„Mój chłopak, gdy widzi swoich kumpli, zmienia się w aroganckiego drania. Traktuje mnie, jak nic niewarty stary rupieć”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
„Odłożył pilota i gapił się w ścianę z miną, jakby mu ktoś podłożył królicze bobki zamiast draży. Na Boga, chłop jak dąb, prawie dwa metry, a strzela podkówkę jak przedszkolak. Biedny dzieciaczek, któremu coś nie odpowiada, zamiast pogadać, to się dąsa. Typowy facet”.
/ 25.07.2022 09:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

Wojtek siedział nabzdyczony i bezmyślnie przełączał kanały w telewizorze. I cyk, teraz sport, a po chwili – delfiny, film wojenny.

– Proszę, przestań pstrykać – dużo mnie kosztowała ta uprzejmość. – To okropnie irytujące.

Odłożył pilota i gapił się w ścianę z miną, jakby mu ktoś podłożył królicze bobki zamiast draży. Na Boga, chłop jak dąb, prawie dwa metry, a strzela podkówkę jak przedszkolak.

– Nie rozumiem, dlaczego to takie ważne – drążyłam. – Przecież ty nawet nie lubisz takich nasiadówek. Spotkałeś kumpla z liceum, dobra.  On cię zaprosił…

– Z narzeczoną – uściślił.

– Czyli ze mną – przyjęłam do wiadomości. – Ale nie widziałeś go kupę lat, nie znasz jego żony… Ty wiesz, jaki to może być niewypał?

– Znam Anię. Ale przede wszystkim rozumiem, że ludzie, którzy sprowadzają się do wielkiego miasta, mogą się czuć samotni – westchnął Wojtek. – Ty jesteś stąd, nie kminisz klimatu.

Szybko nam zabrakło tematów do rozmowy

No dobra, na takie dictum nie miałam żadnego argumentu, więc się zgodziłam, wytargowując tyle, że jak będzie naprawdę strasznie, to zwiniemy się wcześniej. Powiem, że mnie boli głowa, albo właśnie „dostanę” esemesa, że mam matkę w szpitalu i spadamy.

Generalnie, uważałam, że Wojtek to beznadziejnie załatwił – spotkania po latach najlepiej urządzać na gruncie neutralnym. Spotkać się w knajpie i jak nie wypali, po prostu się zwinąć; tak jest łatwiej i bezkonfliktowo.

– Zobaczysz, będzie cool – Wojtek cmoknął mnie w policzek, gdy już staliśmy pod jednymi z setek drzwi popeerelowskiego osiedla. – To fajny chłopak, ona też była w porządku.

– Tylko nie gadajcie cały czas o ludziach, których nie znam – poprosiłam i nacisnęłam dzwonek.

– O, jesteście! – otworzył nam szczupły facet z brodą. – Ty pewnie jesteś Karolina? – podał mi dłoń. – Przemek. A to moja żona, Ania – przedstawił  blondynkę przepasaną fartuszkiem. – Wchodźcie, rozgośćcie się.

Diabeł we mnie zarechotał, widząc pieróg biłgorajski na stole – że też oni zawsze ciągną za sobą te regionalne wynalazki! Chyba się jeszcze nie zdarzyło, żeby na jakiejś imprezie z ziomalami Wojtka ich zabrakło. Nic, mogło być gorzej: flaki albo ta śmieszna zupa w chlebie, którą się człowiek zawsze uświni po uszy. Ania uśmiechnęła się.

– Przemek nalegał. Stwierdził, że twojemu Wojtkowi na pewno brakuje domowych przysmaków.

– Faceci! – prychnęłam wieloznacznie, zachowując dla siebie, że Wojtek od jakiegoś czasu szaleje za chińszczyzną i ciąga mnie po wszystkich azjatyckich knajpach w Krakowie.

Niech się, chłopina, pomęczy z pasztetem z kaszy, skoro tak chciał przyjść. Pogadaliśmy o pogodzie, potem prześliznęliśmy się po polityce, szybko zmieniając temat, gdy wyszły różnice w poglądach. Zapytałam o pracę i Anka się rozgadała o roszczeniowych wielkomiejskich matkach przedszkolaków.

Mniej więcej po godzinie poczułam, że zasoby wspólnych tematów dramatycznie się kurczą i zaproponowałam, żebyśmy w coś zagrali.

Przecież to są jakieś żarty?!

– Sorry – wzruszył ramionami Przemek. – Nie znoszę kart. Moja babcia zawsze mawiała, że kto gra w karty, ten ma łeb obdarty, a ponieważ u nas w rodzinie faceci szybko łysieją, jakoś wziąłem to sobie do serca.

– Myślałam raczej o planszówkach – sprostowałam.

– Nie mamy, niestety, żadnych – Anka zrobiła tak żałosną minę, że natychmiast poczułam się winna.

Na szczęście, Wojtek rzucił jakąś uwagę o szachach, Przemek podchwycił i po chwili gadali już o turniejach szachowych w rodzinnym mieście.

– Gruby z klasy wyżej zawsze wygrywał – przypomniał sobie Wojtek.

– Pamiętacie go? Takie ogromne chłopisko, zawsze spocone.

– Kacper – powiedziała Ania. – A wiesz, jakie to teraz ciacho?

– Niemożliwe – stwierdził mój chłopak kategorycznie. – Cała ich rodzina była genetycznie otyła.

Anka z Przemkiem spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.

– Założysz się?

Wojtek wzruszył ramionami, a wtedy pan domu wyszedł na chwilę i wrócił z płytą. Odpalił komputer i wsunął płytę do kieszonki.

Teraz będziemy oglądać film z wesela?!

Jeśli miałam jakieś nadzieje, że skończy się na obejrzeniu cudownie odchudzonego mistrza szachownicy, to byłam w błędzie. Cała trójeczka tłoczyła się przy monitorze, co rusz wyławiając z obrazu jakąś znajomą twarz. Jeśli miałam jakieś nadzieje, że skończy się na obejrzeniu cudownie odchudzonego mistrza szachownicy, to byłam w błędzie. 

Cała trójeczka tłoczyła się przy monitorze, co rusz wyławiając z obrazu jakąś znajomą twarz.
 
– To Grażynka? O rany, jaka matrona! Twoja mama, Przemek, świetnie wygląda… Ja nie mogę, nawet Baśka przyjechała… A przecież jest teraz szychą w Warszawie!
 
Czekałam, aż ktoś sobie przypomni o moim istnieniu, ale gdzie tam! Wszystko ich pasjonowało: turlanie jajeczka, rzucanie bukietem, przyśpiewki, a nawet popisy wodzireja, który wyglądał, jakby właśnie przybył machiną czasu z głębokiej komuny. 
 
Czułam, że jak czymś się nie zajmę, to zasnę, a tego mi Wojtek nie wybaczy. Wyjęłam telefon i popijając wino, zaczęłam odpisywać na zaległe maile, potem zajrzałam na portal społecznościowy, wreszcie wyszłam do łazienki. Wracając, zderzyłam się z Anią.

A co z naszą umową?

– O, skończyliście już oglądać – ucieszyłam się.
 
– Właściwie nie – wyjaśniła. – Poszłam po płytę z poprawin. Mam nadzieję, że się nie nudzisz – roześmiała się perliście.
 
– A jak ci się zdaje? – zapytałam i podeszłam do Wojtka, mówiąc, że głowa mnie boli i chciałabym już wracać
 
– Może weź tabletkę – zaproponował i wtedy naprawdę się wnerwiłam.
 
– Po alkoholu, geniuszu? Kluczyki – wyciągnęłam rękę.

– Dobra już, dobra – wstał i zaczął się żegnać, przepraszając za moją niedyspozycję. Odezwał się, dopiero gdy wysiedliśmy przed naszym domem. 
 
– To było niegrzeczne – stwierdził. – A nawet chamskie.
 
– Jasne – prychnęłam. – Bo traktowanie gościa jak mebel to szczyt kultury! 
 
No i super. Przed nami weekend, a ten się nie odzywa, bo zraniłam uczucia jego i jego ziomków. Jeśli czeka na przeprosiny, to mu życia zabraknie.

Czytaj także: 
„Żona traktowała mnie jak niedojrzałego gówniarza, a kochanka zdradziła mnie ze swoim... kuzynem. Kobiety to zło wcielone”
„Matka dawała mi odczuć, że przeklina dzień, w którym mnie urodziła. Dla niej byłam czarną owcą podmienioną w szpitalu”
„Kiedy wróciłem do domu pijany w Wigilię, żona zrobiła mi awanturę. Obraziłem się i zostawiłem ją samą na święta”

Redakcja poleca

REKLAMA