Mężczyźni... kto ich zrozumie? Ich wewnętrzna potrzeba udowadniania własnego męstwa stanowi dla mnie nierozwikłaną zagadkę. Co ciekawe, im bardziej zaawansowany wiek, tym silniejszy staje się ów przymus.
Chciałabym powiedzieć, że Józef, mój mąż, jest inny. Niestety. Nie jest. Chce pokazać, że emanuje testosteronem? Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko, o ile robi to w męskim gronie. Gdy jednak w obecności moich znajomych z pracy zaczął nieudolnie udawać podrywacza, ja zmieniłam się w prawdziwą zołzę.
Ujął mnie swoją nieśmiałością
Miałam szczęście wyjść za dobrego człowieka. Józef jest pracowity, słowny, pomocny i wrażliwy. Ma jeszcze jedną zaletę, za którą go cenię. Cechą, o której mówię, jest nieśmiałość. Słowo daję, gdy wreszcie zdobył się na ten niełatwy dla niego krok i zaczął mnie podrywać, ujął mnie swoją nieporadnością.
Jąkał się i nieskładnie dukał kolejne słowa. Zamiast patrzeć mi w oczy, wzrok wbił w ziemię. Wiele kobiet spławiłoby go, ale nie ja. Mnie wydał się uroczy i słodki. Widziałam, że musiał zdobyć się na ogromną odwagę, by do mnie podejść i doceniłam to. To było lata temu, a ja wciąż pamiętam tego nieśmiałego i nieporadnego mężczyznę.
Zaczęliśmy się spotykać i szybko wyzbył się swojej nieśmiałości. W kontaktach ze mną, bo rozmowa z kimś obcym (a dokładnie to z jakąś obcą) nadal wprawiała go w zakłopotanie. Powtarzam, dla mnie to żadna wada. Taki już jest i tyle. Jak mawiają młodzi: „It's not a bug, it's a future”. Poza tym jego wrodzona nieśmiałość dawała mi względną pewność, że nie zacznie uganiać się za spódniczkami. Józef miałby poderwać obcą kobietę? Już prędzej świnie zostaną nowymi królami przestworzy. Tak myślałam do czasu, aż zaczął się u niego kryzys wieku średniego.
Pierwsze objawy kryzysu wieku średniego rozbawiły mnie do łez
Różnych mężczyzn ten niełatwy okres dopada w różnym wieku. U mojego męża pierwsze objawy pojawiły się po pięćdziesiątce. Zaczął wtedy obsesyjnie dbać o swój wygląd. Nie przeszkadzały mi jego wyjścia na siłownię i regularne wizyty u barbera. Przeciwnie. Uważam, że wyszło mu to tylko na dobre. Gdy jednak pewnego dnia pojawił się w domu ze sztuczną opalenizną, nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
– Brakuje ci tylko biuściastej blondynki uwieszonej na ramieniu – stwierdziłam i zaczęłam śmiać się do rozpuku. – Albo nawet dwóch.
– O co ci chodzi? – zapytał zdziwiony.
– Nie no, o nic – odpowiedziałam, dalej nie mogąc powstrzymać głośnego chichotu. – Już wiem, co kupię ci na urodziny.
– Czyżby karnet do solarium? Basieńko, liczyłem, że stać cię na więcej – próbował storpedować mój wywód.
– Nie, nie karnet miałam na myśli.
– Więc co?
– Taki seksowny szlafroczek, jaki nosił Hugh Hefner. Wiesz, wydawca tego poczytnego pisemka dla panów.
– Boki zrywać, skarbie! Jesteś zabawna jak zawał serca.
– Oj, nie dąsaj się, mój ty playboyu – zażartowałam i czule pogładziłam jego policzek dla rozładowania atmosfery.
Zmienił się nie do poznania
Liczyłam, że ten mały męski kryzys szybko minie, ale nie. Józefowi najwyraźniej spodobał się jego nowy wizerunek. Do tego stopnia, że w wieku 56 lat zaczął regularnie farbować włosy. Pozował na młodszego, pewnego siebie faceta, jednak ani sztuczna opalenizna, ani modne ciuchy i nieco mniejszy obwód pasa nie mogły zmienić faktu, że wciąż pozostawał wstydliwym ciapkiem. Najwyraźniej miał tego świadomość, bo także to postanowił w sobie zmienić.
Gdy zaczął przystawiać się do mojej przyjaciółki, nie było mi do śmiechu
Rano nic nie zapowiadało, że ten poniedziałek będzie różnił się wszystkich wcześniejszych. Jak zawsze wstałam punktualnie o szóstej, wzięłam prysznic, przygotowałam śniadanie dla siebie i męża i zaczęłam szykować się do pracy. Józef wyszedł dziesięć minut przede mną. Robił tak codziennie, bo miał do pokonania nieco dłuższą drogę niż ja. Gdy miałam już wychodzić, wrócił do mieszkania.
– Basiu, potrzebuję twojego samochodu – powiedział zdyszany. – Mój nie odpala.
– W porządku, żaden problem. Ale zdążysz odwieźć mnie do biura?
– Tak. Już dzwoniłem do szefa i powiedziałem mu, że trochę się dziś spóźnię.
Podwiózł mnie pod sam biurowiec i pocałował w policzek na pożegnanie. Powiedział, że dziś uda mu się wyjść trochę wcześniej i przyjedzie po mnie. Odpowiadało mi to, bo poniedziałki już same w sobie są wystarczająco trudne. Nie miałam ochoty dodatkowo psuć sobie humoru, wracając zmęczona zatłoczonym autobusem.
O 15:30 zaczęłam odliczać minuty do fajrantu. Marzyłam już tylko o kubku ulubionej herbaty. No, może jeszcze o książce. Wyjrzałam przez okno, czy Józef już na mnie czeka. Akurat parkował samochód. „Świetnie, nie będę musiała czekać” – pomyślałam. Zauważyłam, że wchodzi do budynku. Pewnie nie miał ochoty siedzieć w aucie. Żaden problem, bo o tej godzinie i tak wszyscy już tylko udają, że pracują. Wszedł do biura i przywitał się z moimi koleżankami i kolegami.
– Będziesz musiał jeszcze chwilę zaczekać. Skończę za piętnaście minut.
– Nie szkodzi. Ty sobie pracuj, a ja w tym czasie porozmawiam sobie z uroczą panią Aldonką – powiedział i spojrzał lubieżnym wzrokiem na moją przyjaciółkę, z którą pracowałam biurko w biurko. Oparł się o blat i zaczął bredzić do niej jakieś bzdury. – Jak się dziś miewa piękna pani?
– Wyśmienicie, a jak się miewa przystojny pan? – odpowiedziała pytaniem Aldona, próbując obrócić w żart tę żenującą sytuację.
– Wyśmienicie, zwłaszcza teraz, gdy mogę nacieszyć oczy widokiem tak pięknej kobiety.
– Piękna to byłam dwadzieścia lat temu. Teraz jestem zaledwie znośna – powiedziała i skupiła się na swojej pracy.
– Pani się nie docenia. Tak piękna dama powinna być świadoma swoich atutów.
Co za wstyd...
Postanowiłam wybawić ją z niedoli, więc wtrąciłam się do tej, pożal się Boże, rozmowy. Musiałam. Nie chodziło wyłącznie o Aldonę, ale także o mnie. Wszyscy w biurze, łącznie z moim szefem, przyglądali się Józefowi i podśmiewali się pod nosem. Ktoś nawet wyszeptał: „Rany, co za cringe”. Później sprawdziłam sobie, co oznacza to słowo. Nie wiem, kto to powiedział, ale fakt pozostawał faktem. Zachowanie mojego męża było obciachowe.
– Jurek, co ty wyprawiasz?
– Nie przeszkadzaj, Basiu. Prowadzę interesującą rozmowę z panią Aldonką.
– Nie prowadzisz żadnej rozmowy, tylko robisz z siebie błazna. Jak masz przeszkadzać, to lepiej poczekaj na mnie na parkingu.
W tym momencie wszyscy (łącznie z Aldoną) zaczęli się śmiać. Nawet sztuczna opalenizna nie była w stanie ukryć rumieńców na policzkach Józka. Zawstydzony, spuścił głowę i wyszedł. Rany, nigdy w życiu nie było mi tak głupio. A przecież mam już pięć krzyżyków na karku.
Chciałam mu zrobić awanturę, jakiej jeszcze nie przeżył, ale zmiękczył mnie swoimi słowami
– Co to miało być? – zapytałam, gdy wsiadłam do samochodu.
– A co niby miało być? Zwyczajnie sobie rozmawialiśmy.
– Po prostu jedź – poleciłam mu.
Nie chciałam robić afery na parkingu. Poza tym pozostali kończyli pracę o tej samej godzinie i wolałam nie narażać się na kpiny, więc po prostu chciałam jak najszybciej odjechać. Nie oznaczało to jednak, że Józef mógł być spokojny. Co to, to nie, bo gromy dopiero nadciągały. Nie mogłam darować mu takiego upokorzenia. Zanosiło się na piekielną awanturę.
– Czy ty na starość do reszty oszalałeś? – zapytałam, a raczej wydarłam się, gdy weszliśmy już do mieszkania.
– Przecież niczego nie zrobiłem! – bronił się.
– Narobiłeś mi wstydu przed całą firmą i dla ciebie to jest nic?
– Ja tylko rozmawiałem z twoją przyjaciółką.
– Rozmawiałeś? Próbowałeś się do niej zalecać i nieźle się wygłupiłeś. A przy okazji zrobiłeś ze mnie pośmiewisko! Długo tolerowałam ten twój kryzys, ale mam już tego powyżej uszu! Rozumiesz? Mam dość tej sztucznej opalenizny. Od dwóch lat farbujesz włosy i tego też mam już dosyć. Trochę godności, chłopie! Wyobrażasz sobie, że jesteś młodym ciachem i na siłę próbujesz pokazać to przed wszystkimi! A pomyślałeś o mnie? Pomyślałeś, jak ja się z tym czuję?
– Basieńko, to ty... to ty jesteś zazdrosna? Rany, ja... ja nap... naprawdę nie chciałem – zaczął dukać, nie patrząc mi w oczy. Jak wtedy, kiedy go poznałam. To mnie trochę zmiękczyło.
– Nie jestem zazdrosna – powiedziałam już znacznie spokojniejszym tonem. – Przecież wiem, że nie jesteś z tych, co skaczą na boki. Po prostu nie rozumiem, po co tak się wygłupiłeś.
– Basiu, ja tylko chciałem sobie udowodnić, że jeszcze działam na kobiety. Aldonę trochę znam, więc nie krępowałem się podejść do niej. To wszystko.
– Głupolu, a nie pomyślałeś, że zasypiam obok ciebie każdej nocy i budzę się obok każdego ranka właśnie dlatego, że na mnie działasz? Nie musisz sobie niczego udowadniać. Chyba ja jestem wystarczającym dowodem, że wciąż masz wszystko, co w tobie pokochałam.
To wystarczyło. Józek przestał wygłupiać się z tym solarium. Pogodził się z siwiejącymi włosami i już nie próbował zalecać się do moich koleżanek.
Czytaj także:
„Żona robiła karierę, a ja zostałem kurą domową. Wszyscy się śmieją, że w naszej rodzinie tylko ona nosi spodnie”
„Jadę do sanatorium bez męża, by odpocząć. Nie wiem jak on to przetrwa, bo on nawet wodę przypala”
„Córka twierdziła, że szlachta nie pracuje i żyła na mój koszt. Wyrzuciłam ją z domu i dałam krzyżyk na drogę”