„Mąż zaczął wracać do domu na rauszu bez słowa wyjaśnienia. Gdy konto zaświeciło pustkami, powiedziałam >>dość<<”

Kobieta przy oknie fot. Getty Images, fizkes
„Miałam w planach wybrać się do nowo otwartego supermarketu, żeby zostawić tam swoje CV. Ale kompletnie nie byłam w stanie myśleć o pracy. W mojej głowie wirowały tylko myśli przepełnione strachem o mojego męża. O naszą rodzinę i nasze małżeństwo”.
/ 08.06.2024 20:00
Kobieta przy oknie fot. Getty Images, fizkes

Od ponad godziny wpatrywałam się intensywnie w szybę, czekając, aż na horyzoncie pojawi się tak dobrze mi znana postać mojego ukochanego. Nasze pociechy smacznie spały w swoich łóżeczkach. Ja natomiast nerwowo obgryzałam paznokcie, czując narastający niepokój, który nie chciał mnie opuścić. Co się stało z Tomkiem? Czemu go jeszcze nie ma? Powinien już dawno przekroczyć próg naszego domu! Zazwyczaj gdy planował wrócić później, informował mnie o tym zawczasu. Tym razem jednak było inaczej – nie dostałam żadnej wiadomości.

Martwiłam się o męża

Odsunęłam się od okna i chwyciłam komórkę. Wpisałam numer Tomka. Czekałam, słuchając kolejnych sygnałów. Pierwszy, następny, jeszcze jeden i znowu. W końcu usłyszałam komunikat poczty głosowej.

Zaklęłam cicho. Przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić w szpitalach albo zgłosić na policji. Ale co miałabym powiedzieć? Że mój mąż się spóźnia? Wyśmialiby mnie.

Wyjrzałam ponownie na zewnątrz. Ludzi na drodze ubywało, a po Tomku ani śladu. Niespokojnie przechadzałam się, momentami stając w miejscu i nadstawiając uszu, kiedy na schodach rozlegał się dźwięk czyichś kroków.

Gdy zamek w drzwiach zaskrzypiał, pędem pobiegłam do korytarza.

– No, nareszcie! – westchnęłam z ulgą na widok przekraczającego próg małżonka.

Choć właściwie... bardziej wpadającego niż wchodzącego. Zlustrowałam go dokładniej wzrokiem.

Upiłeś się?! – nie kryłam zdziwienia.

– Kto, ja? – wybąkał niewyraźnie. – Ja tam tylko jedno piwko wypiłem. Eee... no może dwa – dmuchnął mi prosto w nos oparami procentów.

Odskoczyłam do tyłu.

– Kompletnie ci odbiło?! – Tym razem to ja się zdenerwowałam. – Ja tu prawie dostaję zawału z przerażenia, a ty imprezujesz sobie w najlepsze! Obiecałeś, że wrócisz po południu, a jest już prawie dziesiąta wieczorem! Zero wieści od ciebie, telefonu też nie raczysz odebrać!

– A co, śledzisz mnie? – zakpił.

Zatkało mnie 

Tomek w życiu tak do mnie nie mówił. Nigdy też nie przychodził późno wieczorem zalany w trupa. Teraz wyglądało to tak, jakby ktoś go wymienił na innego faceta.

– Wyjaśnisz mi to jakoś?! – rzuciłam się na niego z pretensjami.

– Zostaw mnie, chcę już iść do łóżka – wymamrotał i poczłapał w kierunku sypialni.

– Chyba nie będziesz spał w ciuchach?

Ale ty marudzisz – bąknął, po czym tak jak stał, rzucił się na łóżko, nawet nie zdejmując butów, a po chwili zaczął chrapać.

Gapiłam się na śpiącego męża i miałam pustkę w głowie. W końcu zdjęłam z niego ciuchy, nie bawiąc się w subtelność, ale raczej i tak był za bardzo wstawiony, żeby cokolwiek poczuć.

Czułam, że kłamie

Zniknął z mieszkania bladym świtem. Kiedy się obudziłam, by zabrać dzieci do przedszkola, już go nie zastałam. Ledwo wróciłam, od razu wybrałam jego numer. Ku mojemu zaskoczeniu, odebrał niemal natychmiast.

– Myślę, że musimy sobie coś wyjaśnić – odezwałam się z powagą w głosie.

Nie mogę teraz rozmawiać – warknął i… zwyczajnie zakończył połączenie.

Wkurzył mnie i zaniepokoił jednocześnie, bo w trakcie krótkiej rozmowy dało się słyszeć pędzące auta w oddali. Przecież Tomasz o tej godzinie powinien siedzieć za biurkiem! Wiadomo, nie przepadał za swoją robotą, ale etacik to jednak etacik – gwarantował jako takie poczucie bezpieczeństwa. Nie mogliśmy sobie pozwolić na grymaszenie, zwłaszcza odkąd ja straciłam pracę dwa miesiące temu. No cóż, dziś jesteś zatrudniony, następnego dnia już nie, a na twój stołek biorą praktykanta, któremu nie muszą płacić, bo i tak robi to urząd pracy. Korzystne dla szefa, dla wyrzuconego – niekoniecznie.

Głęboko wzdychając, zdecydowałam, że koniecznie muszę odbyć rozmowę z Tomaszem, kiedy tylko przekroczy próg domu. Niestety również dzisiaj miał spore opóźnienie, podczas gdy ja, przepełniona lękiem, nieustannie przemierzałam mieszkanie. Podobnie jak wczorajszego wieczora, po dziesiątej wślizgnął się do mieszkania i od razu powlókł się w kierunku naszego pokoju, choć przynajmniej tym razem samodzielnie zdjął z siebie ubrania.

Unikał mnie

Niestety sytuacja w kolejnych dniach pozostawała bez zmian. Tomek wymykał się bladym świtem z mieszkania jak spłoszony zając, a do domu wracał o późnej porze i momentalnie zasypiał, ledwie tylko dotknął głową poduszki. Kiedy minęły dwa tygodnie, straciłam cierpliwość. Czekałam na poprawę, starałam się być wyrozumiała, ale czy jakakolwiek żona byłaby w stanie znieść takie postępowanie swojego partnera?

Dałam mu trochę przestrzeni, bo w końcu tworzyliśmy udany związek. Tomek przez siedem lat nigdy mnie nie rozczarował, miałam do niego zaufanie. Domyśliłam się zatem, że coś mu leży na sercu, nad czymś się zastanawia i czekałam, aż w końcu się przede mną otworzy. Jego cisza sprawiała mi największy ból.

Co się wydarzyło? Dlaczego nie potrafił być ze mną szczery?

– Słuchaj, jak dzisiaj znowu przyjdziesz nawalony, to pogadamy zupełnie inaczej, za pośrednictwem adwokata – zagroziłam mu przez komórkę.

Liczyłam na to, że go to ruszy, że załapie, jak bardzo jestem zdesperowana, skoro zasugerowałam, że chcę rozwodu. Ale gdzie tam, wieczorem okazało się, że olał to totalnie. Powtórka z rozrywki: Tomek przylazł nachlany i od razu poszedł kimać.

Na koncie nie było kasy

Moje dłonie zacisnęły się w pięści. Czułam się totalnie załamana. Następnego dnia moja frustracja sięgnęła zenitu, gdy próbowałam wybrać gotówkę z bankomatu. Brak środków. Że co, brak?! Kompletnie mnie to zszokowało. Powinnam już przecież mieć przelew od Tomka... Natychmiast do niego zadzwoniłam, ale nie odebrał. Chwilę później jego telefon był już wyłączony.

Coś się wydarzyło, tylko nie wiedziałam, co. Mój mąż stał się dla mnie obcą osobą, choć zawsze można było na nim polegać i troszczył się o nas wszystkich. Nadszedł czas, by usiąść i szczerze pogadać, wyciągnąć z niego to, co ukrywa.

Mąż nie wrócił na noc

Lecz tamtego dnia mój mąż... zupełnie nie pojawił się w mieszkaniu! Byłam totalnie zestresowana. Nazajutrz rano, gdy wciąż nie udało mi się z nim pogadać, tuż po odstawieniu naszych pociech do przedszkola, pognałam na najbliższy komisariat. Kto wie, może oni będą w stanie coś zdziałać?

Policjant popatrzył na mnie z litością, kiedy usłyszał, co mu opowiedziałam.

– Jak mu przejdzie, to się pojawi z powrotem – wymamrotał, jednym paluchem stukając po klawiszach komputera.

– Wcześniej nigdy się tak nie zachował – tłumaczyłam dalej. – Obawiam się, że coś niedobrego mogło się wydarzyć...

– A sprawdziła pani kolegów męża, do rodziny zadzwoniła, skontaktowała się pani z jego pracodawcą?

Być może rzeczywiście trochę przesadzałam z nerwami. Dotarłam do mieszkania. Wybrałam numery do bliskich i paru kumpli, ale żaden z nich nic nie był w stanie powiedzieć. W końcu zadzwoniłam tam, gdzie zatrudniony był Tomek.

Okłamywał mnie

– Pan Tomasz T. nie pracuje u nas od dwóch tygodni – powiedział kobiecy głos po tym, jak się przedstawiłam.

– Jak to nie pracuje?

– Bardzo mi przykro, ale nie jestem upoważniona do podawania szczegółów – padła odpowiedź.

Kiedy wystukiwałam na klawiaturze telefonu numer mojego małżonka, dłonie mi drżały jak osika. Na szczęście dzisiaj dziadkowie zaopiekowali się pociechami i odebrali je z przedszkola. Ja planowałam odwiedzić świeżo uruchomiony market i zostawić tam swoje CV, ubiegając się o pracę. Jednak teraz nie potrafiłam skupić się na ewentualnym zatrudnieniu. Mój umysł zaprzątała obawa o ukochanego i nasz związek. O to, co będzie z naszą rodziną.

Musieliśmy pogadać

Dopiero zgrzyt przekręcanego w zamku klucza przywrócił mnie do rzeczywistości. Poderwałam się z podłogi jak oparzona i popędziłam do przedpokoju. W progu, lekko przygarbiony i blady na twarzy, ale na szczęście trzeźwy, stał nie kto inny jak mój Tomek.

Wyglądał jak siedem nieszczęść, z cieniami pod oczami.

– Gdzieś ty się podziewał?! – sapnęłam, czując jak opadają ze mnie nerwy. – Co tu się wyprawia? W twoim biurze powiedzieli mi, że nie jesteś już tam zatrudniony!

Tomek nerwowo przełknął ślinę

Nie miałem pojęcia, jak ci o tym powiedzieć – szepnął, uciekając wzrokiem. – Totalnie nie wiedziałem, co począć... – zwiesił nos na kwintę.

– No to chlałeś, co?! Wyleciałeś z roboty i przepuściłeś ostatnie grosze na flaszki?!

Czuł się winny

Ta sytuacja kompletnie mnie zaskoczyła i wręcz oszołomiła.

– Upiłem się tylko jeden jedyny raz, na samym początku. Później po prostu grałem pijanego. Dzięki takiemu zachowaniu mogłem uniknąć niewygodnych pytań i niezręcznych tłumaczeń. Zdaję sobie sprawę, że to było niesamowicie głupie posunięcie, ale... Czuję taki ogromny wstyd, że zawiodłem jako mąż i ojciec... Chciałem postąpić w porządku wobec wszystkich, a w rezultacie straciłem dosłownie wszystko. Kompletnie wszystko.

Ogarnęło mnie wtedy współczucie dla niego. Gniew, który odczuwałem w ostatnich dniach, momentalnie wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

– No dobra, ale o co tak naprawdę chodzi?

Wylali mnie z roboty z artykułem dyscyplinarnym za to, że nie wywiązałem się ze swoich obowiązków – przyznał się.

– Jak to? Co takiego zrobiłeś? – otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

Chciał być uczciwy

Zaparzyłam nam ziołową herbatę i wspólnie zajęliśmy miejsca w kuchni. Wtedy też poznałam szczegóły całej tej sytuacji. Okazało się, że Tomasz odmówił przyjęcia koperty z pieniędzmi, która miała być rekompensatą za ukrycie pewnych informacji przed nadchodzącą kontrolą. Szef dostał niezły opieprz, a parę osób wyleciało z pracy. Niestety poprzedni przełożony szefa postarał się, żeby konsekwencje poniósł głównie mój mąż.

Dochodzenie nadal trwało, lecz wydalili go z pracy w trybie natychmiastowym. Starał się o nowe zatrudnienie, ale z taką reputacją nie było łatwo. Natomiast dawni kumple przestali utrzymywać z nim kontakty. No cóż… Szef miał mnóstwo koneksji, które potrafił odpowiednio spożytkować. Tomka to dobiło. Nawet twardym facetom czasem puszczają nerwy.

– Masz przecież nas – zwróciłam mu uwagę. – Dopóki jesteśmy razem, nie wszystko stracone. Zaczekamy na efekty dochodzenia i inspekcji, zaskarżymy sprawę do sądu pracy – przekonywałam łagodnie. – Damy radę, przekonasz się!

Zazwyczaj na Tomka mogłam liczyć w trudnych chwilach. Tym razem role się odwróciły i to on potrzebował mojego wsparcia. Popatrzył na mnie z nadzieją w oczach. Mimo łez, uśmiechnęłam się do niego ciepło.

– Wspólnie damy radę to przejść.

Na jego wycieńczonej twarzy zagościł lekki uśmiech.

Dorota, 34 lata

Czytaj także:
„Musiałam wybrać między życiem z upragnionym facetem a pracą marzeń. Los postanowił sobie ze mnie zażartować”
„Mój mąż to obsesyjny zazdrośnik. Najchętniej zamknąłby mnie na wieży, byle żaden samiec na mnie nie łypał okiem”
„Siostra wychodzi za faceta poznanego w sieci. Druga młodość ma swoje prawa, ale ona nie dojrzała nawet do pierwszej”

Redakcja poleca

REKLAMA