Nie przypominałam siebie sprzed lat. Sporo czasu spędziłam już w Warszawie, zdążyłam zaznajomić się ze stołecznym stylem życia i przyzwyczaić do tamtejszych ludzi. Żyłam u boku męża, prowadziłam własny biznes, cieszyłam się uznaniem i miałam swoje zasady. Adam mógł uważać mnie teraz za pozerkę, ale nie pasowaliśmy do siebie. Nie sprawdziłby się również w roli kolegi. Dlaczego? Nie potrafiłabym obdarzyć go zaufaniem.
Są tacy, co od początku mają z górki. Rodzą się w domach, gdzie kasa się zgadza i w ogóle nie trzeba się przejmować pieniędzmi. Mnie w tym temacie życie nie rozpieszczało. Tylko mama była przy mnie od małego. Tata dał nogę, kiedy mu powiedziano, że będę na świecie. Do dzisiaj go nie spotkałam.
Nie miałam w życiu łatwo
Dzieciństwo nie rozpieszczało mnie specjalnie. Moja rodzicielka, pracując jako krawcowa, nie przynosiła do domu wiele pieniędzy. Aż za dobrze pamiętam, co to znaczy, gdy w rodzinnym domu pustki w portfelu. Każdy grosz był na wagę złota, ledwo starczało od wypłaty do wypłaty, jak zwykła mawiać moja mamusia. Zero grosza odłożonego, żadnego finansowego zabezpieczenia na późniejsze lata. Mimo tego trudnego początku, gdzieś w zakamarkach duszy wciąż tliło się we mnie marzenie o lepszym jutrze.
Należałam przecież do ścisłej czołówki w klasie. Kiedy zdałam egzamin dojrzałości, miałam w głowie wizję studiów na kierunku ekonomicznym. Ale nie chciałam rzucać się na głęboką wodę. Na początek potrzebowałam znaleźć zatrudnienie, aby uzbierać pieniądze na przyszłą edukację. We wszystkich moich zamierzeniach nieustannie wspierał mnie mój partner, Adam.
On również nie należał do majętnych, lecz był przekonany, że za sprawą swojego uporu i zaangażowania osiągnie w życiu wiele. Kiedy zdał maturę, wyruszył na uczelnię do stolicy. Nie ponosił kosztów wynajmu pokoju, ponieważ zamieszkał u ciotki i wujka.
Jego ciocia już od dłuższego czasu wspomagała go pod względem finansowym. Sama będąc bezdzietną, z ochotą wsparła bratanka, który był jednocześnie jej chrześniakiem. Przypominam sobie, jaką odczuwałam dumę, gdy poinformował mnie o przyjęciu go na politechnikę.
– Nareszcie wyrwę się z tego zadupia! – wykrzyknął pełen zapału, a mnie w jednej chwili dopadł smutek.
Zmierzał do Warszawy, podczas gdy ja byłam zmuszona tkwić w małym mieście, gdzie przyszłość rysowała się w ciemnych barwach. Adaś zauważył, że niechcący mnie zranił. Objął mnie czule i złożył obietnicę:
– Przyjadę tu znowu i zabiorę cię ze sobą.
Było widoczne, że Adaś trzyma się ode mnie z daleka
Planowaliśmy, że nasze rozstanie potrwa jedynie 12 miesięcy. Ja przez ten czas chciałam sobie dorobić i uzbierać pieniądze na późniejszą naukę. Złapałam robotę w spożywczaku i zaczęłam oszczędzać tyle, na ile było mnie stać, czyli to, co mi zostawało po tym, jak dorzuciłam się do kasy na życie w domu.
Planowałam również ubiegać się o zakwaterowanie w akademiku, ponieważ to najbardziej ekonomiczna opcja. Nie miałam na tyle odwagi, by pytać o możliwość zamieszkania u cioci mojego chłopaka. On sam też nie poruszył tego tematu. Mieliśmy poczucie, że nadwerężylibyśmy jej gościnność.
Niepokoiłam się kwestią finansową, ale mój partner zapewniał mnie, że w stolicy bez kłopotu znajdę dodatkowe zajęcie. Rozważałam pracę jako hostessa lub w centrum telefonicznym. Wiele studentek w taki sposób poprawiało stan swojego konta.
Stałam się dla niego ciężarem
W tamtym czasie nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo metropolia potrafi zmienić człowieka. Nie przypuszczałam nawet, że za parę tygodni mój własny facet stanie się dla mnie obcą osobą. Adam zawsze mnie wspierał, ale niestety w pewnym momencie ja zaczęłam być dla niego ciężarem.
Z początku rzeczywiście gadaliśmy ze sobą sporo przez komórkę. Często też mnie odwiedzał. Jednak powoli nasz kontakt zaczął się urywać, zanikać. Adam przestał odpisywać na smsy, nie przyjeżdżał już do domu. Kiedy jakimś sposobem udawało mi się do niego dodzwonić, po prostu mnie zbywał, i to coraz bardziej opryskliwie.
– Muszę dużo się uczyć, odezwę się później – ucinał gadkę, zanim zdążyłam o coś zapytać.
To zupełnie nie moja wina, ale na początku tak myślałam. Głowiłam się nad tym, gdzie popełniłam błąd. Nie przyszło mi do głowy, że Adaś po prostu oszalał na punkcie życia w Warszawie. Dziewczyna z małego miasteczka wydawała mu się za mało interesująca, zbyt staroświecka i psuła jego reputację.
Poznał teraz bardziej fascynujących ludzi. No i związał się z inną… Okropne, że tyle czasu zajęło mu powiedzenie mi całej prawdy.
– Wiesz co, Renia… – odezwał się, kiedy w końcu zdecydował się na spotkanie ze mną.
Przyjazd do rodzinnego domu na święta sprawił, że nie miał zbytnio możliwości mnie unikać. Patrząc na jego wyraz twarzy, od razu domyśliłam się, że nie usłyszę niczego pozytywnego.
– Sporo nad tym dumałem, ale… rozumiesz, nie obrażaj się, po prostu do siebie nie pasujemy.
Spoglądałam na niego w milczeniu. Nie miałam zamiaru ułatwiać mu zadania ani wspierać w jakikolwiek sposób. Powinien wreszcie znaleźć w sobie odwagę. Musi być szczery i wyznać to sam, bez pomocy.
– Nie mam pojęcia. Sam mi to wyjaśnij.
Odwrócił wzrok, unikając kontaktu ze mną.
– No wiesz, zależy mi na tym, żeby coś w życiu zdobyć, odnieść jakiś sukces. Chyba mnie rozumiesz? – zapytał dla pewności.
Cisza zaległa między nami i widziałam, jak Adam jest coraz bardziej podenerwowany.
– Chodzi mi o to, że musimy to skończyć. Nie chcę cię ranić, ale po prostu do mnie nie pasujesz. Nie poszłaś na żadne studia i kto wie, czy w ogóle pójdziesz. Brakuje ci ogłady, znajomości, kasy, statusu. Jestem pewien, że osiągnę w życiu sporo, więc potrzebuję dziewczyny, a w zasadzie życiowej partnerki, która ma równie duże ambicje.
Kiedy to usłyszałam, oniemiałam. W pierwszym momencie zabrakło mi słów. Liczyłam się z tym, że ze mną zerwie, ale nie sądziłam, że w taki sposób i z takiego powodu. Czyli zostawiał mnie, bo nie miałam kasy? A on co, jakiś książę z bajki dla grzecznych dziewczynek?
Popatrzyłam na niego uważnie i uświadomiłam sobie, że ten facet to dla mnie kompletnie obca osoba.
Stał się dla mnie zupełnie obcy
Miejsce Adama, którego znałam, zajął jakiś wystrojony koleżka w drogich ciuchach, z wypasioną komórką i jakimś dizajnerskim zegarkiem na ręku. Skąd wziął na to kasę? Jego ciotka przecież też nie była żadną milionerką.
Trochę na niego naciskałam i w końcu wyznał, a w zasadzie to się przechwalał. Spotkał kobietę, która była od niego starsza. To dentystka, która ma swój gabinet, jest majętna, zadbana, śliczna i świetnie ustosunkowana…
– Wybacz, ale musiałem ci to powiedzieć. Aneta jest w stanie dać mi takie życie, o jakim od dawna śniłem. Jeszcze znajdziesz swoją drugą połówkę.
– Osobę z poziomu kasjerki z marketu, mam rację? – rzuciłam chłodno. – Spadaj na drzewo!
To był ostateczny finał naszej relacji. Nie zostało nam nic do omówienia, zero powodów do kolejnych spotkań. Uczucie, którym darzyłam Adama, zniknęło w jednym momencie, ponieważ on sam przestał istnieć. Prawdę mówiąc, przepadł jak kamień w wodę.
Zniknął nie tylko z mojego życia, ale również z naszej miejscowości. Czas leciał, a on podobno nie dawał nawet znaku życia swoim rodzicom. Dawniej byłam z nimi w dobrych relacjach i do dziś chętnie gawędzą ze mną, gdy wpadniemy na siebie przypadkiem. Zawsze powtarzają jedno: „Jak to przykro, że Adaś i ty już nie tworzycie pary. Byliście dla siebie stworzeni, tak ślicznie razem wyglądaliście".
Tak więc współczułam tylko im. Byli rodzicami Adama, a on ewidentnie czuł zażenowanie nie tylko mną, ale również swoim pochodzeniem. No cóż, to już nie moja sprawa. Tym bardziej że moje życie zaczynało się dobrze układać.
Karma do niego wróciła
Udało mi się ukończyć studia na wydziale ekonomii i z wyróżnieniem obroniłam tytuł magistra. Co prawda rozpoczęłam naukę dwa lata po zdaniu matury, ale koniec końców zrealizowałam swoje marzenie. W sprawach sercowych też mi się poszczęściło. Podczas studiów los zetknął mnie z Mariuszem.
Moja skomplikowana sytuacja życiowa w ogóle go nie odstręczała. Można powiedzieć, że było odwrotnie – cenił mnie za to, jak świetnie sobie radzę mimo przeciwności losu. Inaczej niż Adam, Mariusz traktował mnie poważnie. Snuliśmy plany o naszej wspólnej przyszłości. Wszystko zmierzało we właściwą stronę, ale nagle sprawy się pokomplikowały.
Kolega Mariusza pomógł mu zdobyć rewelacyjną posadę… w stolicy. Mariusz miał podjąć pracę jako księgowy w sporej firmie. To była dla niego niesamowita okazja.
– Jedź ze mną, zamieszkamy razem – namawiał mnie.
Przeprowadzka nie wydawała mi się najlepszym pomysłem. Co więcej, trochę mnie przerażała. W przeszłości już przerabiałam podobną sytuację z Adamem - złożył obietnicę, a potem po prostu odszedł.
Chciałam, żebyśmy dalej mieszkali w Rzeszowie. To tutaj ukończyliśmy naukę na uczelni i spotkaliśmy się po raz pierwszy. Poza tym sądziłam, że bez trudu znajdziemy jakieś zatrudnienie w tym mieście.
Mariusz jednak postawił na swoim, a ja w sumie go rozumiałam. Takie okazje nie zdarzają się codziennie. Wiedziałam, że będzie żałował, jeśli nie podejmie wyzwania. Mogło się to odbić na naszej relacji. Tak długo próbował mnie do tego przekonać, aż wreszcie ustąpiłam i przystałam na przeprowadzkę.
Po przeprowadzce do stolicy moja mama była nieco zaniepokojona, ponieważ z Podkarpacia miałam o wiele mniejszy dystans do domu. Cóż, słowo się rzekło, decyzja zapadła. W kilka dni od zamieszkania w Warszawie udałam się na spotkanie rekrutacyjne do pewnej firmy zajmującej się obrotem nieruchomościami. Nie mam pewności, czy potraktować to jako dobry omen, ale ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, dostałam tę posadę. I to od ręki. Poczułam zdumienie, wszak nie posiadałam żadnych kwalifikacji w tej branży.
– Mam niezawodną intuicję co do ludzi, będzie pani znakomitą pośredniczką – stwierdził mój świeżo upieczony przełożony.
Facet się nie mylił. Nie wiem, jakim cudem to wywęszył, ale niedługo zaczęłam się wyróżniać. Ta robota naprawdę mi podeszła i dawałam z siebie maksa. Moje wysiłki nie poszły na darmo, bo pewnego razu szef przyszedł do mnie z niewiarygodną ofertą.
Czy to kolejny omen?
– Jest pani z nami od dwóch lat i przynosi firmie niemałe profity. Zależy mi, żeby nie przejęli pani rywale z branży.
– Póki co, nigdzie się nie wybieram – zapewniłam.
– To nie wystarcza. Co powiedziałaby pani na propozycję zostania moją partnerką biznesową?
Kiedy to usłyszałam, zaniemówiłam z wrażenia. Ja, współwłaścicielką firmy? Zwyczajna dziewczyna z małego miasteczka? Prowadzenie biznesu? To chyba jakiś dowcip. Zerknęłam na swojego szefa, ale wcale nie sprawiał wrażenia, że żartuje. Zaczął mi wyjaśniać swoją wizję przyszłości firmy i jaką rolę miałabym w niej odgrywać. Zapewnił, że całą stronę prawną weźmie na siebie.
Byłam totalnie ogłuszona. Gdzieś w środku czułam niepokój, że to może być jakaś pułapka. Mariusz poprosił więc swojego kumpla, który jest prawnikiem, żeby rzucił okiem na papiery, które miałam podpisać. Wszystko grało. I tak oto z przeciętnej pośredniczki w obrocie nieruchomościami stałam się współudziałowcem.
Nareszcie stanęłam na nogi
Moje finanse wreszcie osiągnęły satysfakcjonujący poziom. Z Mariuszem wzięliśmy ślub i udało nam się uzyskać kredyt na własne lokum. Wsparłam także finansowo moją mamę. Pierwszy raz dane nam było wspólnie wyjechać na wczasy poza granicami kraju! Długo nie docierało do mnie, jak diametralnie odmieniło się moje życie.
Bywało, że po obudzeniu się prosiłam mojego męża, by lekko mnie uszczypnął. Całą tę sytuację odbierałam jak cudowną, nierealną marę senną. A co, jeśli przyjdzie czas przebudzenia?
Pewnego dnia w trakcie pracy delektowałam się filiżanką aromatycznej kawy, omiatając wzrokiem propozycje wycieczek zagranicznych. Wraz z ukochanym snuliśmy plany o podróży na rajskie Malediwy. Nagle do mojego pokoju wszedł człowiek z personelu sprzątającego.
– Oj, przepraszam, już się zbieram. Tylko wydrukuję te prospekty – rzuciłam, pokazując na monitor.
– Renata…? – facet uważnie mi się przypatrywał.
Ej, patrzcie, kogo widzę - to przecież Adam! Zajęło mi chwilę, zanim go rozpoznałam. Staliśmy naprzeciwko siebie jak wryci i gapiliśmy się na siebie. Adam zmierzył mnie od góry do dołu, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
– To tutaj teraz pracujesz?
Przytaknęłam.
– Jestem współwłaścicielem firmy.
– A niech mnie... Ciekawe są te życiowe zakręty... – przyglądał się mojemu szykownemu strojowi, drogiemu zegarkowi i modnej listonoszce, stylowo ułożonym włosom. Spoglądał również na ulotki od touroperatorów, które dopiero co wyszły z drukarki.
Przeczuwałam, że lada moment będzie dopytywał, jak mi mija życie, by następnie przejść do relacjonowania swojego. Istniała szansa, że zanurkuje w narzekanie i wyjaśnienia, dlaczego runął w dół z wierzchołka, na który ja z wielkim wysiłkiem się wdrapałam. Zastanawiałam się, czy faktycznie pragnęłam uzyskać te informacje. Rozważałam, czy zechciałabym go wesprzeć, gdyby o to poprosił. W głębi duszy współczułam mu.
Stał przede mną facet, który nie przypominał już mojej dawnej miłości. Ani trochę nie był tym samym bezczelnym bucem, który porzucił mnie, bo nie pasowałam do jego nowego, lepszego świata. Widziałam przed sobą kogoś, kogo kiedyś dobrze znałam. Gościa, który powybierał niewłaściwe ścieżki i poniósł porażkę. Teraz stał tu przede mną, jakby mniejszy, potulniejszy. Chyba wreszcie zrozumiał pewne rzeczy…
– Może dałabyś się zaprosić na kawę? – zagadnął w końcu. – Zgódź się, dla tych fajnych wspomnień.
Porozmawiamy, powspominamy stare dzieje, a przy okazji może uda mi się nie zrobić z siebie kretyna. Byłem skończonym durniem. Ale, jak widać, startuję z nową misją… – rzucił, uśmiechając się niepewnie.
Rozpoznałam ten uśmiech aż za dobrze i to właśnie on przesądził sprawę. Nie da się cofnąć czasu ani zacząć wszystkiego od nowa. Wolałam uniknąć problemów i zamieszania, a przeczuwałam, że Adam mi ich dostarczy. Bez względu na to, czy byłyby związane z pracą, życiem towarzyskim, czy uczuciami. Po prostu doszłam do wniosku, że najlepiej zachować wobec niego dystans.
Nie przypominałam siebie sprzed lat. Sporo czasu spędziłam już w Warszawie, zdążyłam zaznajomić się ze stołecznym stylem życia i przyzwyczaić do tamtejszych ludzi. Żyłam u boku męża, prowadziłam własny biznes, cieszyłam się uznaniem i miałam swoje zasady. Adam mógł uważać mnie teraz za pozerkę, ale nie pasowaliśmy do siebie. Nie sprawdziłby się również w roli kolegi. Dlaczego? Nie potrafiłabym obdarzyć go zaufaniem. Pewnych spraw nie da się po prostu wyrzucić z pamięci.
Renata, 35 lat
Czytaj także:
„Mąż myślał, że jak miał ciężkie dzieciństwo, to wszystko mu wolno. Zrobił kochance dzieciaka i oczekuje wybaczenia”
„Wszyscy oczekiwali, że po ślubie będę kurą domową. Ale ja mam własne plany, zamiast czekania na męża z obiadkiem”
„Mąż przez lata wmawiał mi, że jeździ w delegacje. Jego szef przez przypadek wygadał się, co tak naprawdę robi”