Poznałam go przypadkiem. Ktoś zarysował mi auto przed sklepem. I wtedy podszedł przystojny brunet, mówiąc, że widział, kto to zrobił. Podał mi numer rejestracyjny tamtego samochodu, poczekał na przyjazd policji, powtórzył to samo funkcjonariuszom.
– Bardzo dziękuję. Poświęcił pan swój wolny czas, żeby mi pomóc. Może mogłabym się jakoś odwdzięczyć?
– Właściwie… – uśmiechnął się. – Może wybrałaby się pani ze mną na kawę? Albo drinka?
Nie miałam złudzeń co do swojej średniej atrakcyjności, ale może po prostu chciał się napić kawy w czyimś towarzystwie, nieważne w czyim? Byłabym wyjątkowo niegrzeczna, gdybym odmówiła. W trakcie tej wspólnej kawy okazało się, że facet jest ciekawym rozmówcą.
Zaczęliśmy się spotykać
Miał własną firmę konsultingową, lubił czytać, znał się na winach. Potrafił ciekawie opowiadać, zwłaszcza o Hiszpanii, którą odwiedzał co kilka miesięcy. No i, co zakrawało na cud, zdawał się mną zainteresowany. Mogłam się pomylić, coś źle zinterpretować, ale pod koniec spotkania otwarcie stwierdził, że bardzo mu się podobam, że jestem jak szarotka – skromna, ale piękna.
Wychodziliśmy wspólnie wieczorami, organizowaliśmy wypady na weekendy, poznawaliśmy swoje rodziny. To znaczy głównie on poznawał moją, bo jego mama zmarła, a tata mieszkał na drugim krańcu Polski. Za to były wspólne fotki na media społecznościowe i rozmowy o przyszłości. Na tyle poważne, że odważyłam się pomyśleć, że to on, ten jedyny.
Wreszcie trafiłam na kogoś wartego miłości, a nawet wspólnego życia. Nie chciałam zapeszyć, więc nawet w myślach byłam ostrożna, niemniej nadzieja już zakiełkowała.
Byłam naiwna
I wtedy kolejny przypadek zdecydował o moim życiu. Odbierając zamówienie dla znajomych z pracy, zauważyłam Rafała siedzącego ze znajomymi przy stoliku. Chciałam podejść i się przywitać, ale zatrzymałam się, gdy usłyszałam, jak jeden z jego kolegów pyta o pannę szarotkę. Jak mu z nią idzie, może naprawdę się zakochał…
– A daj spokój, nawet tak nie żartuj! – obruszył się. – Przecież tylko chciałem dopiec Magdzie za to, że mnie zostawiła. Sądziła, że poszukam kogoś z master level, a ja sięgnąłem na dolną półkę, tę najniższą. Niech się gryzie, że jest niewiele lepsza od jakiejś nudziary.
– No ale aż tak zła nie jest, skoro… no wiesz.
Mój książę zaśmiał się, ale jakoś tak wyjątkowo paskudnie, że aż mnie ciarki przeszły.
– Zamykam wtedy oczy i myślę o jakiejś fajnej lasce.
Towarzystwo się roześmiało.
No, rzeczywiście, sytuacja aż prosiła się o chichot. Niby wiem, że mężczyźni w swoich rozmowach przesadzają i nie przebierają w słowach, ale to było za grube nawet jak na samcze żarty i przechwałki. W tamtej chwili cieszyłam się, że oddziela mnie od nich ażurowa ścianka, po której wspinały się pnącza kwiatów.
Stałam czerwona jak burak i słuchałam, jak mój jedyny nazywa mnie płaskim jak deska brzydactwem, na dokładkę ślepym i głupim, skoro nie widzę, że nasz związek jest tak absurdalny, że nie może być prawdziwy.
– Ale za naiwność się płaci. Powinna mi być wdzięczna za tę lekcję życia. Następnym razem będzie ostrożniejsza.
Powinien dostać nauczkę
Wycofałam się i wyszłam tak, by mnie nie zauważył. Czyli co? Był ze mną dla zemsty? Co za chory drań! Mówił te wszystkie cudowne rzeczy, kochał się ze mną tyle razy, wszystko po to, by upokorzyć swoją byłą? Powinien się leczyć! Albo dostać nauczkę… Moje lodowate serce wezbrało chęcią odwetu. O nie, mój książę, tak się bawić nie będziemy. Może jestem myszą, ale ty nie jesteś kotem. Popamiętasz mnie.
Udawałam słodką idiotkę, która o niczym nie wie, ale jednocześnie trybiki w mojej w głowie pracowały na pełnych obrotach. Nie miałam wiele czasu, bo raczej szybciej niż później rzuci mnie, swoją „pasztetową narzeczoną”, i stracę dostęp do jego sekretów. Wiedziałam, gdzie trzyma dokumenty z firmy i że o części mówi „tajne przez poufne”. Dobranie się do nich nie było trudne. Wystarczyło podać mu dwie tabletki nasenne, a w sypialni mogła grać orkiestra dęta i nie mrugnąłby powieką.
Zdawałam sobie sprawę, że igram z ogniem i przekraczam granicę, której uczciwy człowiek nie powinien przekraczać, ale obudziło się we mnie coś dzikiego. Zranione zwierzę gryzie najmocniej, a ja miałam złamane serce, które broczyło krwią upokorzenia. Obgadywał mnie i wyśmiewał. Jak będą na mnie patrzeć w trakcie ewentualnych spotkań, zanim raczy mnie rzucić? Jak ja mam się zachowywać, wiedząc, że ten drań kłamie na każdym kroku? On nie miał żadnych skrupułów, więc i ja nie będę ich mieć. Nie wycofam się z tego, co zaplanowałam.
Nie miałam skrupułów
Znalazłam te teczki w szufladzie zamkniętej na klucz. Klucza szukałam najdłużej – miał go w portfelu. W teczkach było wszystko, czego potrzebowałam. Umowy, informacje, przelewy. Tajemnice przedsiębiorstw, których konkurencja jego klientów nie powinna zobaczyć. Skanowałam kolejne dokumenty i wrzucałam na jego stronę internetową.
Z każdym dokumentem, który pojawiał się na stronie internetowej, moja wewnętrzna diablica była coraz bardziej usatysfakcjonowana. Chciałam, żeby ten gnojek cierpiał tak jak ja. Swoją pracę, jak sam przyznawał, kochał najbardziej na świecie. Godziłam się na drugie miejsce. Ale skoro miłość do mnie była kłamstwem, nie załapywałam się nawet na ranking. Na koniec odpaliłam skrzynkę pocztową i wysłałam jeszcze kilka maili do jego klientów.
Moje serce skamieniało. Nie czuło nic. Mechanicznie wykonywałam kolejne czynności. Miałam gdzieś, że niszczę mu życie zawodowe. On zniszczył moją duszę.
Następnego dnia zadzwoniłam do niego, a on mnie spławił, żaląc się, świat mu się wali, więc nie ma teraz dla mnie czasu. Och, jakże mi było przykro, jak ćwierkałam, że na pewno będzie dobrze… Gdy się rozłączył, odtańczyłam taniec zwycięstwa.
To była piękna zemsta
Wiedziałam, że z jego kariery zostaną zgliszcza, ale to samo zrobił z moją duszą, z moim sercem i poczuciem własnej wartości. Wiedziałam, że w jego zawodzie zaufanie to podstawa, a kto mu teraz zaufa? Dopuścił do wycieku danych, nie był dość ostrożny, więc poniesie konsekwencje.
Rzeczywiście, zemsta podana na zimno smakowała obłędnie. Miałam dziką satysfakcję z faktu, że mój książę wije się i zaklina, że nie ma pojęcia, dlaczego to wszystko pojawiło się w necie, że to nie on, że przecież dokumenty trzyma zamknięte w bezpiecznym miejscu…
Kontrahenci odchodzili, niektórzy grozili pozwami o odszkodowania za ujawnienie danych, a on naprawdę płakał. Nie wiedział, jak to się stało, że dokumenty wypłynęły. Nawet nie pomyślał o mnie w roli winowajczyni. Uważał mnie za szarą myszkę bez polotu.
Przyjechałam do niego z pudełkiem rzeczy, które miał u mnie w domu. Nie miałam ochoty nawet po nie wchodzić do tego mieszkania.
– Proszę cię, Oliwko, kochanie, nie odchodź… – błagał.
Widziałam, że jest załamany, ale nie byłam w stanie wykrzesać ze zlodowaciałego serca, choć iskry litości. Nie było już we mnie żadnego ciepłego uczucia do tej gnidy.
– Kochanie…? – spytałam cicho. – To już nie jestem szkaradztwem i myszą?
Zbladł.
– Boże, to ty… – wyszeptał.
– Udowodnij.
Odwróciłam się i odeszłam, mając nadzieję, że więcej go nie zobaczę. Zemściłam się, może nazbyt okrutnie, niszcząc mu karierę, ale… to tylko praca. Znajdzie sobie inną, bystry jest. On postąpił gorzej, bo bawił się uczuciami. Bawił się Magdą, bawił się mną. Pewnie wieloma innymi też. Ale ja po tej zabawie mogę już nigdy nie być dawną sobą.
Czytaj także: „Gdy zgubiłam się w lesie, miałam nadzieję, że wybawcą będzie przystojny grzybiarz. Tę wyprawę omal przypłaciłam życiem”
„Matka od dziecka tresowała mnie na prawdziwego mężczyznę. Uważa, że jestem mięczakiem, który boi się własnego cienia” „Leniwy ojczym chciał zarobić kasę na moim dziecku. Wolałam zamieszkać w domu samotnej matki niż z nim”