„Mój chłopak naciskał na ślub, mimo że miałam ledwo 19 lat. To była część jego misternej intrygi”

kobieta fot. iStock by Getty Images, NKS_Imagery
„Ceremonię chcieliśmy zorganizować w sierpniu, zaraz po tym, gdy odbiorę wyniki egzaminu dojrzałości. Mirek przygotował spis zadań do wykonania i po kolei je odhaczał. Na kilka miesięcy przed wybraną datą mieliśmy już wszystko dogadane”.
/ 23.06.2024 13:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, NKS_Imagery

Mirek był moim pierwszym pierwszym poważnym partnerem. Wcześniej przeżywałam jedynie młodzieńcze zauroczenia, przelotne romanse i chwilowe fascynacje. Mirek przyszedł na naszą studniówkę jako osoba towarzysząca Olki, mojej koleżanki, która była jego kuzynką. Ja przyszłam w towarzystwie brata, dlatego też odstąpiłam go Olce, aby móc spędzić czas z jej krewnym. To spotkanie okazało się początkiem czegoś niezwykłego.

Czułam przy nim wewnętrzny spokój

Mirek poruszał się na parkiecie z niesamowitą gracją. Wyjawił, że chodzi na lekcje tańca. Nie zgrywał twardziela, nie puszył się i nie udawał. Poza tym miał już dwadzieścia siedem lat, do tego pracę i stały dochód. Ta jego dojrzałość robiła na mnie niemałe wrażenie. U jego boku miałam poczucie, że jestem starsza i nic mi nie grozi.

W wieku osiemnastu lat nikt nie chce już być nastolatkiem. Niedługo po studniówce zaczęliśmy ze sobą chodzić. Początkowo nie rozumiałam, czemu do tej pory nie był w żadnym związku, ale szybko rozwiązałam tę tajemnicę.

Mirek marzył o spotkaniu tej jedynej, wyjątkowej dziewczyny. Przelotne romanse, krótkie przygody czy relacje, które można zakończyć pod byle pretekstem, zupełnie go nie pociągały. Pragnął zbudować trwały fundament, a nie domek z piasku. Zyskać absolutną pewność. I poczuł ją dopiero, gdy mnie spotkał.

Zostałam jego żoną

Zasypiając obok Mirka, miałam poczucie, że mogę śmiało stawić czoła kolejnemu dniu, bo on poradzi sobie z każdą przeszkodą. Zdziwiłam się, gdy pewnego razu stanął w drzwiach, trzymając ogromny bukiet pachnących róż, po czym uklęknął na kolano.

Poczułam radość i od razu powiedziałam „tak” – wiedziałam, że tak po prostu musi być. Gdy powiedziałam o tym kumpelom, nie kryły zaskoczenia, a niektóre nawet kpiły. Miałam jednak wrażenie, że w głębi duszy część z nich po cichu mi zazdrości. Ten pierścionek zaręczynowy to dopiero początek. 

– Marzę o tym, abyś została moją małżonką. Kochamy się, więc to wystarczający powód, aby wziąć ślub, nie uważasz? – przekonywał, a ja entuzjastycznie przytakiwałam, ponieważ także tego chciałam.
Nasz plan zakładał, że szybko staniemy na ślubnym kobiercu. Ceremonię chcieliśmy zorganizować w sierpniu, zaraz po tym, gdy odbiorę wyniki egzaminu dojrzałości. Mirek przygotował spis zadań do wykonania i po kolei je odhaczał.

Na kilka miesięcy przed wybraną datą mieliśmy już wybrany kościół, zabukowaną salę weselną, dogadaną kapelę muzyczną, umówionego fotografa na zdjęcia oraz kamerzystę. Jeden z kumpli Mirka opracował projekty zaproszeń. Nawet jakbym chciała się wahać, zwyczajnie nie miałam na to czasu…

Miał swój dom

Co do planów małżeńskich, u moich rodziców nie było jednomyślności. Tata stał murem za Mirkiem, bo cenił go jako faceta z konkretnymi planami. Mama była dużo bardziej sceptyczna.

– Kochanie, ledwo zdążyłaś odebrać świadectwo ukończenia szkoły, masz dopiero dziewiętnaście lat. Na co ten pośpiech? Możecie być razem jeszcze jakiś czas, rok czy dwa lata, a ślub wziąć później… Mówiliście przecież, że i tak planujecie jechać do Hiszpanii.

Mirek miał dokładnie zaplanowaną naszą przyszłość, a pierwszym krokiem była wyprawa do Hiszpanii. Jego kumpel zorganizował nam robotę w nadmorskim hotelu. Ja miałam obsługiwać gości w restauracji, a Mirek zająć się zaopatrzeniem. Pół roku harówki powinno wystarczyć, żeby uzbierać niezłą sumkę na dobry początek. Nie musieliśmy się martwić o kupno czy wynajem lokum, a jedynie o urządzenie domu, który Mirek dostał od rodziców.

Tata Mirka, z zawodu budowlaniec, przez wiele lat zarabiał na chleb poza Polską, między innymi w Belgii. Kilkanaście lat temu wybudował swojemu najstarszemu synowi dom. Niecałe dwie przecznice od mieszkania rodziców mojego narzeczonego znajdowało się nasze dwupiętrowe gniazdko ze ślicznym ogródkiem. Wystarczyło tylko uzbierać trochę grosza na podstawowe sprzęty jak łóżko, pralka, lodówka i inne potrzebne graty.

Sporo się trzeba było naharować

Mieliśmy zacząć nasz wspólny żywot w dopieszczonym, całkowicie urządzonym domku… Gosia, kumpela, która miała mi świadkować na weselu, nieco się temu dziwiła.

– Czemu nie przesuniecie tego ślubu? Możecie przecież się pobrać po powrocie z roboty za granicą. Byłabyś wtedy pięknie opalona po wakacjach w słonecznej Hiszpanii…

– Wiesz, Mirek to poważny facet i uważa, że z racji tego, że jest ode mnie starszy, moi rodzice mają uzasadnione oczekiwania, że wyjadę w świat u boku męża, a nie jakiegoś gościa, któremu w każdym momencie może się odwidzieć.

Szczerze mówiąc nie było dla mnie istotne, kiedy staniemy na ślubnym kobiercu – przed czy po naszej podróży. Zresztą nawet nie miałam chwili, żeby o tym myśleć. Najpierw zakuwałam do egzaminów maturalnych, a potem wsiąkłam w wir ślubnych przygotowań: przymiarki sukienki, wybieranie zaproszeń, ustalanie weselnego menu. Roboty było po pachy.

Pewnego wieczoru moja mama wpadła do mojego pokoju z poważną miną.

– Słoneczko, pamiętaj jedno. Nawet jakbyś miała choćby cień wątpliwości, możesz się wycofać. Nawet gdybyś już stała przed ołtarzem.

Byłam totalnie zaskoczona

Jako świadek z ramienia Mirka miał wystąpić jego młodszy brat Robert. Był totalnym przeciwieństwem mojego narzeczonego, który cenił sobie odpowiedzialność i nie znosił tymczasowych rozwiązań. Robert to ciepły facet, notoryczny spóźnialski i bałaganiarz, żyjący chwilą, bez planów na przyszłość.

Z zawodu fryzjer, od dawna związany był z Agnieszką. Najwyraźniej darzyli się ogromnym uczuciem. W zupełności zadowalali się wspólnym życiem bez ślubu, mieszkaniem na poddaszu z wynajmu, kilkoma meblami i pensją pozwalającą przetrwać od pierwszego do pierwszego.

Nasza para świadków spotkała się u Roberta na naradzie organizacyjnej na dwa tygodnie przed ceremonią. W planach mieli przygotowanie winietek dla gości weselnych, które miały być poukładane na stole, a także zweryfikowanie spisu prezentów. Po powrocie ze spotkania moja przyjaciółka Gosia zadzwoniła do mnie z niesamowitą nowiną.

– Twój szwagier to naprawdę sympatyczny gość i jego partnerka również. Zastanawiam się tylko, jak sobie poradzą z mieszkaniem tam dalej, gdy pojawi się dziecko, bo mam wrażenie, że dziewczyna spodziewa się malucha…

Chyba Gosi się coś ubzdurało

– Aga spodziewa się dziecka? Daj spokój! To niemożliwe! Na pewno masz omamy. Gdyby tak było, to bym o tym wiedziała… A nawet jeśli by mnie nie poinformowała, to Mirek na sto procent by mi o tym wspomniał!

Powinnam od razu zagadać Mirka, ale jakoś się powstrzymałam. Może dlatego, że bałam się wyjść na idiotkę, jakby to wszystko okazało się jedną wielką bujdą… W poniedziałek Robert obiecał, że podrzuci winietki dla gości, ale zaspał i nie dał rady wpaść przed pracą. Wysłał Agę, żeby to ogarnęła. Spotkałyśmy się w połowie drogi, obok drogerii. Wyszła ze sklepu z torbą pękającą w szwach od pieluch. Widząc moją zdziwioną minę, posłała mi uśmiech.

– Mirek ci nie wspominał? Co prawda to jeszcze pół roku, ale już powoli szykujemy się do tego wielkiego dnia.

Złożyłam jej serdeczne gratulacje, a nawet pozwoliłam sobie na żartobliwą uwagę.

– To co, może zrobimy podwójny ślub? Wyjdzie nam to taniej…

Agnieszka jednak zaprzeczyła ruchem głowy.

– Wy działacie zbyt ekspresowo jak dla nas. Myślimy nad tym, ale zanim Robcio załatwi tę całą papierologię… Może uda nam się wziąć ślub w okolicach Bożego Narodzenia.

Wróciłam do mieszkania kompletnie skołowana

Nie mogłam uwierzyć, że nie wspomniał mi ani słowem o tym, że Aga spodziewa się dziecka. Był bardzo przywiązany do rodziny i często dzielił się opowieściami o najbliższych. Ale z niewiadomych przyczyn zachował tę nowinę wyłącznie dla siebie…

– Dlaczego nie napomknąłeś nawet, że Aga i Robert spodziewają się dziecka? – zagadnęłam go, gdy jechaliśmy autem do kościoła na spotkanie przedmałżeńskie.

Starał się to zlekceważyć, ale słabo mu szło ukrywanie prawdy.

– No dobra, nie wspomniałem ci o tym wcześniej. Po prostu się obawiałem…

Byłam kompletnie skołowana.

– Mirek, o co chodzi? Czego się niby obawiałeś?

Mój przyszły mąż przez moment nic nie mówił, a nagle zaczął płakać. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby się wzruszył. W końcu się odezwał.

– Tata piętnaście lat temu postawił chałupę. Ja miałem wtedy dwanaście lat, a Robert sześć. Edyta, która jest w twoim wieku, chodziła wtedy do przedszkola. Ojciec miał w planach, żeby wybudować po kolei domy dla każdego z nas. Ale niedługo potem zaczęły się u niego problemy z kręgosłupem i musiał odpuścić sobie wyjazdy. Drugiej chaty już nie zdążył postawić. Stwierdził, że ten dom będzie mój, bo dostanie go ten, kto jako pierwszy będzie miał rodzinę, a jako że jestem najstarszy, to pewnie ja pierwszy się na to zdecyduję…

Lata leciały, a ja wciąż nie trafiłem na wymarzoną dziewczynę. Mój brat dorastał i znalazł swoją drugą połówkę. Kiedy cię spotkałem, od razu wiedziałem, że to jest to. Nie chciałem działać pochopnie, ale dokładnie tydzień po balu maturalnym Robert wyjawił mi, że Aga spodziewa się dziecka.

Nie miałem wątpliwości, że mój brat poprosi ją o rękę. Wiem, jaki jest mój ojciec. Gdyby Robert pierwszy stanął na ślubnym kobiercu, dom przypadłby jemu. Dlatego tak bardzo chciałem się żenić, tu i teraz. Przepraszam cię. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że jestem pazerny, ale żeby zapewnić nam taki dom, musiałbym harować całe wieki…

Czyżby szukał łatwego celu?

Wybaczyłam Mirkowi. Był ciężko pracującym facetem, od ukończenia szkoły wiedział, co to znaczy harować na swoje i szanował pieniądze, a ja byłam utrzymanką rodziców. Uwierzyłem we wszystko, co mi opowiedział. Nie przyszło mi do głowy, że dowiedział się o tym, że Aga jest w ciąży jeszcze przed studniówką i szukał jakiejś łatwowiernej laski, która da mu szansę na ten wymarzony domek z ogródkiem…

Niestety, Mirek będzie musiał samodzielnie zawalczyć o dom, bo ja się wycofałam. Poszły w las również pieniądze wpłacone na wesele, sukienkę i nocleg w Hiszpanii. Ta sytuacja otrzeźwiła mnie niczym kubeł zimnej wody. Dotarło do mnie, że wzięłam chwilową fascynację za prawdziwe uczucie, a spora różnica wieku od samego początku stwarzała istotny problem.

Nie chcę, aby moje życiowe decyzje wynikały wyłącznie z praktycznych pobudek, takich jak dom z ogródkiem, wyposażenie kuchni czy wielki telewizor. Pragnę doświadczyć płomiennej, autentycznie romantycznej miłości rodem z powieści lub kina – nawet jeśli miałoby to oznaczać długi związane z kupnem małego mieszkania.

Ewa, 20 lat

Czytaj także:
„Wredna księgowa zarzuciła sidła na mojego męża. W głowie wymyśliła sobie plan, który realizowała krok po kroku”
„Od początku mąż nie chciał grać ze mną do jednej bramki. Tolerowałam zdrady, bo bałam się samotności”
„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale za moimi plecami zaproponował jej romans”

Redakcja poleca

REKLAMA