„Narzeczony był ze mną tylko dla urody. Miałam dość pindrzenia, na jego miejsce wskoczył dawny przyjaciel”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, ilona titova
„Ledwo się wykaraskałam z wypadku. Może to zabrzmi dziwnie, ale dziś dziękuję Bogu za dramat, który przeżyłam. Otworzył mi oczy. Jestem mądrzejsza i szczęśliwsza, choć już nie taka piękna”.
/ 17.09.2023 15:30
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, ilona titova

Szłam na przyjęcie urodzinowe zorganizowane dla mnie przez narzeczonego. To miała być niespodzianka, więc zamierzałam udawać zaskoczoną, by nie sprawić Łukaszowi zawodu. Tak bardzo się starał.

Byłam wielką fanką Bollywood – i w nosie mam, co ludzie o tym myślą – dlatego też przyjęcie miało odbyć się w indyjskiej restauracji. Zorientowałam się dwa dni wcześniej, bo Łukasz zostawił otwarty laptop i na ekranie dostrzegłam propozycje urodzinowego menu. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, z drugiej pomyślałam o wylegiwaniu się na kanapie i słodkim nicnierobieniu. Tak, wolałabym chyba to.

Po ciężkim dniu w pracy bolała mnie głowa, a nowe buty uciskały stopy. To nie był dobry pomysł, aby je dziś zakładać. Ach ta próżność. Jednak, kiedy tylko weszłam do sali restauracyjnej, zamaskowałam zmęczenie wielkim „zdumionym” uśmiechem. „Będę się świetnie bawić” – postanowiłam. Skoro wszyscy tak się postarali, zwłaszcza mój idealny facet, zostanę duszą towarzystwa.

Przy długim, zastawionym smakołykami stole siedzieli moi przyjaciele i najbliżsi znajomi. Na mój widok odśpiewali głośne „Sto lat”. Wzruszyłam się, i tym razem nie musiałam się wysilać na uśmiech. Pojawił się całkiem naturalnie i nie schodził z mojej twarzy.

Od każdego z gości dostałam upominek związany z Indiami. Zapamiętałam zadowoloną twarz mojego chłopaka, radosny, zaraźliwy chichot mojej siostry i melancholijne spojrzenie mojego najlepszego przyjaciela.

Szkolna gwiazda

Znaliśmy się z Michałem od dzieciństwa. On spokojny, rozsądny, ja roztrzepana i żywiołowa. Świetnie się dogadywaliśmy mimo tych różnic, a może właśnie dzięki nim. Ja mu doradzałam w kwestii dziewczyn i ciuchów, on mi pomagał w lekcjach i tonował moje szalone pomysły. Podejrzewałam, że się we mnie podkochuje, ale traktowałam go jak brata. Lubiłam Michała, na swój sposób kochałam, ale gdybym poznała go jako dorosłego faceta, nie zwróciłabym na niego uwagi.

Jeśli chodzi o atrakcyjność, należeliśmy do dwóch różnych lig. Gdyby wyrazić to w punktach, ja byłam dziesiątką, a mój niewysoki, korpulentny Misiek zasługiwał co najwyżej na pięć punktów, i to głównie za piękne oczy oraz urocze dołeczki w policzkach.

Kiedyś w liceum zaprosił mnie nawet na randkę i miałam poważny zgryz z tego powodu – nie chciałam go urazić, nie chciałam stracić kumpla i powiernika, ale z drugiej strony randkowanie z „piątką” mogłoby zagrozić mojemu statusowi gorącej „dziesiątki”.

Mama, gdy się jej zwierzyłam z mojego dylematu, spojrzała na mnie jakoś dziwnie – aż poczułam się nieswojo – i powiedziała, że zamiast o sobie i swojej pozycji szkolnej gwiazdy, powinnam pomyśleć o uczuciach Miśka. Jeżeli lubię go wyłącznie jako przyjaciela i wiem, że nigdy nie będzie między nami innej relacji, muszę mu to jasno powiedzieć. Wtedy on zdecyduje, a ja muszę zaakceptować jego decyzję.

Bałam się. Bo co będzie, jeśli uzna, że bycie moim przyjacielem mu nie wystarcza?

Na szczęście Michał mnie nie opuścił. Pomysł randkowania obrócił w żart i wszystko pozostało po staremu. Gdy zaś poznałam idealnego faceta, doskonałego na dziesięć punktów, wyglądało na to, że szczerze nam kibicuje. Wiedział, że myślę o małżeństwie, że czekam na oświadczyny Łukasza, i niespecjalnie protestował. Pytał tylko, czemu muszę się tak spieszyć, skoro znam pana idealnego niecały rok. A na co czekać, odpowiadałam, skoro tworzymy taką piękną parę? Dwie „dziesiątki” to idealne zestawienie, najlepsza gwarancja szczęścia.

Prawda o mało mnie nie złamała

Pod koniec wieczoru Łukasz, mój idealny chłopak, który nie tykał alkoholu, postanowił odwieźć mnie do domu. Mimo swojej doskonałości nie mógł wszystkiego przewidzieć i uniknąć losu, jaki był nam pisany…

Samego wypadku nie pamiętam. Łukasz, próbując uniknąć zdarzenia z jeleniem, który nagle pojawił się na drodze, wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Jemu nic się nie stało. Ja miałam mniej szczęścia.
Obudziłam się w szpitalu. Przy moim łóżku czuwała mama, potargana i w dresie. Nigdy nie widziałam jej takiej wymęczonej, znękanej, jakby postarzała się w ciągu jednej nocy o dziesięć lat. Chciałam coś powiedzieć, ale bolało mnie gardło i twarz miałam dziwnie zdrętwiałą, więc dałam sobie spokój.

Poruszyłam się ostrożnie. Czułam wszystkie kończyny, czyli nie było źle. Mama zorientowała się, że już nie śpię, i z miejsca wybuchnęła płaczem radości. Ach, te mamy. Zawsze takie emocjonalne. Dama powinna trzymać nerwy na wodzy, mazgajenie się nie jest atrakcyjne. Od łez puchną oczy i nos staje się czerwony.

– Już, już, kochanie, będzie dobrze – powtarzała, całując moją rękę. – Wszystkim się zajmiemy. Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie z tym.

„Niby z czym sobie poradzimy?” – nie bardzo rozumiałam. „Jednak ucierpiałam bardziej? Chodzi o kręgosłup, nogi, ręce, jakiś uraz wewnętrzny? A może o twarz? Czyżbym miała rany na twarzy? Boże, stąd ten opatrunek?!”.

Gdy wreszcie go zdjęli i mogłam przejrzeć się w lusterku – zrobiło mi się niedobrze. Mało nie zemdlałam, patrząc na swoją, niegdyś nieskazitelną, twarz. Teraz wyglądałam potwornie. Jeśli ktoś tam na górze chciał mnie ukarać za próżność, osiągnął swój cel. Dziesięć punktów za urodę odeszło w niepamięć. Miałam dużą bliznę szpecącą dolną wargę i żuchwę.

Cała twarz zdawała się być inna. Jak posklejany wazon, który wcześniej został rozbity. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale wyglądało inaczej. Powieka prawego oka lekko opadła, obciążona ciężkim zrostem. No cóż, mogło być gorzej. Mogło urwać mi rękę albo nogę. Mogłam być sparaliżowana. Liczy się, że przeżyłam.

Kiedyś, gdyby ktoś mnie zapytał, co bym wybrała: życie z twarzą maszkary czy śmierć, najprawdopodobniej wybrałabym to drugie. No, ale ludzie się zmieniają. Dorastają. Ja od wypadku dojrzewałam w trybie przyspieszonym. Zrozumiałam, że nie ma niczego lepszego od życia. Jakiekolwiek bycie jest lepsze niż brak istnienia. Życie jest pełne okazji, nowych szans, a ja postanowiłam, że skorzystam z każdej, jaka się nadarzy.

Nigdy już nie będę idealnie ładna, ale bliznę da się usunąć, czy raczej uczynić ją mniej widoczną. Muszę tylko poczekać. Rok, dwa, aż wszystko się porządnie zagoi.

Zawzięłam się i szybko wracałam do zdrowia. Chodzenie sprawiało mi nieco trudności, ponieważ wypadek uszkodził mi też kręgosłup, ale rehabilitacja przynosiła efekty. Przez pół roku rekonwalescencji swoje wsparcie okazywali mi wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby.

Zależało mu tylko na mojej urodzie

Mój idealny mężczyzna ani razu nie odwiedził mnie w szpitalu. Na początku myślałam, że może ma poczucie winy, bo to on prowadził. Chciałam mu wyjaśnić, że go nie obwiniam, po prostu się zdarzyło. Próbowałam do niego zadzwonić, ale nie odbierał. Nie chciał ze mną rozmawiać.

– Mamo… czy on w ogóle widział mnie po wypadku? – zapytałam któregoś wieczoru.

– Byłaś nieprzytomna, kiedy przyszedł. Zapytał, czy z tego wyjdziesz, więc powiedziałam, że tak. Wtedy zapytał, czy będziesz miała blizny, bo widział, co się stało, jak bardzo się zraniłaś. Wyjaśniłam, że ślad jakiś na pewno pozostanie, ale to przecież nie jest najważniejsze. A po operacji plastycznej będzie na pewno dużo lepiej. Po prostu trzeba poczekać. Niestety, ten drań… – urwała, zmieszana, pełna złości na Łukasza i współczucia dla mnie.

– No tak – szepnęłam.

Idealny facet nie może być z dziewczyną, która już idealna nie jest. Co ja sobie myślałam? Ano myślałam sobie, że Łukasz mnie kocha, że kocha nie tylko moją urodę, ale mnie jako osobę. Naiwna idiotka. Z drugiej strony, czy sama nie byłam winna? Przecież wygląd był dla mnie zawsze bardzo ważny i wybrałam kogoś równie powierzchownego jak ja.

Załamałam się. Siła i wiara mnie opuściły. Życie jest fajne, owszem, ale nie w pojedynkę. Chciałam kochać i być kochaną. Chciałam, by ktoś mnie pragnął. Niestety, teraz moje szanse na miłość bardzo zmalały. Już nie byłam dziesiątką. Ojej, teraz to nie byłam nawet piątką czy czwórką. Tak, wiem, dalej myślałam stereotypowo, w kategoriach atrakcyjności, choć na własnej skórze przekonałam się, jakie to złudne.

Jednak trudno się uwolnić od utrwalonego obrazu własnej osoby, a ja wciąż – choćby w snach – byłam ładna i beztroska. Potem się budziłam i zaczynał się koszmar na jawie. Wstydziłam się swojej twarzy. Nienawidziłam jej, bo skazywała mnie na samotność i zgorzkniałość.

Straciłam zapał do rehabilitacji, chociaż wiedziałam, że bez wytrwałych ćwiczeń nie wrócę do pełnej sprawności. Ale po co mi sprawność, skoro nie zamierzałam się nią cieszyć ani jej wykorzystywać? Coraz więcej czasu spędzałam przed telewizorem. Postanowiłam, że nie wrócę do biura i będę pracować zdalnie. Byle nie musieć pokazywać się ludziom na oczy.

Dobijała mnie świadomość, że choćbym stanęła na rzęsach, nie odzyskam tego, co miałam przed wypadkiem. Ani urody, ani beztroski, ani wiary w idealne szczęście, ani ukochanego. Nawet gdybym znów była „dziesiątką”, nie wybaczyłabym Łukaszowi tego, że opuścił mnie w najcięższym okresie. Boże! Czemuś postawił tego przeklętego jelenia na mojej drodze? Czemuś zrujnował mi życie?

Michał był niezłomny

– Halo, hej! Otwieraj! Mam coś dla ciebie! – zza drzwi mojego mieszkania dobiegał głos Michała.

Znowu przylazł. Musiałam otworzyć, inaczej dobijałby się bez końca.

Wszystko się zmieniło oprócz tego, że mój niezłomny przyjaciel wciąż trwał u mego boku i stawiał mnie do pionu, gdy miałam doła.

– Twoja mama mówiła, że potrzebujesz rozrywek. Przyniosłem dwa najnowsze hity z Bollywood. Oba trwają po trzy godziny. Mam nadzieję, że masz dużo popcornu.

Wkurzyło mnie, że znowu tu jest. Wierny jak pies. Niestrudzony. Pozytywny do obrzydzenia. Najgorsze jednak było to, że patrzył na mnie tak, jakbym wciąż była ładna. Doprowadzało mnie to do szału. Bo tak powinien na mnie patrzeć Łukasz.

– Misiek, daj mi dzisiaj spokój. Mam gorszy dzień.

– Chyba gorszy miesiąc – uniósł kpiąco brew.

Coś we mnie wstąpiło. Chwyciłam płyty z filmami i cisnęłam nimi o podłogę.

– Zostaw mnie! Jesteś beznadziejny! Chcę być sama!

Misiek od razu spoważniał.

– Nigdy nie będziesz sama. Zawsze będę przy tobie. Wygonisz mnie drzwiami, wrócę oknem.

– Dlaczego? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Coś się we mnie otworzyło albo może ja otworzyłam się… na kogoś.

– Co dlaczego?

– Dlaczego wciąż tu przychodzisz? Litujesz się nade mną?

– Nie bądź głupia. Kocham cię. Zawsze kochałem i będę kochać. Z litością nie ma to nic wspólnego. Raczej wykorzystuję swoja szansę – uśmiechnął się.

– Jak możesz mnie kochać? Jestem paskudna.

– No, już bez przesady. Trochę przytyłaś od tego siedzenia w domu, ale mi to nie przeszkadza.

Przestań. Wiesz, o czym mówię.

– Wiem, że jesteś tak samo wspaniała, żywiołowa i niepokonana jak wcześniej, albo nawet bardziej. Nie ma na świecie nikogo równie pięknego i dzielnego. Sądziłem, że ta blizna cię zniszczy…

– Bo zniszczyła!

– Nie, śliczna, ona tylko otworzyła ci oczy. Zawiodłaś się na płytkim, tchórzliwym idiocie, ale ja jestem inny. Jeśli tylko dasz mi szansę, mogę kochać za dwoje.

Nie zgodziłam się od razu. Potrzebowałam czasu, by spojrzeć na mojego przyjaciela jak na mężczyznę, i by tym spojrzeniem sięgnąć głębiej. Ale kiedy już to zrobiłam, żaden inny nie dorastał Michałowi do pięt. Był zabawny, lojalny, mądry, wymagający, nie pozwalał mi się nad sobą rozczulać, no i kochał mnie miłością piękną i szczerą.

Jak to teraz widzę? Los pozbawił mnie pięknej twarzy, ale w zamian ofiarował wspaniałą przyszłość z mężczyzną o przeciętnej urodzie. Na operację muszę jeszcze poczekać, jednak już nie krzywię się na widok swojego odbicia w lustrze. W oczach Miśka jestem wciąż tak samo piękna.

Czytaj także:
„Przyjaciel czuł się ode mnie gorszy, bo nie śmierdział groszem. Ja zawdzięczałem mu wszystko, co miałem”
„Przyjaźń damsko-męska? Nie, dziękuję. Wypłakiwałam się przyjacielowi, a on chciał zniszczyć mój związek i mnie zaliczyć”
„Nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską Darka i tej Anki. Czułam, że łasa na cudzych facetów jędza zagięła na niego parol”

Redakcja poleca

REKLAMA