„Mój chłopak miał dostać spadek po babci, jeśli się ożeni. Jego matka zapłaciła mi, żebym namówiła go na ślub”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Matka Marcina przez cały czas zadawała mi bardzo osobiste pytania. Wkrótce miałam przekonać się, że nie byłam na kolacji, a na castingu. Przesłuchiwała mnie, by dowiedzieć się, czy jestem materiałem na synową, którą będzie mogła łatwo manipulować”.
Listy od Czytelniczek / 17.11.2023 18:30
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61

W romantycznych filmach każdy ślub jest poprzedzony wielką miłością. Życie pisze zupełnie inne scenariusze.

Ja sakramentalne „tak” wypowiedziałam skuszona pieniędzmi i już wtedy doskonale wiedziałam, że obietnica wspólnego życia aż do śmierci jest w naszym przypadku zwykłą mrzonką. Nie chciałam skrzywdzić Marcina. Wyszło inaczej. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to, ale nie mogę. Podjęłam złą decyzję i jeszcze długo będę płaciła za to wyrzutami sumienia.

Pieniądze były dla mnie ważne

„Pieniądze szczęścia nie dają” – chyba każdy przynajmniej raz słyszał ten wyświechtany frazes. To zabawne, ale najczęściej powtarzają go osoby, które nigdy nie zaznały niedostatku. Kto dorasta w dobrobycie, może pozwolić sobie na luksus chłodnego dystansu w ocenie sytuacji innych. Ja nie pochodzę z majętnej rodziny, więc nikogo nie powinno dziwić, że pieniądze były dla mnie ważne, może nie najważniejsze, ale jednak.

Mój tata zmarł wkrótce po moich narodzinach. Ciężar utrzymania trójki dzieci spadł wówczas na barki naszej mamy, która by związać koniec z końcem, musiała pracować na dwóch etatach. Już jako dziecko wiedziałam, że na wszystkie swoje przyszłe potrzeby będę musiała zarabiać sama. Mówiąc wprost, nie był mi pisany ten cały dobry start.

W liceum czułam się gorsza od swoich rówieśników. Nie miałam modnych ciuchów ani najnowszego smartfona. Nie jeździłam na szkolne wycieczki, a każde wakacje spędzałam w mieście. By dołożyć się choć trochę do domowego budżetu, po lekcjach roznosiłam ulotki. Tak mijał mi dzień za dniem.

Jeszcze przed maturą oznajmiłam mamie, że nie pójdę na studia. Bardziej niż wykształcenie była mi potrzebna praca. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby najdroższa mojemu sercu osoba zaharowała się na śmierć. Ona jednak nie chciała o tym słyszeć.

– Nie bądź niemądra, córeczko. Oczywiście, że pójdziesz na studia. Twoi bracia nie mają na to szans. Po zawodówce jest im pisana tylko ciężka praca, ale to silne chłopaki i wiem, że sobie poradzą. A ty? Co chcesz robić? Pracować na kasie w supermarkecie? Czy tak, jak ja sprzątać cudze domy od świtu do wieczora? Nie, córciu. Tobie pisane jest inne życie. A o mnie nie musisz się martwić. Poradziłam sobie z trójką pociech, to poradzę sobie też sama.

Okazało się, że mama przez całe życie odkładała, ile mogła, by pomóc mi choć odrobinę na początku mojej drogi w dorosłość. Krwawiło mi serce, kiedy brałam od niej pieniądze, ale gdy zobaczyłam, jak bardzo ucieszyła ją informacja, że dostałam się na marketing i zarządzanie, zrozumiałam, że pracowała w pocie czoła właśnie dla tej chwili. Nie mogłam jej zawieść. Musiałam zdobyć wykształcenie, dla niej i dla samej siebie.

Mezalianse zdarzają się nie tylko w filmach

Pieniądze od mamy pozwoliły mi wynająć mieszkanie i urządzić się w nowym mieście, ale dalej byłam zdana już tylko na siebie. Miałam szczęście, bo szybko dostałam pracę jako konsultantka w call center. Nie zarabiałam dużo, ale wystarczało mi na utrzymanie.

„Tobie pisane jest inne życie” – nigdy nie zapomniałam tych słów. Na uczelni dawałam z siebie 110 proc. Chciałam, żeby mama mogła być ze mnie dumna. Randkowanie nie było mi w głowie, ale tylko do czasu, aż poznałam Marcina.

On był z zupełnie innego świata niż ja. Jego rodzina miała pieniądze, mnóstwo pieniędzy. W szkole aż huczało od plotek o fortunie, którą kiedyś odziedziczy. Nie dawał jednak poznać tego po sobie. Nie był zmanierowany i nigdy się nie wywyższał. Gdyby nie markowe ciuchy i nowe BMW, które parkował pod budynkiem uczelni, nigdy nie pomyślałabym, że jest z wyższych sfer.

Nie, nie mogę powiedzieć, że zakochałam się w nim bez pamięci. Po prostu lubiłam spędzać z nim czas. Spotykaliśmy się coraz częściej, aż w końcu zostaliśmy parą. Nie widziałam dla nas wspólnej przyszłości, ale było mi z nim dobrze.

Nie wiedziałam, co myśleć o tej propozycji

– Pamiętasz, że dzisiaj jemy kolację u moich rodziców? – zapytał mnie Marcin w pewne piątkowe popołudnie.

– Pamiętam i już nie mogę się doczekać.

To było kłamstwo. Uważałam, że na to jest jeszcze za wcześnie. On jednak nalegał, a ja nie miałam serca mu odmówić. O 20:00 dotarliśmy do rodzinnego domu mojego chłopaka. To była imponująca posiadłość, której bliżej było do pałacu niż do willi. Nagle poczułam się onieśmielona, a spotkanie z jego rodzicami tylko wzmogło we mnie to uczucie. Matka Marcina przez cały czas zadawała mi bardzo osobiste pytania.

Wkrótce miałam przekonać się, że nie byłam na kolacji, a na castingu. Przesłuchiwała mnie, by dowiedzieć się, czy jestem materiałem na synową, którą będzie mogła łatwo manipulować.

Trzy dni później zadzwonił do mnie ktoś z nieznanego numeru. To była matka Marcina. Powiedziała, że chce ze mną porozmawiać w cztery oczy. Domyślałam się, o co jej chodziło. „Nie pasujesz do naszej rodziny i chcę, żebyś dała spokój mojemu synowi”. Byłam jednak w błędzie.

– Zanim cokolwiek pani powie, chcę, żeby pani wiedziała, że nie zależy mi na pieniądzach Marcina. Nie rozmawiamy o wspólnej przyszłości i pewnie po studiach nasze drogi się rozejdą, może nawet szybciej – zapewniłam.

– Więc zacznij z nim o tym rozmawiać – usłyszałam w odpowiedzi.

Zaniemówiłam. Czy ona namawia mnie, żebym usidliła jej syna?

– Obawiam się, że nie rozumiem.

– Widzisz, moja droga, wielka fortuna ma to do siebie, że od czasu do czasu potrzebuje dużego zastrzyku gotówki, by mogła trwać. My właśnie teraz potrzebujemy takiego zastrzyku. Żeby nasza firma mogła dalej utrzymać się na rynku, musimy poczynić poważne inwestycje, a te wymagają finansowania.

Matka Marcina wyjaśniła mi, że niedawno zmarła jej teściowa, a w testamencie wszystko zapisała Marcinowi. Był jednak jeden haczyk. Mógł otrzymać spadek dopiero po swoim ślubie.

– Nie wiem, jak to zrobisz, ale spraw, żeby mój syn poprosił cię o rękę.

– Pani chyba żartuje?

– W tej kopercie jest 20 tys. złotych. Tylko nie mów mi, że te pieniądze nie są ci potrzebne. Wiem, skąd pochodzisz i wiem, dokąd zmierzasz. Po prostu weź to i zacznij się starać.

– Czy pani właśnie próbuje zaaranżować nasze małżeństwo?

– Bynajmniej. Wkrótce po ślubie rozwiedziecie się. Wasz związek będzie zabezpieczony intercyzą. Jeżeli rozwód nastąpi z twojej winy, nie dostaniesz nic. Jeżeli jednak rozstaniecie się z winy mojego syna, dostaniesz mały kawałek z tego wielkiego tortu. Nie musisz się martwić, już ja się postaram, żebyś dobrze na tym wyszła. To 20 tys. to ledwie zaliczka. Przemyśl to.

W tym samym momencie wstała od stołu i wyszła. Gdyby tego nie zrobiła, powiedziałabym jej, co o tym myślę. Ona jednak postąpiła jak wytrawny strateg. Sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać. Myślałam, myślałam, aż w końcu uznałam, że to świetna okazja. Do dziś nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ten chory układ.

Po rozwodzie zostałam bez pieniędzy

Doprowadzenie Marcina przed ołtarz zajęło mi sześć miesięcy. Po ślubie zamieszkaliśmy w rezydencji jego rodziców. Mieliśmy do dyspozycji całe skrzydło. Zachłysnęłam się tym życiem, ale przez cały czas pamiętałam, że to wkrótce się skończy.

Pewnego dnia zapytałam moją teściową, jak zamierza rozbić nasz związek. Wyjawiła mi, że dojdzie do zdrady. Niemal zaśmiałam się jej w twarz.

– Marcin nigdy mnie nie zdradzi.

– Zaufaj mi.

Podła żmija mówiąca o zaufaniu. To dopiero zabawne. Nie zaufałabym jej, nawet gdyby zależało od tego moje życie. Miałam rację, bo cały czas knuła przeciwko mnie.

Po zajęciach Marcin najczęściej zajmował się rodzinnym interesem. Ja miałam dużo wolnego czasu. Lubiłam go spędzać z książką w dłoni, w niewielkim parku przylegającym do posiadłości. Z czasem zaprzyjaźniłam się z ogrodnikiem zatrudnionym przez moją teściową. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam z nim romansować. Nigdy nie uważałam się za głupią, ale dopiero gdy nakrył nas mój mąż, zorientowałam się, że od początku taki był jej plan. Byłam tylko marionetką, a ona pociągała za sznurki.

Sąd orzekł rozwód z mojej winy i zgodnie z intercyzą, nie miałam prawa do pieniędzy Marcina. Należało mi się. Zrobiłam straszną rzecz. Skrzywdziłam człowieka, który obdarzył mnie uczuciem i który zaufał mi bezgranicznie. Jak mogłam być taka głupia? Nie mogę tego naprawić, ale mogę zrobić coś innego. Mogę ujawnić wszystko Marcinowi. On zasługuje na szczerość. Musi dowiedzieć się, że dla matki jego szczęście jest mniej ważne od pieniędzy.

Kamila, 23 lata

Czytaj także:
„Żona co weekend wychodzi do klubu się bawić, a mnie zostawia samego z dziećmi. Wyznała, że nie wyszumiała się przed ślubem”
„Siostra adoptowała Jasia, a potem go poślubiła. Po latach miłość matczyna ustąpiła miejsca tej romantycznej”
„Nie wiedziałam, czemu tak często odwiedza nas proboszcz. Mama na łożu śmierci wyznała, że ksiądz jest moim ojcem”

Redakcja poleca

REKLAMA