„Mój mąż miał problemy w pracy i wyżywał się na dzieciach. W końcu maluchy postanowiły same dać mu nauczkę”

Mężczyzna zmęczony pracą fot. Adobe Stock, marjan4782
Dzieciaki wpadły na świetny pomysł, jak pokazać ojcu, że nie chcą, aby ten odreagowywał na nich swój stres. Sprytne maluchy! Autorytet ważna rzecz, ale nie pozwolę krzywdzić dzieci.
/ 11.06.2021 12:28
Mężczyzna zmęczony pracą fot. Adobe Stock, marjan4782

Od jakiegoś czasu Paweł chodził wciąż podenerwowany. Unosił się z byle przyczyny, albo i zupełnie bez powodu. Jednak najgorsze było to, że nie potrafił się opanować przy naszych dzieciakach i nieraz im się dostawało zupełnie niezasłużenie. Ale o ile ja potrafiłam jeszcze jakoś go zrozumieć, to jednak trudno było wytłumaczyć Karolkowi i Jowicie, dlaczego tata na nich krzyczy.

Paweł ciągle się na nich wyładowywał

Nasz pięcioletni synek właśnie wyszedł z dużego pokoju z buzią skrzywioną w podkówkę i ze łzami w oczach. Bawił się pociągiem jeżdżącym po rozłożonych na podłodze torach i wydawał trochę za głośne polecenia przez wyimaginowany dworcowy megafon. A Paweł oglądał w telewizji wiadomości sportowe i okrzyki synka mu przeszkadzały. Zwrócił mu więc uwagę podniesionym tonem. Jednak gdy po chwili mały zapomniał się i w ferworze zabawy znowu coś krzyknął, oburzony Paweł kazał mu wyjść z pokoju.
– Jak się nie umiesz zachować, to idź do siebie – powiedział ostrym tonem. – Tam możesz się wydzierać do woli.
– Ale tatuś, ja tu się bawię – mały popatrzył na niego niepewnie.
– Już nie – uciął rozmowę mąż. – Idź do siebie i zabraniam ci tu przychodzić.

Nie chciałam podważać autorytetu męża, więc nic nie powiedziałam, ale serce mi się krajało, gdy widziałam minę synka. Zaraz za nim wyszła Jowita, solidaryzując się z młodszym bratem. Zresztą jej też się od ojca dostało – obsztorcował ją przy obiedzie, bo rozgrzebywała jedzenie widelcem. Miała łzy w oczach, ale wtedy udało mi się załagodzić sytuację.

Tym razem jednak Paweł przesadził. Nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
– Kochanie, chyba przeginasz – popatrzyłam na niego z wyrzutem. – Wiem, że się denerwujesz sytuacją w firmie, ale nie musisz wyżywać się na dzieciach…
– A czy ja się wyżywam? – obruszył się i spojrzał na mnie ze złością. – Zawsze bierzesz ich stronę…
– Przecież to są małe dzieci, nie rozumieją, że masz kłopoty – odparłam.
– Zwróciłem Karolowi grzecznie uwagę, prawda – ton męża był odrobinę za wysoki, nawet do mnie nie potrafił mówić spokojnie. – Prosiłem go, żeby tak głośno się nie zachowywał. Nie dostosował się, więc go wyprosiłem.
– Nie powinieneś tego robić… – zaczęłam, ale Paweł szybko mi przerwał.
– Może się u siebie bawić i tam krzyczeć, ile chce – powiedział ostro.
– W dziecinnym pokoju nie da się rozłożyć torów, jest zbyt mały – westchnęłam.

Dalsza rozmowa w tym momencie nie miała sensu. Dałam spokój. Może nadarzy się inna okazja, żeby porozmawiać z mężem o jego postępowaniu względem dzieci i o tym całym rozdrażnieniu, które na dłuższą metę było nie do wytrzymania. Poszłam do maluchów. Wiedziałam, że będę musiała obetrzeć dziecięce łezki, ukoić żal synka i pocieszyć, wytłumaczyć, że tatuś ma ciężki okres i łatwo się denerwuje…

Przygotowana na najgorsze, otworzyłam drzwi do ich pokoju i stanęłam w progu trochę zdziwiona. Spodziewałam się ciężkiej atmosfery, dąsania się i płaczu, a tymczasem obie nasze pociechy były czymś zajęte przy biurku tak bardzo, że nawet nie zauważyły mojego wejścia. Podeszłam do biurka i zajrzałam synkowi przez ramię. Był pochylony nad kartonem, na którym zawzięcie coś bazgrolił.
– A co ty rysujesz? – spytałam po chwili przyglądania się.
– A to nic, nic takiego – odpowiedziała za Karolka jego siostra i trąciła małego łokciem. Zrobiła to prawie nieznacznie, ja jednak zauważyłam ten gest. Oho, to był wyraźny znak, że dzieciaki spiskowały…
– No, ale przecież widzę, taka ładna buzia – uśmiechnęłam się do nich. – Czy to czyjś portret?
– Nie, tylko… – zaczął wyjaśniać Karolek, ale Jowita znowu dała mu kuksańca.
– To jest tylko buzia – powiedziała.
– Zresztą zobaczysz… – zająknęła się. – Zobaczycie potem.
– Więc to tajemnica – pokiwałam głową. – No dobrze, to sobie rysujcie, nie będę wam przeszkadzać – zamilkłam na moment, bo nie bardzo wiedziałam, jak mam im powiedzieć to, co chciałam.
– Wiecie, tata ma problemy w pracy, sami widzicie, jaki jest podenerwowany, więc czasem za bardzo się uniesie, zupełnie niepotrzebnie… – westchnęłam. – Musicie to jakoś zrozumieć.
– My rozumiemy – odparła Jowita i pochyliła się nad rysunkiem Karolka.

Dzieciaki załatwiły sprawę same

Poszłam do kuchni, żeby przygotować kolację. Chwilę potem usłyszałam głos męża dobiegający z przedpokoju. Mówił coś do dzieci… Zaciekawiona stanęłam w drzwiach. Paweł stał przed wejściem do pokoju dzieci i patrzył jak przyklejają na drzwiach arkusz kartonu. Chyba ten z rysunkiem, który widziałam u Karolka na biurku. Przyjrzałam mu się z ciekawością…

Duża buźka, podobna do tych internetowych emotikonek, z łezkami spływającymi z oczu, z ustami wykrzywionymi w podkówkę… Paweł też patrzył na ten rysunek ze zdumieniem.
– A co to jest? – spytał. – Czyjś portret? No, całkiem niezły, to ty, synku, narysowałeś? – pytał łagodnym tonem, ale jednak trochę niepewnie patrzył na dzieci. Pomyślałam, że chce się im przypochlebić, żeby zatrzeć niedawne złe wrażenie…
– To nie jest portret – odparł poważnym tonem nasz synek – To jest znak zakazu.
– Co takiego? – roześmiał się Paweł. – Jakiego znowu zakazu?
– Zakazu wejścia do naszego pokoju – odparła Jowita. – Dla ciebie tato.

W mieszkaniu zaległa cisza. Wbiłam wzrok w podłogę, za żadne skarby świata nie chciałam spojrzeć teraz na męża. Wyobrażałam sobie, jak musi się czuć… Ale swoją drogą, sprytne istotki z tych naszych dzieciaków. I jakie dowcipne. Sama bym nie wpadła na lepszy pomysł, żeby utrzeć Pawłowi nosa.
– Acha – usłyszałam głos Pawła. – No chyba sobie zasłużyłem… A długo będzie obowiązywał ten zakaz? – spytał.
– Do odwołania – odparła Jowita.

Obie nasze pociechy zniknęły w swoim pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rysunek pozostał. Dopiero w tym momencie odważyłam się spojrzeć na męża. Stał jakoś tak bezradnie, chociaż starał się nadrabiać miną.
– I po kim one to mają? – spytał.
– No chyba po tobie – odpowiedziałam. – Sam opowiadałeś, jak kiedyś tata kazał ci iść za karę do łazienki, to godzinę cię musiał potem prosić, żebyś z niej wyszedł, bo chciał skorzystać z toalety…

Zaśmialiśmy się oboje, atmosfera została rozładowana.
– Sam widzisz, że musisz zmienić swoje zachowanie – powiedziałam po chwili. – Mamy mądre dzieci, nie zasługują na takie traktowanie, jakim je raczysz od jakiegoś czasu.
– Masz rację – pokiwał głową Paweł. – Muszę je chyba przeprosić, co?
– Chyba musisz – przytaknęłam. – Ale zanim wejdziesz do ich pokoju, zapytaj, czy mogliby na czas rozmowy ściągnąć ten znak – uśmiechnęłam się do męża.

Dzieciaki szybko doszły do porozumienia z ojcem. Zresztą sytuacja w jego firmie wkrótce wyjaśniła się i w domu znowu zapanował spokój. Ale pomysł z wieszaniem na drzwiach pokoju kartki z zapłakaną buzią, stał się w naszym domu tradycją. Gdy ktoś chciał mieć chwilę spokoju, pobyć sam, wieszał na szybie taką buźkę. I od razu wszystko było wiadomo.

Czytaj także:
„Mój poród był koszmarny. Dzieci wyciągano ze mnie kleszczami, odmówiono mi cesarki. Prawie tego nie przeżyliśmy”
„Od początku ukrywała, kto jest ojcem jej syna. Nie zdążyła zdradzić prawdy. Umarła tuż po porodzie”
„Przez 30 lat myślałam, że zostawił mnie, bo wylądowałam na wózku. Wszystko ukartowała moja wyrachowana matka”

Redakcja poleca

REKLAMA