„Mój sąsiad to gumowe ucho, wszędzie wciska swój wścibski nochal. Nie sądziłam, że ta menda uratuje mi kiedyś życie”

kłótnia sąsiadów fot. Adobe Stock, tampatra
„Usłyszałam zirytowane chrząknięcie i coś jakby sapnięcie. Sąsiad znów podsłuchiwał zza żywopłotu! Łatwo było zapomnieć, że po drugiej stronie jest bliźniaczo podobny ogródek przylegający do identycznej willi”.
/ 27.01.2023 07:15
kłótnia sąsiadów fot. Adobe Stock, tampatra

– Ładnie tu – Weronika wyjrzała przez francuskie okno. – Można wyjść wprost na taras i do ogródka.

– Już niedługo tych luksusów, wymówiłam wynajem, teraz mnie na to nie stać – mruknęłam, otwierając szerzej okno i wychodząc na taras.

Przyjaciółka poszła za mną, usiadłyśmy pod rosnącym na granicy posesji żywopłotem, przy ogrodowym stoliku. Miałam o wiele większe kłopoty niż wyprowadzka z pięknie położonego mieszkania na parterze starej willi. W tym lokalu mieściła się nasza, moja i Wiktora, firma, którą założyliśmy niemal zaraz po studiach.

Dobrze nam szło, sprowadzaliśmy rozmaite towary, handlowaliśmy niemal z całym światem. Wiktor miał nosa do asortymentu, ja się przy nim uczyłam. Nie byliśmy parą, chociaż spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, po prostu nie zaiskrzyło.

Ale przyjaźniliśmy się i byliśmy doskonałymi wspólnikami, dopóki Wiktor nie wyprowadził z firmy dużej sumy pieniędzy i nie zniknął w azjatyckim kraju. Napisał kilka maili, uspokajając mnie co do kasy. Twierdził, że ma na oku interes życia, trochę nietypowy, ale jak wyjdzie, to oboje będziemy ustawieni do końca życia.

Weronika spojrzała na mnie ze zgrozą

– Uwierzyłaś mu?

Wzruszyłam ramionami.

– Pewnie, że nie, każda naiwność ma swoje granice, ale wtedy jeszcze myślałam, że wróci i odda wszystko co do grosza. A on w następnym mailu napisał beztrosko, że przedłuża pobyt, a potem zamilkł. Nie odbiera telefonu, nie odpowiada na wiadomości.

– Okradł cię.

– Na to wygląda. Gdzie ja miałam oczy, jak się z nim wiązałam? Faceci do świnie.

– No – przyświadczyła z zapałem. – Też mam nieciekawe doświadczenia, moim zdaniem normalni mężczyźni wyginęli, jak dinozaury. Ci, co zostali, są do niczego.

Usłyszałam zirytowane chrząknięcie i coś jakby sapnięcie. Sąsiad znów podsłuchiwał zza żywopłotu! Łatwo było zapomnieć, że po drugiej stronie jest bliźniaczo podobny ogródek przylegający do identycznej willi. Jej właściciel miał wkurzający zwyczaj kontrapunktować fukaniem prywatne wypowiedzi moje i odwiedzających mnie koleżanek. Podejrzewałam, że siaduje po drugiej stronie żywopłotu przy podobnym ogrodowym stoliku i nadstawia uszu. 

Ten futrzak paskudzi mi w ogrodzie!

Nagle zesztywniałam. Zobaczyłam kota sąsiada, pojawił się na ogrodzeniu i szykował się do skoku w dół. Od dawna miałam na pieńku z tym futrzakiem. Chciałam przyłapać go na gorącym uczynku, żeby mieć dowód. Teraz nadarzała się okazja. Uciszyłam Weronikę, która chciała coś powiedzieć, i nieznacznie wskazałam jej kocura.

– Jak uzna, że go obserwujemy, nie zrobi tego, z czym przyszedł – szepnęłam, biorąc jednocześnie do ręki telefon.

Kot zeskoczył swobodnie do ogródka, podszedł do ozdobnego krzaka, koło którego ziemia była spulchniona, chwilę się pokręcił i bezczelnie zaczął się załatwiać. Trzasnęła migawka, zdjęcie zostało zrobione.

– Mam cię, łajdaku! – krzyknęłam – Nie będziesz paskudził mi pod oknem! A psik, draniu!

Kot przerwał wykonywaną czynność, fuknął z urazą i skoczył na ogrodzenie, znikając w ogrodzie sąsiada. Mieszkał u niego, ale załatwiał się na moim terenie, taki był z niego porządny kotek. Zwierzak zniknął, a zamiast niego nad żywopłotem pojawiła się głowa sąsiada. Krew mnie zalała, pan podsłuchiwacz źle zrobił, że się ujawnił.

– Niech pan pilnuje swojego kota – warknęłam ze złością.

– Taak? A to dlaczego? – zainteresował się leniwie.

– Bo brudzi w moim ogrodzie, ostatnio wdepnęłam w to, co zostawił. Proszę, oto dowód – pokazałam mu zdjęcie kocura złapanego na gorącym uczynku.

Sąsiad patrzył na mnie beznamiętnym, ale nieustępliwym wzrokiem. Przypominał mi mojego ojca, miał sporą nadwagę i nawet podobnie łysiał. Oraz traktował mnie jak smarkatą.

– Nie wiem, czy to mój, takich szarych kotów są tysiące – oznajmił bezczelnie.

Ręka z telefonem opadła mi bezsilnie. Nawet tego nie umiałam załatwić. Sąsiad mnie olewa, wspólnik oszukał mnie, bo mu zaufałam, na pochyłe drzewo wszystkie koty skaczą. Beznadzieja i trzy metry mułu.

– Mówi pani, że wdepnęła – zainteresował się nagle sąsiad.

– W kocią kupę – przytaknęła słuchająca z boku Weronika.

– A ja myślę, że w bagno. Proszę wybaczyć, że się wtrącam, ale niechcący słyszałem rozmowę pań. Na takiego nieuczciwego wspólnika można znaleźć sposób, nie trzeba od razu się poddawać.

Otwarcie przyznawał się, że podsłuchuje!

– Ten żywopłot nie jest dźwiękoszczelny, chcąc nie chcąc, czasem coś usłyszę. Nie będę przepraszał, tym bardziej że zaraz się pani na coś przydam.

– Poskromi pan swojego kota? – spytałam z ironią.

– Lepiej. Zainteresuję się pani wspólnikiem. Zajmuję się windykacją długów, mamy swoje sposoby na takich jak on. Nie mówię, że szybko odzyskam całą kwotę, ale nadam sprawie bieg i wcześniej czy później pani wspólnik poczuje mój oddech na plecach. Przyjmuje pani moją pomoc?

Nie byłam pewna, czy mogę to zrobić. W końcu już raz padłam ofiarą oszustwa, a co, jeśli sąsiad mnie wkręca? Tylko jaki miałby w tym interes? Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego twardo.

– Co pan chce w zamian?

Ucieszył się.

– Widzę, że nauczyła się pani negocjować warunki, to dobrze rokuje na przyszłość. Tak, może pani coś dla mnie zrobić. Proszę nie przepędzać mojego kotka z pani ogrodu. Wezyr przyzwyczaił się tam chodzić, byłby nieszczęśliwy, gdybym zamknął go w domu. To jak, dogadamy się?

Zatkało mnie. Ten facet bezczelnie żądał, by mój ogród stał się kuwetą jego kota!
Weronika pociągnęła mnie za rękę.

– Zgódź się, co ci zależy, przecież i tak musisz się stąd wyprowadzić.

Kiwnęłam głową i powiedziałam, że daję mu wolną rękę. W odpowiedzi usłyszałam podekscytowane, radosne pomiaukiwanie. Sąsiad spojrzał na biegnącego przez trawnik kota.

– Syn wrócił – powiedział z zadowoleniem. – Wezyr pobiegł go przywitać.

Po czym krzyknął głośno:

– Karol!

Po chwili zobaczyłam młodego i całkiem do rzeczy faceta z kotem na rękach. Uśmiechnęłam się mile.

– Nie patrz tak na nią, ta panna nie lubi mężczyzn – ostrzegł syna sąsiad. – Słyszałem, jak mówiła, że wszyscy jesteśmy do niczego.

Zaczerwieniłam się ze złości, zaprzeczając gwałtownie. Cokolwiek dziwnie to wypadło. Karol spojrzał na mnie z zainteresowaniem, niestety innym od tego, które chciałabym uzyskać.

Sąsiad służy mi radą

– To wszystko? Zawołałeś mnie, żeby ostrzec mnie przed kobietą? – spytał ojca.

Tych dwóch dobrze się ze sobą czuło i najwyraźniej świetnie się bawili. Szkoda, że moim kosztem…

– Pański tata ma ze mną na pieńku, bo złapałam waszego kota na gorącym uczynku.

– To ma sens – przytaknął Karol. – Tata uwielbia tego sierściucha, zrobiłby dla niego wszystko.

– Chodzi o to, żebyś namierzył wspólnika naszej miłej sąsiadki – przerwał mu szybko ojciec. – Korzystał z programu pocztowego, napisał kilka maili, czy to wystarczy?

Karol obiecał, że zobaczy, co da się zrobić. Poczułam, że moja sprawa jest w dobrych rękach. Odnaleziony i przyciśnięty Wiktor uznał, że skoro nadałam sprawie bieg, lepiej będzie się ze mną skontaktować…

Jesteśmy w fazie negocjacji co do zwrotu zagrabionych pieniędzy. Sąsiad służy mi radą. Okazało się, że nie ma spraw beznadziejnych, a wsparcie można uzyskać z najbardziej nieoczekiwanej strony. Na przykład zza żywopłotu.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA