Po wielu latach małżeństwa straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek zostanę matką. I chyba nawet pogodziłam się z myślą, że moje największe marzenie nigdy nie zostanie spełnione. Ale kiedy odpuściłam starania o macierzyństwo, to okazało się, że jestem w ciąży. Jednak ojcem mojego dziecka nie jest mój mąż.
Straciłam już wszystkie nadzieje
Byliśmy zaledwie rok po ślubie, kiedy zadecydowaliśmy o tym, że chcemy zostać rodzicami.
– Jesteś tego pewien? – zapytałam męża.
Piotrek piął się po szczeblach kariery, co wiązało się z długimi godzinami pracy i dosyć rzadkimi pobytami w domu. W takiej sytuacji nie byłam pewna, czy posiadanie dziecka to dobry pomysł.
– Oczywiście, że tak – słyszałam za każdym razem, gdy wyrażałam swoje wątpliwości. – Przecież zawsze tego pragnęliśmy, czyż nie? – dodawał.
Oczywiście, że tego pragnęliśmy. Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy, że nie będziemy zwlekać z decyzją o powiększeniu rodziny. Oboje byliśmy przekonani, że późne rodzicielstwo to coś zupełnie nie dla nas. Jednak los okazał się przewrotny. Pomimo wielokrotnych starań wciąż nie udawało mi się zajść w ciążę.
Początkowo bagatelizowałam te trudności i wmawiałam sobie, że wszystko wymaga czasu. Jednak każdy kolejny negatywny test ciążowy wywoływał we mnie coraz większą frustrację. Powodował też mnóstwo pytań. „A może ja nie mogę zostać matką?” – pytałam sama siebie po kolejnym niepowodzeniu. A każdy kolejny miesiąc bez sukcesu sprawiał, iż taka wizja stawała się coraz bardziej realna. Wszystko to powodowało, że z miesiąca na miesiąc stawałam się coraz bardziej sfrustrowana. Niemal bez przerwy kłóciłam się z Piotrkiem, który bagatelizował to, że nie mogę zajść w ciążę.
– Na wszystko potrzeba czasu – próbował mnie uspokajać.
Jak gdyby nigdy nic wychodził do pracy, w której siedział do późnych godzin wieczornych. A ja zostawałam sama ze swoimi niezbyt optymistycznymi myślami.
Nadeszła pora na działanie
Po kilku latach nieskutecznych starań o dziecko postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
– Nie uważasz, że powinniśmy zrobić pewne badania? – zapytałam Piotrka, który tego dnia wyjątkowo wcześnie wrócił do domu.
– Co masz na myśli? – zapytał mnie mąż. Spojrzał na mnie przelotnie, ale od razu wrócił do czytania maili w telefonie.
– Chodzi mi o badania w kierunku niepłodności – powiedziałam cicho.
Wcześniej sama nie byłam przekonana do tych badań, ale w końcu zrozumiałam, że trzeba podjąć jakieś kroki. A może faktycznie właśnie w tym tkwił problem? Piotrek spojrzał na mnie zaskoczony.
– Nie przesadzaj – powiedział. – To pewnie nic takiego.
– Tego nie wiesz – odpowiedziałam. – Zresztą to nie jest do końca normalne, że po tak wielu latach starań wciąż nie zostaliśmy rodzicami – zauważyłam.
– Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina? – oburzył się mój mąż.
Zareagował dokładnie tak, jak przypuszczałam. Piotrek miał typowe cechy samca alfa i nigdy nie przyjąłby do wiadomości, że może być bezpłodny.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziałam szybko. – Uważam tylko, że powinniśmy zrobić badania.
– Ja nie muszę – powiedział Piotr i wstał z kanapy. Poszedł do sypialni i nie odzywał się do mnie już do końca dnia.
Był uparty jak osioł
Pomimo niechęci Piotra do badań postanowiłam to sprawdzić. I okazało się, że ze mną wszystko jest w porządku.
– Nie widzę żadnych przeciwwskazań do tego, aby mogła pani zostać matką – powiedział ginekolog po przeprowadzeniu wielu specjalistycznych badań. – W takiej sytuacji zachęcałbym do tego, aby również pani mąż poddał się badaniom – dodał.
„Łatwo mu to powiedzieć” – pomyślałam. Jednak wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Wieczorem poprosiłam Piotra o rozmowę. I podczas niej nic nie poszło po mojej myśli. Piotr zaczął krzyczeć, że robię z niego inwalidę i całą winę próbuję zrzucić na niego.
– Przecież to nieprawda – próbowałam zachować spokój. Jednak na nic się to nie zdało, bo mój mąż zarzucił mi, że działam za jego plecami.
Od tamtej pory nasze małżeństwo zaczęło przechodzić poważny kryzys. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy, a nasze jedyne kontakty ograniczały się do mijania w drzwiach. W takiej sytuacji o żadnej bliskości nie było mowy. Tak naprawdę, to zaczęłam już tracić nadzieję na jakąkolwiek poprawę.
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie mój szef, gdy spotkałam go w windzie.
Już od kilku dni przyglądał mi się uważnie i widać było, że niepokoi się o to, czy dam radę pracować. I trudno było mu się dziwić, bo byliśmy w trakcie ważnego projektu, który mógł zadecydować o przyszłości naszej firmy.
– Tak, w porządku – odpowiedziałam z pewnością w głosie, chociaż nie była to prawda.
Potem dodałam, że nie musi się o mnie martwić, bo na pewno doprowadzę ten projekt do końca. Szef spojrzał na mnie z troską, ale nic nie powiedział. A po zakończeniu pracy wezwał mnie do gabinetu.
– Pani Haniu, przecież widzę, że coś panią trapi – powiedział bez żadnych wstępów.
Poczułam, że wszystko we mnie pęka. Opowiedziałam mu o problemach małżeńskich, które mogły doprowadzić do zakończenia naszego związku. Mój szef podszedł do mnie i delikatnie mnie przytulił. I wtedy puściły wszystkie hamulce. Sama nie wiem jak, ale wylądowaliśmy na kanapie. I chociaż z tyłu głowy pojawiły się myśli, że nie powinniśmy tego robić, to tak naprawdę było już za późno. Ten seks z szefem był dla mnie taką odskocznią od problemów, z którymi nie mogłam sobie poradzić. W tamtym momencie nie myślałam o Piotrku. Liczyło się tylko tu i teraz.
Z każdym dniem czułam się coraz gorzej
Po powrocie do domu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Patrzyłam na Piotrka i zadawałam sobie pytanie, jak mogłam mu to zrobić. Dlatego postanowiłam mu to wynagrodzić. Tego wieczoru wylądowaliśmy w łóżku, a ja miałam nadzieję, że to pozwoli mi zapomnieć o zdradzie.
Mój szef także miał wyrzuty sumienia. Przez kilka kolejnych tygodni unikał mnie jak ognia, a gdy spotykaliśmy się na korytarzu, to nie patrzył mi w oczy. Wiedziałam, że jest mu wstyd i gdyby tylko mógł, to cofnąłby czas. Ale niestety to już się stało i oboje musieliśmy sobie jakoś z tym radzić.
Pewnie wszystko rozeszłoby się po kościach, gdyby nie wiadomość, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Już od kilkunastu dni czułam się kiepsko – ból brzucha, mdłości i ogromne zmęczenie. Postanowiłam pójść do lekarza, bo wszystkie domowe sposoby okazywały się nieskuteczne.
– Proszę zrobić test ciążowy – usłyszałam od swojej lekarki.
Najpierw parsknęłam śmiechem, ale potem zaczęłam się zastanawiać. Od razu po wyjściu z przychodni poszłam do apteki. A gdy go robiłam, to nie mogłam powstrzymać drżenia rąk. Po kilku minutach pokazały się dwie kreski. „Tylko kto jest ojcem?” – pomyślałam z przerażeniem.
Po wizycie u ginekologa wiedziałam, że nie mogę ukrywać swojego stanu. Dlatego jeszcze tego samego dnia poinformowałam Piotrka, że zostaniemy rodzicami. Mój mąż oszalał ze szczęścia.
– A widzisz, mówiłem, że to jedynie kwestia czasu – dodał po szaleńczym wybuchu radości.
Ja nie byłam taką optymistką. Przed oczami wciąż miałam tamten pamiętny wieczór, kiedy zdradziłam swojego męża.
Czyje to dziecko?
Nie byłam w stanie ukrywać swojego stanu. Dlatego w pracy dosyć szybko rozeszła się wiadomość o tym, że jestem w ciąży.
– Możemy porozmawiać? – zapytał mnie szef. Doskonale wiedziałam, że to musi w końcu nastąpić.
– Czyje to jest dziecko? – zapytał bez ogródek, gdy tylko zamknęłam drzwi jego gabinetu. Nie chciałam go okłamywać.
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jednak w głębi duszy przeczuwałam, że odpowiedź może być tylko jedna. Nie bardzo wierzyłam w cuda, a wszystkie fakty wydawały się przemawiać za tym, że to nie mój mąż jest szczęśliwym tatusiem.
Całą ciążę zastanawiałam się, kto jest ojcem. A bezpośrednio po rozwiązaniu zrobiłam test genetyczny. Jego wynik wcale mnie nie zaskoczył.
– Co teraz zrobimy? – zapytał mnie szef, gdy poinformowałam go o wynikach testu na ojcostwo.
– Nic. Zostawimy wszystko tak, jak jest – odpowiedziałam z całą pewnością, na jaką było mnie stać.
Już wcześniej wszystko sobie przemyślałam. Nie chciałam rozwalać dwóch małżeństw. Z szefem nic mnie nie łączyło, a nasza przygoda była tylko jednorazowym wyskokiem. Natomiast męża kochałam i nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Mój szef zgodził się z moim tokiem myślenia. Ustaliliśmy wysokość alimentów, które miały być doliczane do mojej wypłaty w postaci premii. Jednocześnie zapewnił mnie, że zawsze będę mogła na niego liczyć. Piotrkowi nic nie powiedziałam. Mój mąż jest przekonany, że Jasiek to jego dziecko. A ja nie zamierzam wyprowadzać go z błędu. Mam tylko nadzieję, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw.
Czytaj także:
„Od listopada gniję z moim dzieckiem w domu. W przedszkolu ciągle panuje jakaś zaraza”
„Gdy rozwiodłam się z mężem, wreszcie rozwinęłam skrzydła. On chciał mnie widzieć tylko przy garach, pralce i z mopem”
„Córki myślą, że na emeryturze będę cnotką, dewotką i opiekunką ich dzieci. Grubo się mylą, bo teraz będę szaleć”