„Mój pierwszy facet zostawił mnie z brzuchem, a drugi okazał się alkoholikiem. Chyba jestem skazana na nieudaczników"

Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Mój pierwszy związek zakończył się niepowodzeniem. Narzeczony odszedł przytłoczony wizją rodzinnego życia. Miałam nadzieję, że za drugim razem będzie inaczej… Niestety. Tygodniowe milczenie Piotra, okazało się cugiem alkoholowym. Wygląda na to, że przyciągam ludzi słabych i chwiejnych psychicznie”.
/ 26.09.2021 06:22
Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Autobus wlókł się niemiłosiernie w korku. Nie mogłam spokojnie usiedzieć. „Znowu będę spóźniona” – martwiłam się. Miałam nadzieję, że klient poczeka, bo mieszkanie było naprawdę ładne i w dobrej cenie. Bardzo liczyłam na prowizję, bo od dawna nic nie sprzedałam…

Już trzy lata dorabiałam u koleżanki, która prowadziła agencję nieruchomości. Przeszłam szybki kurs i już mogłam szukać klientów gotowych kupić wymarzone mieszkanie. Wydawało się, że to idealne dodatkowe zajęcie, lecz wymagało sporo poświęceń.

Przede wszystkim prawie w ogóle nie było mnie w domu.

– Jagoda ciągle siedzi sama. Czy ty wiesz, co pozbawionej matczynego dozoru czternastolatce może strzelić do głowy? – mama ciosała mi kołki na głowie. – Zakupy niezrobione, lodówka świeci pustkami – wyliczała dalej. – Nie możesz tak żyć.

Potakiwałam, żeby nie dyskutować. Bo i o czym? Pieniądze były potrzebne, musiałam je zarobić i już. Jakoś nie dawało się to pogodzić z wizerunkiem idealnej matki i pani domu. Miałam dwie prace. Od 8 do 16 siedziałam w biurze obrachunkowym. Jednak zarobki były niewystarczające dla kobiety samotnie wychowującej dziecko.

Musiałam jakoś dorobić

Prawie połowę pensji zjadały comiesięczne opłaty. Na co mogła wystarczyć reszta? Tylko na skromny byt. A gdzie kredyt za mieszkanie, szkoła Jagody, lekcje angielskiego, ubrania? Przecież nie powiem córce, że ma chodzić w za małych butach, bo mamusia nie ma pieniędzy…

Po godzinach pokazywałam więc klientom mieszkania. Dzięki temu na wszystko jakimś cudem starczało. Kobieta zaradna? Raczej przepracowana, ale inaczej nie mogłam. Życie w dużym mieście kosztuje, tylko powietrze jest tu za darmo, za wszystko inne trzeba zapłacić i to niemało. Bałam się, oczywiście. Że zachoruję na przykład, i nie będę już mogła pracować. Bo przecież żyję po to, żeby dostarczyć rodzinie środków na utrzymanie, nic innego się nie liczy.

Kiedyś miałam marzenia. Chciałam zwiedzić świat, wyruszyć na włóczęgę z plecakiem, spać gdziekolwiek, byle na łonie natury, napatrzyć się, nacieszyć innymi klimatami. Poczuć atmosferę hiszpańskiej ulicy, zamoczyć stopy we włoskiej fontannie, posiedzieć w cieniu starej kościelnej wieży w Paryżu, może nawet zatańczyć sambę w Rio de Janeiro. To wszystko było na wyciągnięcie ręki, ale los zdecydował inaczej. Urodziła się Jagoda, narzeczony odszedł przytłoczony wizją rodzinnego życia i zostałam sama. Więc wzięłam się do roboty.

Lata mijały, córka dorastała, a ja wciąż z pochyloną głową ciągnęłam swój wóz. Koleżanki, znajomi? Rozpierzchli się gdzieś, zrażeni moim nieustannym brakiem czasu. Wcale się im nie dziwiłam. Czasem wydawało mi się, że orbituję w pustce, samotna jak palec. Na szczęście nie miałam wielu chwil na myślenie o sobie, inaczej pewnie bym się załamała.

W końcu dotarłam na miejsce. Klient czekał. Otworzyłam drzwi i zaczęłam omawiać zalety lokalu. Uciszył mnie ruchem dłoni, ale zaraz uśmiechnął się przepraszająco.

– Chciałbym sam wyrobić sobie zdanie – powiedział. – Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, prawda?

Umilkłam i przyjrzałam mu się uważniej. Przystojny, postawny, ubrany klasycznie i elegancko. Stanowczy i męski. Fajny. Zupełnie inny niż ojciec mojej córki, który na czole miał wypisane: „nieodpowiedzialny”.
Klient sporo czasu zabawił w mieszkaniu. Widziałam, że jest zainteresowany. Oglądał wszystko metodycznie, zadawał pytania. Był bardzo skupiony na tym, co robi, chociaż rodzina przeszkadzała mu, jak mogła.

Komórka mężczyzny dzwoniła co 10 minut. Dorosły syn i matka, na zmianę. Dopytywali, gdzie jest i kiedy wróci. Dziwne. Jak można trzymać na tak krótkiej smyczy dorosłego faceta? Klient z ogromną cierpliwością odpowiadał bliskim, że ogląda mieszkanie, już kończy i zaraz wraca. Miałam ochotę wyrwać mu komórkę i utopić ją w zlewie, żeby móc z nim spokojnie porozmawiać.

– Przepraszam panią – powiedział, po czym nie tłumacząc się, dodał:

– Mieszkanie bardzo mi się podoba, chyba sfinalizujemy transakcję.

Ucieszyłam się. Dostanę prowizję! Będę mogła kupić Jagodzie buty, pomogę też mamie, bo wiem że nie najlepiej sobie radzi, chociaż to ukrywa.

– Czy pani będzie przy podpisaniu umowy? – spytał klient.

Nie miałam takiego obowiązku. To Aneta miała wszystkie uprawnienia, moja rola właśnie się skończyła.

– Nalegałbym… – mężczyzna patrzył na mnie z nadzieją.

– Zobaczę, czy dam radę – odparłam i zarumieniłam się jak głupia.

Ten facet chyba ze mną flirtował! Zapomniałam już, jak to jest…

Miał na imię Piotr. Po podpisaniu umowy zaproponował kawę dla uczczenia transakcji. Nie odmówiłam. Okazał się interesującym rozmówcą, roztaczał aurę sukcesu i męskiej pewności, byłam nim oczarowana.
„Czy to możliwe, żeby i do mnie uśmiechnęło się szczęście? – myślałam. – Po tylu latach borykania się
z życiem miałabym spotkać kogoś, na kim będę mogła się oprzeć?”.

Skorupa kobiety silnej i zaradnej topniała na mnie z minuty na minutę. Wymieniliśmy się telefonami, a potem… zadzwoniła mama Piotra.

– Muszę wracać, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy? – uśmiechnął się. – Pozwolisz, że cię odwiozę?

Pozwoliłam. Ten i jeszcze wiele razy później. Piotr często przyjeżdżał po mnie do pracy i wiózł mnie na spotkanie z klientem. Bo jako osoba obowiązkowa, niczego nie zaniedbywałam. Kradliśmy dla siebie czas, ale przez to nasze randki były niepowtarzalne.

– Podziwiam cię – powiedział kiedyś Piotr. – Jesteś taka silna i niezależna. Potrafisz sterować swoim życiem.

Nie wiedziałam, czy to komplement. Silna baba dobrze daje sobie radę, ale czy jest atrakcyjna? Pewnego dnia Piotr nie zadzwonił. Jego telefon nie odpowiadał, jakby właściciel zapadł się pod ziemię. Po dwóch tygodniach milczenia przestałam śnić na jawie. Miałam tylko pretensję, że ten dobrze wychowany i kulturalny facet nie potrafił zerwać znajomości w bardziej cywilizowany sposób. Przydałoby się kilka słów wyjaśnienia albo chociaż krótkie: „żegnaj”. Spadłam z obłoków prosto do mojego szarego życia.

Kiedy już prawie przebolałam nieudaną znajomość, Piotr zadzwonił, jakby nigdy nic. Przeprosił za milczenie, ale nie tłumaczył się. Tak poprowadził rozmowę, że głupio było pytać. W końcu niczego sobie nie obiecywaliśmy, spędzaliśmy razem miło czas, na razie bez żadnych zobowiązań. Mogłam przystać na te warunki albo zrezygnować. Nie potrafiłam odmówić spotkania, ale postanowiłam, że nie odpuszczę. W stosownej chwili zapytam o to tajemnicze zniknięcie.

A więc dlatego się do mnie nie odzywał

Piotr zaprosił mnie na kolację do modnej restauracji. Miałam wyrzuty sumienia, że kradnę czas przeznaczony dla Jagody, ale tak dawno nie robiłam niczego dla siebie. To miało być pierwsze wspólne z Piotrem wyjście, do tej pory spędzaliśmy czas w jego samochodzie, przebijając się przez korki w drodze do kolejnej nieruchomości przeznaczonej na sprzedaż. Na nic innego nie miałam czasu.

Czekał na mnie przed domem. Jak zwykle elegancki i uroczy. O nic nie pytałam, postanowiłam wybrać dogodniejszą okazję. Wieczór w restauracji okazał się nadspodziewanie udany. Piotr otaczał mnie względami, czułam, że jestem dla niego ważna. Takie rzeczy się wie, słowa nie są potrzebne. A jednak coś mi tu nie grało.

„Co o nim wiesz? – pytał mnie głos rozsądku. – Może ma żonę i dzieci, które czekają na niego w podmiejskim domu otoczonym zadbanym ogrodem. Może zajmuje się przemytem kradzionych aut? Albo robi coś jeszcze gorszego…”.

Odrzucałam te myśli. Chciałam przez chwilę pożyć w bajce, poczuć to, co nigdy nie było mi dane.
Wróciłam do domu ze szczęśliwym zamętem w głowie, rozgrzana gorącymi pocałunkami Piotra. Czułam się jak nastolatka przeżywająca pierwsze zauroczenie. To było niesamowite!

Następnego dnia zameldowałam się u Anety po kolejne klucze do sprzedawanych mieszkań.

– Promieniejesz – zauważyła. – Czyżby znajomość z naszym klientem tak na ciebie wpłynęła?

Przytaknęłam. Bo i po co kłamać?

– To fajny facet, ale uważałabym na twoim miejscu – przestrzegła mnie. – Na mieście mówią, że to alkoholik.

– Niemożliwe, nigdy nie widziałam go pijanego! – oburzyłam się.

– Bo pije w domu, zamknięty w czterech ścianach. Wchodzi w ciągi, które trwają od kilku dni do kilku tygodni. Wtedy nie odbiera telefonów, nie odzywa się do nikogo. Chyba wstydzi się nałogu. Rodzina go pilnuje, sprawdzają bez przerwy, gdzie jest i co robi. Ale to ponoć nic nie daje…

I tak rozwiały się moje sny. Wygląda na to, że przyciągam ludzi słabych i chwiejnych psychicznie. Może wyczuwają we mnie kobietę zaradną, na której można się oprzeć?

Czytaj także:
„Nie ma za złe ojcu, że odszedł. I tak długo wytrzymał z moją matką, która marnuje swoje i moje życie”
„Mój mąż jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Tylko baluje z kolegami, a ja chodzę po domu i zbieram jego brudne gacie”
„Teściowa to kobieta bluszcz. Okręciła się wokół mojego męża i zrobiła z niego chłopca na posyłki, a ze mnie wredną zołzę”

Redakcja poleca

REKLAMA