Kiedyś, gdy byłyśmy jeszcze dziewczynkami, przyrzekłyśmy sobie z Klaudią, że będziemy druhnami na swoich ślubach. Strasznie nas wtedy rajcował weselny lans, białe suknie, welony, mercedes z lalką na masce… Stroiłyśmy nasze lalki w tiule, a potem pluszowe miśki przyrzekały im dozgonną miłość i wsuwały na plastikowy paluszek druciane kółeczko. Czas jednak mija, a wraz z nim zmieniają się gusty i potrzeby. I o ile ja wyrosłam z dziecięcych rojeń, ceniąc sobie przede wszystkim praktyczną stronę życia, o tyle Klaudia wciąż cyzelowała marzenie o ślubie.
Od dzieciństwa zdążyło tylko zdrożeć...
W ostatniej wersji, jaką mi przedstawiła przed wyjazdem do Norwegii, to wydarzenie było już kwintesencją wszystkich wesel, które obejrzała w amerykańskich komediach romantycznych.
– Nie szkoda wam kasy? – zapytałam, powalona rozmachem jej wizji.
– Zarobimy na to z Marcinem – stwierdziła twardo. – Raz się żyje!
Klaudia jest moją kuzynką, toteż cała rodzina kibicuje jej marzeniom. Dla starszych są dowodem na to, że świat jednak nie schodzi na psy, dla młodych – powodem do żartów, podszytych zazdrością. Choć mój chłopak, Damian, twierdzi, że to prostu wiocha. Tyrać jak wół, po to, żeby napchać brzuchy obcym ludziom!
– Nikt mi nie powie, że na weselu na 200 osób zna się każdego – upiera się. – Wszyscy się upiją, nikt i tak nic nie będzie pamiętał…
– Ale pójdziesz ze mną? – zapytałam, gdy Klaudia rozesłała już zaproszenia. – Mogę na ciebie liczyć, czy mam sobie szukać kogoś innego?
– Nieee no, pójdę, jasne – Damian pocałował mnie w policzek. – Skoro biegam z tobą na koncerty disco, to i wesele mnie nie zabije. Potraktuj to jako dowód miłości.
Prawdę mówiąc, mam nieśmiałą nadzieję, że ślub Klaudii zdopinguje mojego ukochanego do określenia się. Niby mieszkamy razem, ale raczej siłą inercji, bo mieszkanie jest jeszcze studenckie i po prostu zostaliśmy w nim, gdy dwójka współlokatorów się wyprowadziła po dyplomie. Spójrzmy prawdzie w oczy: utknęliśmy w martwym punkcie, lecz przecież ja się pierwsza nie oświadczę! Dziś, gdy wróciłam z pracy, natknęłam się na schodach na listonosza. Przesyłka od Klaudii! Cóż ta moja nawiedzona kuzyneczka znów wymyśliła dwa miesiące przed imprezą? Rozpakowałam pakunek – na stół wypadła liliowa sukienka i kartka: „Mam nadzieję, że pasuje, druhno. To Twoja weselna kiecka, Magda i Kamila mają takie same. Sama rozumiesz – wszystko musi być tip-top. Pozdrawiam Cię gorąco – przyszła panna młoda. P.S. Buty dokupcie same, byle były jednakowe i pod kolor. Kasę oddam, gdy wrócę. Szpilki!!!”.
No i czy to nie jest wariatka?
Zasuwa w norweskim domu opieki, zmieniając pieluchy staruszkom, po to, żebym jeden raz w życiu mogła się przebrać za amerykańskiego wampa! Oczywiście, od razu przymierzyłam, w życiu nie miałam na sobie czegoś takiego. Kiecka pasowała idealnie. Okręciłam się przed lustrem – rany, ale szał! Brakowało tylko schodów, po których mogłabym zejść na scenę niczym w rewii…
– Co ty wyprawiasz, Agata? – usłyszałam od drzwi głos Damiana akurat w momencie, gdy przeginałam się wężowym ruchem przed lustrem.
Z wrażenia zahaczyłam głową o wieszak i byłabym rąbnęła jak długa.
– Nie strasz mnie – burknęłam, trochę zła, bo mało nie podarłam kiecki, a trochę rozczarowana, że mój chłopak nie zachwycił się tym hollywoodzkim wizerunkiem.
– To już tak kiepsko u nas z kasą, że idziesz dorabiać na ulicę? – oparł się o futrynę. – Zdejmij to, błagam, wyglądasz jak laska na telefon.
Osobiście zawsze myślałam, że takie laski noszą mini i wysokie kozaczki, coś jak Julia Roberts w „Pretty Woman”.
Ale widocznie Damian lepiej wie…
Powiedziałam mu, że to suknia druhny, przysłana dziś przez Klaudię, a on na to, że chyba nie zamierzam w TYM wystąpić publicznie.
– Są jakieś granice dobrego smaku a ten łach zdecydowanie przekracza wszystkie – oznajmił, mierząc mnie pogardliwym spojrzeniem.
– Nie nadymaj się tak – roześmiałam się. – Taka jest konwencja tego ślubu. Nurkowie się pobierają pod wodą, spadochroniarze w powietrzu, naturyści nago, a Klaudia i Marcin w stylu amerykańskim. Jeśli chodzi o mnie, czuję, że będę się świetnie bawić.
– Beze mnie. Spaliłbym się ze wstydu, gdybym miał towarzyszyć komuś takiemu – burknął. – Czy ty naprawdę nie widzisz, jak wyglądasz w tej szmacie? Jak lafirynda!
Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że mówi to na poważnie… Tymczasem Damian gderał dalej: że nie rozumie, jak mogłam się dać wrobić w rolę druhny na tak tandetnej imprezie. Inteligentna, wykształcona dziewczyna i nagle przebiera się w kompletne bezguście na życzenie swojej niewydarzonej kuzynki.
– Klaudia nie jest niewydarzona – sprostowałam, urażona do głębi. – To doskonała pielęgniarka. I moja przyjaciółka z dzieciństwa.
– Gratuluję znajomości – wycedził. – Wiocha i żenada. Ten jej przyszły też, skoro się godzi na takie komedie.
– Kocha ją. I jest szczęśliwy, spełniając jej największe marzenie.
Damian prychnął.
No, faktycznie, ja to mam pojęcie o miłości!
– Jezu, nie róbmy z igły wideł! – będę w kiecce druhny tylko podczas ślubu i na początku wesela, potem się przebiorę. Pasuje ci?
A Damian na to, że to będzie wystarczająco długi czas, żeby każdy oblech będący na tej żałosnej imprezie zajrzał mi w dekolt. I nie, on nie zamierza robić z siebie pośmiewiska, oczekuje, że skontaktuję się z Klaudią i załatwię wymianę sukienki na coś bardziej gustownego.
– Na burkę może? – zapytałam, bo już zaczęło mnie nosić. – Czy wystarczy hidżab?
– A rób sobie, co chcesz – był wściekły. – Możesz nawet wystąpić nago. Ale beze mnie.
Co się dzieje z tym facetem? Ani mąż, ani nawet narzeczony, a traktuje mnie jak swoją własność!
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”