„Mogę być >>ciocią<< dla wnuczki mojego faceta. Ale niech nikt nie nazywa mnie >>babcią<<, bo pozna, co znaczy mój gniew”

kobieta, która nie chce być babcią fot. Adobe Stock, Lumos sp
„Jestem 40-letnią kobietą z synem, który nawet nie skończył podstawówki, czuję się młoda, atrakcyjna i pełna życia. Ba, ostatnio nawet za bardzo. A on... wyskakuje do mnie z takim tekstem! Kiedy Natalka usnęła, odbyliśmy poważną rozmowę”.
/ 31.05.2022 08:15
kobieta, która nie chce być babcią fot. Adobe Stock, Lumos sp

Kiedy się poznaliśmy, Romek, tak jak ja, był już po rozwodzie i myślał o ułożeniu sobie życia na nowo. Dość miał najwyraźniej funkcjonowania w pojedynkę.

– Mam pięćdziesiątkę na karku i chcę się ustatkować – powiedział, a mnie bardzo się to podobało.

Lubię konkretnych facetów, a on taki właśnie jest. Zdecydowany, doskonale wiedzący, czego chce od życia. W dodatku przystojny – wysoki i dobrze zbudowany, szpakowaty szatyn o dużych niebieskich oczach. Ma dobrze prosperującą firmę, kawalerkę, którą kupił zaraz po rozstaniu z żoną i dobre auto. To mężczyzna, z którym można bezpiecznie budować wspólną przyszłość.

Cieszyłam się, że dobrze się dogadują

Do naszej znajomości oboje podchodziliśmy poważnie i już parę tygodni od pierwszej randki, postanowiliśmy powiedzieć o nas naszym dzieciom.

– Nie ma co się kryć – uznałam pewnego dnia, a Romek nie oponował.

Mój wybranek ma dwie córki. Obie są już zamężne, założyły własne rodziny. Nie bałam się więc tego spotkania, bo w tym wieku łatwiej zaakceptować pewne sprawy.

– Co innego gdyby to przeze mnie rozpadło się małżeństwo ich rodziców. A tak? Wiedzą, że ich ojciec długo był sam i na pewno się ucieszą, że znalazł swoją drugą połówkę – tłumaczyłam przyjaciółce.

– No jasne – przyznała mi rację. – Twój syn na pewno też będzie zadowolony. Romek zastąpi mu ojca...

Od kilku lat samotnie wychowywałam Tomka, bo mój mąż chwilę po rozwodzie wyjechał do Irlandii i tyle go widziałam. Co miesiąc wysyłał alimenty, ale swoim nastoletnim synem nie za bardzo się interesował. Liczyłam więc, że Romek weźmie na siebie trochę obowiązków i wprowadzi moje dziecko w męski świat. Wiadomo, chłopcy tego potrzebują.

– Chciałabym żebyście chodzili razem na mecze, jeździli rowerem… Może nauczyłbyś Tomka majsterkować? – zachęcałam ukochanego.

Romek cieszył się, że wreszcie znajdzie kompana do męskich rozrywek. Podobno zawsze marzył o synu.

– Moje dziewczyny nie dały się nigdy namówić na żaden mecz, teraz wreszcie odrobię zaległości – mówił.

Byliśmy szczęśliwi i wspólne chwile mijały nam w zgodzie. Chociaż nie mieszkaliśmy jeszcze razem, coraz częściej rozmawialiśmy o tym. Wiadomo było, że jakby przyszło co do czego Romek wprowadzi się do mnie. Mieszkam w Bielsku Białej w dużym domu odziedziczonym po rodzicach. Tomek chodzi tu do szkoły, a ja pracuję jako urzędniczka. Romek natomiast był zameldowany w Czechowicach Dziedzicach i tam prowadził hurtownię elektryczną. Nie widziałam żadnego problemu, żeby dojeżdżał do pracy z Bielska.

– Dojazd zajmie ci góra kwadrans – mówiłam, a w oczach Romka widziałam, że jest coraz bliższy podjęcia decyzji o przeprowadzce.

Chociaż życie na odległość miało swój urok, bo bywało że tęskniłam za swoim mężczyzną, dzięki czemu nasz związek utrzymywał ciągle wysoką temperaturę, to zdarzało się, że bardzo smutno mi było samej. Jak każda kobieta, która poważnie myśli o życiu, chciałam prawdziwej rodziny i ciepła domowego ogniska.

Kiedy Romek wprowadził się do mnie, nasze życie nabrało rumieńców. Może żyliśmy zwyczajnie, jak tysiące innych par na całym świecie, ale mnie każdy moment z moimi dwoma chłopakami cieszył i napawał optymizmem. Lubiłam przygotowywać dla nich śniadania i kolacje, gotować obiady. Nawet znienawidzone dotąd przeze mnie pranie, prasowanie i sprzątanie stało się przyjemnością. Byłam prawdziwą panią domu.

 Stojąc przy zlewie i myjąc naczynia, nieraz patrzyłam, jak mój mężczyzna razem z moim synem krzątają się po garażu. Od paru dni robili tam miejsce dla motoroweru, który Romek obiecał Tomkowi na urodziny i przyrzekł nauczyć go jeździć. Byłam zadowolona, że się polubili. Tyle się słyszy o tym, jak trudno się czasem dogadać w takiej nietypowej rodzinie! Ale Romek miał bardzo partnerski układ z moim synem.

– Mów mi po imieniu – zaproponował już pierwszego dnia, kiedy się poznali, a Tomek na to przystał.

– Moje córki chyba też mogą się tak do ciebie zwracać? – spytał, a ja oczywiście nie protestowałam, bo i dlaczego miałabym to robić?

Mam czterdziestkę, a on... jak mnie nazwał?

Między mną a nimi nie ma zbyt dużej różnicy wieku. Kiedy poznałam Romka, nie skończyłam nawet czterdziestki, a one obie były przed trzydziestką. Dogadywałyśmy się więc całkiem dobrze. Jego starsza córka miała kilkuletnią córeczkę, którą od czasu do czasu Romek się opiekował. Z reguły wtedy, kiedy dziewczyna chciała gdzieś wyjść z mężem. Taka właśnie okazja nadarzyła się w sylwestra. Ilona powiedziała tacie, że chcieliby wybrać się na imprezę i spytała, czy mógłby zająć się małą.

– Nie wiem, kochanie. W zasadzie to mieliśmy z Bożenką swoje plany i… – zaczął, ale weszłam mu w zdanie.

– Ależ to żaden problem! – zawołałam. – Bardzo chętnie weźmiemy Natalkę do siebie. Kupimy kolorowe baloniki, serpentyny i będzie fajnie.

Mówiłam szczerze. Po pierwsze, nie chciałam, żeby córka Romka miała do mnie żal o to, że przeze mnie nie pójdą z mężem na sylwestra, a po drugie przecież i tak spędzaliśmy ten wieczór we dwójkę w domu. Równie dobrze mogliśmy być w trójkę. Romek powiedział, że w takim razie 31 grudnia, zaraz po pracy przyjedzie do domu ze swoją wnuczką. Obiecałam, że zrobię dla małej jej ulubione naleśniki z czekoladą.

Szykowałam atrakcje dla dziecka przez cały dzień, a kiedy wreszcie usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, pobiegłam do przedpokoju.

Babcia zrobiła dla ciebie pyszny deser! – powiedział Romek, prowadząc Natalkę do salonu, a ja… osłupiałam!

Jestem czterdziestoletnią kobietą z synem, który nawet nie skończył podstawówki, czuję się młoda, atrakcyjna i pełna życia. Ba, ostatnio nawet za bardzo. A on... jak mnie nazwał?!

Szybko odciągnęłam go na bok:

– Nie mów tak do mnie! – zabroniłam mu naprawdę ostrym tonem.

– Nie dramatyzuj. Ja jestem dziadkiem, to wiadomo, że ty babcią – Roman próbował zbagatelizować całe zdarzenie, ja jednak byłam nieugięta:

Nie jestem żadną babcią! Zapamiętaj to sobie – powiedziałam.

Podeszłam do dziewczynki.

– Ciocia Bożena zrobiła deser, zjesz? – spytałam, a mała skinęła głową.

Ciocia a babcia to w moim wieku duża różnica. Kiedy Natalka usnęła, odbyliśmy poważną rozmowę. Poskutkowało. Romek nigdy więcej nie nazwał mnie babcią.

Czytaj także:
„Syn urodził się chory, nie spełnił oczekiwań męża. Żeby ratować małżeństwo oddałam małego pod opiekę obcym ludziom”
„Zwierzałam się Jurkowi z rodzinnych ekscesów, a on podle mnie wykorzystał. Oddałam mu serce, a on okradł moich bliskich”
„Mam swoje lata, ale w domu córki traktowano mnie jak trzpiotkę. Weszłam w rolę i pod osłoną nocy uciekłam do kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA