„Mój mąż zachowuje się jak fircyk w zalotach. Nie mogę znieść jego umizgów do sąsiadek, sprzedawczyń i nauczycielek”

flirtujący mężczyzna fot. Adobe Stock, Miko/peopleimages.com
„Coraz bardziej narastały we mnie poczucie frustracji i zazdrość. >>Dlaczego nie jest taki dla mnie? Nagle jakby stracił zainteresowanie i ugania się za obcymi babami<<, myślałam zdenerwowana. A Artur zdawał się nic sobie nie robić z moich rosnących obaw i dyskomfortu”.
/ 01.05.2024 13:15
flirtujący mężczyzna fot. Adobe Stock, Miko/peopleimages.com

Czy mój mąż zawsze taki był? Dzisiaj ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo bardzo długo nie zauważałam jego przedziwnego nawyku flirtowania z każdą kobietą, która się napatoczy. Może dlatego, że przez długi czas flirtował tylko ze mną? A teraz ewidentnie mu nie wystarczam...

To było małżeństwo z miłości

W Arturze trudno było się nie zakochać. Był szarmancki, opiekuńczy i niezwykle charyzmatyczny. Od samego początku miałam wrażenie, że to on bardziej o mnie zabiega niż ja o niego i niezwykle mi to imponowało. Byłam nadal młoda, miałam 22 lata i cieszyło mnie w końcu wyjście z roli wiecznie nieszczęśliwie zakochanego podlotka, który ciągle się ugania za kimś, kto nie odwzajemnia zainteresowania. Może dlatego tak szybko przepadłam w tym związku?

Artur wydawał mi się być uosobieniem wszystkich cech, które chciałabym znaleźć w swoim wymarzonym mężczyźnie. Nie ujmował mnie swoim łobuzerskim czarem, który bywał tak zwodniczy, ale dobrym sercem, dojrzałością i ewidentnym szacunkiem do kobiet.

– Proszę, weź moją kurtkę, dziś jest naprawdę zimno, a jutro masz ważny egzamin, więc nie możesz się przeziębić – proponował, gdy robiło się wietrznie na spacerze.

Zapamiętywał to, co mu mówiłam, nie musiałam non stop powtarzać tych samych historii czy przypominać mu imion moich krewnych i przyjaciół. Po prostu na wszystkie sposoby okazywał, że mu na mnie zależy. I to wystarczyło. Pobraliśmy się od razu po studiach: ja byłam świeżo upieczoną absolwentką prawa, a on – biologii.

Naprawdę dużo pracowałam

Idąc na swoje studia prawnicze, wiedziałam, że kariera i rozwój będą dla mnie ważnymi wartościami w życiu. Tym bardziej zachwycało mnie, że Artur nie czuł się zagrożony czy przyćmiony moimi ambicjami i w pełni akceptował to, że mój czas i energię muszę dzielić pomiędzy nim a swoimi zobowiązaniami zawodowymi. Nie robił mi żadnych awantur, kiedy znowu wracałam do domu późnym wieczorem, nie czepiał się, gdy po raz kolejny przesuwałam nasze wspólne wyjazdy, bo miałam okazję wykazać się w pracy.

– Rozumiem, to dla ciebie ważne, nie ma sprawy – odpowiadał zwykle spokojnie.

Bardzo to doceniałam, biorąc pod uwagę, że moje koleżanki z pracy często nie miały takiego szczęścia. Permanentnie wysłuchiwały wyrzutów i zarzutów, że nie są zaangażowanymi żonami, że nie nadają się do zakładania rodziny i że nie wywiązują się ze swojej części domowych obowiązków. Zabawne, biorąc pod uwagę, że pracowały w takim samym rytmie i natężeniu, jak większość mężczyzn – na nich jednak nikt nie wiesza psów z tego powodu.

Ludzie wręcz zachwycają się, kiedy po powrocie z pracy, mają jeszcze siłę coś posprzątać, ugotować czy zająć się dzieckiem – a one przecież wszystko to robiły. Słuchając ich historii, nie mogłam nie odetchnąć z ulgą na myśl, że ja trafiłam na wspierającego i dojrzałego partnera.

Nie chcieliśmy mieć dzieci

Być może naszą sytuację zmieniał fakt, że nie planowaliśmy rodziny. Artur nie mógł ich mieć, a obydwoje doszliśmy do wniosku, że za bardzo boimy się zaangażować w adopcję. Nie mieliśmy także możliwości skorzystania z osiągnięć nowoczesnej medycyny, a rodzenie dziecka, które nie byłoby genetycznie związane z moim mężem, nie wchodziło dla mnie w grę.

Miałam więc znacznie mniej obowiązków niż moje koleżanki, które zakładały rodziny. Nie zmieniało to jednak faktu, że dom zawsze trzeba posprzątać, obiad ugotować, a pranie nastawić. Mój mąż należał do mężczyzn, którzy uważali te obowiązki za tak samo swoje, jak i moje. Nie musiałam mu niczego pokazywać palcem, przypominać. Robił sam z siebie. I żyło nam się naprawdę świetnie przez kilka lat. A później zrobiłam aplikację, dostałam bardzo odpowiedzialne stanowisko i zaczęłam mieć jeszcze mniej czasu dla męża i domu. I wtedy coś się zmieniło.

– Może chciałbyś się gdzieś przejść razem w ten weekend? Może do kina czy do teatru? – zaproponowałam w któryś piątek.

– Tak, jasne – odpowiedział mąż, ale w jego głosie wyczułam, że nie jest szczególnie podekscytowany tą wizją.

To było dziwne, bo zawsze bardzo cieszył się z perspektywy wspólnej randki i spędzenia czasu tylko we dwoje. Zignorowałam jednak to przeczucie: zrzuciłam je na karb zmęczenia, a może stresu i nie doszukiwałam się w nim niczego więcej. Zaniepokoiłam się, gdy już znaleźliśmy się na mieście, a mój mąż był czarujący, roześmiany i flirciarski dla... każdej kobiety poza mną!

Co się z nim stało?

Dotychczas mąż, pomimo kilku lat po ślubie, cały czas mnie ubóstwiał, komplementował i traktował tak, jak na początku tej znajomości. To się nagle zmieniło. Zachodziłam w głowę czy ta zmiana naprawdę była tak drastyczna i nagła, czy może już od dawna nie zauważałam jej drobnych oznak.

– Cukier do kawy? – zapytała baristka, gdy kupowaliśmy cappuccino na wynos.

– Nie potrzeba, już wystarczająco osłodziła mi pani dzień swoim uśmiechem – odpowiedział zalotnie mój mąż.

Dziewczyna spojrzała nerwowo na mnie, po czym nieśmiało podziękowała za komplement, chichocząc. „O co tu chodzi?”, zachodziłam w głowę. Przecież mój mąż nigdy nie robił takich rzeczy – a już na pewno nie w mojej obecności! Nie chciałam jednak robić afery z powodu jednego głupiego komplementu. Niestety, tego typu zachowania zaczynały się powtarzać coraz częściej. Nie potrafił przepuścić nawet pani w okienku na poczcie ani kasjerce w supermarkecie. Uwodził nawet nauczycielki w szkole moich bratanic!

– Artur, do cholery, czy ty naprawdę nie możesz się powstrzymać? Przecież stoję tuż obok! – zdenerwowałam się w końcu.

Mąż spojrzał na mnie zdziwiony i nieco zaintrygowany.

– Przecież nie robię niczego złego – zaczął się bronić.

– No... nie – przyznałam niechętnie. – Ale o co chodzi z tym ciągłym podrywaniem?

– A to już nie można skomplementować kobiety? To zwykłe zasady dobrego wychowania. Zawsze byłem uprzejmy – odparł nieco nadąsany.

Westchnęłam głęboko i odpuściłam. Nie czułam się z tym dobrze i coraz bardziej narastały we mnie poczucie frustracji i zazdrość. „Dlaczego nie jest taki dla mnie? Nagle jakby stracił zainteresowanie i ugania się za obcymi babami, myślałam zdenerwowana. A Artur zdawał się nic sobie nie robić z moich rosnących obaw i dyskomfortu.

Czy zrobiłam z niego pantoflarza?

W końcu jednak straciłam cierpliwość. Gdy zaczął flirtować z coraz to młodszymi, piękniejszymi dziewczynami, wybuchłam.

– Artur, czy ty to robisz celowo?! Bo mam wrażenie, że tak – zdenerwowałam się. – Mam tego dosyć! Jesteś moim mężem. Dlaczego zacząłeś mnie nagle ignorować i interesować się obcymi babami?

– To ja się tobą przestałem interesować, czy może odwrotnie? – zapytał mnie niespodziewanie, ze stoickim spokojem.

– O czym ty mówisz? Przecież ja nie podrywam innych facetów! – fuknęłam.

– Ale czy okazujesz mi jakieś zainteresowanie? Czy po prostu przyzwyczaiłaś się do tego, że zawsze tu będę, tak samo w ciebie zapatrzony, tak samo wierny i idealny, nawet jeśli nie będziesz się o to starać?

To pytanie było dla mnie jak kubeł zimnej wody. A więc o to chodziło. Artur desperacko próbował zwrócić moją uwagę i dać mi do zrozumienia, że chciałby otrzymywać ode mnie więcej zainteresowania.

– Masz rację – przyznałam po chwili milczenia. – Być może się przyzwyczaiłam. Ale musiałeś dać mi to do zrozumienia w taki sposób?

– No cóż, żaden inny na ciebie nie działał. W pewnym momencie zacząłem się czuć po prostu niemęsko. Żona, która robi wielką karierę i wiecznie nie ma dla mnie czasu, a po drugiej stronie ja: taki misiowaty, zawsze wspierający, zawsze kochany, kursujący pomiędzy pralką a kuchnią, bo przecież utarło się, że mam mniej pracy niż ty – wyznał.

Zrobiło mi się naprawdę wstyd. Przecież mój mąż był wspaniały! Zawsze tak uważałam. Jak więc mogłam wpędzić go w takie paskudne poczucie, kiedy zupełnie na to nie zasługiwał?

– To wszystko się zmieni, obiecuję. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo dziękuję losowi, że obdarzył mnie takim mężem jak ty. A może mówię ci to za rzadko... Kocham cię, Artur i nadal jesteś dla mnie tak samo ważny, interesujący i pociągający co wtedy, kiedy się poznaliśmy.

I przyznaję: blask w jego oczach, który spowodowały moje słowa, wynagrodził mi wszystkie te umizgi do obcych kobiet.

Aneta, 31 lat

Czytaj także:
„Żona szeptała mi miłosne wyznania, a potem leciała do kochanka. Przegięła, gdy splamiła nasze małżeństwo w mojej sypialni”
„Mam zaledwie 30 lat, a wiodę życie staruszki. Pragnę odmiany i szaleństwa, a nie wrastania w kanapę jak mój mąż”
„Gdy zmarł mój mąż rodzina uznała, że też jestem martwa. Mam 57 lat, ale najchętniej pochowaliby mnie razem z nim”

Redakcja poleca

REKLAMA