„Mój mąż wciskał mi kit już od dawna. Prawda wyszła na jaw, gdy okradziono nasz dom i wyczyszczono konto”

rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Cecilie_Arcurs
„Pewnego ranka, gdy mąż opuścił dom i udał się do pracy, zdecydowałam się na przeszukanie jego prywatnych rzeczy. Potrzebowałam odpowiedzi, dowodów. Marzyłam o odnalezieniu fotografii tamtej kobiety albo jakiegoś podarunku schowanego na czarną godzinę”.
/ 22.08.2024 13:15
rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Cecilie_Arcurs

Zapewne niemal wszystkie żony, gdyby zadać im to pytanie znienacka, bez chwili namysłu stwierdziłyby, że doskonale znają swoich małżonków. Są świadome zarówno ich zalet, jak i wad, a w różnych okolicznościach potrafią przewidzieć ich reakcje lub stwierdzić z całą pewnością, czego nie należy się po nich spodziewać... Kiedyś również byłam tego zdania.

Zawodowe pasje moje i Leszka znacznie się różniły. Moją wielką miłością była praca z przedszkolakami, on z kolei nie widział siebie w innej roli niż właściciel firmy. Zaczynał skromnie, od budki z kebabem, później zajął się przeprowadzkami, aż w końcu otworzył przedsiębiorstwo transportowe. Jego dzień zaczynał się bladym świtem, a kończył późnym wieczorem. Łatwo się domyślić, że nie narzekaliśmy na brak gotówki. Wręcz przeciwnie – opływaliśmy w dostatki. Mieliśmy piękny dom, otoczony zielonym ogrodem, dwa auta w garażu i całkiem pokaźną kolekcję antyków. Żyło nam się wygodnie i stabilnie.

Nasz dom został okradziony

Tego dnia w przedszkolu, w którym pracuję, organizowaliśmy świąteczne przyjęcie. Maluchy kolędowały, a Mikołaj obdarowywał je łakociami. Impreza odbywała się po godzinach pracy, dlatego do domu wracałam już wieczorem. Już gdy podjeżdżałam pod posesję ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju.

Furtka, która zawsze była zamknięta, tym razem stała otworem. Nasz syn przebywał akurat na zimowych feriach, poza tym i tak nie posiadał pilota do otwierania bramy... Czy to możliwe, że Leszek tym razem pojawił się w domu przede mną? Taka myśl przeszła mi przez głowę.

Gdy zaparkowałam auto tuż przy garażu, moją uwagę przykuł potłuczony obrazek leżący na schodach wejściowych. To był tani pejzaż przedstawiający widok na Lublin, miasto mojego dzieciństwa, ale poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Weszłam do środka i znieruchomiałam. W tym momencie usłyszałam, jak samochód Leszka wjeżdża na podwórko. Wypadłam z domu i zaczęłam wrzeszczeć…

Nasz dom został okradziony. Przedmioty walały się na dywanie, a szuflady wyjęte z mebli leżały na podłodze. Dostrzegłam odciski, jakie pozostały na ścianie po zdjętym obrazie wiszącym nad kominkiem, a także pustą przestrzeń w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał drogi zestaw audio, na który mąż wydał majątek. Jednak najbardziej wstrząsający widok stanowił roztrzaskany wazon, leżący na środku salonu...

Leszek nieustannie podkreślał, że domowy sejf to zaraz po szufladzie z bielizną ostatnie miejsce, gdzie powinno się chować cenne przedmioty.

– Gdy do domu wejdzie zawodowiec, bez problemu namierzy sejf i albo go sforsuje, albo zwyczajnie wyrwie ze ściany i zabierze ze sobą – mawiał. – Dla złodziei te domowe kasy pancerne to istne prezenty.

Leszek wpadł na pomysł, żeby na pchlim targu kupić ogromny wazon za pięć dych. Przerobił go tak, że w środku zrobił skrytkę. Nie dało się jej w ogóle zauważyć. Postawiliśmy wazon w rogu, wsypaliśmy do niego suszone kwiaty i mieliśmy pewność, że to będzie najlepszy sejf pod słońcem.

– O Boże… Pusto… Kasa w dolarach, frankach i złoto to pikuś. W wazonie trzymaliśmy umowy i dane do kont razem z PIN–ami. Jak zdążyli przelać kasę przez net, to jesteśmy ugotowani… – Leszek był totalnie roztrzęsiony; chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się nie wiedzieć, co zrobić.

Wyczyścił konto do ostatniego grosza

Mocno zagryzłam wargi. Nie mogliśmy poddać się rozpaczy, trzeba było podjąć jakieś kroki. Poleciłam mężowi, by od razu zablokował wszystkie konta bankowe, a ja w tym czasie zadzwoniłam po policję.

– To dla mnie niezrozumiałe. Nikt poza nami nie był świadomy istnienia skrytki w tym wazonie. Nawet nasz syn nie mógł nikomu o tym powiedzieć, bo sam o niczym nie wiedział. Ten wazon to zwykła taniocha! Dlaczego w ogóle go ruszali? – zastanawiałam się na głos.

– Rzeczywiście, to dość nietypowe, ale podczas kradzieży z włamaniem czasem dochodzi do takich absurdalnych przejawów dewastacji – stwierdził funkcjonariusz, który przybył wraz z innymi mundurowymi w celu zabezpieczenia dowodów. – Chyba po to, żeby rozładować stres. No ale tym razem naprawdę mieli farta… Niezły prezent. A sprawdziliście już, jak to wygląda z waszymi pieniędzmi w banku?

Okazało się, że kilka godzin wcześniej ktoś wyczyścił nasze konto do ostatniego grosza, a całą gotówkę przelał na rachunek w jakimś egzotycznym kraju, gdzie nie sięgają polscy stróże prawa ani Interpol. Jakby tego było mało, w domu nie znaleźliśmy żadnych śladów włamania, żadnych linii papilarnych czy odcisków podeszw – oprócz naszych własnych. Sąsiedzi też nikogo podejrzanego nie widzieli.

Chcieliśmy z powrotem wejść w zwykłe życie, ale prędko zdaliśmy sobie sprawę, że konsekwencje kradzieży okażą się dotkliwe.

– Na rachunku trzymałem oszczędności przeznaczone na uregulowanie długu – wyznał Leszek. – W normalnej sytuacji pożyczyłbym z działalności, ale teraz kupujemy nowy samochód dostawczy i nie mam takiej możliwości. Ale bez obaw. Przed miesiącem pożegnałem jednego z pracowników, a mamy zlecenie na rozwożenie towaru nocą do marketów. Sam będę siadał za kierownicę, zarobię trochę grosza. Przez pewien czas trzeba będzie zacisnąć pasa, ale damy radę…

Zostawił wszystko na kuchennym blacie

Postąpił tak, jak zapowiedział. Cztery dni w tygodniu urywał się z pracy przed czasem, kładł się na cztery godziny, a o ósmej wieczorem ruszał w trasę. Szykowałam mu kanapki i kawę w termosie. Mówił, że jeździ trzy godziny, dajmy na to do Rzeszowa czy Kielc, potem godzina na rozładunek i z powrotem. W domu był po czwartej nad ranem, spał dwie i pół godziny, a potem zrywał się do biura. Nie każdy dałby radę, ale Leszek od zawsze był twardym zawodnikiem i stawiał sobie wysoko poprzeczkę. A poza tym był na swoim, a to było dla niego na wagę złota.

Była sobota. Leszek planował wziąć kolejną nocną zmianę, jedną po drugiej. Możliwe, że właśnie przez to nie zabrał ze sobą torby, w której miał przygotowane jedzenie – kanapki i kawę w termosie. Dopiero gdy przekręcił kluczyk w stacyjce, zauważyłam, że zostawił wszystko na kuchennym blacie. Nie mogłam pozwolić, by pracował o pustym żołądku, a do miejsca, gdzie trzymają firmowe samochody, było zaledwie kilka minut drogi od naszego mieszkania. Chwyciłam szybko prowiant i wsiadłam do swojego auta. Samochód Leszka wciąż było widać w oddali.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy mój mąż ominął budynek, w którym pracuje i skierował auto w stronę śródmieścia. Ruszyłam jego śladem, ciekawa, co zamierza. Zaparkował przy najlepszym hotelu w okolicy, słynącym z nocnego klubu i kasyna. Wysiadł z samochodu i zniknął w środku.

Przesiedziałam w aucie do rana. O wpół do piątej Leszek opuścił budynek i ruszył w stronę swojego samochodu. Zdążyłam dotrzeć do mieszkania pierwsza, pospiesznie zdjęłam ciuchy i wskoczyłam do łóżka. Kiedy po cichu wszedł do pokoju, udawałam, że smacznie śpię, choć miałam wrażenie, że słyszy łomot mojego serca.

Mój mąż wciskał mi kit już od jakiegoś czasu. Nie chodził na wieczorowe szkolenia ani nie zostawał po godzinach w pracy. Systematycznie umawiał się z jakąś panią w hotelu. Miał na boku inną kobietę...

W jednej chwili przypomniały mi się jego nietypowe zachowania parę tygodni przed tym, jak ktoś się do nas włamał, ale ja głupia tłumaczyłam to sobie trudnościami, jakie miał wtedy w pracy. Chodził jakiś nieswój, zamyślony, zupełnie jakby był gdzieś indziej myślami.

Od pewnego czasu zaczęłam też dostrzegać u niego pewne zmiany. Zawsze przywiązywał dużą wagę do swojego wyglądu gdy szedł do biura, a tu nagle dwukrotnie przyłapałam go na tym, że założył pogniecione spodnie. Teraz już wiedziałam, co było tego powodem – najwyraźniej się zakochał. Czułam się tak, jakby moje poukładane życie legło w gruzach. Wiedziałam, że muszę o tym z nim pogadać, ale brakowało mi na to sił...

Był świadomy, że trzeba rozbić wazon

No więc robiłam to, co wszystkie kobiety robią w podobnych okolicznościach. Obwąchiwałam jego garnitur i włosy, żeby poczuć woń perfum rywalki. Ich nie wyczułam, ale za to czuć było papierosy. A przecież Leszek nie palił i trzymał się z daleka od palaczy.

Pewnego ranka, gdy mąż opuścił dom i udał się do pracy, zdecydowałam się na przeszukanie jego prywatnych rzeczy. Potrzebowałam odpowiedzi, dowodów. Marzyłam o odnalezieniu fotografii tamtej kobiety albo jakiegoś podarunku schowanego na czarną godzinę.

W domu nie natrafiłam na nic podejrzanego, dlatego ruszyłam do drewutni, gdzie Leszek zwykł dłubać w drewnie. Widok pudeł okrytych wysłużonym kocem w tym miejscu nie zaskoczył mnie. Mimo to ściągnęłam nakrycia i zajrzałam do pierwszego kartonuW paczce znajdował się sprzęt grający, który Leszek uwielbiał. Kosztował majątek i został zamówiony z zagranicy.

Dokładnie ten sam, który rzekomo zwinęli złodzieje... Nagle wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Nie natknęłam się na ślady, ponieważ nikt się nie włamał. Jedynie Leszek był świadomy, że trzeba rozbić wazon. Wyłącznie on miał możliwość wejścia do mieszkania bez uszkadzania drzwi czy okien.

Włamał się do naszego domu i opróżnił nasze konta bankowe, by rozpocząć z tą kobietą nowe życie. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości! O matko, dwie dekady spędziłam u boku faceta, którego tak naprawdę w ogóle nie znałam. Który mnie oszukiwał i bezwzględnie okradł…

Oprócz cierpienia, ogarnęła mnie również furia. Nie miało sensu przedłużać tego choćby o jeden dzień. Wygrzebałam z kąta pokoju wieżę stereo i ustawiłam ją na stole. Gdy Leszek przekroczył próg domu, czekałam na niego, siedząc obok sprzętu grającego. Nie odezwałam się ani słowem.

Zaaranżował kradzież z włamaniem

Leszek przez dłuższy moment nie odzywał się ani słowem, po czym przerwał ciszę. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć go płaczącego podczas rozmowy. Okazało się, że to on zaaranżował kradzież z włamaniem. Zrobił to, by spłacić swoje zobowiązania finansowe oraz mieć wymówkę do podjęcia pracy w godzinach nocnych...

— Pół roku temu moja działalność zbankrutowała. Nie chciałem, żebyś się niepotrzebnie denerwowała. Próbowałem znaleźć uczciwą pracę, ale bezskutecznie. A oferty, które otrzymywałem, uważałem za uwłaczające mojej godności...

Zatrudnił się jako kelner w jednym z kasynZarobki były atrakcyjne, jednak wiązało się to z pracą po zmroku. Za dnia również był zajęty miał etat w hotelowym magazynie. Posada nie należała do wymarzonych, ale dzięki niej mógł stwarzać pozory, że regularnie stawia się w swojej firmie i nie był zmuszony do włóczęgi po mieście. Te dwa zajęcia wyczerpywały jego siły do granic możliwości.

– Zdaję sobie sprawę, że to było głupie z mojej strony. Ale przecież zawsze byłem odważny i niezależny... Takiego mnie pokochałaś. Nie chciałem, abyś ujrzała mnie pokonanego, bez pracy, u kresu wytrzymałości. Proszę, wybacz mi...

Objęłam Leszka ramionami. Nie było potrzeby, żeby błagał mnie o przebaczenie. Kasa nie miała znaczenia w porównaniu z ulgą, jaką poczułam, wiedząc, że nie miał innej. Przecież darzyłam go uczuciem nie dlatego, że prowadził swój biznes, ale dlatego, że był po prostu sobą. Moim Leszkiem, którego kocham – obojętnie, czy jako biznesmena, czy jako kelnera. To nie ma najmniejszego znaczenia.

Katarzyna, 39 lat

Czytaj także:
„Zwykłe wyjście na zakupy z moim mężem to festiwal żenady. Ma oczy jak z gumy, oblepia spojrzeniem każdą panienkę”
„Przyłapałam męża w łóżku z obcą babą. Przymknęłam oko na jego skok w bok, bo rolą żony jest trwać wiernie przy mężu”
„Zdradzałam jej swoje sekrety, a mój mąż uskuteczniał z nią umizgi w naszej sypialni. Nie tak powinna wyglądać przyjaźń”

Redakcja poleca

REKLAMA