„Mój chłopak to dwulicowy drań. Udawał miłość, a ja miałam być tylko przykrywką dla uczuć do kogoś innego”

zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, Andrii Iemelianenko
„Nigdy Kamilowi nie grzebałam w osobistych rzeczach, bo i po co? Jednak teraz poczułam się w pełni usprawiedliwiona. Przetrzepałam najpierw tę nieszczęsną szufladę ze skarpetami, a potem resztę szafy. Nic. Cwany gość! – najwyraźniej liczył się z tym, że mogłabym tam zajrzeć. Potem spenetrowałam jego biurko. Nadal nic”.
/ 07.09.2023 11:15
zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, Andrii Iemelianenko

Żadnych czystych białych skarpetek?! Nie do wiary, jak rzeczy szybko się brudzą, nigdy nie nadążam... Siedziałam przed rozbebeszoną szufladą, ale nic poza bałaganem nie chciało się w niej zmaterializować. A siostra mojego chłopaka już dzwoniła z pytaniem, kiedy dotrę na siłownię.

Rodzinka mnie pilnowała

Tak naprawdę wcale mi się nie chciało pocić i stękać, najchętniej rozwaliłabym się z lodami przed telewizorem. To w końcu piątek! Do diabła, czy zawsze muszę zaczynać weekend od robienia sobie na złość?

Zrezygnowana otworzyłam szafkę Kamila – on ma takie małe stopy, że spokojnie mogę pożyczyć jego skarpetki. Zaraz, zaraz… A to co? Spomiędzy starannie poukładanej bielizny wysunęło się małe pudełeczko i serce we mnie zamarło.

Nie kocham go

Z atłasowej wyściółki mrugnął do mnie złoty pierścionek z wielkim rubinem. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, żeby zrozumieć sytuację. Za dwa tygodnie mamy rocznicę, Kamil mówił, że wkrótce po powrocie z Warszawy zabiera mnie na wycieczkę... Chce się oświadczyć i pewnie zrobi to publicznie i z fanfarami, tym samym zmuszając mnie do powiedzenia „TAK”.

Jasna cholera! Przecież ja go nie kocham! Nie czuję na jego widok żadnych osławionych motyli w brzuchu; nawet nie tęsknię za nim teraz, gdy wyjechał...

Dogadujemy się, dzielimy uczciwie kasą, czasem ze sobą sypiamy, choć bez fajerwerków... Jak już widzę, że Kamil wieczorem siedzi w łazience dłużej niż zwykle, natychmiast ogarnia mnie znużenie i senność. Czasem wymawiam się bólem głowy. A on – żeby chociaż raz pokazał, że czuje się z tego powodu dotknięty! Ale nie. Zawsze goni po tabletkę i szklankę wody, otula mnie kołderką jak przerośniętego bobasa… Brakuje tylko, żeby zaczął mi śpiewać kołysanki.
Na tym właśnie polega prawdziwa miłość, jak mówi.

On mnie kocha i jego rodzina mnie kocha, siostry, matka, wujowie i wszystkie ciotki... Non stop rzucają teksty o ślubie, o dzieciach. W tej powodzi miłości czuję się kompletnie zagubiona i odcięta od swoich emocji.

Znów telefon.

– Mam nadzieję, że jesteś już w drodze, Agnieszko – usłyszałam.

– Sorry, Agata, przyjechała do mnie koleżanka, dziś nic z tego nie wyjdzie – zmyśliłam naprędce, zdziwiona, że nie wpadłam wcześniej na taką sprytną wymówkę.

Musiałam to przemyśleć

Wyjęłam w końcu lody i padłam przed telewizorem. Im mniej było w pudełku, tym większy spokój mnie ogarniał. Szok powoli mijał. Mam jeszcze kilka dni przed sobą, coś wymyślę. Tak czy inaczej, trzeba rozejrzeć się za jakimś mieszkaniem. A potem zakończyć ten związek.

Prawie cierpiałam na myśl o tym. Mama będzie nadawać przez telefon, żebym nie robiła głupstw: dobry chłopak, porządna rodzina... Za kogo ja się mam, żeby odrzucać taką propozycję?! Tylko mnie zdołuje, jak to ona. Do tego dojdzie Kamil, zalewając mnie falami miłości. Potem dołączą jego siostrzyczki i wkrótce mnie przekonają, że sama nie wiem, co czuję, a w związku z tym – po co się gdzieś wybierać, po co wprowadzać zmiany?

Już raz to przerabiałam i uległam... Ale teraz nie mogę! Pierścionek znaleziony w skarpetach jest najlepszym dowodem na to, że sprawy zaszły za daleko.

Wstałam, poszłam do barku i wyjęłam z niego wiśniówkę, a potem polałam nią resztę lodów w pudełku. To mi powinno dobrze zrobić… W telewizji leciały akurat jakieś wiadomości, a na zakończenie, ni z gruszki ni z pietruszki, sonda uliczna na temat uroków jesieni.

Co on tam robił?

Spojrzałam i mało z łóżka nie spadłam: Kamil? W Gdańsku?! Tak, to on i jego kurtka, ta ulubiona, od ciotki z Barcelony!

– Pani wybaczy – odepchnął reporterkę.

– Jestem już spóźniony na ważne spotkanie.

Czy ja śnię? Przecież miał być na konwencie partii  w Warszawie! Było to dla niego tak ważne, że zrezygnował nawet z obecności na przyjęciu z okazji jubileuszu swojej firmy! Tak bardzo się stresował, przygotowywał wystąpienie, wydzwaniał tu i tam, a teraz zamiast w Warszawie jest w Gdańsku?!

Zaczęłam skakać po programach, mając nadzieję, że gdzieś powtórzą tę sondę, ale nie... Czy Kamil był sam? Mignęła mi tam jakaś blond laska, może byli razem? Czy to możliwe, żeby facet, z którym mieszkam od dwóch lat, i który codziennie zapewnia mnie o swej miłości, kręcił na boku?! Zupełnie mi to do niego nie pasowało. Zresztą, po co niby miałby to robić? Żadna ze mnie super partia, żeby się tak gimnastykować. Ot, zwykła nauczycielka polskiego, bez funduszy, bez wpływowej rodziny... Ba,  w zasadzie w ogóle bez rodziny, oprócz matki, żyjącej na wsi zabitej dechami.

Kompletnie tego nie rozumiałam. A jednak powoli zaczęłam sobie przypominać pewne fakty i je łączyć: wieczorne telefony, które Kamil wychodził odebrać na balkon, strony wygaszane na monitorze, gdy tylko się pojawiałam, pieczołowite pakowanie walizki przed każdym wyjazdem... Czy to możliwe, że byłam aż tak ślepa?!

Zrobiłam domowe śledztwo

Nigdy Kamilowi nie grzebałam w osobistych rzeczach, bo i po co? Jednak teraz poczułam się w pełni usprawiedliwiona. Przetrzepałam najpierw tę nieszczęsną szufladę ze skarpetami, a potem resztę szafy.  Nic. Cwany gość! – najwyraźniej liczył się  z tym, że mogłabym tam zajrzeć. Potem spenetrowałam jego biurko. Nadal nic.

Rozejrzałam się i olśniło mnie: naturalnie – na pawlaczu! Raz w życiu próbowałam tam po coś sięgnąć i spadłam z drabinki. Kamil tak panikował, że wytłumaczyłam się wtedy lękiem wysokości, choć wcale nie byłam przekonana, czy go mam, czy po prostu okazałam się niezdarą... Najwyższy czas się przekonać, ile w tym prawdy.

Podstawiłam pod pawlacz stół z kuchni. Będzie w sam raz. Do tego duży i stabilny, nie mam szans spaść. Potem wlazłam na niego i otworzyłam drzwiczki.

– Ale ty głupia jesteś, Aga! – roześmiałam się, widząc wewnątrz tylko to, co powinno tam być, czyli jakieś Kamilowe wiertarki, swój stary laptop i lotnicze walizki. – Puknij się w głowę, detektywie od siedmiu boleści.

Zeskoczyłam na dół i od razu złapałam za telefon. Było mi tak głupio, że zwątpiłam w Kamila! Na pewno zaraz mi wyjaśni, skąd się wziął w Gdańsku. Prawdę mówiąc, od razu powinnam była do niego zadzwonić, zamiast uprawiać wspinaczkę.

Mimo późnej pory odebrał od razu.

– Nie śpisz jeszcze? – zapytałam nieco zdziwiona. – Co tam u ciebie słychać?

– Jak to w Warszawie – odpowiedział.

– Smutno mi trochę bez ciebie.

A potem zaczął opowiadać, co robił dzisiaj, gdzie nocuje w stolicy i takie tam... Nawet głos mu przy tym nie zadrżał! Byłam pewna, że nie miałam żadnych omamów, i naprawdę widziałam go na gdańskiej ulicy. To był on. Chyba że w stolicy postawili ostatnio fontannę Neptuna.

Szczęka mi opadła

Pożegnałam się szybko i ruszyłam z powrotem na podbój pawlacza.
Może coś jest w walizkach? Wyjęłam je, żeby sprawdzić zawartość, i wtedy zauważyłam dużą, brązową kopertę wciśniętą za listwę przy ścianie. Musiałam zejść na dół po parasol, żeby do niej sięgnąć. Nieźle się postarał, żeby ją tam włożyć.

„No to teraz zobaczymy, co to za tajemnice tak Kamilek skrzętnie ukrywa” – pomyślałam mściwie.

Już na łóżku otworzyłam kopertę i wyrzuciłam jej zawartość na kołdrę. Wysypały się zdjęcia, jakieś widokówki, pendrive w kształcie serduszka... Wielkie mi sekrety! O, jakiś koleś! Wyklęty członek rodziny? Niechętnie widziany przez otoczenie przyjaciel z lat młodości, z którym Kamil wciąż się spotykał? I to w różnych ciekawych miejscach: mieli wspólne fotki nawet w Rzymie!

Jednak kiedy włączyłam laptopa, żeby sprawdzić zawartość pendrive’a, szczęka najpierw opadła mi do samej ziemi, a potem zatrzasnęła się z hukiem, żeby powstrzymać wymioty. No, takich rzeczy nie robi się z rodziną, ba, nawet ze mną się nigdy nie robiło...

Cholerny, dwulicowy dupek! Mącił mi w głowie tylko po to, żeby mieć przykrywkę! Nic go nie obchodziłam, traktował mnie jak narzędzie do dalszej kariery, układów, układzików i Bóg jeden wie czego jeszcze. Wiadomo, że z żoną wypada się lepiej niż z partnerem.

Otworzyłam okno i przez chwilę oddychałam głęboko, a potem usiadłam przy biurku, zeskanowałam te obrzydliwe zdjęcia i zawartość pendrive’a i wysłałam na specjalnie założoną skrzynkę mejlową.
Niech no tylko Kamil spróbuje złowić  w swoje sidła jakąś sierotkę płci męskiej!

Miałam dosyć tej rodzinki

Zasnęłam dopiero nad ranem i spałabym Bóg wie jak długo, gdyby koło południa nie obudził mnie dzwonek telefonu.

– Cześć, Aguś – usłyszałam przymilny szczebiot Agaty. – Jak tam, gotowa na obiad?

Na myśl o tym, że po wczorajszym odkryciu miałabym znaleźć się w rodzinnym domu Kamila i patrzeć na te buzie uśmiechnięte od ucha do ucha, aż mnie zemdliło.

– Niedobrze mi, Agata – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Zaraz będę rzygać – rozłączyłam się i pognałam do łazienki.

Złość mnie już opuściła. Czułam się chora, wypełniona trucizną, którą organizm najwyraźniej za wszelką cenę chciał usunąć. Jak on mógł mi to zrobić?! To nieistotne, że go nie kochałam. Oszustwo to oszustwo!
Wciąż klęczałam nad muszlą klozetową, gdy usłyszałam, że ktoś wali do drzwi.

„Wypchaj się” – pomyślałam, ale intruz nie odpuszczał i w końcu musiałam otworzyć, zanim ściągnie mi na głowę sąsiadów.

Agata bezceremonialnie wpakowała się do środka, rzuciła swoją torebkę na oparcie fotela, po czym krytycznym spojrzeniem ogarnęła chaos panujący w mieszkaniu. No tak, do porządnickich nie należałam…

– Może tu trochę posprzątam? – zaproponowała zniesmaczona. – Człowiek jest chory od samego patrzenia na ten bajzel!
Biedna! Bałaganu nie widziała!

– A pewnie, że jest chory od samego patrzenia! – podniosłam z biurka plik zdjęć i rzuciłam w jej stronę. – I raczej nie da się tego posprzątać! – roześmiałam się gorzko.

Wystarczył jej jeden rzut oka. Nie przeglądała zdjęć, nie zrobiła zszokowanej miny. Po prostu zbladła jak ściana. W tej samej chwili pojęłam, że nie odkrywam przed nią żadnych sekretów, bo jedyną nieświadomą wszystkiego osobą byłam ja sama.

– Wiedziałaś! – wrzasnęłam Agacie prosto w twarz. – Wiedziałaś, że zamierza zmarnować mi życie i jeszcze chciałaś mu w tym pomóc! Ty, ty... podła kłamczucho!

Cofnęła się, złapała torbę i wybiegła z mieszkania. Miałam nadzieję, że się potknie. Porządna rodzinka, śmiechu warte!

Czytaj także: „Mąż cieszył się na rozwód. Myślałam, że przestał mnie kochać, a tak naprawdę nie chciał, bym patrzyła, jak umiera”
„Teściowie zerwali z nami kontakt, bo mąż odszedł z Kościoła. Według nich to ja sprowadziłam go na złą drogę”
„Mój mąż porzucił rodzinę dla kariery kaskadera. Ja dla córki poświęciłam życie, a ona uwielbia tatusia z Ameryki”

Redakcja poleca

REKLAMA