„Mój narzeczony zostawił mnie przed ołtarzem. Wolał pozamałżeńskie baleciki i zdejmowanie majtek cudzym żonom”

porzucona panna młoda fot. Getty Images, Michael Blann
„Kilka godzin później, gdy zmierzałam w stronę kościoła ubrana w białą suknię, okazało się, że... Paweł się nie pojawił. Coś w środku szeptało mi, że narzeczony zwyczajnie stchórzył i po prostu w ten paskudny sposób postanowił zakończyć nasz związek”.
/ 10.02.2024 19:15
porzucona panna młoda fot. Getty Images, Michael Blann

Myślałam, że to jedna z tych sytuacji, które zdarzają się wyłącznie innym ludziom albo aktorom w filmach. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że przytrafi się to mnie, pewnie tylko parsknęłabym śmiechem. Ale dzisiaj nie jest mi do śmiechu, bo wiem, że nieszczęście może spaść na każdego, zawsze i wszędzie.

Pawła poznałam na studiach

Poznaliśmy się, gdy obydwoje byliśmy w innych związkach. Od razu między nami zaiskrzyło. Przesiedzieliśmy razem całą imprezę, rozmawiając o wszystkim: od swoich zainteresowań, po wspólnych znajomych, których, jak się okazało, mamy sporo (jak to ludzie na studiach). Wymieniliśmy się numerami i zaczęliśmy ze sobą pisać.

Szybko zauważyłam, że dźwięk nadchodzącej wiadomości od Pawła powoduje u mnie przyspieszone bicie serca. Przyłapałam się na tym, że zabieram telefon nawet pod prysznic czy do toalety... Nie chciałam przegapić żadnej wiadomości! Po drugiej stronie wyglądało to podobnie: z radością rozkoszowałam się tym, że Paweł odpisywał mi niezwłocznie, a na internetowych czy telefonicznych pogawędkach spędzaliśmy czasem nawet po kilka godzin.

Tym, co jeszcze bardziej podkręcało moją ekscytację, był fakt, że mieliśmy przecież innych partnerów. Przez to wszystko było zakazane... i niesamowicie podniecające. W końcu zdecydowałam się zerwać ze swoim chłopakiem, o czym poinformowałam „niby mimochodem” Pawła. „Błagam, zerwij z nią, zerwij z nią”, prosiłam w myślach, gdy wysyłałam mu wiadomość.

Paweł odpisał dopiero po godzinie. „Rozumiem”, brzmiała wiadomość. Zamarłam, gdy ją przeczytałam. „Tylko tyle? I co to ma znaczyć? Chcesz ze mną być czy nie?”, krążyły mi po głowie setki pytań. Przez następne dwa dni nie wymieniliśmy ani jednej wiadomości, a ja chodziłam jak struta. Non stop zaglądałam do telefonu, sprawdzając, czy na pewno nie przegapiłam żadnej wiadomości od Pawła.

Ale w końcu się odezwał! Trzeciego dnia przyszedł ten upragniony SMS: „Przepraszam, że milczałem, ale musiałem to sobie poukładać w głowie. Rozstałem się z Magdą. Czy możemy się spotkać?”. Szczęście zalało mnie od stóp do głów i rozpełzło się po moim ciele z przyjemnym ciepłem. Myślałam, że z ekscytacji zacznę krzyczeć i skakać. „Tak, pewnie. Dziś wieczorem?”, odpisałam tylko, siląc się na neutralność.

Na nadchodzące spotkanie czekałam siedząc jak na szpilkach. Nie mogłam się na niczym skupić, bo przez cały dzień myślałam o Pawle i o tym, do czego może doprowadzić ten wieczór.

Wszystkie moje fantazje się spełniły

Gdy tylko się zobaczyliśmy, rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta i zaczęliśmy się namiętnie całować.

– Edyta... Nawet nie wiesz, jak długo o tym marzyłem – szepnął do mnie.

– Ja tak samo – zachichotałam. – Straciliśmy już dość czasu, nie ma co go tracić dalej. Idziemy do mnie? – zaproponowałam.

Paweł posłał mi szelmowski uśmiech i chwycił za rękę. Gdy tylko weszliśmy do mojego mieszkania, natychmiast zerwaliśmy z siebie ubrania i poszliśmy do łóżka, z którego praktycznie nie wychodziliśmy przez następne trzy dni. Nie mogliśmy się sobą nasycić: to, że w końcu byliśmy razem, było absolutnym spełnieniem moich marzeń. Nasza relacja od samego początku przynosiła bardzo dużo emocji, więc przyzwyczailiśmy się, że tak to powinno wyglądać.

Robiliśmy razem zupełnie zwariowane rzeczy: zakradaliśmy się w nocy do parku, w którym kochaliśmy się w krzakach, jechaliśmy na lotnisko i kupowaliśmy pierwsze lepsze bilety na samolot, po czym lądowaliśmy po drugiej stronie kontynentu... Dreszczyk emocji był ciągle obecny w naszym związku. A już po pół roku tego szaleństwa Paweł mi się oświadczył. Oczywiście, zgodziłam się natychmiast i ze łzami w oczach założyłam na palec przepiękny pierścionek.

Wkrótce temperatura zaczęła spadać

Wtedy bardzo się o to obwiniałam: myślałam, że może Pawła coś trapi, a potem, że pewnie stracił mną zainteresowanie i sama jestem sobie winna. Wyszukiwałam w sobie setek przyczyn takiego stanu rzeczy: może poświęcam mu za mało czasu, a może przytyłam i zauważył, a może po prostu zrozumiał, że wcale nie jestem taka ciekawa, jak myślał... Nawet przez myśl mi nie przeszło, że po miesiącach absolutnie szalonych, nastoletnich emocji, przyszedł okres stabilizacji, wejścia w rutynę, na który żadne z nas nie było gotowe...

Pochłonęły mnie przygotowania do ślubu i po kilku miesiącach złapałam się na tym, że Paweł w nich praktycznie nie uczestniczy. Z początku ignorowałam te czerwone flagi. Myślałam, że to tylko kwestia chwilowego przemęczenia, stresu albo po prostu tego, że mężczyźni mniej się interesują takimi tematami jak dekoracje weselne czy wybór zaproszeń. Coraz częściej było mi jednak przykro, gdy Paweł na kolejne pytanie o jakiś detal organizacyjny odpowiadał: „Wszystko mi jedno, wybierz sobie sama”.

Wtedy miałam jeszcze nadzieję, że dzień ślubu na nowo nas do siebie zbliży i przypomni nam, dlaczego zdecydowaliśmy się spędzić ze sobą resztę życia.

– Nie martw się, pewnie jest po prostu zdenerwowany. Dla faceta to wielka rzecz, taka rezygnacja z wolności i zadeklarowanie się na całe życie – mówiła mi przyjaciółka.

Uwierzyłam jej, bo... nie miałam wyboru. Do ślubu został miesiąc, a ja nie mogłam sobie teraz pozwolić na wątpliwości.

To miał być najszczęśliwszy dzień w życiu

Dzień mojego ślubu nadszedł, ale zamiast radosnego, romantycznego połączenia dusz, czułam się jakbyśmy z Pawłem byli coraz bardziej oddaleni od siebie.

– To co, widzimy się za kilka godzin przed ołtarzem, tak? – zapytałam, posyłając mu ciepły, kochający uśmiech.

– Ta... Widzimy się – odparł tylko mrukliwie, nawet na mnie nie patrząc.

Sprawiło mi to przykrość, ale byłam tak zaaferowana nadchodzącą ceremonią, że postanowiłam nie dawać się ponosić negatywnym emocjom. „Jestem dziś przewrażliwiona i zestresowana, pewnie sobie wyobrażam coś, co nie jest prawdą”, uspokajałam się w myślach. Niestety, tamtego dnia nauczyłam się, że intuicji należy zawsze ufać.

Kilka godzin później, gdy zmierzałam w stronę kościoła ubrana w białą suknię, okazało się, że... Paweł się nie pojawił. Czekałam, wydzwaniałam do niego, na przemian złościłam się i płakałam. Chciałam już nawet dzwonić na policję i zgłosić zaginięcie, ale... coś w środku szeptało mi, że narzeczony zwyczajnie stchórzył i po prostu w ten paskudny sposób postanowił zakończyć nasz związek.

Po półtorej godzinie oczekiwania przyjaciółki i siostra zapakowały mnie do auta, całą rozmazaną od łez. Gdy przemierzałyśmy miasto w kierunku mojego rodzinnego domu, błędnie przesuwałam wzrokiem po przechodniach. Aż nagle... zauważyłam wśród nich Pawła całującego namiętnie jakąś blondynkę. Byłam tak wielkim szoku, że przez chwilę myślałam, że zemdleję. Natychmiast krzyknęłam do dziewczyn, żeby zatrzymały auto. Przyglądałam się tej dwójce perfidnych kochanków jeszcze przez chwilę... Kobieta wyglądała mi znajomo.

„No odwróć się”, poganiałam ją w myślach. Gdy w końcu to zrobiła, oniemiałam. Nie tylko znałam kobietę, z którą Paweł ewidentnie mnie zdradzał. Wiedziałam też, że jest mężatka! To była Weronika, żona naszego wspólnego kolegi ze studiów!

Był uzależniony od wrażeń

Wypadłam z samochodu jak oparzona i szybko podbiegłam do Pawła i Weroniki. Narzeczony stanął na mój widok jak wryty.

– Edyta? Co ty tu... – jąkał się.

– Chcę ci tylko powiedzieć, że jutro otrzymasz ode mnie rachunek za koszty ślubu, wesela i wszystkie poniesione przeze mnie straty. Wyliczę je co do grosza, włącznie z należnym mi odszkodowaniem – wysyczałam, gdy Paweł patrzył na mnie, jakbym urwała się z choinki. – Myślisz, że zwariowałam? Nie, nigdy nie myślałam bardziej trzeźwo. Spokojnie, mam doskonałego prawnika i naprawdę to zrobię.

Mówiłam powoli, wyraźnie i chłodnym tonem. Paradoksalnie, im bardziej spokojnie rozmawiałam z tym draniem, tym większą władzę nad nim czułam.

– Edyta, nie rozumiesz, my tylko... Wybacz mi, proszę... To było dla mnie za dużo, przestraszyłem się, ale to była chwila słabości... – jąkał się dalej Paweł, jakby próbował gorączkowo wymyślić spójną wersję wydarzeń, ale szybko mu przerwałam.

– Nie, nie, zachowaj swoje bajki dla nowej lali. A ty dobrze się zastanów, zanim zostawisz dla niego męża – rzuciłam na odchodne i wróciłam do auta.

Przepłakałam następne trzy dni, a potem zamknęłam za sobą ten rozdział na zawsze. Tak się kończy latanie zbyt blisko płomienia... Trzeba uważać, żeby nie spłonąć w jego żarze całkowicie.

Czytaj także:
„W rocznicę ślubu żona oznajmiła, że zostawia mnie dla innego. Okazał się damskim bokserem, więc musiałem jej pomóc”
„W rocznicę ślubu chciałam zaskoczyć męża. To on zrobił mi niespodziankę, oskarżając mnie o zdradę”
„Romansowałam z kolegą córki i się zakochałam. Jego znajomi myślą, że jestem jego matką, a on wstydzi się wyznać prawdę”

Redakcja poleca

REKLAMA