Już w liceum zwracałam uwagę kolegów. Przyznaję, trochę to wykorzystywałam, by zawsze móc zdobyć to, czego chciałam. Zakładałam odpowiednie sukienki, uśmiechałam się do każdego, kto powiódł za mną spojrzeniem i zawsze starałam się wyglądać oszałamiająco.
W czasach szkolnych nie myślałam jeszcze na poważnie o związkach. Pewnie, że imponowało mi to, co podświadomie robię z przedstawicielami płci przeciwnej. Koleżanki mi tego zazdrościły, a to dodatkowo budowało moją pewność siebie. Byłam przekonana, że prędzej czy później kogoś sobie znajdę, ale uważałam, że mam jeszcze czas. Doszłam do wniosku, że poszukiwania rozpocznę dopiero wtedy, jak już skończę szkołę i będę mogła się zająć innymi sprawami.
Chciałam się dobrze ustawić
W trakcie studiów doszłam do wniosku, że mój facet musi być kimś. Nie mogłam się przecież pokazywać z jakimś byle chłoptasiem, który ani się dobrze nie prezentował, ani nie śmierdział groszem. Chciałam, żeby był inteligentny, umiał się zachować w towarzystwie, uchodził za przystojniaka, a jednocześnie miał powszechnie dobrą opinię.
Jako że rówieśnicy mnie nudzili, a większość chłopaków na uczelni czy podczas wyjść z koleżankami nie spełniała moich oczekiwań, skupiłam się na nauce. Uznałam, że warto mieć w ręku dobry zawód, żeby w razie czego nigdy nie zostać bez pieniędzy.
Wiadomo, że życie mogło się różnie poukładać, a tylko ode mnie zależało, czy właściwie to wszystko zorganizuję. Nie uważałam, żebym robiła źle, chociaż znajome wolały raczej chodzić po klubach, dyskotekach i bawić się w miłosne podboje niż myśleć o wykształceniu. Sama doszłam do wniosku, że ja jestem ponad to.
Zaczynałam panikować
Lata mijały, a ja wciąż byłam sama. Żaden kolejny facet nie wpisywał się w mój obraz idealnego partnera. Moje koleżanki, najpierw na studiach, a potem w pracy, wychodziły za mąż, a ja pozostawałam singielką.
– Nie martw się – pocieszała mnie moja najbliższa przyjaciółka, Jagoda. – Na pewno też niebawem znajdziesz kogoś w sam raz dla siebie.
Nie odpowiedziałam jej wtedy, chociaż coraz mocniej w to wątpiłam. Dodatkowo niepokój podsyciła we mnie matka, kiedy któregoś razu przyjechałam do rodziców na obiad.
– Czemu ty nadal nikogo nie masz? – spytała mnie wtedy. – Przyprowadziłabyś jakiegoś miłego chłopaka.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie poznałam nikogo odpowiedniego – stwierdziłam obojętnie.
– I jak długo to jeszcze potrwa? – Skrzywiła się z niesmakiem. – Chcesz zostać starą panną?
Wzdrygnęłam się. I chociaż nie dałam tego po sobie poznać, wpadłam w coś w rodzaju paniki. Bo nie chciałam być starą panną! Wizja spędzenia reszty życia w samotności napawała mnie przerażeniem. Nie byłam stworzona do bycia singielką. Może niektórym to odpowiadało, ale mi nie. Nie zamierzałam odstawać od znajomych, znosić tych współczujących spojrzeń, mówiących, że każda kogoś sobie znalazła, a ja nie zdołałam. Mimo że przecież byłam z nich najatrakcyjniejsza.
Dawida poznałam w barze
Byłam tak zdesperowana, że powiedziałam sobie, że wszystko jedno, z kim będę. Chciałam po prostu znaleźć faceta. Mógł być jakikolwiek – byle tylko miał ochotę się ze mną związać. Co gorsza, kompletnie nie wiedziałam, jak się za to zabrać. Koleżankom przychodziło to jakoś naturalnie, a poza tym, one miały za sobą cały szereg nieudanych związków. Ja co prawda też chodziłam z kilkoma chłopakami, ale to były raczej przelotne znajomości, kompletnie nie na poważnie.
W końcu uznałam, że pójdę do baru i tam kogoś znajdę. Wszystko jedno kogo – ważne, żeby udało się to zrobić jak najszybciej.
I tak poznałam Dawida. Przyszedł tam wtedy, żeby się napić po zupełnie nieudanym związku z kobietą, którą podobno kochał. Trochę porozmawialiśmy, a ja uznałam, że w sumie to nie taki najgorszy materiał na chłopaka, czy nawet męża. Skoro tak mocno przeżywał rozstanie z tamtą, pewnie bardzo się zżywał, był czuły i nie zamierzał wycinać żadnych numerów.
Prawda, że trochę dużo nawijał, a jak już zaczynał te swoje monologi, to trudno się było przez nie przebić, ale ja się wyłączałam i miałam spokój. Od czasu do czasu tylko potakiwałam albo robiłam przejętą minę. Wtedy on był szczęśliwy, że wreszcie znalazł kogoś, kto go słucha, ja natomiast miałam święty spokój. I, co ważniejsze, faceta, który ewidentnie był mną zainteresowany.
Szybko się oświadczył
Zaczęłam coraz częściej pokazywać się z Dawidem. On zresztą wkrótce mi się oświadczył, a ja zadowolona z tego, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, oczywiście te oświadczyny przyjęłam. Moi znajomi zerkali na Dawida dziwnie, bo przyznaję, że dość nagle wprowadziłam go do naszego towarzystwa, ale właściwie nikt nie rzucił żadnej niestosowanej uwagi. Nie zauważyłam, żeby mój narzeczony złapał z kimś lepszy kontakt, ale prawdę mówiąc, mało mnie to obchodziło. Wystarczyło w zupełności, że we mnie był zapatrzony jak w obrazek.
Któregoś popołudnia spotkałam się na kawie z Jagodą.
– Ty z tym Dawidem… – zaczęła niepewnie – to tak na poważnie?
– No pewnie, że na poważnie ‒ potwierdziłam bez zająknięcia. Przyjrzałam jej się. – A dlaczego pytasz?
– No nie wiem – mruknęła, zawzięcie mieszając łyżeczką w swojej szklance. – Nie pasujecie mi do siebie. Ty go w ogóle kochasz?
Zamrugałam, nie będąc pewna, czy dobrze słyszę.
–Co? – wykrztusiłam.
– Jesteś z nim tylko z przyzwyczajenia, czy może jednak połączyła was miłość? – zapytała.
– Miłość? – Zaśmiałam jej się w twarz. – Zejdź z obłoków, Jagoda. To tylko taki kit dla naiwnych. Gdybym miała czekać na tego jedynego, jeszcze długo byłabym starą panną tak jak ty.
Momentalnie zrobiła się cała czerwona. Uznałam wtedy, że dobrze, że poszło jej w pięty. Niech wie, że nie każdy chce być takim dziwakiem jak ona. A skoro się tego wstydzi, chyba sama rozumie, że odstaje. Miłość? Też coś. Byłam pewna, że w życiu nie znajdzie sobie faceta, który wierzyłby w podobne bzdury. A czasu miała naprawdę niewiele – w końcu była dwa lata starsza ode mnie!
Lepszy nudny niż żaden
Już od roku jesteśmy z Dawidem małżeństwem. Czy szczęśliwym? No, na pewno nie mogę narzekać. On nie robi mi żadnych problemów, zawsze z pracy wraca prosto do domu i chętnie wykonuje wszystkie obowiązki, które mu przydzielę. Co więcej, świetnie mu idzie ze wszystkimi naprawami, z którymi ja nigdy sobie nie potrafiłam poradzić. Tym sposobem oszczędzam też na fachowcach.
Oczywiście, Dawid nadal jest nudny jak flaki z olejem, a moi znajomi unikają rozmów z nim, jeśli mogą, ale wcale mi to nie przeszkadza.
Dzięki temu, że się na niego zdecydowałam, jestem mężatką. Nikt nie męczy mnie pytaniami, dlaczego jeszcze sobie kogoś nie znalazłam, a koleżanki nie szepczą za moimi plecami, że może jednak coś ze mną nie tak, skoro jakoś nie potrafię sobie przygruchać żadnego chłopa.
W domu żyjemy obok siebie i nie wchodzimy sobie nawzajem w drogę, co on pewnie też docenia, zwłaszcza że po pracy uwielbia sklejać modele jakichś samolotów. On ma swoje życie, a ja swoje. Nie kocham go, choć on może mnie darzyć jakimś uczuciem, co nawet trochę mi schlebia. Tak czy inaczej, zamierzam żyć tak, jak wcześniej, tyle że wygodniej, z mężczyzną u boku. A że nie jest idealny i wymarzony – kogo to obchodzi?
Czytaj także: „Obiecałam babci, że odzyskam jej dom. Nie sądziłam, że ta stara rudera pomoże mi napchać portfel forsą”
„Ojciec Amelci co miesiąc płaci mi za milczenie, bo jest żonaty. Nie chce znać córki, ale przynajmniej stać nas na wszystko” „Dostałam dom w spadku i wywołałam wilka z lasu. Matka z zawiści prawie zniszczyła moje małżeństwo”