„Mój narzeczony zdradził mnie na imprezie. Twierdzi, że tego nie pamięta, więc się nie liczy i nie mam prawa być zła”

Mąż nie rozumiał mojej relacji z rodziną fot. Adobe Stock, fizkes
„Przyciemnione światło, liryczna muzyczka, a ci się kołyszą niczym zakochani. Chciałam być światowa, zaczekałam, aż ten kawałek się skończy, i zyskałam na tym tyle, że zostałam świadkiem, jak Blanka obcałowuje mojego faceta. Najgorsze, że Witek do niczego się nie poczuwa”.
/ 16.03.2023 11:15
Mąż nie rozumiał mojej relacji z rodziną fot. Adobe Stock, fizkes

Rozumiem, bohema, artyści, imprezowe szaleństwo… Nie, nie ma usprawiedliwienia na to, co zrobił mój narzeczony! Ucieszyłam się i przestraszyłam zarazem, gdy Witek powiedział, że jego znajomi zapraszają nas na parapetówkę. Środowisko, w którym się obracał mój narzeczony, wydawało mi się takie egzotyczne! Sami artyści, jacyś malarze, rzeźbiarze, happenerzy… Jednym słowem, barwne ptaki.

Gdzie mi do nich, szarej myszce?

– Proszę cię, Janeczko – przygarnął mnie mocnym ramieniem. – Tylko bez kompleksów, dobrze? Historia wszystkich zweryfikuje i oceni, kto był wielki, a kto tylko kolorowy.

– Cóż – mruknęłam. – Ja nie należę ani do jednych, ani do drugich…

Witek złapał mnie za ręce i okręcił dookoła, raz, drugi, coraz szybciej, szybciej i sama nie wiem jak, nagle wylądowaliśmy na łóżku, a po chwili nie miałam już nic na sobie.

– Wariat – szepnęłam, moszcząc się wygodnie.– Kompletny wariat. A prasowanie leży i czeka na cud.

Ostatecznie stanęło na tym, że pójdziemy na tę imprezę, bo po prostu musimy. Przecież przymierzamy się do kupna mieszkania, prawda? To chyba warto zobaczyć, jak inni to robią, krok po kroku. Muszę przyznać, że po balu karnawałowym urządzonym przez znajomych Witka miałam opory i przyrzekłam sobie, że jeśli to będzie zabawa z przebierankami to ja wysiadam – udam chorą albo i naprawdę się rozchoruję, jeśli nie będzie innego wyjścia. Bądźmy szczerzy, jakie szanse ma skromna absolwentka filmoznawstwa z braku laku pracująca chwilowo w szkole, na stworzenie kostiumu, który nie będzie wyglądał jak szmata przy strojach zaprojektowanych przez fachowców? Nawet Maria, przebrana za ciężarną wielbłądzicę, wyglądała lepiej niż ja w stroju jasnowłosej syrenki.

– Janeczko, skarbie – zapewnił mnie Witek. – Nie będzie żadnych artystycznych zgryw, obiecuję. Tartaczna, prosta libacja po polsku.

Próbowałam się dowiedzieć, jaki prezent na nowe mieszkanie chcieliby dostać młodzi, ale Witek tylko wytrzeszczył oczy: prezent?! Nie będziemy ich rozpieszczać, niech się sami dorabiają! Ostatecznie kupiłam cynowy brytyjski komplet do herbaty – nie spodoba się, to poślą dalej. Z gołymi rękami nie pójdziemy, to przecież nie wypada! Wypytałam Witka o tę Blankę, Roberta trochę znałam i wydawał mi się normalny jak na to towarzystwo.

– Przestań, ciotuniu – uspokoił mnie narzeczony. – Wszyscy jesteśmy normalni. Tylko inaczej!

Pojechaliśmy tramwajem, żeby się w korkach nie kisić, a poza tym, wiadomo, po alkoholu nikt za kierownicę nie usiądzie. Ze mnie, co prawda, marny pijak, najczęściej kończę na tej samej butelce piwa, z którą zaczęłam, ale jak powiedział Witek, powinnam przynajmniej stwarzać pozory. Powiem szczerze, że mnie zatkało: niby stara poniemiecka kamienica, dobry punkt, ale żadne cuda na kiju… Dopóki nie weszliśmy do mieszkania: ja nie mogę, jakie przestrzenie!

Można byłoby na rowerze jeździć...

– To dwa połączone lokale – wyjaśniła gospodyni, potrząsając dumnie burzą rdzawych loków. – Jak mi się Robert nie będzie wpieprzał w robotę, to możemy mieć tutaj dwie pracownie i jeszcze salon i sypialnię.

– Janka, Witek! – ktoś zawołał na nas z kuchni. – Hej, chodźcie, tutaj jest epicentrum bibki!

W krótkim czasie impreza rozkręciła się na całego, najpierw były tańce, potem ktoś wpadł na to, że powinniśmy upiec tartę, bo gospodarze zadbali tylko o napitki. Szum, hałas, rozgardiasz, ale trzeba przyznać, że bawiłam się jak za najlepszych licealnych czasów. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by wykorzystać metraż i walające się wszędzie kapsle po piwie, ale w krótkim czasie nieliczne meble zostały odsunięte pod ściany, a przez wszystkie pomieszczenie przebiegła trasa wyścigu Tour de France, narysowana kredą bezpośrednio na deskach podłogi. Wyrysowano etapy, ustalono, że premią za ukończenie każdego będzie dla lidera kieliszek calvadosu i zaczęło się. Wzięłam swoje piwo i poszłam kibicować Witkowi. O dziwo, szło mu doskonale.

– Żółta koszulka lidera! – ryczał podekscytowany. – Janeczka, muzo moja, buzi, buzi! Lać, panowie!

Byłam z niego dumna, dopóki nie zauważyłam, że „wyścigowe” picie idzie mu do głowy w zastraszającym tempie. Tuż przed metą był już ledwo przytomny, wystrzelił swojego „zawodnika” w sufit i, ostatecznie, to Robert zgarnął laury.

– Brawo, Armstrongu – odprowadziłam Witka do kąta na kanapę. – Prześpij się, bo nie zamierzam cię nieść do domu na plecach.

– Nie bądź zła – mruknął. – Robert zatruł alkohol, żeby wygrać, wiesz? – zdradził mi i natychmiast zasnął.

Posiedziałam w kuchni z jedną z dziewczyn, która, jak się okazało, też uczyła w szkole, tyle że plastyki, w końcu postanowiłam iść zobaczyć, co z Witkiem. Wchodzę, a tu mój narzeczony w czułych uściskach z Blanką! Przyciemnione światło, liryczna muzyczka, a ci się kołyszą niczym zakochani. Chciałam być światowa i na poziomie, zaczekałam, aż ten kawałek się skończy, i zyskałam na tym tyle, że zostałam świadkiem, jak Blanka obcałowuje mojego faceta. Cholera, chrzanić artystów i ich obyczaje, zdecydowałam.

To nie dla mnie

Zabrałam płaszcz, torebkę i pojechałam do domu. Byłam taka wściekła, że aż się popłakałam! Najgorsze, że Witek do niczego się nie poczuwa. Nazajutrz przyniósł kwiaty, ukląkł przede mną i przeprosił za to, że się upił. Co do przytulasków z Blanką, on nic nie pamięta. Chyba mi się zresztą przywidziało, przecież ledwo trzymał się na nogach, to cud, że dotarł do domu!

– Nie kłam, dobrze? Całowaliście się w ciemnym pokoju, nawet mnie nie zauważyłeś – wyjaśniłam. – Wiesz co, nie chcę być z kimś, kto naraża mnie na takie wrażenia.

– Nawet mi się ona nie podoba, Janeczko – przysięgał. – Pewnie się na mnie rzuciła, korzystając z tego, że byłem bezbronny!

Akurat, każdy może powiedzieć, że nie pamięta! Trzeba było nie chlać! 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA