.  

– Czy to pani domagała się odszkodowania za włos znaleziony w zupie? – gładko przełączyłem się na angielski.

Pokiwała głową, na co ja postawiłem przed nią talerz i wyjaśniłem jak małemu dziecku:

– We Francji nie ma żartów z oszustwami, a to, co pani sugeruje, to właśnie jedno z nich. Zapewniam panią, że to pani włos, a nasz personel jest bez zarzutu.

– Co on tam gada? – spytał facet.

Ona uciszyła go, podnosząc rękę.

Byłem pewny siebie

– Możecie państwo się upierać – nie przestawałem. – W takim razie zlecamy analizę DNA z włosa. Oczywiście, cała sprawa musi przejść przez sąd, i jeśli okaże się, że klient ma rację, będziemy musieli nie tylko zapewnić darmowe posiłki, ale także pokryć koszty sądowe i wypłacić duże odszkodowanie.

Od dawna nie czerpałem takiej radości z pracy, a coraz bardziej przerażona mina rudej kobiety była dla mnie prawdziwym źródłem satysfakcji.

– Jeśli jednak włos, który znalazł się w daniu, należy do pani, to wy ponosicie koszty – kontynuowałem. – Czy pani mnie rozumie?

Ruda z nerwowością przełknęła ślinę i przytaknęła.

– W takim razie – rzekłem z gracją, wykonując lekki ukłon – smacznego.

Zaczynałem już oddalać się w kierunku kuchni, kiedy dobiegł mnie jego głos.

– No i co tam, mała, dlaczego taka smętna? Proszę, powiedz mu jeszcze, żeby wysłał do obsługi kogoś mniej przystojnego, a tego najlepiej schować na zmywak, żeby nie straszył klientów.

Jego mina była bezcenna

Odwróciłem się i podszedłem do stolika.

– Zapomniałem ci o tym powiedzieć – wymówiłem po polsku. – Szef tego hoteliku jest gorliwym katolikiem i ma dość radykalne przekonania. Nie zgadza się na niemoralne zachowania i inne dziwactwa pod swoim dachem, dlatego po posiłku proszę opuścić pokój, który obecnie zajmujecie. Jeśli tego nie zrobisz, będę musiał wezwać policję obyczajową. Do tego doszły rasistowskie uwagi na temat personelu. W tym państwie takie zachowania są niedopuszczalne, więc radzę się spakować, odwieźć tę panią do biura i wrócić do swojej żony i dziecka.

– Co... co?! – twarz gościa stała się czerwona jak burak, a żyłka na czole tętniła, jakby za chwilę miała eksplodować. – Protestuję! Ja, ja...

Nie czekałem na to, co chciał mi przekazać. Spokojnie i powoli odszedłem w kierunku recepcji, gdzie natychmiast zacząłem przebierać kartki w księdze meldunkowej. Sytuacja byłaby gorąca, jeśli by się rozwiódł z żoną i ożenił z rudowłosą panną z działu kadr, a przecież taka opcja była możliwa. Znalazłem nazwisko mężczyzny, potem jej... Na szczęście były różne.

W tym samym dniu goście z Polski opuścili nasz pensjonat. Po godzinie, pracownica sprzątająca poinformowała, że razem z nimi zniknął kąpielowy płaszcz i ręczniki. No cóż, nie zamierzam wysyłać za nimi policji, chociaż miałem taką myśl, naprawdę.

Czytaj także: „Chciałam żyć tak luksusowo jak sąsiedzi. Moje życie miało tylko smak zimnej kawy i schabowego co niedzielę”
„Moje małżeństwo przez lata było piekłem, dlatego cieszę się, że mąż zmarł. Niech mu ziemia ciężką będzie”
„Teściowa się na nas obraziła, bo moja córka nie chodzi na religię. Twierdzi, że jej wstyd przed sąsiadami”

 

Redakcja poleca

REKLAMA