„Mój romans z wykładowcą był jak bajka, dopóki nie okazało się, że od lat ma żonę i na pęczki takich panienek jak ja”

młoda smutna dziewczyna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– Monia, nie komplikuj. Jestem facetem, mam swoje potrzeby. A że studentki same się pchają… Nie umiem się oprzeć i odmówić. I nie udawaj niewiniątka, bo to ty robiłaś do mnie maślane oczy i wkładałaś wydekoltowane bluzki. Nie ja za tobą biegałem, tylko ty za mną! – przypomniał”.
/ 12.09.2023 11:16
młoda smutna dziewczyna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Jako nastolatka uwielbiałam latynoamerykańskie telenowele, a śledzenie perypetii bohaterów sprawiało mi wiele przyjemności. Nadal nie zmieniałam zdania co do jednego – też chciałam mieć życie jak bohaterki tych seriali! Wtedy nawet nie przypuszczałam, że moje młodzieńcze marzenia jednak się spełnią. Tyle że nie do końca tak, jak to sobie wyobrażałam. 

Pierwszy nieudany związek

Po maturze wyjechałam na dwa miesiące do Londynu. Mój tata pracował tam od ponad 20 lat, trzy lata wcześniej ściągnął też mamę, więc nie było problemu, by i mi załatwić pracę na okres wakacji. Chcieli, żebym wyjechała tam na stałe, ale ja nie zamierzałam opuszczać Polski. Marzyłam, by studiować psychologię. Na szczęście miałam mieszkanie rodziców, pomoc finansową od nich i obiadki u babci, więc byłam w doskonałej sytuacji.

Chodziłam już wtedy z Bartkiem, wizja rozłąki na dwa miesiące nie bardzo mi się podobała, ale uznałam, że to będzie dobry sprawdzian dla naszego związku.

– Jeśli przetrwamy tę rozłąkę, to przetrwamy już wszystko – mówiłam.

Niestety, nie przetrwaliśmy. I to z mojego powodu. Doszłam do wniosku, że nie widzę swojej przyszłości z kimś takim, jak Bartek. Podczas mojego pobytu w Anglii bombardował mnie wiadomościami i telefonami, a kiedy milczałam przez dłuższy czas, od razu podejrzewał, że pewnie kogoś poznałam i dlatego go unikam.

– Bartek, ja tutaj przyjechałam do pracy! Nie mogę wisieć cały czas na telefonie! – tłumaczyłam.

Niewiele jednak do niego docierało. Krzyczał, obrażał się, wmawiał mi niestworzone rzeczy. Doszłam do wniosku, że skoro już teraz jest taki, to co będzie później? I po powrocie postanowiłam zakończyć nasz związek.

– Wiedziałem, że się tam pewnie łajdaczyłaś! A taką świętą mi zgrywałaś – rzucił tylko na odchodne.

To utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję.

Przystojny wykładowca

W październiku rozpoczęłam studia. Od początku wpadł mi w oko jeden z wykładowców, już podczas jednego z pierwszych dni. Początkowo myślałam, że jest studentem. Wysoki, przystojny, uśmiechnięty. Stał na korytarzu z równoległą grupą. Żywo o czymś rozmawiali, śmiali się, żartowali. Zaczęłam nawet żałować, że nie jestem z nim w grupie. Potem jednak widziałam go z innymi studentami i jeszcze innymi. Dopiero po kilku dniach zorientowałam się, że jest wykładowcą. Ale jak na złość nie miał zajęć z naszą grupą. Podpytałam więc o niego koleżankę ze starszego roku.

– No jasne, że kojarzę! Kto nie kojarzy, to największe ciacho z tych wszystkich profesorków! – zaśmiała się Kaśka. – A do tego całkiem spoko! Wesoły, wyluzowany, nie wywyższa się zbytnio. I lubi ładne, zdolne studentki.

Ku mojemu wielkiemu szczęściu w drugim semestrze zaczęłam zajęcia właśnie z nim! Usiadłam w pierwszym rzędzie i oczywiście całe 90 minut wgapiałam się w niego maślanymi oczami i wsłuchiwałam się w jego aksamitny głos. Był taki mądry! Inteligentny! I przekazywał swoją wiedzę w taki sposób, że chyba każdy pokochałby tę dziedzinę.

– Widzę duży potencjał, pani Moniko. Może byłaby pani zainteresowana dodatkowymi zajęciami? Prowadzę je w piątki o 16., takie kółko zainteresowań dla szczególnie zdolnych i ambitnych – uśmiechnął się.
I tak zaczęła się moja znajomość ze Zbyszkiem. Od wykładów, poprzez zajęcia dodatkowe, aż do ćwiczeń praktycznych, w moim mieszkaniu. Tak, nawiązałam romans ze Zbyszkiem. Byłam zakochana po uszy i wszystko wskazywało na to, że z wzajemnością. Zbyszek traktował mnie jak księżniczkę. Mówił miliony komplementów i wróżył nam świetlaną przyszłość. Oczywiście później, jak skończę studia.

Związek nie na pokaz

– Chyba rozumiesz, mała, że teraz musimy się ukrywać z naszym uczuciem? Oboje jesteśmy wprawdzie pełnoletni, ale układ studentka-wykładowca nigdy nie jest dobrze odbierany. Nie chcę, żeby spotkały cię jakieś nieprzyjemności. Jesteś bardzo zdolna, po co ktoś ma to kwestionować albo sugerować, że nieuczciwie zdajesz egzaminy – tłumaczył.

Oczywiście doskonale go rozumiałam. I przyznałam mu rację. Nieraz sama słyszałam plotki, że ta czy inna studentka zaliczyła rok tylko przez łóżko. Chciałam tego uniknąć.

Spotykaliśmy się dość często. Mieszkanie, które wynajmowałam, mieściło się na obrzeżach miasta, właściwie to już na przedmieściach. Byliśmy tam anonimowi i chyba bezpieczni. Zbyszek wpadał raz, dwa razy w tygodniu na kilka godzin, czasem zostawał na noc, zdarzało się, że i na cały weekend. Spędzał ze mną mnóstwo czasu, kupował prezenty, robił śniadania do łóżka. Jeździliśmy do kina, restauracji. Na początku lipca wyjechaliśmy nawet na kilka dni na Mazury.

Od jakiegoś czasu wiedziałam, że pod koniec lipca Zbyszek wyjeżdża na jakieś sympozjum naukowe. Na całe osiem tygodni. Zbierało mi się na płacz na samą myśl, że nie zobaczę go przez dwa miesiące. Nie chciałam go jednak w żaden sposób ograniczać. Poza tym postanowiłam spędzić ten czas u rodziców. 

W październiku wszystko wróciło na stare tory – na uczelni udawaliśmy, że nic nas nie łączy, popołudniami wpadał do mnie, czasem zostawał, czasem spędzaliśmy razem weekend.

Wszystko zmieniło się w grudniu. Ja planowałam już wspólne święta. Mieli przyjechać rodzice, miała wpaść babcia. Zbyszek wcześniej uprzedził mnie, że raczej nie uda nam się spotkać, bo chce odwiedzić rodziców, którzy mieszkają na drugim końcu Polski. Zrobiło mi się smutno. Nawet zasugerowałam, że może pojechalibyśmy razem, ale Zbyszek nie podjął tego tematu. Również o sylwestrze nie chciał rozmawiać. Zaczęłam się martwić, że coś jest nie tak, że już mnie nie kocha, że mu się znudziłam.

To był szok

Pewnego popołudnia ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiłam się, Zbyszek miał tego dnia zaplanowane szkolenie, a nie spodziewałam się nikogo innego. Na progu stała jakaś kobieta, mogła mieć trzydzieści parę lat. Patrzyła ze smutkiem na mnie, nic nie mówiła. Kiedy wreszcie spytałam, o co chodzi, bez słowa podała mi zdjęcie. Z niechęcią na nie spojrzałam. I nagle zabrakło mi słów. Na fotografii była ona, dwójka dzieci i… Zbyszek! Byli na plaży, uśmiechnięci. Zbyszek czule obejmował tę kobietę, a na rękach trzymał małego chłopca. Drugi stał obok nich. Zdjęcie jak z gazety, jak z katalogu reklamującego wakacje. Rodzinne wakacje…

– Jestem żoną Zbyszka. Jesteśmy małżeństwem od trzynastu lat, mamy dwóch synów. Jeremi ma 10, a Jonasz 6 lat. To zdjęcie z tegorocznych wakacji, z sierpnia. Pewnie powiedział pani, że ma jakiś wyjazd służbowy, albo coś takiego, prawda? Zawsze znajduje jakąś wymówkę.

Zdradzał ją od zawsze

Nic z tego nie rozumiałam. O czym ona do mnie mówiła? Zaprosiłam ją jednak do środka i zgodziłam się wysłuchać, co ma do powiedzenia.
Znali się ze Zbyszkiem jeszcze z liceum, pobrali się na studiach, bo zaszła w ciążę. Niestety, poroniła. Krótko po tym dowiedziała się o pierwszej zdradzie Zbyszka. Miał romans z koleżanką z roku. Tłumaczył, że to był błąd, że żałuje, że nie potrafił sobie poradzić ze stratą dziecka. Wybaczyła mu.

Zanim skończyli studia, zdradził ją jeszcze raz. A przynajmniej tylko o tym jednym razie się dowiedziała. Mieli wtedy gorszy okres, kłócili się. Magda pojechała na weekend do rodziców, potem dowiedziała się, że Zbyszek poszedł na imprezę i przespał się z jakąś przypadkową laską. Sama nie wie, czemu mu wtedy wybaczyła. Chyba dlatego, że dowiedziała się o ciąży. Wydawał się być taki szczęśliwy! Nosił ją na rękach, rozpieszczał, adorował. Po studiach został na uczelni, kształcił się dalej, został wykładowcą.

Regularnie miewał romanse. Przeważnie zaczynały się w październiku, listopadzie, zależy, jak długo wyszukiwał sobie dziewczyny, i kończyły w czerwcu, gdy zaczynała się letnia przerwa semestralna. Albo i wcześniej, jeśli dziewczyna się zorientowała, co jest na rzeczy.

– Widzę, że z tobą trwa dłużej. Albo rzeczywiście jesteś dla niego kimś ważnym, albo jesteś na tyle naiwna, że mu z tobą wygodnie. Przeważnie dziewczyny, kiedy orientowały się, z kim mają do czynienia, albo go zostawiały, albo żądały rozwodu, i wtedy to on zostawiał je. Aż dziwne, że nie doszły do ciebie słuchy o jego podbojach…

Byłam taka naiwna

Odkaszlnęłam. Owszem, dochodziły. Słyszałam czasem, że jest babiarzem, jedna z dziewczyn chwaliła się nawet, że z nim spała i dlatego ma lepszą ocenę, ale nie wierzyłam w to. Nie brałam tych opowieści na poważnie. Przecież wiedziałam, że Zbyszek miał wtedy szkolenie! Dzwonił do mnie w przerwie… Wiele takich opowiastek i legend puszczałam mimo uszu, sama nie wiem czemu.

– Zawsze ten sam schemat. Wraca wieczorami albo nie wraca w ogóle. Nie każdy weekend spędza w domu. Zawsze ma wytłumaczenie. Popołudniowe wykłady, zjazdy na studiach zaocznych, szkolenia, rady, sesje, dodatkowe zaliczenia. Milion wymówek. Jest wykładowcą, więc w końcu to normalne, że czasem musi na kilka dni wyjechać na szkolenie czy sympozjum - opowiadała.

Nie rozumiałam, jak mógł mnie tak oszukiwać. Przez rok! Przecież był poznał moich rodziców! Co za bydlak! Ale dlaczego nikt nie wiedział, że ma żonę i dzieci?

– Nie wiem, pewnie się nami nie chwali. Nie mamy konta na portalach społecznościowych, gdzie wrzucałabym nasze zdjęcia. 
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego jego żona się na to wszystko godzi, czemu mimo wszystko z nim jest. Skoro notorycznie ją zdradza, skoro wie, że ją oszukuje.

– To nie jest takie proste. Mamy dwójkę dzieci, kredyt na dom, a ja nie pracuję. I w gruncie rzeczy… Jesteśmy szczęśliwi. Zbyszek jest dobrym mężem. Nie bije mnie, nawet na mnie nie krzyczy. Nie pije, dobrze zarabia. Jest cudownym ojcem dla chłopców. Kiedy jest w domu, naprawdę tworzymy idealną rodzinę. Gramy w gry, chodzimy na spacery, wygłupiamy się albo oglądamy filmy familijne. Wieczorem pijemy winko, jest czuły i… Sama wiesz, co dalej. Ja wiem, jak to brzmi, ale… może to dzięki jego zdradom nasze życie jest takie idealne? Może zagłusza potem wyrzuty sumienia? Nie wiem, ale… tak naprawdę niczego mi nie brakuje.

Słuchałam jej i w głowie mi się to nie mieściło! Jak mogła trwać w takim chorym związku? Jak mogła być z kimś, kto notorycznie ją zdradza? Jak mogła pójść z nim do łóżka, wiedząc, że dopiero co wraca od swojej kolejnej kochanki? Przecież to jest nienormalne!

– Proszę już wyjść, jest późno – powiedziałam w końcu zniecierpliwiona.

Miałam dość jej rewelacji. Musiałam sobie to wszystko jakoś na spokojnie poukładać, przemyśleć. Sama nie wiedziałam co, ale na pewno nie chciałam teraz dłużej z nią rozmawiać.

– Daj sobie z nim spokój, i tak cię za chwilę zostawi. Nigdy się nie rozwiedzie, nigdy nie opuści mnie i dzieci. Szkoda twojego czasu – powiedziała na pożegnanie.

Czar prysł 

Byłam zdruzgotana, zszokowana, przerażona, zła, smutna i wszystko naraz! Nie mogłam tego wszystkiego pomieścić w głowie. Im więcej o tym myślałam, tym jaśniej widziałam swoją naiwność. Przecież ludzie gadali o jego romansach, plotkowali. Przecież nie raz złapałam go na tym, że mija się z prawdą – mówił o szkoleniu, a potem o egzaminach. Ale nie dopuszczałam do siebie tych wszystkich sygnałów ostrzegawczych. Byłam ślepa i wpatrzona w niego jak w obrazek.

W końcu zasnęłam. Następnego dnia na uczelni nie widziałam Zbyszka, wpadł do mnie dopiero po południu.

– Czy to prawda, że masz żonę i dwóch synów? – spytałam bez ogródek.

Wyglądał na zaskoczonego, ale nie aż tak, jak to sobie wyobrażałam. Myślałam, że będzie zaprzeczał, tłumaczył się, przepraszał. Nic podobnego. Potwierdził tylko i chciał wiedzieć, skąd wiem. To było dla niego najistotniejsze. I ten jego stoicki spokój! To jeszcze bardziej wyprowadzało mnie z równowagi. Jakby chodziło o jakąś bzdurę!

– Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? I kim ja w ogóle dla ciebie byłam? Ty bydlaku! – krzyczałam.

– Monika, nie dramatyzuj. Przecież obojgu nam jest dobrze tak, jak jest. Nigdy nie narzekałaś – stwierdził.

– A na co miałam narzekać? Skoro nie znałam prawdy? – spytałam rozgoryczona.

– Dużo studentek tak oszukujesz? Ile ich masz rocznie? Ile tygodniowo? Niezły jesteś, jak ty to ogarniasz logistycznie i czasowo?

– Monia, nie komplikuj. Jestem facetem, mam swoje potrzeby. A że studentki same się pchają… Nie umiem się oprzeć i odmówić. I nie udawaj niewiniątka, bo to ty robiłaś do mnie maślane oczy i wkładałaś wydekoltowane bluzki. Nie ja za tobą biegałem, tylko ty za mną! – przypomniał.

Miałam ochotę uderzyć go w twarz. Jak on śmiał! Może i miał rację, że go podrywałam, ale nie miał prawa mnie obrażać! Strasznie się pokłóciliśmy. Kazałam mu wynosić się z mojego życia raz na zawsze.

– Monia, jak chcesz. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. I spokojnie, nie opowiem nikomu o naszym romansie. Wiem, że mogłoby ci to zaszkodzić. Po co chodzić z łatką studentki włażącej wykładowcom do łóżka? Lepiej być znaną ze swoich osiągnięć naukowych – dodał na koniec.

Wiedziałam, że to było jego ciche i zakamuflowane ostrzeżenie – jeśli piśniesz komuś, jak było, postaram się zrobić ci odpowiednią opinię. Zaśmiałam mu się tylko w twarz i zamknęłam mu przed nosem drzwi.

Postarałam się o przeniesienie do innej grupy. Miałam ochotę pójść do rektora i o wszystkim mu opowiedzieć, ale zrezygnowałam. Nie będę się zniżać do jego poziomu.

Zachciało mi się swojego filmowego scenariusza, to się doczekałam. Żal mi tylko jego żony i synów. Może i mają szczęśliwe życie, ale jest ono sztuczne, udawane i zbudowane na kłamstwie. Kiedyś pewnie ta bańka pęknie. Cieszę się, że ja już nie będę w tym uczestniczyć.

Czytaj także: „Chciałam się zmienić dla faceta moich marzeń. Paweł robił do mnie maślane oczy, a tamten fagas mnie nie doceniał”
 „Zrobili ze mnie potwora, który znęca się nad chorym mężem. Nikt nie wiedział, jaka jest prawda i jak wiele poświęciłam”
„Dziadek na siłę szukał mi męża. Swatanie stało się jego obsesją, a mnie nie w głowie byli jacyś fagasi”

Redakcja poleca

REKLAMA