„Mój o 12 lat starszy mąż nie był zainteresowany moimi wdziękami. Powiedział, że mogę sypiać z kochankiem, bo on nie chce”

Tajemnice w małżeństwie fot. Adobe Stock
„Wiem, że masz swoje potrzeby. Zrozumiem, jeżeli sobie kogoś znajdziesz na boku. Ale nie chcę, żeby ludzie gadali. Więc nikt nie może was widzieć. Oniemiałam. Własny mąż zezwala mi na kochanków?! To przecież chore”.
/ 08.11.2021 15:29
Tajemnice w małżeństwie fot. Adobe Stock

– Spakuj się i odejdź. Jesteś jeszcze młoda, ułożysz sobie życie na nowo – słowa siostry brzmią mi w uszach, gdy obsługuję kolejnych klientów. „Bułka, dwa rogale, jagodzianka” – podsumowuję machinalnie towar w koszykach. Praca w piekarni to mój sposób na oderwanie się od ponurej rzeczywistości. Czasami któryś klient uśmiechnie się miło, zagada, a nawet zaprosi na kawę. Zawsze ucinam takie flirty w zarodku.
Jestem mężatką – wyjaśniam z surowym wyrazem twarzy i to z reguły stanowi wystarczające wyjaśnienie.

Moje małżeństwo to fiasko

Nikt nie drąży tematu. I nikt nie zwraca uwagi na to, że nie dodałam obowiązkowego: „szczęśliwą”. Bo tak naprawdę wcale w swoim małżeństwie szczęśliwa nie jestem. I taki stan rzeczy trwa już bardzo długo. Stanowczo za długo. Lecz o tym, jak się sprawy mają, do tej pory z nikim nie rozmawiałam. To dla mnie zbyt krępujące.

Wyszłam za mąż bardzo wcześnie, zwłaszcza jak na dzisiejsze czasy, bo zaraz po skończeniu ogólniaka. Mojego męża poznałam na ognisku z okazji zakończenia szkoły. Nie wpadł mi od razu w oko. Nic z tych rzeczy, to nie ten typ.

Mąż jest ode mnie starszy prawie 12 lat. Na tamtym pamiętnym ognisku pojawił się w roli sponsora naszej szkoły. Dyrektorka dopieszczała go, jak tylko mogła. W końcu sfinansował wyposażenie dwóch sal lekcyjnych, nie wykluczał także zakupienia w przyszłości drogiego sprzętu elektronicznego. Pamiętam, że patrzyłam wówczas na Witolda z mieszaniną podziwu i zdumienia.

Nie wyglądał jak odnoszący sukcesy biznesmen, którym przecież był. Ciężki, zwalisty, sprawiał wrażenie jeszcze starszego niż w rzeczywistości, źle ubrany, o kwadratowej szczęce, którą przywodził na myśl raczej walczącego na ringu boksera niż lokalnego krezusa…

Nie mógł mi również umknąć fakt, że ten człowiek, mimo braku jakiejkolwiek zachęty z mojej strony, cały wieczór przypatrywał się właśnie mnie. Jestem kobietą i od razu wyczuwam takie rzeczy. Rzucałam się w oczy, nie powiem. Młoda, ładna, roześmiana. Poza tym dobrze się uczyłam, więc zostałam wybrana do reprezentowania naszej szkoły z ramienia samorządu uczniowskiego.

Witold miał aż nadto okazji, żeby zrobić ten pierwszy krok. Ale mnie nie mieściło się w głowie, że mogłabym spotykać się z tym, jak go określiłam w myślach, „starszym panem”. Tym bardziej że przecież miałam wtedy chłopaka, lokalnego gwiazdora piłki nożnej, wesołego Tomka, w którym, jak wówczas sądziłam, byłam szaleńczo zakochana. Los jednak lubi płatać figle.

Zaledwie kilka dni po tym ognisku spotkałam „pana Witka” po raz kolejny. Szukałam pracy na wakacje i dziwnym trafem pierwszym miejscem, do którego trafiłam, była jego firma. A tam, jeszcze dziwniejszym zbiegiem okoliczności – na podwórzu, wśród przygotowywanych do odjazdu ciężarówek i autokarów… spotkałam samego właściciela, który momentalnie mnie poznał i na mój widok zaczerwienił się niczym nastolatek!

Trudno mi było tego zmieszania nie zauważyć i, nie powiem, mile połechtało moją próżność, że na takim człowieku robię wrażenie. Pracę oczywiście dostałam od ręki, choć dopiero po latach dowiedziałam się, że tak naprawdę był to podstęp, bo od dawna nie przyjmowali stażystów. Wtedy jednak nie miałam o tym pojęcia.

Tak bardzo się starał

W firmie spedycyjnej Witolda spędziłam całe wakacje. Siłą rzeczy, zaczęłam go często widywać. Pracowałam w niewielkim biurze. Byłam takim „przynieś, wynieś, pozamiataj” dla sekretarki. Witold do biura zachodził kilka razy dziennie. Początkowo chyba rzeczywiście miał jakieś sprawy, ale później… Wpadał tylko po to, by ze mną porozmawiać.

A ja, jak typowa niedoświadczona trzpiotka, opowiadałam temu starszemu mężczyźnie o swoim życiu, o pierwszych rozczarowaniach, między innymi o moim ówczesnym chłopaku, który nawet nie próbował myśleć o życiu poważnie. Witold słuchał tego wszystkiego z życzliwym zainteresowaniem. Wkrótce stał się moim prawdziwym przyjacielem i powiernikiem.

Kiedy we wrześniu zaprosił mnie „na ciasto swojej mamy”, propozycja nie wydawała mi się ani trochę dziwna. I tak to się zaczęło. Niestety, nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek była w swoim mężu naprawdę zakochana. Nasz związek od samego początku był oparty raczej na podziwie, szacunku z mojej strony. A także pewnej dozie wyrachowania.

Jakkolwiek źle to zabrzmi, szybko zdałam sobie sprawę, że przy Witku nie zginę. Był zdolnym biznesmenem, odnosił sukcesy zawodowe w każdej dziedzinie, której się tknął. Wiążąc się z nim, zapewniałam sobie godziwy start w dorosłe życie. Nie było się nad czym zastanawiać.

Kiedy więc po zaledwie sześciu miesiącach znajomości Witold poprosił mnie o rękę, nie wahałam się ani chwili. Nie wiem, co sobie wyobrażałam, na pewno jednak nie to, co czekało mnie w tym związku. Witek, choć szybko się we mnie zakochał, nigdy nie był specjalnie aktywny w sprawach intymnych. Początkowo mi to nie przeszkadzało. Zaczęłam studia, budowaliśmy dom, miałam na głowie sto ważniejszych spraw. Jeszcze przed ślubem oznajmił mi, że nie planuje dzieci.

Wówczas to również było mi na rękę. Przecież miałam dopiero dwadzieścia lat i też nie chciałam zagrzebać się w pieluchach od razu po wypowiedzeniu ślubnej przysięgi! A potem… Cóż, jak każda kobieta, liczyłam naiwnie na to, że potem mu się odmieni.

Myślałam, że mnie zdradza

Czas jednak mijał, a sytuacja między nami była coraz dziwniejsza. Z boku wszystko wyglądało na oczywiste: dziewczyna i dużo starszy od niej mężczyzna, który uległ jej urokowi i nie może się jej oprzeć. A tymczasem… Witek w ogóle nie był zainteresowany moimi wdziękami. Zaczęłam podejrzewać, że ożenił się ze mną tylko po to, żeby móc chwalić się mną przed kolegami biznesmenami.

Dopiero po pewnym czasie zaczęło mi to przeszkadzać. W życiu codziennym bowiem dobrze się dogadywaliśmy, byliśmy zgodnym małżeństwem, tyle że ja chciałam tę naszą harmonię przenieść do sypialni. Po prostu dlatego, że zaczęłam potrzebować także fizycznej bliskości mojego męża… I co? Nic z tego. Witek wracał późno z pracy i najczęściej szedł od razu do siebie, wymawiając się zmęczeniem. Sypialnie mieliśmy, oczywiście, oddzielne.

Oczywiście przyszło mi do głowy, że mnie zdradza. Ale w tak krótkim czasie po ślubie? Nie było to zbyt prawdopodobne, choć przecież i nieprawdopodobne rzeczy zdarzają się między ludźmi. Odkładając więc na bok wstyd, po namyśle poszłam do miejscowego biura detektywistycznego, które odkryłam w internecie.

– Podejrzewam, że mąż mnie zdradza, choć nie minął jeszcze nawet rok od naszego ślubu – wyjąkałam od drzwi, przygryzając ze zdenerwowania wargę.
Detektywi przyjęli moje zlecenie z powagą. Przez następne dwa tygodnie śledzili Witolda. Rezultaty mnie zdumiały.
– Nie stwierdziliśmy obecności żadnej innej kobiety w życiu pani męża – usłyszałam. – Jeśli mają państwo problemy, może warto poszukać pomocy u specjalisty.

Podziękowałam za tę poradę, jednak na razie postanowiłam wykorzystać babskie sposoby na wzbudzenie zainteresowania własnego małżonka. Zwłaszcza kiedy wiedziałam już, że nie ma innej kobiety. Pewnego dnia zaczęłam więc przeglądać w internecie strony z gadżetami urozmaicającymi pożycie intymne. Czego to ludzie nie wymyślą! W końcu zamówiłam fikuśną bieliznę.

Dzięki niej, jak głosiła reklama, żaden mężczyzna mi się nie oprze. Tamtego wieczoru na początku czerwca Witek wrócił z pracy po dwudziestej drugiej. W lodówce chłodziła się sałatka z jego ulubionym grillowanym kurczakiem, w zamrażalniku czekał szampan, a w szafie – moje nowe seksowne wdzianko.

– Jestem zmęczony, kochanie, idę do siebie – mąż tylko przelotnie pocałował mnie przy drzwiach w policzek i już, swoim zwyczajem, chciał się wycofać do sypialni, ale ja nie mogłam na to pozwolić.
– Nie dzisiaj, Wituś. Mam dla ciebie coś specjalnego – szepnęłam kuszącym głosem. – Zaczekaj tylko minutkę…

Bardzo dokładnie sobie wszystko zaplanowałam. W sypialni szybko przebrałam się w ową kuszącą bieliznę, zapaliłam świece, nastawiłam muzykę. Nie udało mi się przewidzieć tylko jednego… Mąż spojrzał na mnie zdumiony i spytał:
– A co to za maskarada? Dziewczyno, ja wszystko rozumiem – jesteś młoda i chcesz się bawić, ale ja naprawdę nie mam dziś na to siły! Gdybyś mnie uprzedziła, nie siedziałbym tak długo w pracy i może coś by z tego wyszło, ale tak…

Prawda jest gorsza niż zdrada

Poczułam się tak, jakby uderzył mnie w twarz. Dawno nikt mnie tak nie upokorzył! Z wściekłością zaczęłam zdzierać z siebie bieliznę, po twarzy ciekły mi łzy:
– Ale dlaczego ty mnie nie chcesz?! – krzyknęłam. – Robiłeś wszystko, żeby mnie zdobyć, a teraz co?! Myślisz, że kupiłeś sobie lalkę?! Ja też mam potrzeby! Potrzebuję odrobiny uczucia… Jestem twoją cholerną żoną, nie pracownicą!

Liczyłam na to, że mój wybuch szczerości skłoni męża do jakiegoś wyznania. Może powie mi w końcu, co go dręczy. Ma kompleksy po poprzednim, nieudanym związku? Może jest na coś chory?! Witold jednak najwyraźniej nie zamierzał mi niczego wyjaśniać. Po prostu na mnie patrzył, choć sądzę, że raczej udawał opanowanie, a gdy się uspokoiłam, wziął mnie za rękę i westchnął ciężko.

– Może to i dobrze, że w końcu doszło do takiej rozmowy. Od dawna zbieram się, żeby ci coś powiedzieć – oznajmił mi.
Poczułam, że moje ciało napina się w oczekiwaniu. Co usłyszę? Jest gejem? Ma kogoś? Przeszedł chorobę, która…
Ja po prostu nie przepadam za seksem – powiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. – Taka bliskość nie jest mi w zasadzie w ogóle potrzebna. Wiem, powinienem był ci to powiedzieć przed ślubem, ale uznałem, że samo się to jakoś rozwiąże. Ty jesteś młoda, a ja już starszawy i niezbyt atrakcyjny dziad… Przecież nie byłaś we mnie szaleńczo zakochana, gdy się pobieraliśmy, prawda?

Głos uwiązł mi w gardle. Owszem, miał rację. Tylko co z tego?
– Uznałem, że ślub to dobre rozwiązanie – ciągnął Witold. – Uszczęśliwię młodą, sympatyczną kobietę…
„Sympatyczną?! Więc dla mojego męża byłam tylko sympatyczna?!” – przebiegło mi natychmiast przez głowę.
– … zamknę usta plotkarzom, a zwłaszcza mojej rodzinie – Witek uśmiechnął się gorzko, a ja aż nazbyt dobrze rozumiałam, o czym mówi. – Ale nie zamierzam dla ciebie zmieniać moich przyzwyczajeń. Nie jestem na nic chory, nic mi nie jest. Po prostu mnie to nie bawi. Czy jesteś w stanie to zaakceptować? – zakończył.

Nie mieściło mi się to w głowie… Dorosły, zdrowy mężczyzna dobrowolnie rezygnuje ze swojej młodej żony?! To musi być jakaś choroba, tylko on o niej nie wie! A co będzie ze mną, gdzie tu jestem ja?! Jakby w odpowiedzi usłyszałam:
- Wiem, że masz swoje potrzeby. Zrozumiem, jeżeli sobie kogoś znajdziesz na boku. Ale nie chcę, żeby ludzie gadali. Więc nikt nie może was widzieć.
Oniemiałam. Własny mąż zezwala mi na kochanków?! To przecież chore! Czyli on kompletnie nic do mnie nie czuje… Może nigdy nie czuł… Jego zaloty to była czysta kalkulacja. Wykorzystał mnie… Nie chciałam tego dłużej słuchać. Zakryłam uszy rękami i uciekłam z pokoju.

Potem już o tym nie rozmawialiśmy. Nic się nie zmieniło. Czuję się fatalnie. Ostatnio zwierzyłam się mojej kuzynce. Była przerażona. W kółko powtarzała: „Uciekaj. On cię traktuje jak zabawkę!”. A jednak… waham się. Dostrzegam też plusy tej sytuacji. Niczego poza bliskością fizyczną mi nie brakuje. Mąż jest opiekuńczy, uprzejmy, kulturalny… I ma pieniądze. Może więc da się tak żyć? A może jeszcze go zmienię?

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA