„Mój nowy chłopak twierdzi, że >>chciałby kiedyś zostać ojcem<<. Nie wiem, jak mu powiedzieć, że ja mam już 3 dzieci...”

randka.jpg fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Powinnam od razu powiedzieć prawdę. Ale byłam pewna, że jak ją pozna, ucieknie z krzykiem. A tego nie chciałam. Najpierw oszukiwałam się, że przecież to tylko przygoda, potem, że to nie jest dobry moment. Choć coraz trudniej mi przychodziło wymyślanie wymówek, dlaczego mogę z nim wyjechać tylko w co drugi weekend. A wieczory mam rzadko wolne”.
/ 25.10.2022 15:15
randka.jpg fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Marcin niewiele odbiega od obrazu stereotypowego ojca po rozwodzie. Dzieci kocha, nawet bardzo, ale czasu ma dla nich tylko tyle, ile przyznał mu sąd. A czasem nawet mniej. Kiedy mu przypominam, że przecież walczył o pełną opiekę nad całą trójką, więc myślałam, że się ucieszy na dodatkowy wieczór z nimi, tylko przewraca oczami i zmienia temat.

Czasem myślę, że porażka naszego małżeństwa była spowodowana tym, że bardzo krótko byliśmy tylko we dwójkę. Zaszłam w ciążę od razu, jak zaczęliśmy ze sobą sypiać. Ślub, dziecko pięć miesięcy później. Nie mieliśmy czasu się poznać.

Byliśmy młodzi i nie bardzo gotowi na rodzicielstwo. Do tego zbyt ambitni, żeby słuchać porad naszych mam. Ale mieliśmy szczęście, bo Marianna okazała się spokojnym i radosnym dzieckiem. W nocy budziła się raz i po nakarmieniu znowu zasypiała. Zabieraliśmy ją na imprezy u znajomych, grzecznie spała sobie w nosidełku. Czasem zabierałam ją na zajęcia na uczelni. Sporo pomagała nam moja mama i teściowie. Dzięki nim oboje skończyliśmy studia jedynie z rocznym poślizgiem.

Marianna poszła do przedszkola, a ja znalazłam pracę w fajnej pracowni architektonicznej. Szefowa nie miała nic przeciwko temu, żebym część projektów robiła w domu. Sama miała dwójkę dzieci i starała się nie utrudniać życia innym. 

Kazik urodził się siedem lat po Mańce. Jest rówieśnikiem pierwszych dzieci moich koleżanek. W jego przypadku wszystko było zaplanowane. Najpierw ja wzięłam osiem miesięcy urlopu, potem Marcin miesiąc. Niania na kilka miesięcy, a potem żłobek. I co z tego, skoro nasz syn okazał się małym szatanem. Wszędzie go było pełno. Nigdy nie miał dość, jego baterie nigdy się nie wyczerpywały. Babcie nie dawały rady za nim nadążyć. O zabraniu wnuka choćby na jedną noc żadna nie chciała słyszeć.

Powiedział mi, że kogoś poznał

Mańka na pierwsze samodzielne wakacje pojechała, jak miała 8 lat.

– Kaśka, pomyśl, już za siedem lat poślemy gdzieś i Kazika, i będziemy mieć dwa tygodnie tylko dla siebie – rozmarzył się wtedy Marcin. – Znaczy poślemy go i wyłączymy telefony, bo pewnie już po godzinie będą go nam chcieli zwrócić.

Ten chytry plan spalił na panewce.

Kazik jeszcze nie poszedł do przedszkola, a ja znów byłam w ciąży. Nieplanowanej.

– Nie patrz tak na mnie, jestem tam samo zaskoczona! – wrzasnęłam na męża, kiedy czwarty z rzędu test wyszedł pozytywny.

– Ja brałam pigułki, ale jeżeli chciałeś mieć pewność, to trzeba było zrobić wazektomię – syczałam.

Ale kiedy minął pierwszy szok – oboje zaczęliśmy się cieszyć, że będziemy mieć kolejne dziecko.

Na moje szczęście Wandzia wdała się w siostrę, nie brata. Umiała sama zajmować się sobą. Bawiła się w foteliku grzechotką, coś do siebie gaworzyła, nie grymasiła przy jedzeniu i spała w nocy w swoim łóżeczku. Pewnie dzięki temu – i pomocy rodziców – wymarzone dwa tygodnie wakacji bez dzieci udało nam się wygospodarować szybciej, niż myśleliśmy. Kazik pojechał na swój pierwszy obóz w tym samym terminie, w którym Mańka miała konie.

Została nam w domu tylko Wandzia. I wtedy okazało się, że nasze mamy mają dla nas niespodziankę.

– Wandzia to aniołek. Zabiorę ją na tydzień do cioci Lusi. A jak wrócę, to Magda i Jacek zabiorą ją nad morze. Co wy na to? Możecie gdzieś razem wyjechać albo po prostu nacieszyć się sobą i pustym mieszkaniem – moja mama przedstawiła nam plan.

Nie czekając, aż się rozmyśli, poleciałam spakować Wandzi trochę ubrań i zabawek.

To były wspaniałe dwa tygodnie. Chodziliśmy z Marcinem do kina, na romantyczne kolacje, na weekend pojechaliśmy na Mazury. Piliśmy za dużo wina i paliliśmy trawkę. Wszystko to, co pewnie robilibyśmy przez pierwszy rok znajomości, gdyby nie pojawiła się Marianna.

Scenariusz udało się powtórzyć w następne wakacje. Choć przez chwilę nasze dwa tygodnie wolności były zagrożone – na turnusie obozu konnego Mańki, który pokrywał się z wyjazdem Kazika, zabrakło miejsc – w końcu wszystko się udało. Tylko że nie było już tak jak rok wcześniej. Marcin był jakby nieobecny duchem.

Próbował się tłumaczyć pracą, ale czułam, że coś jest nie tak. Jak idiotka zamartwiałam się, że Marcin jest chory. A on po prostu… poznał kogoś innego. Przyznał mi się do tego, kiedy jechaliśmy na Podlasie odebrać ze stadniny Mańkę. Zanim dojechaliśmy, dowiedziałam się, że ona ma na imię Natalia i 24 lata. I że pracuje jako recepcjonistka w firmie Marcina. Ale za to ma poważniejsze plany – chce zostać modelką, aktorką, a może nawet influencerką. A mój mąż zamierza się do niej wyprowadzić.

– Dlaczego teraz? Trzeba mi to było powiedzieć dwa tygodnie temu! Po co się tak męczyłeś? – próbowałam udawać twardą, ale już chwilę potem się popłakałam.

Dzieci zostaną ze mną i koniec

– Mamo, co się stało? – Mańka od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

Udało mi się ją zbyć bajeczką o bólu głowy. W sumie nie wiem po co – przecież za kilka dni i tak miała poznać prawdę. Kolejne tygodnie były trudne. Marianna i Kazik się do nas nie odzywali.

– Mamusiu, jak będę grzeczna, to tatuś się nie wyprowadzi, prawda? – Wandzia za to próbowała wszystko naprawić.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w czasie rozwodu Marcin próbował walczyć o pełne prawo opieki nad dziećmi. Trudno mi sobie wyobrazić Natalię, która z uśmiechem na ustach zajmuje się całą trójką.

– Pani Katarzyno, to jest gra. Macie mieszkanie, samochody, oszczędności. Pani wkrótce już były mąż w końcu odpuści dzieci w zamian za lepszy deal. I mniejsze alimenty. Także o jedno proszę się nie martwić – dzieci zostaną z panią – tłumaczyła mi adwokatka.

I miała rację.

Na koniec Marcin zadowolił się standardowym co drugim weekendem i dwoma tygodniami wakacji. Minął rok, nim zaczęłam się przyzwyczajać do nowego życia. A nawet doceniać, że co drugi weekend mam dla siebie.

Bardzo starałam się pilnować, żeby Marcin dostawał dzieci, kiedy mu się „należały”. Dla ich dobra, ale i mojego zdrowia psychicznego. Dałabym mu je częściej, ale jakoś zawsze się okazywało, że niestety, na to mój były nie ma czasu. Te samotne weekendy spędzałam różnie. Czasem – nie ruszając się z kanapy. Z laptopem na brzuchu, chipsami i winem. A czasem z koleżankami na szalonym wypadzie do Krakowa albo i do Włoch. Każdy wariant pozwalał mi się zresetować. I znaleźć siły na kolejne dwa tygodnie.

Dzięki umiejętnej logistyce w wakacje zapewniłam sobie prawie miesiąc wolnego. Na dwa ostatnie tygodnie lipca dzieci do Grecji zabierał Marcin. A po powrocie i szybkim praniu – Mańka na konie, Kazik na żagle, a Wandzia z babcią do Krynicy. Urlopu starczyło mi na krótki wypad z koleżankami na Hel, ale mieć mieszkanie tylko dla siebie – to już było coś.

Cztery tygodnie przeleciały szybko. Oczywiście, bardzo się stęskniłam za dziećmi, ale już po tygodniu z nimi zaczęłam odliczać czas do kolejnych wakacji. Jeszcze wczesną wiosną było jasne, że to lato będzie powtórką z rozrywki. Ale w kwietniu poznałam Filipa.

Nie planowałam romansu. A tym bardziej tego, że się znowu zakocham. Wydawało mi się, że na nowy związek dużo za wcześnie. Długo udawałam sama przed sobą, że do Filipa nic nie czuję. Że jest tylko nowym fajnym znajomym. Kino, kolacja, może jakiś niezobowiązujący seks. I tyle.

Ma 37 lat i „kiedyś” chce zostać ojcem

Po tym pierwszym – jak się okazało, jednak zobowiązującym – seksie nic już nie było takie pewne. Przez dwa tygodnie nie mogłam przestać myśleć o Filipie. W pracy popełniałam błędy, zapomniałam o wywiadówce w szkole Kazika, zgubiłam samochód w centrum handlowym. „Kaśka, weź się w garść, masz troje dzieci, nie możesz się zachowywać jak nastolatka” – powtarzałam sobie kilka razy dziennie. I obiecywałam sobie, że więcej się z nim nie spotkam. Nie odbiorę nawet od niego telefonu. Skasuję esemesa bez czytania.

– Filip? – a jednak kiedy zadzwonił, odebrałam po pierwszym dzwonku. I zgodziłam się na wspólny weekend w Karpaczu.

Oczywiście Marcin w ostatniej chwili próbował się wykręcić od opieki nad dziećmi.

– Przywiozę ci je tak czy siak. Twój wybór, czy spędzą weekend na klatce schodowej – rzuciłam.

Chyba uwierzył, bo w piątek odebrał Kazika i Wandę ze szkoły. Marianna wiedziała, że wyjeżdżam (choć nie wiedziała z kim), więc miała zamiar zostać w domu, a do taty pojechać tylko na obiad (i wyciągnąć trochę kasy). Właśnie skończyła 17 lat, dopóki nie chciałam mieć mieszkania dla siebie, przymykałam na to oko. Po tym weekendzie już wiedziałam, że z Filipem to nie tylko przygoda. I że wreszcie będę musiała go przedstawić dzieciom. A najpierw – powiedzieć mu o ich istnieniu!

Filipa poznałam w pracy. Jest architektem zieleni, współpracował z moją firmą przy projektowaniu osiedla.

Kiedyś chciałbym założyć rodzinę, ale jeszcze nie jestem gotowy – powiedział mi, kiedy po raz pierwszy poszliśmy na kolację.

Zapytałam, ile ma lat.

– Trzydzieści siedem.

O mało się nie zadławiłam. Byliśmy rówieśnikami! On uważał, że na rodzinę ma jeszcze czas, a ja miałam trójkę dzieci, w tym prawie dorosłą córkę. Świetna para! Wiedziałam, że powinnam mu od razu powiedzieć prawdę. Ale byłam pewna, że jak ją pozna, ucieknie z krzykiem. A tego bardzo nie chciałam.

Najpierw oszukiwałam się, że przecież to tylko przygoda, więc jakie ma znaczenie, ile mam dzieci. Potem ciągle wmawiałam sobie, że to nie jest dobry moment. Choć coraz trudniej mi przychodziło wymyślanie kolejnych wymówek, dlaczego mogę z nim wyjechać tylko w co drugi weekend. A wieczory w tygodniu mam rzadko wolne.

Pod koniec maja Filip zaczął planować wakacje. Nasze wspólne.

– Pojedziemy na estońskie wyspy. Tam jest pięknie. Dziko. I wspaniałe, puste plaże. Zarezerwuję prom, tylko powiedz, kiedy masz urlop – nalegał.

Próbowałam wymóc na Marcinie deklarację, kiedy zabierze dzieci. A on mnie zwodził. Marianna nie ułatwiała sprawy.

– Nie lecę z tatą do żadnych ciepłych krajów. Mamo, wiesz, jaki to ślad węglowy? I nie zamierzam tracić czasu na wylegiwanie się na plaży. Z tą lalunią taty! – oświadczyła na początku czerwca. A ja w sumie jej się nie dziwiłam. – Jadę najpierw na konie, a potem z moją paczką na Hel. A w sierpniu będę pracować w kinie. To już postanowione. Tacie jestem potrzebna tylko, żeby się zajmować Kazikiem i Wandzią. Żeby on mógł się bzykać z Natalią – wypaliła.

Ofuknęłam ją za język, ale pretensji nie miałam. I wtedy się zdecydowałam powiedzieć jej prawdę.

– Marianna, ja też się z kimś spotykam. Myślę, że to coś poważnego. Tyle że on o was nie wie. O tobie i twoim rodzeństwie. Chce mnie zabrać na wakacje. A ja nie wiem, kiedy będę mieć wolne – wyrecytowałam na jednym oddechu.

Marianna gwizdnęła jak budowlaniec. Nienawidziłam, jak to robiła! Ale to nie była pora na pogadanki o dobrym wychowaniu.

Myślał, że po rozwodzie wstąpię do zakonu?!

– Mamuś, no brawo! Uuuuu! Wspaniale – zaczęła krzyczeć.

Wystraszyłam się, że obudzi dzieciaki.

– Mańka. Nic nie mów. Proszę. Bo jak się mu przyznam, że mam trójkę dzieci, pewnie ucieknie z krzykiem. On mi mówi, że pewnego dnia chciałby zostać ojcem. No, pomyśl, wyobrażasz sobie, że będziesz jeszcze mieć siostrę czy brata? Błagam cię…

Marianna tylko wzruszyła ramionami, cmoknęła mnie w policzek i już jej nie było.

Wzięłam telefon do ręki. Wóz albo przewóz.

– Filip? No hej. Może chciałbyś wpaść do mnie na kolację. A raczej do nas. Bo ja nie mieszkam sama. Tylko z trójką… trójką moich dzieci. Pora, żebyś je poznał, jeśli chcesz. I przepraszam, że nie powiedziałam ci o nich wcześniej.

W słuchawce zapadła cisza. Przez chwilę myślałam, że Filip się rozłączył.

– No hej, Kasiu. Dobrze, że mi mówisz. Czekałem na to. Widzisz, ja wiem, że jesteś po rozwodzie. I że masz dzieci. Powiedział mi ktoś, jak jeszcze razem pracowaliśmy. Ale nie chciałem cię naciskać. Z przyjemnością je poznam.

Kamień spadł mi z serca.

Kolacja była miła. Marianna zachowywała się bez zarzutu, Kazika Filip kupił obietnicą przewiezienia na motorze. A Wandzia zakończyła wieczór, śpiąc na jego kolanach. Po 23 zostaliśmy w pokoju sami.

– Fajne masz dzieciaki, serio. I wiesz, ja mówiłem, że chciałbym być ojcem trochę prowokacyjnie, bo chciałem, żebyś mi wreszcie powiedziała prawdę… No wiesz, żebym nie musiał już udawać, że nic nie wiem. Głupio mi było się przyznać, że się o ciebie wypytywałem.

– To dobrze, że cię nie wystraszyli. Ale uważaj, nie zawsze są tacy grzeczni. I dlatego na urlop pojedziemy na pewno bez nich. Tylko jeszcze nie wiem kiedy. Poczekasz?

Niestety, w następny weekend Wandzia wychlapała Marcinowi, że mama ma chłopaka. I chce z nim jechać na wakacje. Zadzwonił do mnie wieczorem.

Uratowałam swoje wakacje, hurra!

– Co ty sobie wyobrażasz?! Kochasia sprowadzasz do domu, do moich dzieci?! – warczał. Jego bezczelność sprawiła, że zaniemówiłam.

– Czyś ty oszalał?! Zostawiłeś rodzinę dla prawie nieletniej panny i co? Oczekiwałeś, że ja wstąpię do zakonu? Jak śmiesz do mnie tak mówić?! Puknij się w głowę! – wrzasnęłam i się rozłączyłam.

Marcin ochłonął i gdy odwiózł dzieci, to nawet mnie przeprosił. Ale przez kolejne tygodnie dalej nie był w stanie mi powiedzieć, kiedy zabierze Kazika i Wandzię. I oczywiście się znowu wściekł, kiedy usłyszał, że Mańka z nimi nie jedzie.

– Jestem pewien, że buntujesz ją przeciwko mnie – powtarzał.

A ja mu cierpliwie tłumaczyłam, żeby sam ją przekonał, żeby z nim jechała.

– Ona chce coś zarobić, to może jak jej zapłacisz za pilnowanie rodzeństwa, to się zgodzi – zasugerowałam. – Bo mówi, że tylko do tego jest ci potrzebna.

Marcin w końcu podał termin.

Filip kupił bilety. A trzy dni później mój były mąż zadzwonił i oświadczył, że jednak może zabrać dzieci tylko w lipcu. Który już dawno mieliśmy zaplanowany. Wtedy się postawiłam.

– Marcin. Jeśli nie chcesz spędzić wakacji ze swoimi dziećmi, to nie ma sprawy. Ale w lipcu ich nie dostaniesz. I już. Więc albo sierpień, albo wcale. Ja im znajdę zajęcie, nie martw się. A może zabiorę Wandę i Kazika do tej Estonii. Bardzo lubią Filipa. I będą się z nim świetnie bawić.

Te ostatnie deklaracje to był jednak blef. Tak naprawdę marzyłam o urlopie bez dzieci. Tylko z Filipem. Ale podziałało. Pomysł, że jego dzieci mogą polubić mojego faceta i świetnie się z nim bawić, podrażnił męską ambicję Marcina.

– Porozmawiam w pracy i dam znać.

Jeszcze tego samego wieczora dostałam od niego esemesa, że potwierdza termin.

– Mama, wiesz, chyba jednak pojadę z tatą. Powiedział, że jak będzie chciał iść gdzieś z Natalią, to mi będzie płacił za opiekę nad Kazikiem i Wandą. Może zarobię mniej niż w kinie, ale w fajniejszych okolicznościach przyrody. Że on w ogóle na to wpadł…

Nie przyznałam się córce, że to moja sprawka. Najważniejsze, że uratowałam swoje wakacje!

Czytaj także:
„Moja córka związała się ze starszym o 20 lat szefem, który ma 3 dzieci. Czym ujął ją ten gburowaty sobek? Drogimi wycieczkami i kasą?"
„Sąsiadka-hipokrytka uprzykrzała mi życie, a potem miała czelność prosić o przysługi! Nie wierzyłem, do czego się posunęła”
„Po śmierci ojca, mama kompletnie się rozsypała. Nie robiła zakupów i nie sprzątała domu. W końcu odkryłam jej tajemnicę"

Redakcja poleca

REKLAMA