Zawsze uważałam się za taką „szarą myszkę” – dziewczynę przeciętną, która nigdy nie przyciąga uwagi. Z tych, co to w szkole zawsze siedziały w ostatniej ławce, bo i tak nikt nie pamiętał, jak mają na imię. Nigdy nie byłam typem osoby, która rzuca się w oczy, ani z uwagi na wygląd, ani na osobowość. Moje życie zawsze było dość spokojne, może nawet nudne. Nie przeżywałam tych wszystkich zawrotów serca, których doświadczały moje koleżanki.
Aż tu nagle...
Kiedy poznałam Adriana, świat wokół mnie nagle nabrał kolorów. Był zupełnym przeciwieństwem mnie – pewny siebie, dowcipny, towarzyski. Wydawało mi się nierealne, że ktoś taki jak on mógł zwrócić na mnie uwagę. Kobiety w jego towarzystwie po prostu się rozpływały, a on sprawiał, że czuły się jak królowe. A jednak, z jakiegoś powodu, na żonę wybrał mnie. Nie jedną z tych długonogich piękności, które śmiały się z jego dowcipów i machały włosami, flirtując bez wstydu. Wybrał mnie.
Czułam się wyróżniona. Dostałam od niego uwagę – coś, czego nigdy nikt mi nie okazywał. Myślałam, że dostrzegł we mnie moją wyjątkowość, że to właśnie ja mam w sobie coś, czego nie miały inne kobiety. Przez długi czas żyłam w tej iluzji. Adrian był czarujący, zasypywał mnie komplementami i niespodziankami. Wszyscy znajomi powtarzali, że jestem szczęściarą, że złowiłam najlepszego faceta w mieście. Może nawet tak było. Przynajmniej na początku.
Ale rzeczywistość okazała się być inna. Adrian zawsze miał w sobie pewną skłonność do flirtu, której nie umiał (albo nie chciał) powstrzymywać. Na początku przymykałam na to oko. „Taki jest”, mówiłam sobie, „po prostu lubi towarzystwo kobiet”. I faktycznie, lubił je. Lubił aż za bardzo.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy jego zachowanie naprawdę mnie dotknęło. Byliśmy na przyjęciu u naszych znajomych, Karoliny i Piotra. Adrian, jak to on, szybko zniknął z mojego pola widzenia, i zaangażował się w rozmowie z grupą kobiet. Stojąc z boku, widziałam, jak pochyla się nad jedną z nich – młodą blondynką w obcisłej sukience. Uśmiechał się szeroko, coś jej szeptał, a ona chichotała. Pamiętam, jak ścisnęło mnie coś w żołądku. Patrzyłam na nich, próbując zrozumieć, co się dzieje. Przecież stałam tam, dosłownie kilka kroków od nich! A on? Nachylał się nad inną kobietą, prawie zaglądając jej w dekolt i szeptał coś na ucho?
– Adrian, wszystko w porządku? – zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu.
Mąż zerknął tylko na mnie, jakby dopiero co zauważył moją obecność.
– Oczywiście, kochanie. Poznaj Magdę, rozmawialiśmy o jej nowym projekcie – odparł nonszalancko, jakby to była zupełnie normalna sytuacja.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam tam, czując się mała i nieistotna, jakbym była niewidoczna. Magda uśmiechnęła się i zerknęła na mnie przelotnie, ale jej spojrzenie szybko wróciło do Adriana, jakby tylko on był ważny w tej rozmowie. Przez resztę wieczoru nie odezwałam się ani słowem. Czułam się upokorzona, a jednak nie miałam odwagi, by zareagować.
Po tamtej nocy coraz częściej zdarzało się, że Adrian flirtował z innymi kobietami w mojej obecności. Jakby rozpoznawał teren: nie obraziłam się i nie zrobiłam awantury, więc można dalej przesuwać moje granice. Komplementował ich twarze, włosy, gesty, czasem nawet ich ciała. Nie robił tego bezpośrednio, nie w sposób, który mógłby zostać uznany za jawnie obraźliwy, ale to wystarczało, żeby mnie zranić. Co gorsza, Adrian zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na to, jak się czuję.
Dlaczego lekceważył moje uczucia?
Wmawiałam sobie, że to moja wina. Że może czegoś mu nie daję, że jestem niewystarczająca. Że może przesadzam, jestem zbyt wrażliwa. Zawsze widziałam w sobie osobę przeciętną, która nie ma wiele do zaoferowania. Adrian na chwilę przytłumił we mnie to uczucie, ale nie pozbawił go zupełnie. Gdy mnie wybrał, poczułam, że powinnam być wdzięczna. Może dlatego pozwalałam mu na to wszystko – bo bałam się, że jeśli zacznę protestować, to zwyczajnie mnie zostawi.
Niestety, moje przyzwolenie tylko pogarszało problem. Z każdym kolejnym razem czułam się coraz bardziej nieistotna. Kiedy raz odważyłam się wspomnieć Adrianowi o tym, co czuję, zbył mnie, mówiąc, że przesadzam.
– Serio, Sylwia? Przecież to tylko niewinne komplementy. Wiesz, że jesteś moją żoną. Z nikim nie flirtuję na poważnie – powiedział z uśmiechem.
A jednak nie potrafiłam odpuścić. Narastały we mnie frustracja i poczucie krzywdy. Na każdej imprezie, każdym spotkaniu z przyjaciółmi, Adrian znajdował sposób, by skupić na sobie uwagę innych kobiet. Potrafił godzinami rozmawiać z nimi o ich życiu, komplementować ich włosy, oczy, ubrania. A ja? Do mnie potrafił się nie odezwać ani razu przez całą imprezę.
Pewnego wieczoru poszliśmy na kolację z jego kolegami z pracy. Była tam także Ania, nowa asystentka Adriana. Młoda, pełna życia, miała w sobie to coś, co przyciągało uwagę. Kiedy tylko usiedliśmy przy stole, Adrian zaczął ją zasypywać komplementami. Najpierw o jej inteligencji, potem o sukience. W pewnym momencie odważył się nawet powiedzieć coś o jej „idealnie zgrabnych nogach”. Oczywiście, wszystko w tonie żartu, ale wszyscy zrozumieli, co miał na myśli.
– Adrian... – szepnęłam, próbując przywołać go do porządku.
Spojrzał na mnie, jakbym wytrąciła go z jakiejś fascynującej rozmowy.
– Coś nie tak? – zapytał z niewinnym uśmiechem, a mnie znowu przytkało.
Potrząsnęłam tylko głową. Reszta wieczoru minęła w ciszy, przynajmniej dla mnie. W głowie kłębiły mi się myśli, ale znów nie znalazłam w sobie siły, by coś z tym zrobić.
Próbowałam poruszyć ten temat, gdy zostaliśmy sami, ale Adrian był już wyraźnie zmęczony moimi uwagami.
– Naprawdę, Sylwia? Znowu zaczynasz? – warknął, kiedy wspomniałam o Ani.
– Zaczynam? Adrian, czy ty nie rozumiesz, jak bardzo mnie to boli? Jesteśmy przecież małżeństwem, a ty... – zawahałam się, szukając słów. – Ty po prostu mnie lekceważysz, kiedy flirtujesz z innymi kobietami, nawet gdy ja tam stoję!
– Flirtuję? – Adrian roześmiał się ironicznie. – Kochanie, to tylko rozmowa. Czy nie mogę być miły dla innych kobiet? Może gdybyś sama miała trochę więcej pewności siebie, nie musiałabyś się tak przejmować.
Jego słowa ugodziły mnie jak nóż. Uderzył w moją achillesową piętę. Nie wiem, czy zrobił to świadomie, czy tylko przypadkowo, ale czułam się paskudnie. Czy naprawdę to ja byłam problemem? Czy byłam zbyt niepewna, zbyt wrażliwa? Zastanawiałam się nad tym przez długi czas. Może rzeczywiście to we mnie tkwił problem, może nie umiałam sobie radzić z własną zazdrością...
Z czasem jednak zaczęłam dostrzegać, że, nawet jeśli jestem elementem problemu, nie jestem jego istotą. Adrian zwyczajnie czerpał satysfakcję z uwagi innych kobiet i nie dało się tego ukryć. Był od niej wręcz uzależniony. Gdy byliśmy sami, skupiał całą uwagę na mnie, a ja odwdzięczałam się absolutną adoracją. Ale gdy na horyzoncie pojawiał się nowy cel? Przestawałam istnieć. Jakby wręcz nasz związek był jakąś tajemnicą – istniał tylko, gdy zostawaliśmy sami.
Co ja zrobię bez niego?
W dalszym ciągu bałam się jednak konfrontacji. Nie mogłam sobie pozwolić na stratę męża, bo nie wiedziałam, kim byłam bez niego. Co miałabym zrobić, gdybym nagle została sama? Kto inny mnie pokocha? Kto zwróci na mnie uwagę? Tylko Adrian zobaczył we mnie coś wyjątkowego. Nawet jeśli teraz ta wyjątkowość zniknęła w cieniu jego fascynacji innymi kobietami.
Kolejne miesiące były dla mnie coraz trudniejsze. Każdy flirt, każde spojrzenie, każde niby niewinne słowo bolało coraz bardziej. Zdarzały się dni, kiedy myślałam, że dłużej tego nie wytrzymam, że muszę odejść. Ale potem przypominałam sobie wszystkie powody, dla których nie mogłam tego zrobić.
Jestem w potrzasku i nie wiem, co powinnam zrobić. To znaczy inaczej: wiem, co powinnam, ale nie potrafię tego zrobić. Ostatnio z płaczem opowiedziałam o wszystkim mamie. Myślałam, że zrzucę z siebie ten ciężar, że będzie mi łatwiej, ale poczułam się tylko gorzej. Matka tylko podkreśliła wszystkie moje największe lęki i utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem przeciętniarą, która powinna każdego dnia dziękować Bogu, że złapała jakiegokolwiek męża.
– Nikt oprócz niego się tobą nie interesował, to twoja jedyna szansa na rodzinę, na dziecko. Chcesz to wszystko zepsuć przez jakieś głupoty? Przecież nic złego nie robi! Faceci czują czasem potrzebę skoku w bok, a on nawet tego nie robi. I jeszcze jesteś niezadowolona? Naprawdę, Sylwia, nie wiem, skąd w tobie taka roszczeniowość! Jakbyś była jakimś ósmym cudem świata – produkowała się matka, a ja tylko bardziej zamykałam się w sobie.
I już wiedziałam, że nigdy nie odejdę. Bo czego by nie zrobił, i tak wszystko mu wybaczę.
Sylwia, lat 31
Czytaj także:
„Mąż zdradza mnie z moją siostrą, a mama każe mi milczeć. Zabrania mi rozwodu, bo przysięgałam przed Bogiem”
„Były mąż traktował mnie jak służącą, więc się rozwiodłam. Teraz znalazłam sobie takiego, co nie boi się mopa”
„W telefonie męża odkryłam pikantne SMS-y z kochanką. Chciałam dać mu nauczkę życia, ale sama sobie podstawiłam nogę”