„Mój pacjent umawiał się z dziewczynami w wieku córki. Mówił mi o tym, żebym… była zazdrosna i go zapragnęła”

Pacjent opowiadał mi o swoich dziewczynach, żeby wzbudzić we mnie zazdrość fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Opowiadał o problemach z dziewczyną – jedną, drugą, potem następną. – One są niekiedy jak kosmitki. Staram się być na bieżąco z tym, co się teraz dzieje, ale najwyraźniej umyka mi coś istotnego – opowiadał, a ja myślałam, że może w takim razie powinien w końcu znaleźć kogoś w swoim wieku, a nie jakieś siksy…”.
/ 19.07.2022 11:15
Pacjent opowiadał mi o swoich dziewczynach, żeby wzbudzić we mnie zazdrość fot. Adobe Stock, Seventyfour

Seksuologiem zostałam tak jakby z przypadku. Przyjaciółka mnie namówiła na ten kierunek po prostu. A że seksuologów w Polsce jest niewielu, więc szybko się okazało, że jestem, nomen omen, pożądana. Nigdy nie żałowałam tego wyboru, zwłaszcza że dzięki temu poznałam Leona…

Pamiętam pierwszy raz, kiedy go zobaczyłam

Wysoki, przystojny pięćdziesięciolatek. Z takim sztubackim błyskiem w oku.

„Belmondo!” – pomyślałam.

Od razu wyczułam, że facet lubi kobiety. Po dwudziestu latach pracy w zawodzie wiele rzeczy rozpoznaje się już na pierwszy rzut oka. Był też dowcipny i inteligentny. Inżynier. Wcale nie zdziwiłam się, gdy powiedział, że ma młodszą partnerkę.

– O ile młodszą? – spytałam rzeczowym tonem, notując odpowiedzi.

Poruszył się niespokojnie na krześle. Starał się nie patrzeć mi w oczy.

– Wie pani doktor… właściwie myślałem, że jest pani mężczyzną.

Uśmiechnęłam się.

– Czasami kobieta potrafi pomóc o wiele lepiej niż mężczyzna. Zwłaszcza w sprawach damsko-męskich.

Zmarszczył brwi.

– Jak to tak?

Postanowiłam zaryzykować – wyglądał na faceta z poczuciem humoru.

– Mężczyzna jest jak zegar słoneczny. Prosty w konstrukcji i obsłudze. Kobiety to szwajcarski mechanizm zegarowy. Kto lepiej niż kobiecy zegarmistrz poradzi sobie z jego zawiłością?

Przez chwilę patrzył na mnie zdumiony, a potem roześmiał się. Lody zostały przełamane.

– Jest młodsza ode mnie o 26… może nawet 27 lat – powiedział, odpowiadając na pytanie o wiek partnerki.

Już chciałam zauważyć, że dziewczyna najpewniej jest w wieku jego córki, gdy mnie uprzedził.

Nie mam dzieci i właściwie nie mam skłonności do umawiania się tylko z młodszymi partnerkami. Moja ostatnia narzeczona, Krysia, miała 48 lat i zupełnie mi to nie przeszkadzało.

– Co panu nie przeszkadzało?

– No jej wiek oczywiście. Wszystko poszło o jej charakter. Powiem szczerze – nie pierwszy raz naciąłem się na kobietę w moim wieku.

– Naciąłem?

– Kobieta, która ma już swoje lata, ma również swoje przyzwyczajenia, które trudno jest zmienić. W domu Krysi wszystko musiało być ułożone w kancik. Pewnie wybrałem ją dlatego, że bałaganiarstwo Joli, jej poprzedniczki, 45 lat, doprowadzało mnie do szału. Kiedyś znalazłem jej biustonosz w lodówce… A mówi się, że to faceci są brudasami – westchnął.

Facet ma w głowie masę stereotypów...

– Kiedyś myślałem, że może ożenię się ze Stefanią. Byliśmy razem rok, była w moim wieku. Lubiłem ją, wszystko było w porządku, z wyjątkiem… tych spraw – wzruszył ramionami.

„No, wreszcie coś z mojej działki!” – pomyślałam.

– To znaczy? Nie pasowaliście do siebie pod względem temperamentu?

– Tu było okej, ale ona tak strasznie krzyczała w momencie kulminacyjnym. Wie pani…cały czas cichutko, prawie bez reakcji, a potem taki krzyk, że dostawałem niemal ataku serca i… No, i hydraulika przestawała mi działać. Najgorsze było to, że jak się okazało, że to u niej norma, to zaczynałem się spinać, by przygotować się na wrzask, co sprawiało, że… nie stawałem na wysokości zadania.

– Trzeba było z nią o tym porozmawiać. Próbował pan?

– Nie dało się. Kiedy spróbowałem, powiedziała, że gadanie o tym ją stresuje, ona nie może, wstydzi się. No więc, jak mi ze starszymi nie wyszło, a młodsze łypią za mną okiem, no to postanowiłem spróbować z nimi.

– I co?

– Świetnie! – uśmiechnął się Belmondo. – Fajnie się z nimi rozmawia. Są takie otwarte, dyskutują na te tematy, dopytują się, co i jak, nawet mówią, co chcą, żeby im było dobrze. To takie odświeżające. Chociaż nie zawsze efekt takich rozmów jest korzystny.

– To znaczy?

Uśmiechnął się pod nosem

– Z jedną z nich dużo rozmawialiśmy na te tematy. Pewnego dnia powiedziała mi, że dzięki naszym rozmowom odkryła, że woli kobiety.

Mimo woli parsknęłam śmiechem. Pacjent nie odebrał tego źle, sam uśmiechnął się szeroko. Polubiłam go. Naprawdę. Dlatego nie przepisałam mu leku, o który prosił. Dałam mu wskazania odpowiedniej diety, kazałam ćwiczyć i więcej spacerować.

Niebieska tabletka zniszczy panu serce – tłumaczyłam. – Jest pan zbyt młody i myślę, że na tyle… męski, że pana partnerkom powinno to wystarczyć.

Westchnął.

– No trudno, pani doktor. Ale tu racji pani nie miała… Mężczyzna by mnie zrozumiał i dał tabletkę.

– A pewnie, facet z chęcią dałby panu łopatę, żeby sam pan sobie wykopał grób. A on pozbyłby się biologicznego konkurenta…

Leon roześmiał się głośno i wyszedł

Gdy zamknął za sobą drzwi, poczułam jakąś pustkę. Wtedy dopiero zorientowałam się, że w jego obecności czułam się ożywiona, miałam ochotę chodzić, śmiać się, rzucać wyzwania… I nagle odszedł, a ja oklapłam. Wróciłam do starej siebie – chłodnej, opanowanej i takiej bez życia. Odkryłam, że do dzisiejszego dnia nie miałam bladego pojęcia, co znaczy żyć. Dlatego, gdy dwa tygodnie później znów zobaczyłam, że zapisał się na wizytę, nie mogłam się doczekać. Oczywiście starałam się być w każdym calu profesjonalistką, ale… na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu. Więc przyszedł drugi raz, potem kolejny.

Najpierw pojawiał się co dwa tygodnie, potem raz na tydzień. Opowiadał o problemach z dziewczyną – jedną, potem następną.

– One są niekiedy jak kosmitki – opowiadał. – Staram się być na bieżąco z tym, co się teraz dzieje, ale najwyraźniej umyka mi coś istotnego. Niby rozumiem, co mówią, ale jest tak jakbym nie znał głębszego sensu, jakiegoś tajemnego kodu. To coś więcej niż różnica pokoleniowa. To prawie różnica kulturowa. Bardzo interesujące.

Zazwyczaj spędzał w moim gabinecie godzinę

Przyznam – ani razu nie powiedziałam mu, że właściwie nie wiem, po co przychodzi, bo nie miał żadnych problemów seksualnych. Przynajmniej mi o nich nie mówił. Po prostu rozmawialiśmy, zastanawialiśmy się, jak ma postąpić w tej czy innej sprawie z aktualną dziewczyną. Po pewnym czasie przestałam irytować się na Leona, że z niego taki… Belmondo. Stary lowelas. Bo on wcale nie szukał potwierdzenia w lustrze młodości, że jeszcze może równie dobrze jak ci młodzi.

Jemu zależało na porozumieniu dusz. Tamtego dnia, oznajmiwszy, że rozstał się z kolejną dziewczyną (a w ciągu tego pół roku naszych cotygodniowych spotkań miał ich cztery) powiedział smutno:

Całe życie szukam partnerki, a nie kochanki. Ale chciałbym choć na koniec mojego życia znaleźć taką kobietę, która mnie zrozumie, i którą ja będę rozumiał. Kochał ją. I pragnął.

Mówił i patrzył na mnie. I coś było w jego spojrzeniu takiego, że niemal czułam, jak mnie dotyka, pieści, kocha.

– Myślę, że ty również szukasz takiego partnera i jak dotąd nie udało ci się go znaleźć – dodał.

Miał rację. Chociaż byłam dwukrotnie zamężna, za każdym razem była to pomyłka. A teraz siedziałam naprzeciwko mężczyzny, do którego rwały się moja dusza i ciało – co było dość niezwykłe…

Nie wiedziałam, że jestem zdolna do takich uczuć

Moi mężowie nie zdołali wywołać we mnie takich reakcji nawet godzinną grą wstępną – a ten mężczyzna nawet mnie nie dotknął, a płonęłam. Leon wstał i popatrzył na mnie.

Jagna, już więcej tu nie przyjdę – powiedział cicho. – Już nie jestem twoim pacjentem.

Skinął głową i wyszedł. Znaczenie jego słów dopadło mnie o jedenastej w nocy. Wcześniej byłam chyba w lekkim szoku. Ciągle myślałam – już go nie zobaczę. Nie usłyszę. Nie uśmiechnie się. Nie poczuję tej fali życia, która mnie zalewała za każdym razem, gdy na mnie patrzył.

„Już nie jestem twoim pacjentem”… Co robić? O, idiotka ze mnie! Przecież on otworzył drzwi i zapraszał mnie, bym przez nie przeszła! Jako jego terapeutka nie mogłam tego zrobić – jako przyjaciółka, jak najbardziej. Rozmiar mojego szoku był taki, że pół godziny po uświadomieniu sobie, co się dzieje, stałam pod jego drzwiami. Kiedy otworzył, wyciągnęłam do niego teczkę z kartą z przychodni, moim moralnym ubezpieczeniem na wypadek, gdybym źle zinterpretowała jego słowa.

– Zapomniałeś… – powiedziałam.

I to były ostatnie słowa, które udało mi się tego wieczora powiedzieć.

Rok później zostaliśmy małżeństwem

Ale zanim się na to zgodziłam, kazałam mu przysiąc, że nigdy więcej nie dotknie kobiety młodszej od siebie o więcej niż 10 lat. Popatrzył wtedy na mnie jakoś tak niepewnie, jakby się wahał.

– Leon – powiedziałam groźnie. – Musisz mi to przysiąc!

– Nie o to chodzi – przerwał mi. – Widzisz, Jagienko… Kiedy pierwszy raz przyszedłem do ciebie, to spotykałem się z taką jedną. Może i nawet poszedłbym z nią do łóżka, ale już w czasie pierwszej wizyty wpadłaś mi w oko. I to tak bardzo, że machnąłem ręką na tamtą. Tego samego dnia… A za każdym razem, jak przychodziłem, to chciałem umówić się z tobą na randkę. I za każdym razem kończyłem, opowiadając o jakichś dziewczynach, o których słyszałem od kolegów. One istnieją, ale nie w moim życiu, dzięki Bogu. Ja… uwielbiałem z tobą rozmawiać i miałem nadzieję, że coś między nami zaiskrzy. Myślałem nawet… – zaczerwienił się. – Że poczujesz zazdrość o te inne, młodsze. Nie wiem, głupi byłem jak każdy zakochany facet. Jednak jak długo można żyć fantazjami? No i zaryzykowałem.

– Dzięki Bogu – odetchnęłam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA