Patryka poznałam w klubie. Wyróżniał się w tłumie. Pewny siebie, inteligentny, przystojny. Ubierał się tylko w markowe ciuchy, jeździł świetnym samochodem. I miał zawsze pełny portfel. Dziewczyny oczu nie mogły od niego oderwać. Ja oczywiście też.
Czułam się jak królowa
Kiedy więc zaprosił mnie na pierwszą randkę, byłam zachwycona. Potem była druga, trzecia i czwarta. Zaczęliśmy się regularnie spotykać, a po pół roku zamieszkaliśmy razem w pięknej wilii w prestiżowej dzielnicy miasta. Gdy weszłam tam po raz pierwszy, to aż usta ze zdziwienia otworzyłam, bo garderoba była tam większa od kawalerki, którą wynajmowałam.
Nie musiałam sprzątać, bo od tego była pani Zosia. Przychodziła do nas co drugi dzień i ogarniała całe mieszkanie. A do tego prała, prasowała i gotowała. Kasy też mi nie brakowało. Wcześniej z pensji musiałam opłacić wynajem, rachunki, kupić jedzenie… Często zastanawiałam się, czy wystarczy mi do pierwszego. A teraz? Wszystko fundował Patryk.
Znikał na kilka dni
W naszym związku nie podobało mi się właściwie tylko jedno – że mój ukochany rzadko bywa w domu. Czasem znikał nawet na kilka dni.
– Interesy, kochanie, interesy – mówił, gdy pytałam, gdzie go znowu niesie.
– Jakie interesy? Możesz być bardziej konkretny? – denerwowałam się.
– A po co? Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz – odpowiadał z uśmiechem.
Każdej trzeźwo myślącej kobiecie po takich wymijających odpowiedziach zapaliłoby się w głowie czerwone światełko ostrzegawcze. Ale nie mnie.
Nie byłam z Patrykiem tylko dla pieniędzy. Kochałam go jak wariatka i miałam nadzieję, że spędzimy razem resztę swoich dni. Choć więc gdzieś tam w głowie kołatała mi się myśl, że te jego biznesy mogą być podejrzane, nielegalne, szybko ją odpędzałam. Wmawiałam sobie, że mój ukochany jest taki tajemniczy, bo nie chce mnie po prostu zanudzać swoimi sprawami. Zamiast więc drążyć temat, przestałam pytać. Cieszyłam się, że go mam, że zapewnia mi byt.
To miał być romantyczny wieczór
Ta sielanka trwała trzy lata. Ale pół roku temu wszystko się skończyło.
Pamiętam dokładnie ten dzień, bo to były moje urodziny. Patryk obiecał, że wróci do domu przed dziewiętnastą i zabierze mnie do ulubionej restauracji.
– Ale jak to? Przecież ostatnio była zamknięta… – zdziwiłam się.
– Dla nas otworzą. Tak po cichu… I przygotują wspaniałą kolację.
A potem… – zawiesił głos.
– Potem co? – wbiłam w niego wzrok.
– Potem czeka na ciebie niespodzianka. Mam nadzieję, że miła – uśmiechnął się.
Serce zabiło mi szybciej. Kilka dni wcześniej Patryk zawiózł mnie do swojej matki. Gdy siedzieliśmy przy stole, rzucił niby od niechcenia, że coraz częściej myśli o założeniu rodziny. A matka zerknęła w moją stronę i się uśmiechnęła. Czyżby chciał mi się oświadczyć? – przemknęło mi przez głowę.
– Może zdradzisz coś więcej? Co przyszykowałeś? – próbowałam pociągnąć go za język.
– Nie, bo nie będzie niespodzianki – uśmiechnął się.
Szykowałam się na to wyjście przez całe popołudnie. Wszystko w garderobie poprzewracałam do góry nogami, zanim znalazłam odpowiednią kreację. Przed dziewiętnastą byłam już zrobiona na bóstwo. Z niecierpliwością czekałam na Patryka. Tymczasem mijały kolejne minuty, potem godziny, a on się nie pojawiał. Komórki też nie odbierał. Byłam zła jak osa. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego najpierw obiecuje romantyczny wypad, a potem mnie wystawia. I nawet nie zadzwoni, żeby przeprosić. O północy miałam dość. Przebrałam się w koszulę nocną i poszłam spać. Zanim przyłożyłam głowę do poduszki, obiecałam sobie, że jak wreszcie się pojawi, to zrobię mu taką awanturę, że mu w pięty pójdzie.
Nie takiej niespodzianki chciałam
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Odruchowo spojrzałam na zegarek. Była szósta rano. Zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Byłam przekonana, że to Patryk wraca z jakiegoś spotkania tak wstawiony, że nie może znaleźć kluczy. Ogarnęła mnie wściekłość.
– Cholera, nie dość, że mnie olałeś, to jeszcze mnie budzisz…? – wybuchłam i głos mi uwiązł w gardle.
Na korytarzu zamiast ukochanego stało kilku smutnych facetów. Jeden z nich machnął mi przed nosem policyjną odznaką.
– Mamy nakaz przeszukania tego domu – powiedział, wciskając mi do ręki jakiś świstek.
Przez następne godziny siedziałam jak skamieniała na kanapie i patrzyłam, jak ci faceci przewracają cały nasz dom do góry nogami.
Byłam zszokowana, bo takie sceny to widziałam do tej pory tylko w filmach. W pewnym momencie jeden z nich usiadł koło mnie i zaczął zadawać mi dziesiątki pytań. Kim jestem, gdzie pracuję, co tu robię, od kiedy znam Patryka. A przede wszystkim, co wiem o jego interesach.
– Nic, przysięgam… Jak pytałam, to zawsze mnie zbywał – wykrztusiłam z trudem, bo zbierało mi się na płacz.
– I co, mam uwierzyć, że odpuściłaś? Chyba żartujesz! Jesteś kobietą. A wszystkie kobiety są ciekawskie. Myślę więc, że jednak coś wiesz. No więc jak? – patrzył mi prosto w oczy.
Zaprzeczyłam, ale on nadal naciskał. Przestał dopiero wtedy, gdy jego koledzy skończyli przeszukanie. Wtedy nagle zmienił ton.
– Dam ci, kobieto, dobrą radę. Poszukaj sobie innego faceta. Bo ten to pójdzie siedzieć na dobrych kilka lat – powiedział.
– Ale dlaczego? Za co? – dopytywałam się.
– Tak najprościej? Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Resztę dośpiewaj sobie sama – odparł i szyderczo się uśmiechnął.
Nie chciałam w to uwierzyć
Myślałam, że to jakaś fatalna pomyłka. Patryk bandytą? Nigdy! Przecież tacy goście mają łyse głowy, grube karki, chodzą w dresach… No i do najmądrzejszych nie należą. A on? Wyglądał jak rasowy biznesmen. Byłam więc pewna, że wkrótce wszystko się wyjaśni i mój ukochany wróci do domu.
Wyglądałam, czekałam i umierałam z niepokoju. Przecież nawet nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Na policji niczego nie mogłam się dowiedzieć, a znajomi nabrali wody w usta. Gdy do nich dzwoniłam, słyszałam, że mam siedzieć cicho i czekać na wiadomość.
Po tygodniu zjawił się u mnie adwokat. Powiedział, że Patryk został aresztowany i nie wyjdzie do rozprawy.
– O Boże, to co teraz ze mną będzie? – jęknęłam.
– Patryk chce, żebyś do czasu, aż wszystko się wyjaśni, zamieszkała z jego matką.
– Słucham? Ale dlaczego?
– A stać cię na płacenie siedmiu tysięcy miesięcznie za wynajem domu?
– Wynajem…?! Nie, pewnie, że nie…
– No właśnie. A starszą panią stać i chętnie się tobą zaopiekuje. Tak w każdym razie twierdzi.
– Tak po prostu? Przecież właściwie mnie nie zna.
– I co z tego? Wie, że jesteś ukochaną jej syna, i nie chce, żebyś została na lodzie i musiała martwić się o byt.
– To bardzo miło z jej strony.
Zamieszkałam z matką Patryka
Myślałam o tej propozycji przez całą noc. Z jednej strony wydawała mi się bardzo kusząca, bo na samą myśl, że znowu mam zamieszkać w jakiejś mikroskopijnej kawalerce i martwić się, czy wystarczy mi do pierwszego, robiło mi się słabo. Ale z drugiej… Nie miałam pojęcia, czy dogadam się z matką Patryka.
Koniec końców postanowiłam jednak dać nam szansę. Pomyślałam, że skoro w czasie tamtego jedynego spotkania była miła i uśmiechnęła się do mnie, gdy syn wspomniał o założeniu rodziny, to znaczy, że mnie zaakceptowała, a może nawet polubiła.
Wprowadziła się do naszej willi i na początku wszystko wyglądało bardzo pięknie. Helena – bo tak kazała do siebie mówić – była dla mnie niezwykle sympatyczna. Gdy wracałam z pracy, częstowała mnie pysznym obiadem. A potem siadałyśmy w salonie i rozmawiałyśmy o Patryku.
– A wiesz, że tego dnia, kiedy go tak bezprawnie zatrzymali, zamierzał ci się oświadczyć? – zapytała któregoś razu.
– Tak podejrzewałam. Szkoda, że nie zdążył – westchnęłam.
– Co się odwlecze, to nie uciecze. Jak sąd go uniewinni, to padnie przed tobą na kolana i poprosi cię o rękę.
– To myślisz, że jest niewinny?
– Oczywiście. Mój Patryczek na pewno nie zrobił nic złego. Po prostu w tym kraju nie lubi się ludzi, którzy mają głowę do interesów. Gnębi się ich na każdym kroku, rzuca kłody pod nogi. No, chyba że należą do tej rządzącej sitwy. O, tacy to mogą robić, co chcą! – odparła.
– Masz rację…
– No właśnie. Dlatego musisz uzbroić się w cierpliwość i wiernie czekać na jego powrót – uśmiechnęła się.
Miałam wiernie czekać
Czekałam, a jakże. Każdego dnia od razu po pracy wracałam do domu i spędzałam czas z Heleną. Ale tęskniłam za kontaktem z ludźmi. Któregoś dnia zamiast wrócić od razu do domu, spotkałam się z przyjaciółmi. Matce Patryka bardzo się to nie spodobało.
– Gdzie się tak długo włóczyłaś? – warknęła, gdy weszłam do mieszkania.
– Byłam na kawie i plotkach z koleżankami – odparłam zdziwiona jej mało przyjaznym tonem.
– Doprawdy? Jak możesz! Twój ukochany męczy się za kratkami, a ty bawisz się w najlepsze? Nie spodziewałam się tego po tobie. Naprawdę, nie spodziewałam – pokręciła głową.
– Przecież to nic takiego! Zwykłe babskie spotkanie.
– Akurat! Już ja wiem, co ci chodzi po głowie. Mnie nie oszukasz… A biedny Patryczek tak cię kocha…
– Ja też go kocham!
– Tak? To powinnaś siedzieć w domu! Ze mną! Tak właśnie robią porządne kobiety! Radzę ci, żebyś to sobie zapamiętała. Bo inaczej… – pogroziła palcem, a potem odwróciła się na pięcie i zamknęła się w swojej sypialni.
Stała się niemiła
Nie przejęłam się zbytnio zachowaniem Heleny. Byłam pewna, że to jednorazowy wybuch. I że jak sobie wszystko na spokojnie przemyśli, to zrozumie, że nie może zamknąć mnie w mieszkaniu jak w klatce. Ale zamiast lepiej, było coraz gorzej.
Matka Patryka kontrolowała mnie na każdym kroku. Krzyczała, że tylko łajdactwa mi w głowie, że zmieniam kochanków jak rękawiczki. Próbowałam jej tłumaczyć, że te oskarżenia są bezpodstawne, ale nie słuchała. Nabierała powietrza i wyzywała mnie od najgorszych. A kiedy już wylała z siebie całą żółć, odwracała się na pięcie i zamykała w swojej sypialni.
Przez długi czas znosiłam zachowanie Heleny ze spokojem. Choć w środku aż mnie skręcało ze złości, nie odpłacałam jej pięknym za nadobne. Uważałam, że mimo wszystko należy jej się szacunek. Była matką mojego ukochanego. Poza tym ciągle się łudziłam, że w końcu zrozumie, że naprawdę nie zasługuję na te wszystkie obelgi.
Wierzyłam w niewinność Patryka
Przy życiu trzymała mnie tylko myśl, że lada dzień Patryk stanie przed sądem, zostanie uniewinniony i znowu zamieszkamy razem. Z dala od jego matki. Ale mijały kolejne dni, tygodnie, a mój ukochany nadal siedział za kratkami.
Zdesperowana zadzwoniłam do adwokata Patryka i umówiłam się na spotkanie. Chciałam się dowiedzieć, kiedy ukochany wreszcie wyjdzie na wolność i moja gehenna się skończy.
Spotkaliśmy się u niego w kancelarii. Gdy powiedziałam mu, z czym przychodzę, popatrzył na mnie ze współczuciem.
– Przykro mi, ale nie zobaczy pani szybko Patryka. Myślę, że najwcześniej za jakieś sześć, może nawet osiem lat – powiedział.
– Słucham?
– Grozi mu więcej, ale jak przyzna się do winy, to jest nadzieja, że sąd będzie dla niego łaskawszy.
– A przyzna się?
– Przyzna. Nie ma innego wyjścia. Dowody są niepodważalne – odparł.
Byłam w szoku. Gdy wyszłam z kancelarii, usiadłam na najbliższej ławce i próbowałam zebrać myśli.
Coś we mnie pękło
Więc jednak mój ukochany był bandytą? Należał do zorganizowanej grupy przestępczej? Pójdzie siedzieć na kilka lat? A ja w tym czasie mam się męczyć z jego mamusią? O, co to, to nie! Miłość miłością, ale są pewne granice.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do samochodu. Kwadrans później byłam w domu. Helena jak zwykle zasypała mnie gradem pytań i pretensji. Ale tym razem nie zamierzałam jej słuchać. Pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam wrzucać rzeczy do walizki.
– Co ty wyprawisz? Gdzie się wybierasz? – usłyszałam za plecami głos Heleny.
– Wyprowadzam się – rzuciłam przez ramię.
– Ale jak to? Dokąd? A co z Patryczkiem? Miałaś na niego czekać!
– Twój syn posiedzi za kratkami dobrych kilka lat. A ja chyba nie mam siły ani ochoty na niego czekać.
Od tamtej pory mieszkam u przyjaciółki. I nie widziałam się z matką Patryka. Helena dzwoni do mnie codziennie, nagrywa się na skrzynkę. Prosi, żebym natychmiast wracała, że mi wybacza mój wyskok. Bo Patryk nie przeżyje, kiedy się dowie, że odeszłam. Jest mi trudno, bo ciągle go kocham i nie chcę go ranić, ale cóż…
Wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że nie mogę z nim być. Po prostu nie wierzę w naszą szczęśliwą przyszłość. Bo nawet jak wyjdzie z więzienia, to co dalej? Pójdzie do uczciwej pracy? Tylko głupi by w to uwierzył. Jak nic wróci do tych swoich brudnych interesów. Tylko w ten sposób umie zarabiać. A wtedy sytuacja z aresztowaniem na pewno się powtórzy.
Policja będzie go miała na oku i przy najbliższej okazji go zamknie kolejny raz. I znowu sprawa wyląduje w sądzie. I jeszcze jeden wyrok. Tyle tylko że dużo, dużo wyższy niż teraz. Ale ja dziękuję bardzo. Wolę wrócić do swojego skromnego życia od pierwszego do pierwszego.
Czytaj także: „Wolałam zamieszkać kątem u sąsiadki niż z własną córką. Ta niewdzięcznica marzyła o tym, bym odjechała windą do nieba”
„Za ładną sumkę zostałem narzeczonym na niby. Szybko się okazało, że mogę na tym układzie zyskać o wiele więcej”
„Z pracy na saksach wróciłem Lexusem. Sąsiedzką zazdrość poznałem po śladach gwoździa na masce”