– Ty to masz szczęście, Magda, że chłopak tak o ciebie dba – powiedziała mi koleżanka, poprawiając w wazonie róże, które dostałam od Kuby.
– No niby tak – westchnęłam.
– Co to znaczy: „No niby tak”? Przecież wciąż kupuje ci kwiaty, czekoladki, co i rusz wychodzicie gdzieś na kolacje. Czy to nie oczywiste, że o ciebie dba?
– Nie wiem, czy nasz związek to taki dobry pomysł – odparłam niepewnie. – Niby Kuba jest taki cudowny, ale to żaden materiał na męża. Nic nie potrafi naprawić. Jak cokolwiek się psuje, to on z całą pewnością maczał w tym palce. Ciągle coś mu się przytrafia. Kiedy gdzieś idziemy i na drodze jest dziura, to on na pewno w nią wpadnie.
– No i co z tego? Ma chłopak pecha, ale przecież to nie znaczy, że nie jest dobrym człowiekiem, prawda?
– Też tak na początku myślałam – pokiwałam głową. – Ale nie wiem, czy chciałabym spędzić życie u boku faceta, który jest taką niezdarą, i którego prześladuje wieczny pech…
Kubę poznałam przez znajomych
Mówili, że to miły, fajny chłopak i nie da się go nie lubić. I rzeczywiście, właśnie taki był. Oczarował mnie w ciągu jednego wieczoru. „Taki człowiek nawet w najczarniejszej chwili znajdzie powód do uśmiechu – myślałam. – Co z tego, że nie jest przystojny? Już nieraz przejechałam się na takich przystojniakach, co to potrafili myśleć i mówić tylko o sobie”.
Zaczęliśmy się spotykać. Byłam przekonana, że wreszcie trafiłam na tego jedynego. Jednak z czasem przekonałam się, dlaczego tak wspaniały chłopak do tej pory był wolny. Żadna dziewczyna nie mogła wytrzymać dłużej z jego pechem. Kiedyś zepsuł mi się laptop. Nie dość, że potrzebowałam go do pracy, to jeszcze miałam na nim bardzo ważne dokumenty, których nie mogłam stracić. Myślałam, że każdy mężczyzna zna się na komputerach, zadzwoniłam więc po Kubę.
– Zaraz u ciebie będę – obiecał i rzucił wszystko, by przyjechać mi na ratunek.
– I co? Da się naprawić? – dopytywałam się, kiedy Kuba usiadł przed komputerem.
– Hmmm, chyba tak – powiedział. – Za pół godzinki będzie znów sprawny.
Zapowiedziane pół godzinki przeciągnęło się do czterech godzin.
– Dlaczego to zajmuje tyle czasu? – pytałam z niecierpliwością, gdy Kuba wciąż wpatrywał się w ekran.
– Już za momencik będzie gotowy – obiecywał.
– Muszę napić się kawy – westchnęłam. – Chcesz też?
– Poproszę.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że podanie Kubie kawy to najgorsza rzecz, jaką mogłam zrobić. Nie mam pojęcia jakim cudem, jednak ukochany wylał przypadkiem cały kubek wrzątku na klawiaturę mojego laptopa, z którego poszły iskry, a po chwili poczułam smród spalenizny.
– Mój Boże, przepraszam! – Kuba zerwał się na nogi i zaczął wylewać kawę z komputera.
– Błagam cię, zrób coś! Nie mogę stracić tych dokumentów! – krzyknęłam.
– Zaniosę go do serwisu, oni na pewno go uratują – rzucił i już go nie było.
Choć naprawa trwała miesiąc, na szczęście udało się odzyskać moje dane. Kuba pożyczył mi swój komputer, żebym miała na czym pracować. Co drugi dzień przychodził do mnie z kwiatami albo czekoladkami w ramach przeprosin. Tak długo się kajał, że nie miałam w końcu siły się na niego gniewać. Przecież chciał mi pomóc, a tę kawę wylał przypadkiem.
Innym razem od krzesła stojącego w mojej kuchni odpadła noga.
– Kochanie, ja to naprawię – zaoferował się od razu Kuba.
Ależ był z siebie dumny!
„Krzesło to nie komputer. Nie da się go tak łatwo zepsuć” –pomyślałam. Wybranek mojego serca przykleił nogę, sprawdził, czy dobrze się trzyma, wszystko wydawało się w porządku. Ależ był z siebie dumny! Niestety, kilka dni później, gdy usiadłam na krześle i odchyliłam się do tyłu, żeby się przeciągnąć, usłyszałam głośny trzask i po chwili leżałam na podłodze.
„Przypadek” – pomyślałam, pełna wiary w swojego chłopaka.
Jednak takie przypadki wciąż się zdarzały, gdziekolwiek pojawiał się Kuba. Potłuczone talerze i szklanki stały się dla mnie codziennością. Wystarczyło, żeby Kuba oparł się o wieszak na kurtki, by urwał się haczyk i w moim nowiutkim płaszczu zrobiła się wielka dziura. Nie wspominając o popołudniu, kiedy zapchał się zlew, a Kuba przy naprawie niechcący oderwał kolanko i brudna woda zalała mi kuchnię.
Mieliśmy też lepsze momenty. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu dostała tyle kwiatów, ile podarował mi Kuba. Wystarczyło, że raz wspomniałam, jak to uwielbiam ptysie, a już następnego dnia je dostałam. Czasem Kuba zrywał się z samego rana, żeby kupić świeże bułki, przyjść do mnie i zaserwować mi śniadanie do łóżka. Nikt nigdy mnie tak nie rozpieszczał. I nie mówię tu o drogich i wspaniałych prezentach, lecz o tych wszystkich drobnostkach, które na co dzień sprawiają, że życie staje się o niebo lepsze.
A gdy zachorowałam, Kuba dbał o mniej lepiej niż moja własna mama. Biegał do apteki, parzył dla mnie ziołowe herbatki, robił zakupy, sprzątał mieszkanie, dotrzymywał mi towarzystwa. Od znajomych pożyczył całą stertę płyt z komediami romantycznymi, żebym się nie nudziła, kiedy on był w pracy.
– Ciebie nie da się nie kochać, wiesz? – mówiłam mu często. – Nawet z twoim pechem.
– Nie, Magda – odpowiadał. – Ja nie mam pecha. Jestem największym szczęściarzem pod słońcem, bo mam ciebie.
Ledwie mogłam oddychać ze strachu
Pewnego zimowego wieczoru oglądałam telewizję, kiedy usłyszałam za oknem jakieś hałasy. Mieszkam na parterze, więc przestraszyłam się nie na żarty. Wzięłam z kuchni młotek do mięsa i zaczęłam skradać się do drzwi balkonowych. Nagle usłyszałam łoskot i głuche stęknięcie.
Ledwie mogłam oddychać ze strachu. Drżącą ręką nacisnęłam klamkę i wyjrzałam na balkon, ale tam nikogo nie było. Za to doszły mnie jakieś jęki z dołu. Ostrożnie wyjrzałam na ogródek i zobaczyłam leżącego w krzakach Kubę.
– Co ty tu robisz?! – krzyknęłam.
– Włamuję się do ciebie – stęknął. – Miałem dla ciebie kwiatki…
Spojrzałam na zmarzniętą ziemię usłaną połamanymi różami.
– Chodź do środka – westchnęłam.
W domu okazało się, że Kuba jest podrapany i poobijany.
– Co ci strzeliło do głowy, żeby wchodzić do mnie przez balkon?! – spytałam.
– Chciałem ci zrobić niespodziankę… – jęknął. – Wiesz, gdybym wszedł przez balkon z tymi wszystkimi różami, to byłoby takie romantyczne. Nie mów, że by ci się nie spodobało…
– Na pewno by mi się spodobało, gdyby balkon był otwarty a ty nie zniszczył krzewów i nie zrobił sobie krzywdy!
I to właśnie cały Kuba. Gotów zrobić dla mnie wszystko, bez względu na efekt. Minął rok, od kiedy zaczęliśmy się spotykać, a ja wciąż przeżywałam huśtawkę uczuć. Od wielkiej miłości, gdy o mnie dbał, do wątpliwości, czy jesteśmy dobraną parą, gdy wykręcał mi jeden ze swoich numerów.
„A co, jak on mi się kiedyś oświadczy? – myślałam. – Czy taki fajtłapa i nieudacznik naprawdę będzie dobrym mężem? Ma okropnego pecha, wciąż wszystko psuje. W tym związku to chyba ja musiałabym nosić spodnie…”.
Nie wiem, jak potoczyłoby się to wszystko, gdyby nie nasze odwiedziny u mamy Kuby, która okazała się przemiłą i mądrą kobietą. Od razu ją polubiłam. I wtedy też zobaczyłam, jak bardzo Kuba ją kocha i o nią dba. Podczas całej naszej wizyty prawie w ogóle nie pozwolił jej wstać z fotela – sam zrobił nam herbatę, podał ciasto, nadskakiwał nam obu.
Zawsze mogłam na niego liczyć
– To dobry chłopak – powiedziała mi mama Kuby, gdy wyszedł pozmywać naczynia. – Wiem, że jest życiową niezdarą, ale w to, co robi, wkłada całe swoje serce. I nigdy się na nim nie zawiodłam.
Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że ja również nigdy się na nim nie zawiodłam. Zawsze mogłam na niego liczyć. Nieważne, o jakiej porze dnia czy nocy zadzwoniłabym do niego, i nieważne, jak bardzo byłby zajęty. Zawsze, gdy prosiłam go o pomoc, mogłam na niego liczyć, choć ta pomoc różnie się kończyła.
„I co mi po mężczyźnie, który będzie umiał wszystko naprawić, ale nie będzie potrafił o mnie zadbać? – pomyślałam. – Do napraw zawsze można kogoś wezwać. Za to trudniej o osobę, która potrafi pocieszyć i rozbawić, gdy jest ciężko”.
Czytaj także:
„Pokochałam go bezgranicznym uczuciem, lecz boję się mieć takiego kochanka. To, co kiedyś zrobił, jest skazą na naszej miłości”
„Nakryłam kuzyna na zdradzie, lecz nie odważyłam się wyznać jego żonie prawdy. Los wziął sprawy w swoje ręce i ukarał podłego bawidamka"
„Siostra pod nosem męża, zdradzała go ze swoim podwładnym. Porzuciła synów dla kochanka, który leci tylko na jej kasę”