„Mój brat skrycie mnie nienawidził. Zazdrościł mi powodzenia u kobiet i dobrych kontaktów z ludźmi. Byliśmy różni...”

chłopak zmartwiony nienawiścią swojego brata fot. Adobe Stock
Zawsze go podziwiałem. Był najlepszy we wszystkim, co robił. Gdy założył firmę, odniósł wielki sukces. Ja ciągle wpadałem w kłopoty i nie miałem wykształcenia. Krzysiek dał mi pracę, ale był wobec mnie bardzo oschły. Aż w końcu wykrzyczał mi, że zatrudnił mnie tylko na prośbę mamy...
/ 16.04.2021 11:23
chłopak zmartwiony nienawiścią swojego brata fot. Adobe Stock

Kiedy mój brat zaczął mnie nienawidzić? Nie wiem, ale to musiało w nim rosnąć od dawna. Kiełkować jak ziarno rzucone na podatną glebę, a potem stopniowo przeradzać się w chwast, który w pewnym momencie zajął całą jego duszę. Kiedy byliśmy dziećmi, rodzice dbali o to, byśmy dużo czasu spędzali razem, więc Krzysiek w naturalny sposób stał mi się bliski. Traktowałem go jak mentora, wyrocznię, niedościgniony ideał. Był starszy ode mnie, mądrzejszy. Zawsze zbierał najlepsze oceny, wygrywał olimpiady, działał w różnych organizacjach i kółkach zainteresowań. No, prawdziwy prymus, bez dwóch zdań!

Choćbym nie wiem jak się starał, nie byłem w stanie doskoczyć do jego poziomu

Dlatego nawet specjalnie nie próbowałem. Miałem inne zainteresowania. Lubiłem dziewczyny, imprezy, robienie interesów z chłopakami z osiedla. To nie było nic takiego, zwykłe pośrednictwo. Ktoś chciał coś sprzedać, ktoś inny kupić. Ja tylko negocjowałem warunki. Podobno miałem gadane, więc szło mi całkiem nieźle, no i dzięki temu zarabiałem pieniądze na swoje wydatki.

Mogłem zabrać Kasię czy inną Zosię na randkę i bez skrępowania pokazać gest. Krzysztof nie chodził na randki, za bardzo był zajęty nauką. Kiedyś nawet spytałem go, czy nie ma ochoty poznać takiej jednej Oli. Była koleżanką mojej ówczesnej dziewczyny, bardzo ładna i miła, pasowaliby do siebie. Zrobił wtedy dziwną minę, nadął się jak balon, po czym odparł, że nie ma czasu na takie głupoty. W sumie go podziwiałem.

Ja nie miałem w sobie tyle determinacji, żeby rezygnować z przyjemności dla jakiegoś wyższego celu. A jego celem była kariera. Właściwie do jej zrobienia dążył, odkąd pamiętam, i oczywiście osiągnął sukces. Studiował na prestiżowej uczelni, którą ukończył z wyróżnieniem przed czasem, potem założył własną firmę i przez lata rozwinął ją tak, że stała się jedną z największych na europejskim rynku.

Mój brat dosłownie wymiatał! W tym czasie mnie samemu nie bardzo się wiodło. Nie skończyłem szkoły, bo nie chciało mi się uczyć. Nadal robiłem interesy na mieście, ale pech chciał, że popadłem w kłopoty z prawem. Towar o dość dużej wartości, na który znalazłem klienta, okazał się kradziony i sprawą zainteresowała się policja. Mnie i paru innych gości zgarnęli, postawili jakieś wydumane zarzuty. Ogólnie kiepska sprawa.

A raczej byłoby kiepsko, gdyby nie Krzysztof, który wtedy uruchomił swoje kontakty, i jego znajomym udało się wybronić mnie przed sądem. A potem jeszcze dał mi robotę u siebie w firmie, żebym wyszedł na prostą. Bardzo mi było miło, że tak o mnie dba, nie powiem. Co prawda w tej jego firmie czułem się trochę… No, powiedzmy, że nieswojo.

Pracowałem na najniższym możliwym stanowisku, podczas gdy on był szefem

Nie to, że chciałbym nie wiadomo czego, absolutnie, byłem mu wdzięczny za okazaną mi dobroć. Po prostu czasem miałem wrażenie, że nie chce się do mnie przyznawać. Ludzie w tej firmie byli w porządku, chodziliśmy razem na piwo, nawet z kierownikami wyższego szczebla. Tylko Krzysztof był dziwnie zimny i wyniosły, zupełnie jakbym nie był jego bratem, tylko… no właśnie, sam nie wiem kim.

Pamiętam, jak raz przechodził korytarzem, akurat kiedy gawędziłem z kilkoma innymi pracownikami. Śmialiśmy się, żartowaliśmy. Próbowałem wciągnąć Krzysztofa do rozmowy, a on spojrzał na mnie jakby ze złością i lodowatym tonem wycedził, że powinniśmy się zająć pracą, a nie ploteczkami.

– Twój brat ma kij w tyłku, co nie, Sebuś? – szepnął do mnie wtedy jeden z kolegów i zachichotał.

Tydzień później już nie pracował w tej firmie. Dostał wypowiedzenie.

Chciałem go rozerwać, poznać z fajną dziewczyną

Miałem wrażenie, że mój brat z trudem toleruje mnie u siebie, choć starałem się wykonywać moją pracę najlepiej, jak potrafiłem. W końcu dał mi szansę, nie chciałem go zawieść. Co gorsza, na gruncie prywatnym też zaczynałem czuć między nami dystans. Robiłem, co mogłem. Wpadałem do niego w odwiedziny, próbowałem wyciągać go na imprezy, żeby choć trochę się rozerwał. Tylko raz się złamał.

Poszliśmy razem do klubu, to były jego urodziny, więc oświadczyłem, że nie ma wyjścia, bo już zarezerwowałem nam stolik. Zatroszczyłem się też o towarzystwo. Dwie piękne, wesołe dziewczyny. Jedną z nich specjalnie poprosiłem, żeby zajęła się Krzysztofem, bo on jest trochę nieśmiały i sam raczej nie podejmie inicjatywy. Na początku był nieco spięty, ale gdy zobaczył, że Sandra, bo tak było dziewczynie na imię, jest nim zainteresowana, nieco się rozluźnił i nawet wypił kilka drinków.

Nie wiem, jak to się dalej potoczyło, bo sam nieźle się rozluźniłem i razem z tą drugą, Martą, skończyliśmy imprezę u mnie. Zostawiliśmy Krzysztofa i Sandrę w klubie. Twierdził, że sobie poradzi. Następnego dnia w pracy nawet pytałem go o nią, ale nie chciał nic mówić. Jego niechęć do zwierzeń mnie nie dziwiła, zawsze tak miał, więc nie zaprzątałem tym sobie głowy zbyt długo. Tym bardziej że na mojej drodze stanęła wkrótce Gabrysia.

To dla niej postanowiłem porzucić hulaszczy tryb życia i się ustatkować. Ponieważ nie bardzo miałem pieniądze na ślub i wesele, zacząłem się starać o przeniesienie do działu sprzedaży, gdzie płacili dużo lepiej. Ani myślałem iść do Krzysztofa i prosić się o cokolwiek, wolałem najpierw udowodnić, że się do tego nadaję. I wyszło mi to całkiem nieźle, przyznam nieskromnie. Raz czy dwa zaproponowałem im swoją pomoc, kiedy ten czy inny pracownik znikał na chorobowym. Robiłem to wszystko nieodpłatnie, po godzinach, cały czas wykonując przy tym także swoje obowiązki.

I co? W ciągu dwóch tygodni udało mi się pozyskać więcej klientów niż niektórym podczas kilku miesięcy.

– Sebuś, naprawdę niezły jesteś w te klocki – pochwalił mnie jeden z kierowników.

Wykształcenie nie jest ważne, liczy się gadka!

Moje wyniki sprzedaży mówiły same za siebie. Liczyłem na to, że wobec tego nie będę musiał się odzywać w wiadomej kwestii, sami zaproponują mi stanowisko. Myliłem się. Kierownictwo milczało na temat mojego awansu jak zaklęte, a moje delikatne sugestie zbywane były półsłówkami. W końcu postanowiłem porozmawiać z szefem otwarcie. Stefan był najwyżej postawionym gościem w firmie, poza moim bratem oczywiście. Generalnie w porządku człowiek.

– Słuchaj – powiedziałem mu. – Wiem, że szukacie ludzi do działu sprzedaży. Chcę aplikować.
– Sebastian, prawdę mówiąc, nie masz za bardzo doświadczenia… – Stefan wyraźnie się zmieszał.
– Daj spokój, na co komu doświadczenie? – machnąłem ręką. – Obaj wiemy, że w tej branży liczą się wyniki. A widziałeś, że wyniki mam, nieskromnie mówiąc, kosmiczne!
– To prawda, szło ci bardzo dobrze, jednak ludzie, którzy dla nas pracują, pokończyli wyższe uczelnie, przepracowali w różnych miejscach kilka lat, zasłużyli na to, gdzie są obecnie, natomiast…
– Że co?! – zdenerwowałem się. – O czym ty mówisz, Stefan?
– Wiesz co, lepiej porozmawiaj o tym z Krzysztofem – westchnął on, po czym po prostu wyszedł z sali.

Nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego kazał mi iść do brata?

Przecież to Stefan zajmował się rekrutacją do wszystkich działów, on był odpowiedzialny za takie rzeczy. No, ale zrobiłem, jak mi poradził, choć przyznaję, dosyć niechętnie. Tymczasem Krzysztof zwyczajnie mnie spławił!

– Seba, nie mogę kwestionować decyzji mianowanego przez siebie kierownictwa – powiedział mi jak zwykle tonem mentora. – Jeżeli Stefan uznał, że nie jesteś gotowy na to stanowisko, to niezręcznie byłoby mi się z nim spierać. Zresztą myślę, że sam też czułbyś się niekomfortowo, gdybym interweniował w takiej sprawie. O awansie powinny decydować kompetencje, nie znajomości.

– Jakie kompetencje? Magister przed nazwiskiem? Wiesz, że to bzdura. Trzeba mieć dobrą gadkę i fajny kontakt z ludźmi, żeby kupili od ciebie produkt i jeszcze ci za to dziękowali. Ja to potrafię!
– Mój drogi, o kontakcie z jakimi ludźmi mówisz? – Krzysztof wydął usta w geście pogardy. – Twoi koledzy i koleżanki z osiedla to jednak nie to samo co nasi kontrahenci.
– Daj spokój, przecież od dawna się z nimi nie zadaję. Zresztą, co to ma do rzeczy? Potrafię dogadać się z każdym. Z tymi twoimi kontrahentami też, udowodniłem to przez te dwa tygodnie, kiedy Anka była na zwolnieniu. Poza tym w firmie wszyscy mnie lubią, nawet ze Stefanem chodziliśmy na piwo. Nie rozumiem, dlaczego teraz nagle ma ze mną jakiś problem…
– Widzisz, sęk w tym, że wspólne picie piwa to nie jest sposób na zrobienie kariery. Kiedy człowiek chce coś osiągnąć, powinien pracować na to długo i wytrwale. Pokonywać kolejne trudności, nie zrażać się porażkami, być uczciwy wobec siebie i innych. A nie chodzić wszędzie na skróty i uważać, że ma prawo do tego samego, co ten, który ciężko pracował i…
– A więc o to tutaj chodzi! – nagle wszystko zrozumiałem. – To nie Stefan mnie blokuje, tylko ty!
– Ja po prostu chcę dla ciebie dobrze – Krzysztof nawet odrobinę nie zraził się tym, że go zdemaskowałem. – Jesteś moim młodszym bratem i nigdy nie pochwalałem tego, jaką drogą poszedłeś. Towarzystwo w którym się obracałeś, doprowadziło cię przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Przypominam ci, że to ja byłem tym, który ci wtedy pomógł!
– Wiem, i jestem ci za to bardzo wdzięczny, ale nie o tym teraz mówimy. Dlaczego nie chcesz, żebym dostał ten awans? – spytałem go wprost.
– Jak już mówiłem, na awans, podobnie jak na wszystko inne, trzeba sobie zasłużyć ciężką pracą, a nie piciem piwa z kim popadnie i opowiadaniem głupich dowcipów – odparł cierpko Krzysztof.
– Teraz przeszkadzają ci moje dowcipy? – wnerwiłem się. – Innym jakoś pasują! Tylko ty jesteś cały czas poważny, jakby ci matkę zamordowali. Nic dziwnego, że mówią o tobie, że masz kij w tyłku!

Uważał, że chcę iść drogą na skróty, spijać śmietankę

Zobaczyłem ten grymas na jego twarzy i wiedziałem, że przegiąłem.

Jeśli mowa o matce, to nie kto inny, tylko ty prawie doprowadziłeś ją do śmierci – wycedził. – Nie chciała, żebyś o tym wiedział, ale kiedy cię zamknęli, dostała zapaści i wylądowała w szpitalu. Lekarz mówił, że mocno przyczynił się do tego stres. Leżała w szpitalnym łóżku i płakała: „Co będzie z moim biednym synkiem, jak on sobie poradzi!”. Ledwo mogła mówić, a i tak mówiła tylko o tobie! O ukochanym Sebusiu, który nic, tylko przysparzał jej zmartwień! To ona ubłagała mnie, żebym wyciągnął cię z tego bagna, a potem zatrudnił u siebie. Zrobiłem to tylko dla niej!

– Nie wiedziałem, że była w szpitalu… – bąknąłem.
– Oczywiście, że nie wiedziałeś! Bo jeszcze byś pomyślał, że to przez ciebie, a przecież nie wolno w tobie wzbudzać poczucia winy. Ale i tak byś go nie miał. Zawsze widziałeś tylko czubek własnego nosa! Nie obchodziło cię nic poza twoimi kolegami, imprezami i ciemnymi interesami. Podczas gdy ja harowałem jak wół, żeby zostać kimś, ty się bawiłeś, a teraz chcesz spijać śmietankę!
– Co ty gadasz? Jaką śmietankę? Chcę tylko zarobić na rodzinę, bo w przeciwieństwie do ciebie mam zamiar ją założyć – warknąłem.
– Założyć rodzinę! Ty! – prychnął. – Z kim, z jakąś kolejną lafiryndą poznaną w klubie?
– Lepiej uważaj na słowa – zagroziłem mu. – Jesteś zazdrosny czy jak?
– Zazdrosny? O te twoje dziunie, z pomocą których zawsze próbowałeś mnie upokorzyć?! – Krzysztof był na skraju wytrzymałości, aż trząsł się ze złości. – Chyba sobie żartujesz! Takie kobiety mnie nie interesują. Puste lale z dużymi piersiami, które nie potrafią docenić prawdziwego intelektu, zapatrzone w głośnych idiotów gadających jak najęci i opowiadających głupawe żarty…

Spojrzałem wtedy na niego w nagłym olśnieniu.

– Tak, jesteś zazdrosny… – wyszeptałem zdumiony. – O mnie.
– Dosyć tego! – zawołał Krzysztof wściekły jak jeszcze nigdy. – Wynoś się z mojego domu! I z mojej firmy także! Idź, pobryluj sobie w towarzystwie gdzie indziej, napij się piwa, z kim trzeba, prześpij się, z kim trzeba, na pewno szybko awansujesz! Ale ode mnie się trzymaj z daleka!

A więc wyniosłem się, tak jak mi kazał. Co innego mogłem zrobić?

I rzeczywiście dobrze sobie poradziłem, ale nie w tym rzecz. Ból i poczucie zawodu pozostały. Nigdy nie sądziłem, że mój brat, którego zawsze traktowałem jak wzór do naśladowania (choć może sam nie potrafiłem go naśladować), żywił wobec mnie takie uczucia. Gdybym wiedział, to… czy cokolwiek mogłem zrobić inaczej? Sam nie wiem, przecież byłem po prostu sobą. Kimś całkowicie różnym od niego. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA