„Mąż urządził mi na wakacjach we Włoszech festiwal zazdrości. Nie moja wina, że ściągałam wzrok każdego przystojniaka”

Blondynka kobieta fot. iStock by Getty Images, Charday Penn
„Popatrzyłam na niego zdziwiona. Był niesamowicie przystojny. Wysoki, czarne loki. Zabójcze spojrzenie spod ciemnych rzęs i taka iskra w oku. Mnie też niczego nie brakuje, ale powiem szczerze, że aż taka bella donna to chyba nie jestem... Chociaż?”.
/ 19.07.2024 22:00
Blondynka kobieta fot. iStock by Getty Images, Charday Penn

Od czasu naszej wakacyjnej podróży do Toskanii mój mąż zmienił się niemal nie do poznania. Nawet kiedy tylko szłam wyrzucić śmieci, posądzał mnie o randkę z kochankiem. Dlatego właśnie zdecydowałam się na ten krok, ale okazało się, że drań mnie przechytrzył. 

Odchylałam głowę, udając gwiazdę

Jestem w łazience. W wannie czeka na mnie kąpiel. Podchodzę do lustra i poprawiam swoje blond loki. Wspaniale harmonizują z niebieskimi oczami. Fale lekko spływają po szczupłych ramionach. Przypominam sobie, jak przyciągały wzrok przystojnych Włochów. Pojechaliśmy tam miesiąc temu. Trochę byliśmy we Florencji, a potem podróżowaliśmy po Toskanii. Mąż nabawił się na tym tle obsesji.

– Ej, co ten pięknoduch się tak na ciebie patrzy? – pytał z irytacją.

– Na mnie? A nawet nie zauważyłam – odchylałam do tyłu głowę, udając gwiazdę.

Na początku bawiło mnie to i tak naprawdę lubiłam być w centrum zainteresowania włoskich przystojniaków. Komu by się nie podobało? Byłam księżniczką. Ale księżniczką na ziarnku... zazdrości.

Kiedy wróciliśmy do Polski, Patryk stał się jeszcze bardziej zazdrosny. Wręcz zmienił się nie do poznania. 

– Umówiłaś się z kimś? – mówił, kiedy wychodziłam wynieść śmieci. 

– Jak tam randka z kochankiem, udała się? – prowokował, kiedy wracałam. 

– Już nie możesz wytrzymać bez kochanka? – pytał, kiedy szłam do osiedlowego sklepiku.

Daj mi swój numer, bella donna

Oczywiście mocno przesadzał, ale muszę powiedzieć, że nie do końca się mylił. Bo owszem, we Włoszech dałam numer telefonu pewnemu przystojnemu Marcello... Tak mnie zakręcił jakiś zupełnie obcy Włoch!

Dotarliśmy akurat do malowniczego miasteczka San Vincenzo i rozgościliśmy się nad morzem. Patryk poszedł po lody, kiedy leżałam sobie na plaży. W pewnym momencie postanowiłam podejść w kierunku fal. 

O czym tak rozmyślasz, bella donna? – ktoś za moimi plecami powiedział po angielsku. Chyba zorientował się, że nie jestem Włoszką – ale po czym poznał? Wyglądał, jakby mnie wcześniej obserwował. Tak przyjemnie obejmował wzrokiem całą moją sylwetkę, jakby zgadywał kolejny mój krok. 

Popatrzyłam na niego zdziwiona. Był niesamowicie przystojny. Wręcz zjawiskowo! Wysoki, czarne, rozwiane loki. Zabójcze spojrzenie spod ciemnych rzęs i... taka iskra w oku. Mnie też niczego nie brakuje, ale powiem szczerze, że aż taka bella donna to chyba nie jestem... Chociaż? 

– Jesteś prześliczna. Proszę, daj mi swój numer telefonu. I zdradź swoje imię! – błagał mężczyzna.

„Love Bomber?” – przemknęło mi przez myśl. 

– Ej... kolego, nie za szybki masz rozbieg? – powiedziałam. 

– Nie! Podobasz mi się bardzo i... – W tym momencie zauważyłam mojego męża wracającego z lodami. 

– Joanna – powiedziałam, zapisując na jego chusteczce swój numer i podając Marcello. 

Oddaliłam się w kierunku plaży. Patryk podszedł do mnie. Na szczęście chyba nie zauważył mnie rozmawiającej z moim wielbicielem, ale kto go tam wie. Wszystko potoczyło się tak szybko... I właściwie to mój mąż powinien mnie widzieć rozmawiającą z tym Włochem, ale... nic nie powiedział, co wydało mi się trochę dziwne. Pomyślałam, że może rzeczywiście nie zauważył Marcello. 

Co z tym zrobimy?

Mój włoski podrywacz napisał do mnie jeszcze tego popołudnia, ale ja wykasowałam całą tę konwersację. Numer jednak zostawiłam. I jakiś tydzień później się odezwałam.

„Hello, tu Joanna, jak się masz?”

„Bez ciebie? Niezbyt dobrze się mam, mia bella” – nie wierzyłam w tę piękne słówka, ale czułam się tak wyalienowana, że potrzebowałam solidnej porcji słodkich kłamstw. 

„Też czuję się samotna” – odpisałam.

„Co z tym zrobimy?” – pytał Włoch.

„Nie wiem...” – napisałam lekko znudzona.

Flirtowaliśmy tak jeszcze z kilka minut, przenosząc się na messengera, kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Wylogowałam się z aplikacji i poszłam do kuchni, aby zaparzyć mężowi kawę. W piekarniku podgrzałam lazanię. Mój mąż, jak zwykle, zaczął rozglądać się dziwnie po mieszkaniu, jakby szukał narzędzia zbrodni albo przynajmniej zbrodniarza. Ale do zbrodni przecież na razie nie doszło. To znaczy do zdrady. 

Podałam do stołu, posprzątałam i poszłam na górę, do sypialni. 

– Jadę na moment do biura, kochanie – powiedział, udając super męża. 

Znowu byłam sama. Położyłam się na łóżku i kontynuowałam konwersację z moim Włochem. 

„Co porabiasz dzisiaj wieczorem?” – pytał Marcello.

„Realizuję swoje życie w klatce” – napisałam.

„A co, mąż daje ci w kość?” – dociekał.

„No a nie? Od rana do nocy podejrzewa mnie o kochanka. No więc...” – wystukałam.

„Postanowiłaś wprowadzić w życie jego pragnienia?” – Marcello jakby czytał w moich myślach. 

„A... właściwie tak” – wystukałam na klawiaturze swoimi świeżo pomalowanymi na czerwono paznokciami. 

Jesteś dla mnie wszystkim

Czułam się bardzo pociągająco tego wieczora. Pikanterii dodawał fakt, że mój Patryk nic nie wiedział o moim flircie. Owszem, podejrzewał mnie o te swoje romanse, ale chyba tak naprawdę sam w nie nie wierzył. 

Wrócił wtedy jak zwykle z naburmuszoną miną, ale ja myślami byłam w słonecznej Italii. Wcześniej usunęłam swoją konwersację z Marcello i anulowałam powiadomienia, bo Patryk lubił dorwać czasem mój telefon. Na wszelki wypadek pilnowałam telefonu jak oka w głowie. 

Jesteś dla mnie wszystkim, Joasiu. Nie wiem, co zrobiłbym, gdybym cię stracił – przymilał się mój mąż. 

Zasnęliśmy, a Patryk przytulił mnie mocniej niż zwykle. Przez całą noc nie wypuszczał z objęć. Czułam się jak zamknięta w klatce. 

Rano jak zwykle był naburmuszony, kiedy nakładałam szminkę. Te jego humory zaczynały mnie naprawdę nudzić...

Pewnie umówiłaś się na randkę – powiedział podejrzliwie. 

Raczej nie odpowiadałam na te jego bezsensowne zaczepki. Swoją drogą, chyba jednak stracił trochę czujność. Naprawdę nie podejrzewał, że mogłabym mieć kochanka w internecie. A ja cieszyłam się, że jadę do biura, bo tam mogłam flirtować z moim Marcello do woli. I tak mijały mi dni i noce rozflirtowane na dobre. Aż do dzisiaj...

To oni się znają?

Tego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Patryk chyba mnie nie zauważył. Słyszałam, jak bierze prysznic. Super, przynajmniej nie będzie wypytywał, skąd rzekomo wracam. Ucieszyłam się kilkoma chwilami spokoju. W salonie natrafiłam na laptop. Był otwarty i...

Co to? Mignęło mi przed oczami zdjęcie Marcello. Jego profil. Podeszłam bliżej, usiadłam na sofie.

„Kiedy odpalisz mi resztę?” – pisał Marcello do... mojego męża!

„Spokojnie, dzisiaj wieczorem wyjdzie przelew, mam jakieś problemy z aplikacją” – pisał Patryk. 

Jaki przelew, do cholery? To oni się znają? Z... moim Marcello?

„Tylko wiesz, że potrzebuję bardziej namacalnych dowodów. Nie chodzi mi o jakieś internetowe pitu pitu. Miałeś ją zaprosić w tym tygodniu do Florencji” – pisał Patryk. 

„Robi się, szefunio. Bella Joanna niech się pakuje” – odpowiedział Marcello. 

Miał zdziwioną minę

Usiadłam zszokowana na kanapie. Już miałam załamać ręce, ale w przypływie jasności umysłu zrobiłam telefonem skany całej konwersacji – kto wie, co kombinował ten mój mężuś spod... włoskiej mafii. Nawiązał kontakt z jakimś włoskim popaprańcem, żeby... mnie skompromitować. Przed sądem? Na to wyglądało.

Usłyszałam kroki Patryka. Wzięłam telefon i zaczęłam iść w kierunku schodów. Minęliśmy się w holu. Miał zaskoczoną minę, a jego oczy błądziły ode mnie do laptopa, a potem – dla niepoznaki – utkwiły w pejzażu za oknem. 

Teraz jestem w łazience. Nalewam sobie wody do wanny – w przeciwieństwie do mojego męża uwielbiam delektować się długimi kąpielami. Zanurzam się w pachnącej pianie. Przypomina mi się słoneczna Italia i cała ta historia. Powoli wszystko układa mi się w głowie. 

Dociera do mnie, dlaczego mój mąż wynajął tego całego Marcello. Na pewno chciał się rozwieść i potrzebował dowodów. Ale dlaczego był taki zazdrosny. Udawał? No tak, żebym w końcu z zemsty wpadła w pułapkę zdrady. Ciekawe, czy wcześniej mnie śledził. Na pewno – nie miał dowodów, więc postanowił wymusić je sam. Chwalę siebie w myślach za te skany. Nie ma rady, jutro składam pozew o rozwód. 

Joanna, 27 lat

Czytaj także:
„Wycieczka po Italii miała być powiewem świeżości, a dała mi całkiem nowe życie. Mojego Włocha musiałam wykraść innej”
„Hotel zgubił naszą rezerwację na wakacje. Zamiast spędzić urlop w apartamencie, gnieździliśmy się w brudnej klitce”
„Mój mąż nie przepuści żadnej spódniczce, nawet dziewczynie syna. Tak go urządziłam, że teraz trzyma ręce przy sobie”

Redakcja poleca

REKLAMA