„Mój przyszły mąż rzucił mnie 4 tygodnie przed ślubem. Kasa innej była ważniejsza od naszej miłości”

smutna kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova
„– Nie tylko Robcio cię nie chciał – zadrwiła. – Przecież twój tatuś przekupił go, żebyś nie była panną z dzieckiem – warknęłam”.
/ 03.04.2024 22:00
smutna kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova

Nie chciałabym, żeby ktokolwiek przeżywał taki dramat, jak ja... Miałam już wszystko załatwione: sukienkę, kościół, salę weselną – a tu nagle, raptem cztery tygodnie przed wielkim dniem, mój przyszły mąż oznajmił mi, że w sumie to woli Małgosię. Córkę najbogatszego gościa w okolicy.

Dał się przekupić

Od samego początku zdawałam sobie sprawę, co tak naprawdę kryje się za tą rzekomo wielką „miłością". I wcale nie chodziło tu o jakieś głębokie uczucie, tylko o forsę tatusia. Jego ukochana córeczka zaszła w ciążę z kolesiem, który kompletnie ignorował posiadłość z kamiennymi figurami lwów zdobiącymi wejście oraz mercedesa w garażu. Facet po prostu zwiał, zostawiając dziewczynę z brzuchem i wielkim poczuciem wstydu. Należało jakoś temu wszystkiemu zaradzić. Rodzina rozpaczliwie poszukiwała dla niej kandydata na męża. W końcu, za odpowiednią sumę, taki się znalazł, na dodatek miał już kupiony garnitur ślubny.

Gdy Robert brał ślub z Małgośką, a nie ze mną i jechał do kościoła sportowym samochodem, który dostał w prezencie od swojego teścia, ja siedziałam sama w domu, gryząc palce z rozpaczy. Czułam się porzucona i upokorzona.

Było ze mną źle

Wpadłam w tak głęboką depresję, że straciłam całą chęć do życia. Bliscy czuwali nade mną dzień i noc w obawie, że mogę sobie coś zrobić. Przez długie tygodnie siedziałam w domu, nie chcąc narażać się na kpiny i złośliwe spojrzenia innych ludzi. Dziś mam świadomość, że zmagałam się z depresją, ale te kilkanaście lat wstecz o tej przypadłości prawie nikt nie wspominał. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że przydałaby mi się wizyta u psychologa. Poza tym, w naszym niewielkim miasteczku i tak nie było nikogo takiego.

Moja babcia, ku zaskoczeniu wszystkich, stała się moim prywatnym, domowym specjalistą. Rodzice słyszeli od niej ciągle jedną radę: wyjazd i zmiana środowiska to najlepszy sposób, bym szybciej uporała się z tym, co przeszłam. Mnie też mówiła to samo, ale sądziłam wtedy, że sama, bez bliskich, nie dam sobie rady. Babci mój upór nie zraził i któregoś dnia wyznała mi swój sekret.

– Słoneczko, ja też kiedyś miałam narzeczonego, który ostatecznie postawił na drugą dziewczynę. Bardzo go kochałam i mocno to przeżyłam, ale jakoś udało mi się pozbierać do kupy. I wiesz co? Właśnie wtedy na mojej drodze stanął twój dziadek. Ani przez chwilę nie żałowałam tej roszady. Przed tobą też jeszcze sporo niespodzianek, które szykuje los – pocieszyła mnie.

Musiałam się odciąć

Posłuchałam jej rad i podjęłam decyzję o opuszczeniu rodzinnej miejscowości. Przemknęło mi przez myśl: „Skoro byłam prymuską w szkole, to czemu by nie kontynuować nauki? Szczególnie że moje marzenia o stworzeniu rodziny legły w gruzach".

Rodzice poparli mój pomysł i zadeklarowali wsparcie finansowe. Odłożyli fundusze na mój ślub, który nie doszedł do skutku, więc teraz mogli je przeznaczyć na moje studia. Zapisałam się na zarządzanie, a że było to ładnych kilkanaście lat wstecz, to i ze znalezieniem pracy nie miałam większego problemu.

Będąc jeszcze na studiach, udało mi się dostać na praktyki w renomowanej korporacji i powoli wspinać po drabinie zawodowej. Założenie rodziny nie było już moim celem. Praca, którą bardzo lubiłam, stanowiła główny element mojego życia. Nigdy nie unikałam mężczyzn i zawsze miałam u swego boku jakiegoś bliskiego kolegę, ale małżeństwo nie było w planach z żadnym z nim.

Latami unikałam wizyt w domu 

Mama i tata byli zadowoleni z tego, że wzięłam kredyt na własne cztery kąty oraz dostałam do dyspozycji auto z pracy. Nawet jeżeli martwili się w duchu, że pomimo ukończenia trzydziestki wciąż nie mam drugiej połówki, to grzecznie powstrzymywali się od wygłaszania uwag na ten temat.

Przez jakiś czas unikałam wizyt w miejscowości, w której się wychowałam. Nie chciałam wpaść na Roberta i tę, która zawróciła mu w głowie. Z biegiem czasu jednak moje obawy zmalały, a ból po dramatycznym rozstaniu zelżał. Doszłam też do wniosku, że mieszkańcy miasteczka pewnie mieli już inne sprawy na językach i dawno zapomnieli o tym, co między nami zaszło. Postanowiłam więc coraz śmielej odwiedzać dom rodzinny i okolice, w których spędziłam dzieciństwo.

Czułam się niezręcznie

Pewnego razu los tak sprawił, że natknęłam się na Gośkę. Akurat miałam coś do załatwienia w urzędzie gminy, gdzie ona pracowała. Kiedy weszłam do pomieszczenia przeznaczonego dla petentów, nie było już możliwości ucieczki. Gdybym teraz czmychnęła z podkulonym ogonem, tylko bym się zbłaźniła i dała pretekst do nowych plotek na mój temat.

Starałam się zachować kamienną twarz, mimo że sytuacja była mocno niezręczna. Małgosia z kolei udawała, że widzi mnie pierwszy raz na oczy, ukrywając swoje rozbawienie pod maską profesjonalizmu. Przerwała udawaną farsę, gdy tylko zerknęła na mój dowód.

Zirytowała mnie

Wszystko rozegrało się w czasach, gdy w dowodach osobistych wciąż widniała jeszcze rubryka ze stanem cywilnym właściciela.

– Jak widzę, do dziś posługujesz się nazwiskiem panieńskim, czyżbyś nie wyszła za mąż? – zadrwiła. – Nie tylko mój Robcio cię nie chciał.

Tego było już za wiele i nie potrafiłam dłużej trzymać języka za zębami.

– Masz na myśli tego samego Roberta, którego twój tatuś przekupił, byś mogła wyjść za niego i w ten sposób uciąć plotki na temat twojego bękarta? – warknęłam. – Ponoć w zamian za uznanie twojego pierwszego bachora dostał audi. A co mu dałaś za to drugie? Czy on w ogóle wie, że to kolejne dziecko również nie jest jego? A może przemilczałaś ten fakt?

Próbowałam ją zirytować, strzelając na oślep. Ku mojemu zaskoczeniu, Małgosia nagle pobladła, oddała mi dokument tożsamości i z zapałem skupiła się na przygotowaniu papierów, po które się zgłosiłam. Zabrałam je i opuściłam pokój bez pożegnania, odprowadzana jedynie zaintrygowanymi spojrzeniami jej współpracownic. Miałam pewność, że z satysfakcją rozniosą tę pikantną plotkę po okolicy i moja konkurentka przez pewien czas będzie miała przechlapane. Nie spodziewałam się jednak, że aż do tego stopnia!

Wszystko się rozpadło

Robert po usłyszeniu tych plotek po prostu oszalał. Miał już dość bycia obiektem kpin po naszym niedoszłym ślubie. A teraz jak to wygląda? Znów dał się wmanewrować w opiekowanie się dzieckiem, które nie jest jego. Nawet nowiutkie audi nie mogło zmyć tej plamy na honorze. Kiedy więc przy piwku usłyszał kąśliwe uwagi, że i drugi synek nie jest jego, zażądał testów DNA.

Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Niemądra Małgosia zdradziła Roberta, myśląc, że bycie żoną da jej nietykalność, a sekrety nigdy nie wyjdą na jaw. Jak bardzo się pomyliła!

Zraniony Robert zażądał rozwodu. Nie pomogły kolejne „kuszące obietnice" od ojca Małgosi, który kusił go wizją lepszego gniazdka i podróży po świecie. Tym razem duma zwyciężyła i Robert zamknął ten rozdział, ruszając przed siebie swoim volkswagenem.

Radość z posiadania upragnionego auta nie trwała zbyt długo. Wpadł w stan przygnębienia, zaczął nadużywać alkoholu i tonąć w długach. Aby wybrnąć z kłopotów, pozbył się swojego kochanego samochodu, wydał pozostałe fundusze ze wspólnego, małżeńskiego rachunku bankowego i został bez grosza przy duszy.

Stał się innym facetem

Spotkałam go całkiem niedawno. Dwanaście wiosen po tym, jak zostawił mnie na lodzie. W pierwszym momencie nawet go nie poznałam. „Czy to możliwe, że kiedyś byłam szaleńczo zakochana w tym facecie z piwnym brzuszkiem, który wystaje mu spod przyciasnej, znoszonej koszuli? Jakim cudem dałam się tak omamić miłości?” – zadawałam sobie to pytanie w myślach.

Szłam ulicą, kiedy nagle go zobaczyłam. Przeszliśmy obok siebie bez słowa. Nawet jeśli przeszło mu przez głowę, że ta atrakcyjna, zadbana kobieta po trzydziestce to ta sama osoba, którą kiedyś miał poślubić, nie zdobył się na odwagę, by się do mnie odezwać.

Całe szczęście, bo co niby miałam mu powiedzieć? Nie chciałam okazywać mu współczucia. I wiecie co? Jak się okazuje, moja ukochana babcia miała absolutną rację co do niego. Stuprocentową.

Dałam sobie szansę na miłość

Parę dni po niespodziewanym spotkaniu z dawnym ukochanym, los postawił na mojej drodze Damiana. Właściwie od dłuższego czasu mieliśmy okazję się widywać, ponieważ jest on szefem jednego z działów w firmie, w której pracuję. Nigdy wcześniej nie postrzegałam go jako potencjalnego partnera, ale pewnego razu wdaliśmy się w przypadkową rozmowę. Od tego momentu zaczęło rodzić się między nami coś wyjątkowego. Nasze uczucie okazało się trwałe, oparte na wzajemnym zrozumieniu, przyjaźni i partnerstwie.

Dopiero u boku Damiana odnalazłam spokój i na nowo zaczęłam wierzyć w uczciwość mężczyzn. Nie warto rozpaczać nad tym, co się nie udało, bo gdzieś czeka na nas nowa szansa.

Czytaj także: „Moja teściowa działa mi na nerwy. Ciągle się wtrąca, grzebie w szafie i mówi, kiedy mam zajść w ciążę”
„Zmarnowałam 20 lat dla faceta, który doił ze mnie kasę i nie chciał ślubu. Zrobił mi przysługę, gdy mnie zdradził”
„Zastałam wredną szefową w krępującej sytuacji. Myślałam, że dzięki temu awansuję, a nagle zostałam bez pracy”

Redakcja poleca

REKLAMA