Uwielbiam kobiety. Tak naprawdę to chyba wszystkie. W najbrzydszej potrafię dopatrzyć się urody, a w najbardziej nieśmiałej znaleźć czar. Wierzę głęboko w to, że kobiety są z natury lepsze od mężczyzn – bardziej szlachetne, wybaczające, mniej egoistyczne.
Nie jestem zwykłym babiarzem
Doskonale wyczuwają moje opiekuńcze podejście i odwdzięczają mi się sympatią. Gadają, żartują, a czasem flirtują, mając poczucie całkowitego bezpieczeństwa – że się nie zbłaźnią, że ich źle nie zrozumiem, nie wykorzystam. Często mi się zwierzają, niekiedy z przeżyć bardzo dramatycznych, a ja zawsze uważnie słucham, do końca, patrząc prosto w oczy. Jeśli potrafię – staram się jakoś pomóc. I nigdy nikomu nie zdradzam ich sekretów, nie plotkuję. Dlatego nie pasuję do klasycznej definicji babiarza. Może nawet nim jestem, ale mniemam, że w jakimś bardziej sympatycznym, pozytywnym sensie.
Mam wiele przyjaciółek, kobiet w różnym wieku i różnej sytuacji życiowej. Zdarza mi się, że z nimi sypiam, o tak, ale nie do mnie należy inicjatywa, czekam na odpowiedni sygnał z ich strony. I nie staje się to zalążkiem miłosnej relacji. Seks w tych przypadkach pełni funkcję terapeutyczną. To takie okazanie sobie wzajemnej akceptacji, jakiejś egzystencjalnej bliskości.
Rozwiodłem się po 30 latach
Małżeństwo – przeszło trzydziestoletnie i w sumie udane, uwieńczone dziećmi i wnukami – mam już za sobą. Moja była żona, Małgorzata, jest kobietą jeśli nie ładną w konwencjonalnym znaczeniu, to na pewno bardzo interesującą. Kiedyś kochałem ją jak wariat, byłem o nią zazdrosny, ale też przez całe życie trochę się jej bałem. Ten lęk jakby wyparł moją do niej miłość, wraz z upływem lat wziął nad nią górę.
Nasze drogi tak bardzo się rozeszły, że małżeństwo stało się fikcją. Gocha poprosiła o rozwód. Sprzedaliśmy nasz wielki dom, z którego tak bardzo byłem niegdyś dumny, trudno, i kupiliśmy dwa mieszkania. W bezpiecznej od siebie odległości.
Elwira była sąsiadką
Elwirę spotkałem już w trakcie przeprowadzki. Mieszkała po sąsiedzku, jak się okazało – ja na parterze, a ona na trzecim piętrze. Wnosiłem jakieś paczki, przytrzymała mi drzwi.
– Dzień dobry – rzuciłem wesoło, z uśmiechem od ucha do ucha.
– Dobry – mruknęła pod nosem, tak że ledwo dosłyszałem.
Natychmiast wzbudziła moje zainteresowanie. Zresztą jak mogłaby nie wzbudzić, skoro kobiety zawsze mnie interesują? A szczególnie ładne. Uderzyła mnie jej kruchość i, jak to się mówi, na czole wymalowana wrażliwość. Piękna dziewczyna, pomyślałem, choć tak naprawdę Elwira wcale nie była piękna. Zbyt chuda, choć mnie akurat taka ekstremalna szczupłość bardzo się podoba. Drobniutka, ale zgrabna, niczym miniaturka idealnej kobiety. Oczy duże, jasnoniebieskie, ale jak gdyby skierowane gdzieś w głąb siebie, nieobecne. Cała jej postać, mowa ciała, zachowanie krzyczały, a raczej szeptały – trzymaj się ode mnie z daleka, bo będziesz żałował.
Lody topniały powoli
Nie zakochałem się w Elwirze od pierwszego wejrzenia, w takie bzdury w ogóle nigdy nie wierzyłem. Po prostu przykuła moją uwagę i bardzo silnie zapragnąłem ją poznać, czegoś się o niej dowiedzieć. To jak zapowiedź czy raczej okładka książki, tak atrakcyjna, że chce się ją natychmiast przeczytać.
Od tej pory robiłem wszystko, by się do niej zbliżyć. Gdy tylko byłem w moim nowym mieszkaniu, bez przerwy spoglądałem w okno, przez które widać było, kto idzie w stronę klatki. Ile razy dostrzegłem Elwirę, wybiegałem natychmiast, by zaaranżować niby przypadkowe spotkanie w drzwiach. Bodaj za trzecim razem się uśmiechnęła, za kolejnym dowiedziałem się, jak ma na imię, za jeszcze kolejnym zaprosiłem ją na herbatę. Z wahaniem, ale się zgodziła.
Przyszła, usiadła, wolno opróżniła filiżankę. Prawie się nie odzywała, zmuszając mnie do nieustannego gadania. Ciężki przypadek, pomyślałem.
Wskoczyła mi do łóżka
Jej następna wizyta skończyła się w łóżku. To było tak zaskakujące! Nawet pościeli nie zmieniłem, bo w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że tak się sprawy potoczą. Ciągle nic o niej nie wiedziałem, mogłem się jedynie domyślać, że jest samotna, a w każdym razie – że sama mieszka.
Tym razem, gdy przyszła, też nic nie mówiła i nawet jakby mnie nie słuchała, tylko w pewnym momencie wstała z krzesła, podeszła, objęła mnie ramionami i mocno się przytuliła. Poczułem na sobie jej piersi, jej uda i straciłem głowę. Nie wiem, co się ze mną działo. To był najlepszy seks w moim życiu. Nie przeżyłem czegoś takiego nigdy wcześniej.
Gdy już było po wszystkim, ja, gaduła pierwszego sortu, nie mogłem wydusić z siebie słowa. Czułem się jak nastolatek, który pierwszy raz był z kobietą. Miałem wtedy sześćdziesiąt lat! To ona zaczęła wreszcie mówić, fizyczna bliskość między nami ją odblokowała. Leżała wtulona w moje ramię i opowiadała. Zdawało się, że gardło ma ściśnięte, że za chwilę się rozpłacze.
Jej mąż był w więzieniu
– Jestem mężatką, od ośmiu lat. Od czterech Adam siedzi w więzieniu.
Czegoś takiego nigdy bym się nie spodziewał. Moje spojrzenie jeszcze bardziej ją spłoszyło.
– No wiesz, nie jest złodziejem ani bandytą. Popełnił jednak niewybaczalny błąd. Prowadził po pijaku, wszyscy zresztą byli pijani – czterej faceci na wakacjach. Wieczorem pojechali do jakiejś knajpy i wypili o parę piw za dużo. Adam zadecydował, że da radę jechać. Wpadł na drzewo. Jeden z jego kolegów zginął na miejscu. Jego żona była moją najlepszą przyjaciółką, jestem matką chrzestną ich córki, którą mój własny mąż osierocił w wieku dwóch lat.
Poczułem mrowienie na plecach.
– Biedactwo. Wyobrażam sobie, co musiałaś, co dalej musisz czuć…
– Nie wyobrażasz sobie!
Jej twarz wyrażała taką gorycz, taki ból, że mnie samego zabolało – gdzieś w okolicy serca. To chyba właśnie wtedy zakochałem się w Elwirze na amen. I ta miłość zlała mi się w jedno z bólem.
– Dostał osiem lat, ale być może w przyszłym roku wyjdzie, darują mu resztę kary. Początkowo bardzo go wspierałam. To było nieszczęście i odczuwałam silny wewnętrzny nakaz, by być razem z nim, żeby się z nim solidaryzować, bronić go w imię jakiegoś ludzkiego prawa do błędu. Ale z upływem czasu coś się we mnie zmieniło.
– Czyli? – spytałem nieśmiało.
– Zaczęłam coraz częściej po prostu go obwiniać za wszystko, co się stało. Wszelkie usprawiedliwienia, którymi karmiłam się w trakcie procesu i potem, opuściły mnie. Zabił człowieka, zmiażdżył jego bliskich, zrujnował też nasze szczęście. Żadne więzienie, żadna kara tego nie zmieni, nie naprawi. Wydaje mi się, że przestałam go kochać. Za dużo jest we mnie żalu. Nie wierzę, że kiedy wyjdzie z więzienia, uda nam się to poskładać. Myślę, że każde z nas powinno spróbować od nowa ułożyć sobie życie. Zacząć od zera z kimś innym.
Chciałem dać jej wszystko
– Elwirko, jakąkolwiek decyzję podejmiesz, wiedz, że jestem z tobą. Bardzo mi na tobie zależy, ale podporządkuję się twoim wyborom.
Zaczęliśmy się spotykać naprawdę często, niemal codziennie. Zabierałem ją na kolacje, do kina, teatru, i im lepiej ją poznawałem, tym mocniej się zapadałem. Elwira zachwycała mnie nieustannie – jej nieśmiałość, subtelność, skromność, brak wymagań. Niespotykana delikatność i brak egoizmu. Szlachetna prostota we wszystkim, co mówiła. Powściągliwość.
Właściwie wciąż niczego ode mnie nie chciała, mimo że gotów byłem dać jej wszystko. Im więcej chciałem jej dać, tym bardziej się oddalała. Bardzo mnie to dręczyło. Marzyłem, żeby się ode mnie uzależniła, żebym był jej potrzebny, żeby nie mogła beze mnie żyć. Roiłem na temat ślubu i myślałem – cóż za zbieg okoliczności, poznać drugą żonę w momencie wyprowadzki od pierwszej! Ale w niej ciągle tkwiła ta bierność.
Jedynie w łóżku zmieniała się nie do poznania. Dawała wtedy rodzaj świadectwa, jak mogłoby między nami być, gdyby się przełamała, gdyby mi zaufała w życiu, tak jak mi ufała w sypialni.
Mimo że widywaliśmy się dzień w dzień i spędzaliśmy wspólnie noce – zawsze w moim mieszkaniu, to kiedy szła odwiedzić Adama, nie spotykaliśmy się. Czasem również następnego dnia. Nie mówiła mi nic na temat wizyt w więzieniu, a ja nie miałem śmiałości pytać. Będzie, co będzie, myślałem i wolałem nie drążyć tematu.
Musiała wyjechać na kilka dni
– Muszę pojechać do matki, niedobrze się czuje – powiedziała pewnego wieczoru. – Wyjadę w piątek, na wszelki wypadek wzięłam kilka dni urlopu w przyszłym tygodniu. Nie mam pojęcia, kiedy wrócę.
– Mogę cię odwieźć samochodem, bezpośrednio do mamy, w piątek po południu.
– Nie, dam sobie radę, pojadę pociągiem – ucięła.
– To chociaż zawiozę cię na stację.
– Pracujesz w piątek. Przecież nie będziesz się zwalniał. Wezmę taksówkę.
– Skoro tak chcesz…
W nocy z czwartku na piątek zasnęliśmy późno. Kochaliśmy się kilkakrotnie. Była tak piękna, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Pożegnaliśmy się rano, ja pojechałem do pracy, ona miała jeszcze trochę czasu do pociągu.
Niepokoiłem się
Nie zadzwoniła i nie odbierała telefonu przez cały weekend. Minął tydzień, drugi. Nic. Cisza. Gdybym wiedział, gdzie mieszka jej matka… Ale po pierwsze, znałem jedynie nazwę miejscowości, a przecież nazwisko Elwira miała po mężu, matka musiała nazywać się inaczej. Nigdy nie spytałem jak.
No i po drugie dotarło do mnie, że być może w ogóle nie chodziło o matkę. Najprawdopodobniej. Pojechałem dowiedzieć się czegoś u niej w pracy, w takiej małej prywatnej przychodni lekarskiej, gdzie była rejestratorką. Zwolniła się – usłyszałem. Złożyła wypowiedzenie kilka tygodni wcześniej.
Jej mieszkanie stało puste. Za każdym razem, gdy wracałem do domu, patrzyłem w jego okna w nadziei, że wreszcie pewnego dnia będą otwarte, że któregoś wieczoru zobaczę w nich światła.
Poznałem jej męża
Tak też się stało, trzy miesiące po zniknięciu Elwiry. Wbiegłem na trzecie piętro jak młody chłopak. Zdyszany oparłem się o ścianę i zadzwoniłem. Serce mi się tłukło w piersi. Zobaczę ją wreszcie?
Drzwi otworzył facet w średnim wieku, przystojny, wysoki. Byłem tak zaskoczony jego widokiem, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez moment nawet nie przyszło mi do głowy, że w mieszkaniu może być kto inny. Do tego mężczyzna.
– Czy zastałem Elwirę? – wydusiłem wreszcie.
– Elwira już tu nie mieszka.
– Wiem… Przepraszam, pan jest nowym lokatorem?
– Jestem jej byłym mężem.
Coś w mojej twarzy musiało go zaintrygować, bo odsunął się od drzwi i gestem poprosił, bym wszedł do środka. Poczułem silne zakłopotanie. Nigdy nie byłem w tym mieszkaniu, choć nieraz chciałem, bardzo mnie ciekawiło, jak żyje Elwira. I teraz wreszcie tu jestem, kiedy jej już w moim życiu nie ma. Dziwne uczucie. Siedliśmy przy stoliku w kuchni. Surowe wnętrze, białe kafle, wszystko pochowane w szafkach, żadnych ozdóbek.
– Adam – przedstawił się.
– Mirosław.
Okłamała mnie
Patrzył na mnie uważnie ciemnymi, przenikliwymi oczami, jakby chciał mnie prześwietlić.
– Przepraszam, że o tym mówię, ale skoro się jednak rozwiedliście, to chyba mogę przyznać: Elwira i ja byliśmy ze sobą blisko. Bardzo blisko. Tak mi się przynajmniej wydawało. Mówiła mi, że chce się rozwieść. Ale zniknęła. Od trzech miesięcy nie daje znaku życia. Wie pan, co się z nią dzieje?
– Rozwiedliśmy się cztery lata temu. Od tej pory jej nie widziałem.
Zamurowało mnie.
– Cztery lata temu?
– Tak, wkrótce po wypadku, o którym pewnie panu opowiadała. No, ale widzę, że coś bardzo istotnego nas łączy. Jesteśmy jak rodzina. Wypada to uczcić.
Wyjął z lodówki butelkę wódki i colę, sięgnął po kieliszki, szklanki. Wypiliśmy brudzia. Pierwsze trzy kolejki poszły błyskawicznie.
– Słuchaj, ja nic z tego nie rozumiem. Dlaczego kłamała, że wciąż jesteś jej mężem, że odwiedza cię w więzieniu, że dopiero myśli o rozwodzie, o nowym życiu, które miałem nadzieję z nią dzielić? OK, co do mnie się rozmyśliła, ale po co mnie oszukiwała?
Adam milczał.
– To ja już sobie pójdę… – powiedziałem.
Dowiedziałem się, jaka jest prawda
Jednak wracałem jeszcze nieraz. Zwykle siedzieliśmy w kuchni i popijaliśmy wódeczkę. Gadaliśmy o życiu, a ja zawsze starałem się jakoś nawiązać do Elwiry, czegoś jeszcze się o niej dowiedzieć. Przypuszczałem, że Adam utrzymuje z nią jakiś kontakt.
Wyczuwałem, że coś wie. Ale nie chciał o niej mówić. Aż do tego wieczoru. Wypiliśmy wtedy dużo. Rozmowa ześlizgnęła się na feralny wypadek. Zamarłem. Nigdy wcześniej Adam o tym nie mówił.
– To już nie ma właściwie żadnego znaczenia. Odsiedziałem swoje. Ale wiesz, muszę ci to wyznać. To nie ja prowadziłem wtedy auto.
– Nie ty? A kto?
– Elwira.
– Ale przecież jej tam nie było!
– Była. I też sporo wypiła. Choć nie tyle co ja. Kiedy już to się stało, jakoś tak… Nie było czasu na ustalenia. Byliśmy w szoku. Podjąłem natychmiastową decyzję. W końcu jestem facetem. To ja powinienem był poprowadzić, nie zgodzić się, by siadła za kółkiem...
Cztery lata później natknąłem się na Elwirę. Pojechaliśmy z kumplem do Sopotu i idąc Monciakiem, nagle rozpoznałem znajomą sylwetkę, ten kolor włosów, charakterystyczne przygarbienie i skulenie w sobie. Szła w towarzystwie jakiegoś faceta, trzymali się za ręce. Widziałem ich z tyłu, ale byłem pewien, że to ona. I że ten facet to nie Adam.
– Wejdźmy do tej knajpy – rzuciłem do kumpla.
– Muszę się czegoś napić.
Nie chciałem jej spotkać. Wciąż próbowałem się odkochać.
Czytaj także: „Babcia obiecała, że odda nam dom w zamian za opiekę. Przeprowadziliśmy się na wieś, a ona nas wykiwała”
„Swój pierwszy raz zapamiętam do końca życia. Miał być romantyczny wypad pod namiot a skończyło się spędem harleyowców”
„Wyrwałam przystojnego tatuśka i teraz mam pakiet marzeń: i faceta, i dziecko”