Od samego początku jestem narażona na ironiczne uwagi „prawdziwych matek” tylko przez to, że nie udało mi się urodzić synka naturalnie. To nie była cesarka na życzenie - próbowałam, ale kiedy życie dziecka było zagrożone, o wszystkim decydowała każda minuta. Przez długi czas miałam wyrzuty z tego powodu. Wmawiałam sobie, że cięcie cesarskie może jakoś zaważyć na przyszłym życiu mojego synka.
Matki cały czas narażone są na krytykę
Karmiłam piersią, ale Antoś nie dojadał, więc musiałam dokarmiać go butelką. Oczywiście, spotkało mnie wtedy masę dobrych rad - szczególnie siostry mojego męża niby mi współczuły, a jednocześnie miały chyba cichą satysfakcję, że mam za mało pokarmu.
Powinnam chyba już wtedy przyzwyczajać się do tego, że młoda matka cały czas znajduje się w ogniu krytyki. „Gdzie to dziecko ma czapeczkę? A czemu jeszcze w gondoli, a nie w spacerówce? Nie rozszerzasz jeszcze diety? Naprawdę jeszcze nie siada? Dziwne, że nie podeptał roczku. Nie martwisz się, że mu tak to oczko leci?”.
Większość tych tekstów brzmi neutralnie, ale wszystkie dobrze wiemy, jaki mają podtekst. Doradzę, ale przy tym wbiję szpilkę. Oczywiście bardzo dyskretnie.
Czasem muszę włączyć mu bajkę...
Teraz Antek ma rok, więc trochę się uodporniłam i nie przeżywam tak każdej „dobrej rady”. Robię po swojemu. Jeden temat nadal doprowadza mnie jednak do białej gorączki.
Pracuję zdalnie - miesiąc temu skończył mi się urlop, a powrót do pracy przypadł akurat na czas pandemii. Wiecie, jak wygląda moja praca…? No właśnie. Czasem po prostu muszę włączyć mu bajkę, żeby mieć chociaż trochę czasu na spokojne zebranie myśli.
Nie, Antek nie siedzi godzinami przed ekranem. Staram się przestrzegać limitów, ale nie da się ukryć, że kiedy przedwczoraj musiałam szybko wysłać raport szefowi, przez 2 godziny oglądał Psi Patrol. Po prostu nie było innego wyjścia. Nie potrafi zająć się sam zabawą na tyle długo, żebym spokojnie wyrobiła się z pracą.
Boję się do tego komukolwiek przyznać, bo oczywiście otaczają mnie same matki idealne. Ostatnio usłyszałam od przyjaciółki:
- Moja Lenka nigdy nie ogląda bajek. Trzeba znaleźć dziecku jakąś kreatywną zabawę, bo zepsujesz mu oczy!
Kiedy teściowa dowiedziała się, że czasem sadzam Antka przed ekranem, załamała ręce. Ale rzecz jasna nie zaoferowała mi żadnej pomocy. Martwi mnie tylko, że Antoś zaczyna domagać się bajek nie tylko wtedy, gdy pracuję. Wczoraj w sklepie zrobił mi awanturę, żeby dać mu telefon. Nie muszę chyba mówić, jak patrzyli na mnie wszyscy dookoła… Nawet kasjerka przebąknęła pod nosem coś o „dzisiejszych dzieciach, które od małego trzymają nos w ekranie”.
Zaczynam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, czy ze wszystkimi dookoła? Czy naprawdę żadna matka nie puszcza swojemu dziecku bajek?
Czytaj także:
Moje małżeństwo to fikcja. Mąż mnie zdradza, ale nie odejdę...
Zostawiłem ciężarną ukochaną, bo nie chciałem stracić wolności
Boję się zamieszkać z teściową po ślubie. Już teraz nie szanuje prywatności