Urodziłam synka w maju zeszłego roku. Z racji pandemii, nikt nie mógł nas odwiedzać, a mąż nie mógł uczestniczyć w porodzie. Już samo było to dla mnie (a raczej wydawało mi się, że dla nas) ciosem. Zawsze planowaliśmy, że poród chcemy przeżyć wspólnie, a Kuba do samego końca miał mnie trzymać za rękę i dopingować.
Chodziliśmy razem na zajęcia w szkole rodzenia - oboje chcieliśmy się jak najlepiej przygotować. Epidemia pokrzyżowała nasze plany i w szpitalu musiałam być sama. Przyznam szczerze, że już od marca byłam załamana. Liczyłam na to, że w maju coś się zmieni. Niestety, szpital w którym rodziłam, nadal nie umożliwiał odwiedzin ani uczestnictwa ojców w porodach.
Olek przyszedł na świat, ale nie było łatwo…
Wszystko trwało nieskończenie długo. Właściwie to przez dłuższy czas byłam pewna, że nie dam już rady urodzić naturalnie i wszystko skończy się cesarką. Byłam na krawędzi tego, by prawie o nią błagać. Na szczęście, dzięki cudownej położnej, Olek w końcu szczęśliwie przyszedł na świat.
Moją radość mąciło to, że Kuby nie było przy tym wielkim wydarzeniu… Sąsiadka z sali, która rodziła trzeci raz, twierdziła że tak jest lepiej.
- No wiesz, nie ma tych tłumów co zawsze. Do jednej przyjdzie mąż, do drugiej teściowa z teściem, zaraz potem siostra, a na porodówce robią się tłumy. Ty wietrzysz krocze po porodzie, a tu co chwilę pielgrzymka. Rodziłam trzeci raz, wiem co mówię. Nie ma się co przejmować, zaraz wyjdziecie do domu i tatuś będzie się cieszył.
Nie podzielałam jej zdania, ale w sumie co mogłam wiedzieć. Może jej mąż nie był taki wspierający, jak mój i dlatego wolała sama leżeć w szpitalu? Z drugiej strony Kuba trochę mnie zawodził - myślałam, że będzie przychodzić pod okno, żeby oglądać Olka przez szybę, a do tego że zostawi mi paczkę z rzeczami na portierni. Ale cóż, miał ważniejsze sprawy na głowie, w końcu musiał szykować mieszkanie dla syna.
Ze szpitala mieliśmy wyjść w środę o 12
Dokładnie pamiętam ten dzień i to upokorzenie. Dzień wcześniej uprzedziłam Kubę, że jeśli mały nie będzie mieć żółtaczki, w południe jesteśmy do odbioru. Napisał mi, że nie może się doczekać i będzie punkt dwunasta.
Rano nie odbierał telefonu, ale to w sumie nie wzbudziło moich podejrzeń. Zaczęłam się denerwować, kiedy o 12:30 czekałam spakowana, z wypisem w ręku, a Kuby nie było. Nadal nie odbierał. Może miał jakiś wypadek?! Sąsiadka z sali, na którą czekał już przy portierni mąż i dwójka starszaków, patrzyła na mnie ze współczuciem.
- Pewnie zabalował na pępkowym. Nie martw się, na pewno nic się nie stało. To pierwsze dziecko, na bank opijał - mój Robert musiał z dzieciakami siedzieć, bo tak to też by na pewno poszedł w tango.
Nawet nie chciało mi się odpowiadać. Zabalował na pępkowym, dobre sobie. Kuba bardzo rzadko pije, właściwie nie tknął alkoholu chyba od naszego wesela. Co ona może wiedzieć. Byłam już gotowa obdzwaniać szpitale, ale dałam mu jeszcze chwilę - może były korki… O 14 zaniepokoiłam się nie na żarty.
Może pojadę do domu taksówką?! Coś musiało się stać, byłam tego pewna. O 16 zadzwoniła do mnie mama z pytaniem, kiedy może zobaczyć swojego pierwszego wnuka. Załamana, wyznałam jej że nadal czekam na Kubę, który nie odbiera moich telefonów.
Obiecała, że pojedzie do naszego mieszkania i zobaczy, czy wszystko w porządku. I było w porządku. Przynajmniej teoretycznie. Kuba nie miał żadnego wypadku - po kilku minutach uporczywego naciskania dzwonka, otworzył mojej mamie. Wszystko wskazywało na to, że spał na podłodze w korytarzu, w ciuchach które demonstrowały przy okazji to, co zjadł wczoraj na kolację i potem zwrócił. Ledwo wiedział, gdzie się w ogóle znajduje. Mama szybko zadzwoniła, żeby mnie uspokoić. Byłam załamana. To ma być odpowiedzialny ojciec?! Kuba w ogóle nie odebrał nas ze szpitala. Moja mama wzięła z mieszkania nosidełko i przyjechała po nas. Od całej sytuacji minęło kilka miesięcy, a ja ciągle nie mogę mu tego wybaczyć…
Czytaj także:
Fanaberie, nie żadna depresja. Żona stała już na balkonie z córką na rękach...
Mąż zdradzał mnie 10 lat. Miał z kochanką dziecko, a ze mną nie chciał
Postanowiłam oddać mamę do hospicjum. Wreszcie odetchnę
Nie lubiłam drugiej żony mojego ojca i nie ukrywałam tego
Matka była ze mną tylko tylko 3 dni po urodzeniu