„Mój mąż zachowuje się jak stetryczały dziadek, a ma ledwo 54 lata. Nie pisałam się na małżeństwo z kimś takim”

Mój mąż zachowuje się jak starszy pan fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Jego wiek to za mało, żeby sobie odpuszczać, mówiąc szczerze, kompletnie nie widzę siebie u boku takiego złośliwego ukwiału w żadnym wieku. Najwyżej na starość się rozwiedziemy... Może to wcale nie najgorszy pomysł, a na pewno lepszy, niż tkwienie w marazmie bez nadziei. Chcę mojego dawnego męża!”.
/ 26.07.2022 16:30
Mój mąż zachowuje się jak starszy pan fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Już jesienią zapowiedziałam Adamowi, że miejsce na następny wakacyjny urlop tym razem wybierze on. Dość miałam tradycji, która się ustaliła ostatnimi laty, polegającej na tym, że ja wymyślam, ja załatwiam, a potem znoszę czyjeś fochy i uwagi, że to lub tamto nie pasuje… I co? Mamy połowę marca, ostatni dzwonek, żeby zabukować jakąś fajną miejscówkę za przyzwoite pieniądze, a pan i władca udaje, że zapomniał o sprawie.

A może, kto wie, może faktycznie nie pamięta?

Tak sobie go obserwuję od jakiegoś czasu i powoli czuję się jak David Attenborough na przyrodniczej wyprawie w dzikie ostępy. Niewprawne oko dalszego członka rodziny lub znajomego wciąż widzi obok mnie mojego męża, tymczasem jest to zupełnie obca i bynajmniej niepociągająca forma życia, która opanowała do perfekcji zdolność mimikry. Prawdziwemu Adamowi po powrocie z pracy usta się nie zamykały. Opowiadał, jak było, kto co powiedział, w międzyczasie kręcił się po kuchni i pomagał kończyć obiad – wszędzie go było pełno. A TO coś ledwo kurtkę zdejmie w przedpokoju i buty, a już pełznie do salonu i uwala się na kanapie przed telewizorem. I tak zastyga z pilotem w ręce, odpowiadając półsłówkami na wszelkie próby podjęcia rozmowy.

– Masz kłopoty? – podsunęłam raz. – A może źle się czujesz? Coś cię boli?

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Nelka – wzruszył ramionami.

O to, że nie ma w tobie życia, człowieku! – wkurzyłam się.

– Stary jestem, i tyle – wyjaśnił. – Nic mi się nie chce.

No cholera, 54 lata i stary?

Aż mną zatrzęsło. Aleksander Doba w jego wieku przepłynął kajakiem ocean, a ten nie ma sił na to, żeby kotlety zdjąć z patelni?! Bez jaj, ludzie! Zimą próbowałam go wyciągać na basen, zawsze lubił pływać. Jak już się udało, było całkiem nieźle, ale Chryste, ruszenie faceta z fotela wymagało tyle energii, że z kolei mnie się odechciewało.

Do wychodzenia w gości też się nie palił, kino zaczął uważać za fanaberię, skoro wszystko można obejrzeć w domu… Gdy zapytałam o wakacje, zaproponował odkrywczo, żebyśmy pojechali tam, gdzie w zeszłym roku.

Przecież ci się nie podobało!

– E, nie, coś ci się wydaje – wzruszył ramionami. – Mówiłem tylko, że dużo ludzi. Ale miejsce okej, może być.

Akurat! Już w pierwszy dzień wyciągnął leżak i wstawił do Adriatyku, a potem leżał na nim jak zdychający wieloryb wyrzucony na brzeg. Gdyby nie ludzie, których poznałam, pozostawałoby mi tylko gapić się przez całe dnie na tę powolną agonię.

– Czyli Chorwacja? – upewniłam się.

Zgodził się łaskawie. I ani słowa o tym, że pomoże w szukaniu kwater i załatwianiu, nic. Wieczorem usiadłam przy komputerze, żeby przejrzeć oferty. Otwieram maila, a tam wiadomość od Darka z Kalifornii.

– W sobotę gadamy z Darkiem na Skype – poinformowałam Adama. – Ciekawe, co nowego za Oceanem.

Mąż się ucieszył, choć mógłby bardziej, biorąc pod uwagę, że chodziło o jego najlepszego przyjaciela z lat młodości i faceta, dzięki któremu w ogóle się poznaliśmy. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale już gapił się na film, który, o ile się nie mylę, widzieliśmy już ze trzy razy.

Nawet mu o tym powiedziałam, ale wzruszył ramionami

Rany, jak sprawić, by wrócił facet, którego kiedyś pokochałam?! Pożaliłam się nawet koleżance w pracy, o której wiedziałam, że wolny czas spędza razem z mężem, najczęściej w górach, ale ta tylko machnęła ręką i powiedziała, że mam szczęście. Ona by chętnie poleniuchowała na kanapie, ale co, sama będzie leżeć? Jej chłop od zawsze ma ADHD i na tyłku nie wysiedzi!

Teraz ją jeszcze namawia, żeby się zapisali na kurs tańca, bo zawsze się chciał nauczyć, a tu latka lecą… Szkoda, że nie można od czasu do czasu pozamieniać się mężami. Każda z nas by miała miłą odmianę! Pomyślałam, że może Darek natchnie Adama do jakiegoś działania. Zawsze miał świetne pomysły, i założę się, że kto jak kto, ale on nie dziadzieje w ekspresowym tempie. I faktycznie, ledwo się w sobotę połączyliśmy na Skype, zaskoczył nas nowiną. Sprzedał dom, który kupił kilka lat wcześniej, by go wyremontować i spieniężyć, i zamierza wreszcie spełnić swoje życiowe marzenie – kupić jacht dalekomorski.

– Super – pogratulował mu Adam. – Ty to masz życie!

No, w końcu go coś ruszyło, nie mogłam się nadziwić!

– Ty też możesz mieć – roześmiał się Darek. – Kupuję jacht we Włoszech, bo jest taniej. Popływam z miesiąc w Europie, a potem, za Kolumbem do Ameryki!

I zaprosił nas na rejs po Morzu Śródziemnym. Spędzimy trochę czasu razem, pogadamy wieczorami przy winie…

Będzie jak dawniej

– Mam nadzieję, że nie macie jeszcze planów wakacyjnych? – przypomniało mu się.

– Mamy – powiedział Adam.

Nic konkretnego – dorzuciłam szybko. – Mnie się twój pomysł podoba. Co tam podoba, jest fantastyczny! Ahoj, przygodo!

– Ale przecież trzeba mieć jakieś uprawnienia żeglarskie, patenty… – Adam najwyraźniej postanowił szukać dziury w całym.

– Zrobiłem! – roześmiał się Darek. – Poza tym zabieram ze sobą parę przyjaciół, to doświadczone wilki morskie. Sam bym się jednak nie odważył pchać przez Atlantyk.

I zapowiedział, że na pewno polubimy tych ludzi, to kapitalne małżeństwo. Oboje mają już pod sześćdziesiątkę, ale są młodzi duchem i mają świetne poczucie humoru.

– Będzie bombowo – obiecał. – Przemyślcie sprawę i zgadamy się za tydzień, żeby dograć szczegóły, ok?

Byłam tak podekscytowana, że dopiero podczas obiadu zarejestrowałam wymowne milczenie Adama i od razu nabrałam podejrzeń, że spróbuje sabotować wyprawę. Zapytałam wprost, co sądzi o pomyśle, wzruszył ramionami, że niby jeszcze nie wie. Stwierdził, że trochę go przeraża wizja spędzania urlopu w bliskim towarzystwie nieznanych ludzi. Sama wiem przecież, dodał, że nie zawsze lubi się przyjaciół naszych przyjaciół. Ba, lubi się ich bardzo rzadko! A do tego taki jacht to zamknięta przestrzeń, nie da się z towarzystwa wymiksować, nie ma gdzie uciec. Sraty taty, w mieszkaniu się potrafi odizolować, to i na żaglówce da radę. Nawet telewizor turystyczny możemy zabrać, jakby co.

– I chyba się trochę obawiam… – dodał, widząc po mojej minie, że jego argumenty nie zrobiły oczekiwanego wrażenia. – Nie jesteśmy już tacy młodzi i silni jak kiedyś. A jak komuś coś się stanie? Na morzu wszędzie daleko!

– Wymyślasz problemy, skarbie – popukałam się w głowę. – Co najmniej jakbyś zbliżał się do setki. Skoro jesteśmy wystarczająco młodzi, żeby codziennie tyrać w robocie, to starczy nam pary także na odpoczynek.

Ale przecież już zaklepaliśmy Chorwację, prawda?

– Tak? A to ja nie wiedziałam, że zacząłeś załatwiać.

Nadął się obrażony i nic więcej nie powiedział

Nie chciałam się kłócić, ostatecznie na to zawsze przyjdzie czas, więc zajęłam się przeglądem letniej garderoby w szafie. Patrzyłam na kiecki, odkładałam te do drobnej reperacji i myślałam, myślałam, mało mi się z uszu nie zaczęło dymić. Jestem taka wściekła na męża, że mogłabym go udusić własnymi rękami! Trafia nam się okazja życia, możemy przeżyć wakacje jak bohaterowie „Dynastii”, w dodatku w świetnym towarzystwie i za pół darmo, a on kręci nosem i wynajduje urojone przeszkody.

Mogę już znieść jego bierność, okej, jestem w stanie przyzwyczaić się do niej i zaakceptować, że załatwianie czegokolwiek jest na mojej głowie, ale rzucania kłód pod nogi nie zamierzam tolerować, ani tym bardziej się dostosowywać. 54 lata to za mało, żeby sobie odpuszczać, mówiąc szczerze, kompletnie nie widzę siebie u boku takiego złośliwego ukwiału w żadnym wieku. Jeżeli Adam zrezygnuje z rejsu, ja i tak popłynę, obiecałam sobie.

I guzik mnie obchodzi, gdzie on spędzi urlop. Może sobie nawet leżeć na sofie, aż do niej przyrośnie na stałe. I wcale nie zamierzam kryć jego wykrętów, powiem Darkowi wprost, że jego kumpel stał się już tak zgrzybiały, że ruszenie się z miasta go przerasta. Najwyżej na starość się rozwiedziemy... Może to wcale nie najgorszy pomysł, a na pewno lepszy, niż tkwienie w marazmie bez nadziei. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA