Wyszłam za mąż tuż po maturze, kiedy jeszcze nie wiedziałam, czego chcę od życia. Witold był starszy ode mnie o 15 lat. Spotkaliśmy się na ognisku kończącym szkołę. Pojawił się tam w roli sponsora – sfinansował dwie sale lekcyjne i obiecywał kolejne darowizny. Patrzyłam na niego z mieszanką zdziwienia i podziwu. Starszy, zwalisty, z twarzą boksera, w źle skrojonym garniturze. Nie wyglądał jak odnoszący sukcesy biznesmen.
Mimo że miałam chłopaka – Tomka, lokalnego gwiazdora koszykówki – Witold spoglądał na mnie przez cały wieczór. Czułam to. Zignorowałam go, uznając za kogoś z zupełnie innego świata. Jednak los już wtedy zaplanował coś innego.
Zaoferował mi staż
Kilka dni później trafiłam do jego firmy, szukając pracy na wakacje. Byłam naiwna, gdy myślałam, że miejsce stażystki dostałam przypadkiem. Witold wiedział, czego chce. A ja nieświadomie zaczęłam wpadać w jego świat – pełen luksusu i... pustki, którą odkryłam dopiero po ślubie.
Wśród autokarów i ciężarówek stał Witold i czerwienił się jak nastolatek. Nie powiem, połechtało to moją próżność. Był bogaty, miał pozycję i mógł mieć każdą kobietę, ale to właśnie mnie nie potrafił zignorować.
Zatrudnił mnie jako stażystkę – „przynieś, wynieś, pozamiataj”. Dopiero później dowiedziałam się, że w jego firmie od dawna nie było stażystów. Ale wtedy nie miało to znaczenia. Spędziłam tam całe wakacje, a on coraz częściej wpadał do biura, żeby ze mną rozmawiać. Z początku myślałam, że załatwia sprawy, ale z czasem zrozumiałam, że chodzi tylko o mnie.
Opowiadałam mu o sobie. O szkole, o Tomku, który nie traktował życia poważnie, o moich marzeniach. Słuchał cierpliwie, a ja czułam, że w końcu ktoś mnie rozumie. Stał się moim powiernikiem. Może dlatego, kiedy zaprosił mnie do siebie „na ciasto swojej mamy”, nie odmówiłam.
Nie kochałam go
Nasza relacja rozwijała się szybko. Nie zakochałam się w Witoldzie. Nie było tu romantyzmu ani wielkich uniesień. Ale imponował mi. Był dorosły, odpowiedzialny, potrafił zadbać o przyszłość. Przy nim czułam się bezpieczna.
Kiedy po sześciu miesiącach znajomości poprosił mnie o rękę, zgodziłam się bez chwili wahania. Wiedziałam, że życie z nim będzie spokojne, dostatnie, uporządkowane. Nie zdawałam sobie sprawy, że to właśnie będzie naszym przekleństwem.
Na początku wszystko układało się dobrze. Zaczęłam studia, budowaliśmy dom, planowaliśmy przyszłość. Witold oznajmił mi jeszcze przed ślubem, że nie chce mieć dzieci. Mnie to wtedy pasowało. Byłam młoda, nie chciałam od razu zagrzebywać się w pieluchach. Myślałam, że kiedyś zmieni zdanie. Naiwnie wierzyłam, że z czasem się dopasujemy, a nasze małżeństwo stanie się pełne miłości. Ale on się nie zmienił.
Myślałam, że mnie zdradza
Byliśmy małżeństwem zaledwie rok, a nasza sypialnia już stała się martwym miejscem. Witold nie interesował się mną w ogóle. Owszem, dbał o mnie, obsypywał prezentami, zawsze był kulturalny i opiekuńczy. Ale nie było między nami bliskości. Gdy wieczorem wracał z pracy, całował mnie w policzek i od razu szedł do swojej sypialni, wymawiając się zmęczeniem.
Początkowo myślałam, że stres. Potem zaczęłam podejrzewać, że mnie zdradza. Dlaczego inaczej miałby ignorować młodą, atrakcyjną żonę? W końcu wynajęłam detektywa. Czułam się podle, ale musiałam znać prawdę.
Dwa tygodnie później dostałam raport. Żadnych kochanek. Żadnych tajemniczych romansów. Mój mąż wracał po pracy prosto do domu, czasami zatrzymywał się na obiad w tej samej restauracji. Nie rozumiałam tego. Gdyby miał kogoś, przynajmniej wiedziałabym, na czym stoję. A tak?
– Może to twoja wina, że cię nie chce – podpowiadał mi złośliwie głos w głowie.
Chciałam go rozpalić
Kupiłam bieliznę, jakiej nigdy wcześniej nie nosiłam. Zainspirowana poradnikami i reklamami w internecie, zaplanowałam wieczór idealny: kolacja, świece, muzyka. Witold wrócił późno, jak zwykle.
– Jestem zmęczony, kochanie – powiedział i chciał wycofać się do swojej sypialni.
– Nie dzisiaj – szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Przebrałam się i stanęłam przed nim, próbując wyglądać pewnie. Zdziwienie na jego twarzy było prawie śmieszne.
– Co to za maskarada? – spytał w końcu. – Dziewczyno, ja nie mam na to siły. Mogłaś mnie uprzedzić.
Poczułam się upokorzona.
– Dlaczego mnie nie chcesz?! – krzyknęłam przez łzy. – Robiłeś wszystko, żeby mnie zdobyć. A teraz? Jestem twoją żoną, do cholery!
Witold patrzył na mnie, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
Mąż wyznał mi prawdę
W końcu usiadł obok mnie i westchnął ciężko.
– Ewa, ja nie przepadam za seksem – powiedział spokojnie. – Nigdy nie przepadałem. Myślałem, że to się zmieni. Ale to nie moja bajka.
Patrzyłam na niego, oszołomiona. Nie zdradzał mnie, nie był chory. On po prostu nie chciał mnie w taki sposób.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – wyszeptałam.
– Bo uznałem, że ślub będzie dla nas obojga korzystny – dodał, jakby to była rzecz najbardziej oczywista na świecie. – Nie kochałaś mnie, prawda?
Jego słowa były jak cios. Wiedziałam, że nie byłam w nim zakochana, ale to nie znaczyło, że nie potrzebowałam bliskości.
– Jeśli chcesz, możesz sobie kogoś znaleźć. Nie będę miał pretensji – powiedział na koniec.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
Od tamtej rozmowy minęło kilka lat. Żyjemy obok siebie, jak współlokatorzy. Witold jest dla mnie dobry, dba o mnie i daje mi wszystko, czego potrzebuję – oprócz siebie. Codziennie patrzę na swoje życie i zadaję sobie pytanie: zostać czy odejść? Jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Paulina, 25 lat
Czytaj także: „Zamieszkaliśmy z teściami, by oszczędzić na własne M2. Po tygodniu chciałam wnosić o rozwód”
„Rodzina uważa, że moje miejsce jest w kuchni przy garach i zmywaku. Nawet córki pomiatają mną jak niedouczoną kucharką”
„Troska siostrzenicy skończyła się tak szybko, jak tylko złożyłam podpis na testamencie. Wykorzystała mnie i oszukała”