Co ten Piotrek w niej zobaczył? Wyzywający makijaż, krótką spódniczkę? Innej dziewczyny nie mógł wybrać? Niepokoiły mnie decyzje mojego dorosłego syna, ale nie wiedziałam, co mam z tym zrobić.
A miało być tak spokojnie...
Dwadzieścia lat temu kupiliśmy kawałek ziemi w podwarszawskiej miejscowości. Niestety, okazało się, że tutejszy spokój, na który tak bardzo liczyliśmy, to tylko pozory. Pamiętam pierwszą noc w nowym domu. Zasypiałam szczęśliwa, wsłuchana w szum drzew. Już drzemałam, gdy ostry krzyk przeszył mi uszy. Zerwałam się na równe nogi. Zaczęłam budzić Tomasza, ale krzyk się już nie powtórzył. Nie zmrużyłam oka do rana. Czyżby to był omen?
Im bardziej wrastaliśmy w okolicę, tym szybciej traciliśmy złudzenia. Sąsiad, który mieszkał tu od wielu, wielu lat, ostrzegł nas, żebyśmy nie trzymali w domu niczego cennego, bo są kradzieże.
– Jak tylko się wyjeżdża do Warszawy, od razu się zakradają – mówił. – Biorą, co popadnie, najchętniej alkohol, a resztę niszczą. Ostatnio ktoś mi obciął wszystkie wtyczki w kablach – od telewizora, grzałki i dwóch lamp.
– To gruba przesada – zaprzeczał sołtys. – Raptem dwóch kradnie. Jeden na handel, a drugi chodzi po domach i coś tam zbiera, bo z głową ma coś nie tak. No i jeszcze są M., a poza tym naprawdę sami porządni ludzie – zapewniał.
Dowiedzieliśmy się, że trzej bracia M. nienawidzą się od lat. A że są porywczy i często pijani, więc w okolicy dochodzi regularnie do bójek, napaści, a w konsekwencji do przyjazdów pogotowia i policji. Żrą się o jakieś piaszczyste zagony po ciotecznej babce, o wycinane w lesie drzewa. Skłócona rodzina w części rozpierzchła się po Polsce. Krewkich braci opuściły żony z dziećmi, siostry też pouciekały. W zaniedbanym domu zostali synowie i matka staruszka.
Staraliśmy się żyć, nie zważając na złą sławę M. Chodziłam do lasu na jagody, na grzyby z sąsiadkami. Nasze dzieci bawiły się z dziećmi ze wsi, potem przeżywały tu pierwsze sentymentalne porywy. Jednak zarówno pierwszy chłopak córki, jak i kolejne dziewczyny syna pochodzili z kręgu ich warszawskich przyjaciół.
Przewidywaliśmy awanturę we wsi
Pewnej niedzieli wydarzyło się coś, co odmieniło naszą wieś na zawsze. Kościół już opustoszał, w ławce została tylko stara M. Kościelny miał ją na oku, ale – jak potem mówił – nie chciał przeszkadzać. W końcu podszedł do starowinki.
– Czas do domu. Zamykam dom boży – dotknął jej ramienia.
Kobieta upadła na bok. Nie żyła.
Pogrzeb był skromny, ale stawiła się na nim cała rodzina M.
– Wszystkie chłopy w ciemnych marynarkach, trzeźwi. Była M. starsza, ta co w W. mieszka, i młodsza przyjechała z mężem spod S. Były córki najstarszej siostry i dzieciaki, co z nimi matki od ojców uciekły – mówił sołtys. – Baliśmy się, że się M. na stypie popiją i znów burda będzie, ale kulturalnie wszystko poszło – dodał.
Jak się okazało, była to cisza przed burzą.
Najpierw jednak mój syn się zakochał. Wiedzieliśmy, że rozstał się ze swoją poprzednią dziewczyną. Przyjęliśmy to ze smutkiem, bo lubiliśmy Małgosię, ale co robić. Piotrek powtarzał zresztą, że studiuje i pracuje, więc i tak nie ma czasu na poważny związek.
Pewnego popołudnia pojechałam do pobliskiego supermarketu i nagle ujrzałam mojego syna z nieznaną mi dziewczyną. Była wysoka, szczupła, na niebotycznych obcasach, ubrana w nieco wyzywającym stylu. Nie miałam wątpliwości: Piotr był nią oczarowany. Nie chciałam sprawić mu problemu, zaczepiając nagle w miejscu publicznym. Dyskretnie się oddaliłam.
No i pewnego dnia syn przyprowadził do domu swoją nową sympatię.
– Mamo, tato. To jest Agatka. Najcudowniejsza dziewczyna na świecie.
– Oj, nie przesadzaj Piotrek – udawała skromnisię panienka w spódniczce mini ledwie zakrywającej pupę.
– Chcemy się pobrać – oświadczył syn, dosłownie wbijając mnie w ziemię.
Nigdy dotąd nie składał przy żadnej dziewczynie takich deklaracji. Widziałam, że mój mąż też jest w szoku. Rozmowa się nie kleiła. W końcu Piotrek wstał zza stołu i wyciągnął rękę do Agaty.
– Chodź na spacer, pokażę ci okolicę – powiedział, roześmiali się oboje i wyszli.
– Tomasz, co ty o tym myślisz?
– Nie wiem, nie wiem. Młodzież dziś taka dziwna – odrzekł mąż z roztargnieniem, i zamknął się w swoim pokoju.
„Czyżby nie obchodził go los własnego dziecka?” – pomyślałam ze zgrozą.
Moja intuicja nie wróżyła nic dobrego
Czułam, że z tego wszystkiego będzie jakieś nieszczęście. Nocą nie mogłam spać. Zdawało mi się, że słyszę za domem od strony lasu jakieś dziwne szmery, dźwięki, przytłumione nawoływania. Tłumaczyłam sobie, że to wszystko z nerwów.
Potem zadzwonił Piotrek i powiedział, że rodzice Agatki są skłóceni, nie żyją ze sobą od lat, i że spotkamy się z jej ojcem osobno, a osobno z matką.
Nie podobało mi się, że syn wchodzi do takiej rodziny, ale zgodziłam się na dwa osobne spotkania z jego przyszłymi teściami.
Nie minęło kilka dni, jak moją uwagę przyciągnął niezwykły gwar od strony drogi – krzyki, warkot silników samochodowych, klaksony. Wyszłam na zewnątrz. Ktoś biegł w stronę chałupy M. Poszłam w tamtym kierunku.
Wyszłam zza zakrętu dokładnie w tej chwili, gdy policja ładowała do samochodu trzech skutych kajdankami mężczyzn. To byli bracia M. Mieszkańcy wsi stali w grupkach i żywo rozprawiali.
– To pani nic nie wie? – zdziwił się sołtys. – M. tak się pokłócili o spadek po babci, o tę ruderę, że doszło do pobicia. Zadźgali szwagra, tego z S., a potem wywieźli go do lasu za waszym domem… Dziś rano leśniczy go znalazł i wezwał pogotowie Leży teraz w szpitalu. Policja po śladach przyszła do M. jak po sznurku. A wcale nie wiadomo, kto jeszcze z rodziny brał udział w tej bijatyce, bo oni nie chcą mówić – dodał.
Teraz przypomniałam sobie te niedawne dziwne odgłosy za naszym domem. To na pewno byli M.! Gdybym wtedy wyszła z latarką i ich zobaczyła, już by mnie pewnie nie było na świecie.
Tylko nie ta rodzina!
Wieczorem zadzwonił Piotrek.
– Co tam u was? – zapytał, ale potem nie dał mi dojść do słowa.
Błyskawicznie zapowiedział, że ustalili już z Agatą termin ślubu. Obiecał, że przyjadą w niedzielę na obiad. Już miałam kończyć, gdy nagle sobie przypomniałam najważniejszą wiadomość dnia.
– Słuchaj, tu było pobicie. M. wsadzili – wypaliłam, na co po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza.
– Mamo, porozmawiamy, jak przyjadę – powiedział w końcu syn.
Wcześniej przygotowałam kolację, więc miałam czas na mały spacer. Na drodze spotkałam sołtysa.
– Dzień dobry! – rzucił wesoło, a potem dodał: – M. zwolnili. Wyłgali się i zamiast w kiciu, siedzą w domu. Tyle że mają na kostkach elektroniczne bransoletki. Śledztwo trwa… To się porobiło! A słyszałem, że pani syn z M. chodzi.
Nogi się pode mną ugięły.
– Jak to z M.? – spytałam słabym głosem, po czym przypomniałam sobie, jakie miałam wrażenie, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Agatę.
Zdawało mi się, że skądś znam tę dziewczynę. Oczywiście, że to była ona!
– Agata to M. – powiedziałam sama do siebie; w dzieciństwie spędzała tu wakacje, powinnam była ją poznać.
– Jaka Agata, proszę pani. Marta M. – powiedział z naciskiem sołtys, ale ja go już nie słuchałam.
Byłam naprawdę zła. Czułam, że Piotrek nas oszukał. A mój mąż – ciekawe, czy on też wszystko wiedział? Wpadłam jak bomba do salonu.
– Tomasz, Tomasz! – zawołałam.
– Dzień dobry – odpowiedziała spokojnie Agata czy też Marta.
Stała w pokoju, Piotr trzymał ją za rękę.
– Mamo, w rodzinie Agaty wydarzyła się tragedia – powiedział.
– Pani mnie nie lubi, ale pani mnie nie zna. Nic pani nie wie, tylko wiejskie plotki – spojrzała na mnie poważnie dziewczyna.
– Dlaczego nie powiedzieliście, jak się nazywasz i skąd pochodzisz?
– Czekałem na odpowiednią chwilę. Wiem, jak szybko potrafisz się do kogoś uprzedzić – powiedział Piotrek.
– Jak sobie wyobrażacie spotkanie rodzinne? Nie pójdę do tamtego domu za nic! Do tych przestępców! – krzyknęłam.
– Nie ma potrzeby. Ja też się tam nie wybieram. Nie byłam tam od lat i niech tak zostanie. Ślubu na razie nie będzie. Nie ta pora – dodała Agata.
Ulżyło mi, ale nie na długo.
Bardzo się bałam, co przyniesie przyszłość. Córka albo bratanica bandyty (w zależności od tego, co prokurator ustali) urodzi moje wnuki! Ta myśl była straszna. A co będzie, jak się Piotrek któremuś z M. narazi? Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Młodzi wyjechali smutni. Ja byłam przybita. Cały czas myślałam o tym, co wydarzyło się w lesie niedaleko mojego bezpiecznego domu… Wciąż martwię się o syna. Lękam się, że znów chuligani podejdą pod moje okna.
Czytaj także:
„Babka upozorowała chorobę, by wymusić rozejm z mamą. Obie są tak krnąbrne, że nie widziały się od 26 lat, a poszło o banał”
„Mam 26 lat, a babcia uważa mnie za starą pannę. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”
„Kuzynka przez lata udawała, że nie widzi, jak jej mąż wyrywa kolejne kochanki. Ten jeden romans przeważył szalę”