Byłam przekonana, że znalazłam miłość swojego życia. Matt, mój partner, pochodził z Wielkiej Brytanii i pracował na czasowym kontrakcie w Polsce. Był jednym z tych facetów, którzy robią ogromne wrażenie na kobietach: szarmancki, z dobrymi manierami, z poczuciem humoru i z dobrą pracą.
Miałam ogromne nadzieje, ale niestety byłam bardzo głupia i naiwna... Teraz liczę straty pieniężne i modlę się o to, by już nigdy nie dać się tak naciągnąć.
Od razu przyciągnął moją uwagę
Spotkaliśmy się w jednym z pubów. Matt postawił mi drinka i od razu mnie zainteresował. Dobrze ubrany, dowcipny, wygadany. Tego wieczora miałam okazję podszkolić angielski i trochę się bałam, że nie podobałam, ale rozmowa bardzo się kleiła. O dziwo, nawet lepiej niż z mężczyznami z Polski, z którymi dotychczas miałam bardzo złe wspomnienia, jeśli chodzi o relacje romantyczne.
— Często tu bywasz? — zagadywał mnie Matt, wyrażając szczere zainteresowanie moją osobą.
— Dla takich momentów warto — uśmiechnęłam się do niego.
Różnił się od mężczyzn, których wcześniej spotkałam. Wyglądał na zamożnego inwestora lub biznesmena i tak też się przedstawiał. Po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać dość regularnie.
Trochę mnie to zdziwiło, ale ufałam mu
Podczas jednej z naszych randek zaczęliśmy mówić sobie o ważnych sprawach i poznawać się bliżej. Dowiedziałam się od Matta, że chociaż ma bardzo dobrą pracę w jednej z korporacji, to jednak od jakiegoś czasu coś niepokojącego dzieje się w jego życiu zawodowym.
Twierdził, że przeżywa chwilowe trudności w pracy ze względu na zmiany w polityce zatrudniania obcokrajowców w firmie. Z tego powodu potrzebował dodatkowych pieniędzy na utrzymanie. Pierwotnie pożyczał od swoich kolegów, ale między wierszami wyczułam, że również i mnie chciałby prosić o pomoc.
Trochę mnie to zdziwiło, ale ufałam mu, bo do tej pory nic w jego charakterze ani zachowaniu nie było dla mnie podejrzane. Czułam w sobie potrzebę, by zaproponować mu pomoc, bo tego wymagała grzeczność.
— Jak coś, to mogę ci jakoś pomóc, na ile będę w stanie... — powiedziałam.
— Nie chcę robić ci problemów. Daj spokój. Poradzę sobie. — odparł Matt.
— Ależ naprawdę. Powiedz, w razie czego pożyczę. — nie ustępowałam w propozycjach.
Matt grzecznie podziękował i zapewnił mnie, że znajdzie sposób na to, żeby rozwiązać swoje problemy. Ale już po tygodniu przyszedł do mnie z pierwszą prośbą. Chodziło o krótkoterminową pożyczkę 300 złotych na dentystę.
— Strasznie mi głupio, ale... Ten ból wyskoczył tak nagle. W pracy ciągle niepewnie. Przepraszam, że cię tym zamęczam. — opowiadał z grymasem na twarzy.
Oczywiście się zgodziłam. Nie spodziewałam się, że tych próśb wkrótce pojawi się o wiele więcej.
Chciał mnie zmiękczyć
Mijały kolejne tygodnie. Spotykaliśmy się zwykle w jakimś miejscu, które nie wymagało wykosztowywania się. Parki, jeziora, rowery. Raz on zabrał mnie do kawiarni w podzięce za poprzednią przysługę. Ale im więcej miłych spotkań planowaliśmy, tym więcej pojawiało się "uprzejmych zapytań" ze strony Matta. Teraz już wiem, że była to celowa praktyka, by mnie zmiękczyć i grać na czas, ale wtedy jeszcze nie miałam tej świadomości, co obecnie.
Głupia ja, niemal bez wahania pożyczałam mu kolejne dziesiątki i setki złotych. Najpierw było to na naprawę samochodu, później na wizytę u lekarza, a potem na walizkę, bo poprzednia podobno mu się rozpadła podczas służbowej podróży. Cały czas wierzyłam w jego słowa i ufając mu, nie liczyłam sumy, jaką wydałam na niego. Dopiero kiedy zaczęłam podliczać, zdziwiłam się, że suma sięgała około... pięciu tysięcy złotych!
Zdecydowałam, że muszę z nim o tym pogadać. Trzeba było wyjaśnić tę sytuację, bo przecież ja zaraz na nim zbankrutuję!
— Matt, nie może być tak dłużej. Chcę ci pomóc, to jasne, ale... Kiedy wszystko z twoją pracą wreszcie się wyjaśni? Kiedy dowiesz się konkretów? — dopytywałam.
— Sylwia, już za niedługo. Obiecuję. Manewruję między sprawami. Wszystko za niedługo wróci na stare dobre tory i oddam wszystko z nawiązką, kochanie. — chciał mnie uspokoić.
Uwierzyłam mu po raz kolejny.
Intuicja mnie nie zawiodła
Pewnego dnia robiłam porządki w domu i na ziemię spadła jego marynarka. Gdy ją podniosłam, zauważyłam, że z kieszeni wypadła jakaś wizytówka. To nazwisko chyba skądś kojarzyłam, pisali o tym ostatnio w sieci. Wiedziałam, że coś nie gra.
Postanowiłam wpisać je w wyszukiwarkę, a tam okazało się, że należy ona do właściciela firm hazardowych. A więc na to szły te wszystkie pieniądze?! Na ruletki i automaty?!
Poczułam się oszukana i zdradzona. Jak mogłam być tak naiwna? Dawałam mu wszystko, ufając w jego czyste intencje, a on wydawał pieniądze na nałóg, na zbędne rzeczy, które wpędzały go w jeszcze większą spiralę długów. On szedł na dno, a ja razem z nim.
Poczułam się głupio i żałowałam, że wierzyłam w jego kłamstwa. Kiedy odkryłam jego tajemnicę, że jest nałogowym hazardzistą, poczułam, jakby cały świat, który zbudowaliśmy, runął. Byłam zszokowana, że tak wiele moich pieniędzy, które mu dawałam, trafiało na przegrane zakłady i nieodpowiedzialne inwestycje.
To było dla mnie niezrozumiałe. Jak mogło dojść do tego, że nie zauważyłam, że jest uzależniony? Jak mogłam być ślepa na te wszystkie sygnały ostrzegawcze? Czułam się poszkodowana nie tylko finansowo, ale także emocjonalnie.
Sprawa była poważna
W miarę jak poznawałam pełny obraz jego uzależnienia, zdałam sobie sprawę, że sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Długi, które gromadził, zaczęły go przytłaczać. Widziałam, jak stawał się coraz bardziej skryty, załamany i zdezorientowany. Apogeum nastąpiło w momencie, gdy skonfrontowałam go z moim odkryciem.
Przyznałam się do swoich podejrzeń, a on nawet temu nie zaprzeczył. Tak jakby uznał, że to była tylko kwestia czasu, kiedy wreszcie wszystko wyjdzie na jaw. Przez jakiś czas jeszcze dość nieudolnie starałam się go ratować. Proponowałam mu pomoc, wspierając go w podjęciu terapii, w szukaniu wsparcia, ale on odrzucał moje propozycje.
Odcięłam go od swoich pieniędzy i jasno dałam mu do zrozumienia, że przyszedł czas, żeby samodzielnie stanął na nogi. Po tej rozmowie stał się jednak poddenerwowany, nerwowy, a nawet agresywny. Zdecydowanie przestał być tym człowiekiem, który tak mnie do siebie przyciągnął. Wychodził z niego cały zgorzkniały charakter, którego do tej pory nie ujawniał.
Po tym, gdy pewnego dnia nakrzyczał na mnie za jakąś pierdołę, a potem zniknął nie wiadomo gdzie, na całe dwa tygodnie, zdecydowałam, że to koniec. Rozstajemy się. Tego samego dnia poprosiłam go o zabranie wszystkich swoich rzeczy i oddanie zapasowych kluczy.
To doświadczenie było dla mnie szkołą życia. Nauczyłam się, że miłość nie zawsze jest wystarczającym motywem, aby trwać w związku, który jest destrukcyjny. Nauczyłam się, że czasem trzeba postawić granice i chronić swoje dobrobyt. Nauczyłam się, że nie jestem odpowiedzialna za czyjeś uzależnienie i nie mogę wyciągnąć człowieka „z bagna”, jeśli on sam wciąż dobrze się w nim czuje.
Owszem, może i straciłam pieniądze, ale za to zyskałam doświadczenie na przyszłość. Nie wiem, co dziś robi Matt i szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi. Od znajomych znajomego słyszałam, że wyniósł się z powrotem do Wielkiej Brytanii, ale nie wiem, czy to prawda, czy zwykłe plotki. Zerwaliśmy kontakt, a ja już nigdy nie odzyskałam straconych pieniędzy.
Teraz zamierzam skoncentrować się na sobie i swoim rozwoju. Nauczę się być bardziej niezależna finansowo i ostrożna w relacjach. Może spotkam kiedyś kogoś, kto zasługuje na moje zaufanie i miłość, ale teraz najważniejsze jest dla mnie odzyskanie pewności siebie.
Czytaj także:
„Żona myśli że moje zamiłowanie do hazardu to tylko niegroźne hobby. Gdyby wiedziała, jak to wygląda, zmieniłaby zdanie”
„Straciłem wszystkie pieniądze, rodzinę i godność. Od 20 lat ukrywam się przed bliskimi i wierzycielami”
„Mam problem z hazardem. Żeby zdobyć pieniądze na grę, okłamałem siostrę, że jestem ciężko chory i zbieram na operację”