Czy ja jestem przedszkolakiem, żeby mi urodziny urządzać? Ale moja rodzinka, oczywiście, zachwycona pomysłem, jakby co najmniej wymyślili nowe źródło energii ratujące świat.
– Będzie cudownie, Jakubie – żona już robiła wielkie plany. – Zaprosimy wszystkich! Nawet twój brat obiecał przyjechać z Francji, w końcu się zobaczycie.
Czy ja mówiłem, że tęsknię za Heńkiem, o, pardon, za Henrim?
Też mi brat, ojców mamy innych
Mamusia, świętej pamięci, była stanowczo zbyt urodziwa, by się trzymać jednych portek całe życie.
– Ciekaw jestem, jak zamierzacie zmieścić sześćdziesiąt świeczek na torcie – prychnąłem. – Lepiej od razu włóżcie granat do środka.
W końcu uległem, zresztą, powiedzmy sobie szczerze, miałem coś do gadania? Baśka się cieszyła, obie córki zapowiedziały przybycie, do tego jakieś ciotki, które ledwo kojarzyłem, nawet wynalazły mi kuzyna w Szczecinie. Tego akurat pamiętałem: przez całe dzieciństwo i młodość zaniedbywał swoje zdrowie, a tu patrzcie państwo, dożył moich sześćdziesiątych urodzin. Podobno już nawet nie pije. Zobaczymy.
Jak dla mnie – morze kasy wywalone w błoto. Wynajęcie lokalu, pewnie jakieś noclegi dla przyjezdnych, stosy żarcia i nawet z nikim nie pogadam, bo będą się kłębić jak psy w boksie. O prezentach nie chce mi się myśleć, pewnie znowu dostanę gotowe paczki z kosmetykami, których nie używam, i różne cuda na serce, na stawy, ogólną kondycję psychofizyczną. Na wszystkich tych specyfikach powinni drukować od razu napisy „memento mori”, bo temu w końcu służą: przypomnieniu, że wszystko w środku się sypie i czas zrobić miejsce dla młodszych.
– Jesteś, tatuś, okrutnie zgryźliwym tetrykiem – przytuliła się Krysia, gdy jej wyjawiłem wszystkie swoje obiekcje.
– Jak wąż – dodała moja wnuczka spod stołu. – Albo żmija.
– Kocham cię, mała – szepnąłem, podnosząc obrus. – Daleko zajdziesz.
– Tato – żachnęła się córa. – Ty mi tu nie psuj dzieciaka!
Dziewczyny są super, wszystkie
I córy, i wnuczka. Po jaką cholerę dałem sobie wmówić te trzydzieści lat temu, że jako mężczyzna pragnę następcy? Czy ja jakiś hrabia jestem albo inny baron, pałacami i tytułami będę dzielić? Trzeba sobie było Jakuba młodszego odpuścić, urodziłby się komuś o odporniejszych nerwach, a ja byłbym spełniony jako ojciec. Oglądałbym dyplomy Krysi, wpadając niby po drodze do jej gabinetu, podziwiałbym Karolinę w telewizji. Gęba aż sama się otwiera, żeby się pochwalić: to moje dzieci. Ale zaraz się trafi ktoś, kto zapyta: Kuba, a ty masz jeszcze syna, prawda? Co tam u juniora? Skończył to prawo? Ani prawa, ani lewa nie skończył. Trzydzieści lat chłop i wciąż stoi na skrzyżowaniu. Wręcz zaczął się tam urządzać!
– Daj dziecku spokój – powtarza mi żona, gdy sobie przypomnę o tym huncwocie. – Znowu tabletki będziesz brał…
– To nie jest, do cholery, dziecko, Baśka! Ja w jego wieku miałem trójkę dzieci
– Dwójkę – poprawiła. – Kubuś urodził się zimą, a urodziny masz latem.
Faktycznie, to ci różnica. Poszedł na prawo, ale po siedmiu miesiącach zrezygnował, bo się zorientował, że trzeba się dużo uczyć. Do domu, rzecz jasna, nie wrócił, Baśka mnie przekonała, bym płacił dalej za stancję.
– Stać nas – orzekła. – Chłopcy zawsze wolniej dojrzewają, dajmy mu czas.
I tak już bulę prawie dziesięć lat! Było prawo, potem archeologia, filmoznawstwo, jakiś biznes z koleżką… Cztery lata temu odmówiłem sponsorowania czegokolwiek oprócz mieszkania, myślałem, że się chłop weźmie za uczciwą robotę. Głupi nie jest, niesprawny też, tylko takie ciepłe, rozmamłane kluchy jakieś… Dziwi się światu: że ludzie nie są uczciwi, że koledzy zakładają rodziny i musi wciąż znajdować młodszych, że życie, w gruncie rzeczy, jest sekwencją tych samych czynności powtarzanych do śmierci… Nawet Krysia mu ostatnio powiedziała, żeby się ogarnął, bo to, co było urzekające w wieku siedemnastu lat, teraz jest tylko infantylne.
– Ty za to masz mentalność starej baby – prychnął na siostrę. – A dusza? Gdzie twoja dusza, myślałaś o tym kiedyś?
Dusza! No, ja nie mogę…
– Może ty księdzem powinieneś zostać? – odpowiedziałem mu. – A nie, czekaj, oni też muszą skończyć studia…
– Ojciec sam po technikum, a gada, jakby co najmniej profesora miał – burknął. – I jakim księdzem? Chciałbym mieć dziewczynę, dzieci, żyć po swojemu.
– Też bym chciał, żebyś miał kogoś, kto się będzie o ciebie troszczył zamiast mnie – skwitowałem. – Ciągle cię mam w ewidencji, chłopie. To się robi po prostu nie do zniesienia.
Jakiś czas temu, Karolina, robiąc program na wyspie Wolin, zadzwoniła do mnie szalenie podekscytowana.
– Kurde, tatuś – powiedziała – usiądź sobie, bo mam takiego newsa, że się złożysz jak scyzoryk.
Prawdę mówiąc, myślałem, że w końcu postanowili się pobrać z tym jej reżyserem, niestety, nie o to chodziło.
– Twój syn, a mój osobisty brat, zwany Jakubem młodszym, został Wikingiem.
Myślałem, że to jakiś żart.
– Prawdziwym wikingiem z Jomsborga – wyjaśniła córka i w tym momencie przestałem cokolwiek rozumieć.
Przecież wikingów już nie ma. Ani mitycznego Jomsborga, o ile dobrze kojarzę. Rozumiem, że świat filmu i telewizji rządzi się swoimi prawami, ma własny styl i humor, ale robić w konia starego ojca, to już jest przesada. Powiedziałem to zresztą Karolinie, a ona stwierdziła, że to nie żarty. Wydaje się, że Kuba odnalazł się w skansenie, ma tam przyjaciół, jest szanowanym członkiem społeczności i zastanawia się, czy w ogóle nie zostawić w diabły życia w Szczecinie.
– Znowuż słomiany ogień – jęknąłem. – Trzydzieści lat na karku, a temu wciąż zabawy w głowie.
– Wyślę wam zdjęcia na maila – obiecała córka. – Mnie się podoba!
Teraz dopiero pajaca z siebie zrobił…
Brodę zapuścił, chociaż sto razy mówiłem, że zarost ma żaden. Te kilka włosków zaplótł w warkoczyk, sukmanę jakąś włożył, jakby uszytą z worka po ziemniakach. I rzemyków ponawieszał na rękach, na szyi… A to co? Tatuaż?
– Jak recydywista – jęknąłem, już wyobrażając sobie scenę, gdy cudak pojawia się na moich urodzinach w swoim stroju galowym. – Baśka, ratuj!
– Ale… Popatrz, popatrz, Jakubie – szturchnęła mnie. – Tu jest z jakąś panną… Całkiem niczego sobie.
Nawet nie zauważyłem, też taka bura, tyle że bez brody… Zawsze to coś, nie?
– I wzrok ma taki szczęśliwy – dopatrywała się żona. – Może się ustatkuje wreszcie… Karolinka mówiła, że teraz biżuterię robi.
– Z tego, co tu widzę, to żadna sztuka – prychnąłem. – Średnio uzdolniony przedszkolak by podołał.
Wiking, na Boga! Kiedy płynęliśmy kiedyś na wczasach statkiem wycieczkowym, rzygał jak kot, ledwo postawił nogę na pokładzie! Ale co tam, rodzina zachwycona, że Kuba taki oryginalny i nieszablonowy. Karolina już planuje, jak będzie pilotował jej ekipę na wielkim Festiwalu Słowian i Wikingów w sierpniu, Krysia się zastanawia, czy też nie jechać z rodziną, Baśka męczy, że może my też byśmy… Z ciekawości przeczytałem, co tam się co roku odprawia, ale tak, jak myślałem – bzdury jakieś. Udawanie bitew, teraz się to nazywa rekonstrukcja, pokaz rzemiosł. To by niby mogło być ciekawe, ale skoro mój syn w kilka miesięcy został jubilerem i mam tam oglądać podobnych „artystów”, to ja serdecznie dziękuję. A do tego ta cholerna impreza urodzinowa. Komu to potrzebne?
Już mi się śni po nocach, że Kuba przyjeżdża w swoich wikińskich szmatkach jak jakiś pokręcony Król Kartofla i opowiada wszystkim, jak został nieustraszonym (he, he) wojownikiem nordyckim (to się chyba berserk nazywa). Już widzę, jak ten gamoń pokazuje tatuaże, pobrzękuje miedzianymi kółkami…
Boże, za co tak mnie karzesz?
– Przestań histeryzować – powtarza mi Baśka. – Ubierze się normalnie jak każdy. Moja w tym głowa.
– Zobaczymy! Poza tym, gadał i tak będzie. Wiesz, jaki jest, gdy znów ma nową szajbę… Taki wstyd!
Może ja bym się rozchorował, żeby uniknąć tego żałosnego jubla? Jakiś mały zawalik, bo pewnie złamana noga nikogo nie odstraszy…
– Tato, przestań – dziwne, ale tym razem nawet Krysia nie jest w stanie mnie zrozumieć. – Przestań się za niego wstydzić! Po pierwsze, jest więcej niż dorosły, po drugie, są gorsze rzeczy niż udawanie wikinga. Pomyśl, jakby Kuba był złodziejem lub mordercą?
No jasne. Jak tak będziemy myśleć, to faktycznie, mogę być dumny z syna!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”