Po śmierci męża całą miłość przelałam na syna. Było mi bardzo ciężko, ale zaciskałam zęby i nie poddawałam się. Powtarzałam sobie, że to wszystko z miłości do męża. Również z miłości do niego nigdy nie sprzedałam domu, który zbudował Rysio.
– Jak ty sobie poradzisz, Marysiu? – słyszałam często od znajomych.
Roztoczyłam nad nim parasol ochronny
Nie słuchałam niczyich dobrych rad. A radzono mi, żebym sprzedała albo wynajęła dom, wyszła ponownie za mąż. Co dzień przy wieczornej modlitwie prosiłam Rysia, żeby nade mną czuwał z tych zaświatów. I mocno wierzyłam, że czuwa. Nie miałam praktycznie żadnych oszczędności. Wszystko poszło na dom, ale przynajmniej nie musiałam spłacać kredytów. Trochę dostaliśmy z ubezpieczalni,
Jasiek miał rentę po ojcu, ja zarabiałam w miarę, więc jakoś udawało mi się związać koniec z końcem. Nie udało mi się tylko z Jaśkiem. Teraz, z perspektywy czasu widzę, jakie popełniłam błędy. Z miłości do syna. Ale chyba trudno się dziwić kobiecie, która niespodziewanie została wdową. Bałam się, że stracę również syna, że czyha na niego mnóstwo niebezpieczeństw. Byłam przewrażliwiona na jego punkcie.
Roztoczyłam nad nim parasol ochronny i umierałam ze strachu, gdy spóźniał się choć trochę. Z tego powodu długo nie pozwalałam mu zrobić prawa jazdy. Dopiero gdy sam sobie na nie nazbierał i powiedział, że i tak je zrobi, uległam. Wiedziałam, że nie zmieni zdania. Cieszyłam się, gdy zdał, i to za pierwszym razem! Jasiek uczył się nieźle, świetnie poszła mu matura i dostał się na politechnikę. Byłam z niego bardzo dumna, choć znowu drżałam z obawy, że wpadnie w złe towarzystwo i się rozpije.
Kolejny powód do zmartwień to dziewczyny. Jasiek na szczęście nie był kochliwy. Uważałam, że powinien zaczekać z założeniem rodziny. Oczywiście po ślubie młodzi mieli zamieszkać razem ze mną, inaczej być nie mogło. Co dzień wyobrażałam sobie, że przyprowadza do domu dziewczynę, której absolutnie nie akceptuję. I wykrakałam!
Każda z tych dziewczyn miała jakieś wady
Natalia była dziewczyną wyzwoloną. Potrafiła chodzić po domu w samych majteczkach i koszulce, nic sobie nie robiąc z tego, że mogło mi to przeszkadzać. Nie miałam odwagi jednak niczego powiedzieć. Dopiero gdy usłyszałam z jej ust pytanie, czy po mojej śmierci to oni odziedziczą dom, coś we mnie pękło. Przeprowadziłam rozmowę z moim synem. Powiedziałam, że jeśli Natalia chce mieszkać z nami pod jednym dachem, będzie musiała dostosować się do mnie, nie ja do niej! Jasiek był zdziwiony, nie widział niczego złego w chodzeniu po domu w samych majteczkach.
– Wolałbym jedynie, żeby były bardziej seksowne – śmiał się. – A że wybiega myślami naprzód, to tylko należy policzyć jej na plus.
Niemniej jednak – ku mojej radości – rozstał się w końcu z Natalią, co było w pewnym sensie moją zasługą. Kolejną pannę też pogoniłam. Zrobiłam to w białych rękawiczkach. Była leniwa, wymagająca i bardzo roszczeniowa. Absolutnie nie nadawała się na towarzyszkę życia mojego syna. Jeszcze stosunkowo najlepsza była Kamila, ale denerwowało mnie, że we wszystko się wtrącała i zachowywała, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Nie darzyłam jej sympatią. Pewnie to wyczuła i zostawiła mojego Jasia.
Najchętniej mieszkałabym tylko z synem. W końcu jednak zmieniłam zdanie...
Wreszcie znalazł sobie żonę. Przez przypadek!
Pewnego pięknego dnia obudziłam się i stwierdziłam, że moje rówieśnice były już dawno babciami, tymczasem ja wciąż gotowałam obiadki tylko dla swojego syna. Nie powiedziałam jednak „dość tego dobrego”. A powinnam! Popełniłam kolejny błąd, próbując na własną rękę poszukać mu idealnej żony. Najpierw wśród córek bliższych i dalszych znajomych, a gdy to nie wyszło, szukałam, gdzie się dało.
Kilka razy doszło do randki, ale zazwyczaj na jednej się kończyło. W końcu spasowałam i pozostawiłam sprawy własnemu biegowi. Na szczęście... Mój Jasiek miał ogromne problemy z wrastającymi paznokciami. W końcu zdecydował się na zabieg chirurgiczny. Tak okropnie się bał, że przez cały czas pielęgniarka musiała trzymać go za rękę. I… trzyma tak do dziś.
Mój syn zakochał się w Bogusi bez pamięci! Gdy po dwóch tygodniach przyszedł na drugi zabieg, z palcem drugiej nogi, byli już parą. Postanowiłam się nie wtrącać. Uzmysłowiłam sobie, że na dobrą sprawę w każdej dziewczynie Jaśka coś mi przeszkadzało. I że nie ma idealnych dziewczyn. A wspólne życie, małżeństwo jest jedną wielką sztuką kompromisu. Rysio też na początku rzucał skarpetki, gdzie popadło. Nawet wyrzuciłam mu kilka par, zanim nauczył się wkładać je do kosza na bieliznę.
Jasiek chodził z Bogusią prawie dwa lata, a ja denerwowałam się, że się nie pobierają. Tymczasem okazało się, że Bogusia zwlekała ze ślubem, ponieważ bała się zamieszkać ze mną! Nie chciałam, aby tak o mnie myślała. Zaprosiłam ich na kolację i sama zaproponowałam, żeby zamieszkali ze mną.
– Ślubu brać nie musicie, jeśli nie jesteście gotowi. Ale nie mogę patrzeć, jak się włóczycie z miejsca na miejsce. Tu pomieścimy się wszyscy. Zresztą zawsze można tak przebudować dom, żeby były dwa osobne wejścia. Potraktujcie to jako okres próbny.
Mam teraz prawdziwą rodzinę
Bogusia okazała się dobrą i skromną dziewczyną. Młodzi stwierdzili, że jednak chcą wziąć ślub. Z czasem bardzo polubiłyśmy się z synową. Od dwóch lat jest z nami Julcia, rozkoszny bobas, który zawładnął mną zupełnie. Teraz żałuję tych zmarnowanych lat. Cieszę się jednak, że w porę się opamiętałam. Przekonałam się, że nie warto się wtrącać, każdy ma swoje życie i musi wziąć za nie odpowiedzialność.
Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce