Pierś z kurczaka z mozarellą i pomidorkami koktajlowymi już dochodziła w piernika, wino chłodziło się w lodówce, a stół był pięknie nakryty. Jeszcze tylko zapalić świece i romantyczna kolacja dla mojej narzeczonej prawie gotowa.
Kiedy wybierałem piosenki, które dobrze sprawdziłyby się na ten wieczór, usłyszałem zgrzyt klucza w zamku, później jakiś hałas i soczyste przekleństwo. Ania niczym chmura gradowa wkroczyła do mieszkania, rzuciła kurtkę na oparcie kanapy i ciężko usiadła na fotelu, masując kostkę.
Ukochana nie była zachwycona romantyczną kolacją
– Co za parszywy dzień – ze złością warknęła. – Rano ta nasza kłótnia o nic, potem spóźniłam się na autobus. W butiku miałam młyn niczym w ulu. Ja nie wiem, czy wszystkie te klientki dzisiaj się zmówiły, żeby przebierać w tych ciuchach i na wszystko kręcić nosem. Do tego tuż przed blokiem tak niefortunnie stanęłam, że złamał mi się obcas i niemal nie skręciłam nogi.
– Spokojnie, kochanie. Zaraz rozmasujemy kostkę. A może przynieść Ci zimny lód, żebyś zrobiła sobie okład? – próbowałem ratować sytuację.
– Co? Nie, nie trzeba. A co to za zapach? – nagle zmarszczyła nos i spojrzała na stół nakryty odświętnym obrusem z wazonem róż na środku i świeczkami, które czekały na zapalenie.
– Zrobiłem pyszną kolację dla pani mojego życia, która na wieki skradła moje serce i będę ją nosił na rękach do końca życia – wyrecytowałem sztucznie podniosłym tonem, aby ją nieco rozśmieszyć i rozluźnić napiętą atmosferę.
– Świetnie, jestem bardzo głodna – powiedziała, ale jakoś tak bez entuzjazmu.
Co jest? To ja się tutaj staram, biegam po sklepach za jakimiś egzotycznymi przyprawami, żeby przyprawić tego kurczaka, a ona w ogóle nie docenia? Nie będę ukrywał, że kucharz ze mnie żaden i tak naprawdę dobra wychodzi mi jedynie jajecznica z boczkiem. No, ale przecież nie zaserwuję jej tego jakże popularnego dania śniadaniowego do wina i tiramisu, które kupiłem w sprawdzonej cukierni.
Odkąd razem zamieszkaliśmy, nic nam nie szło
Postarałem się nieco, bo, odkąd zamieszkaliśmy razem, nasz zgodny dotąd związek przeszedł w jakiś zupełnie inny etap. I to wcale nie taki, który by mi się podobał. Przecież to kobiety wyobrażają sobie wicie wspólnego gniazdka, wybieranie każdego obrazka i ramki, pyszne śniadanka podawane do łóżka i budzenie się w ramionach ukochanego, czyż to nie prawda?
A w naszym związku jakoś wszystko było na opak. Z Anią znamy się już ponad 5 lat. Poznaliśmy się w pracy, gdzie byłem przedstawicielem handlowym. Skończyłem zarządzanie, ale po studiach udało mi się zaczepić w firmie produkującej witaminy i inne suplementy diety.
Moim zadaniem było jeżdżenie po aptekach, sklepach zielarskich oraz ze zdrową żywnością i szukanie odbiorców.
– Podstawa nie jest jakaś oszałamiająca, ale mamy dość duże premie za wyrobienie progów. Najlepsi przedstawiciele mogą liczyć na atrakcyjne nagrody kwartalne, a corocznie organizujemy konkurs dla trzech z największą sprzedażą, których bardzo sowicie wynagradzamy – mój przyszły szef był pełen entuzjazmu.
Praca okazała się taka sobie
Produkowane przez mojego pracodawcę suplementy nie miały jakichś dobrych opinii, a ich ceny były wyższe niż u konkurencji. To sprawiało, że nawet moje wyjątkowe zdolności interpersonalne i energia, którą mogą posiadać tylko młodzi ludzie w swojej pierwszej stałej pracy, na wiele się nie zdawały.
– Ale pan zdaje sobie sprawę, że wiele tych pana specyfików to tak naprawdę zamienniki zestawów witamin i minerałów, które mamy w ofercie? I większość z nich jest niemal o połowę tańsza – właścicielka małej rodzinnej apteki w pewnym miasteczku była ze mną całkiem szczera. – Nie ma najmniejszego sensu, żebym je zamawiała.
To jest rodzinny biznes z tradycjami od trzech pokoleń. Może nie jesteśmy duzi, ale mamy swoich stałych klientów i naprawdę chcemy o nich dbać, bo tylko w ten sposób możemy nie poddać się konkurencji aptek sieciowych.
Podobne zdanie miało wielu moich potencjalnych odbiorców. No cóż, praca nie okazała się szałem, a na jakieś duże premie nie miałem, co liczyć. To jednak właśnie dzięki niej poznałem Anię. Pracowała w jednym ze sklepów, do którego pojechałem.
– Dzień dobry. Zaraz zawołam szefową – drobna brunetka z błękitnymi oczami powiedziała z uśmiechem, kiedy wyłuszczyłem jej, z czym przyjechałem.
Udało mi się namówić właścicielkę sklepu, żeby dołączyła do naszego stałego grona klientów. To wiązało się z częstymi wizytami. Szybko zauważyłem, że czekam głównie, aby znów zobaczyć wesołą czarnulkę.
W końcu odważyłem się zaprosić ją na kawę i tak po kilku randkach zostaliśmy parą. To było już ponad 5 lat temu. Od tego czasu Ania zdążyła już 4 razy zmienić pracę. Ja też nie sprzedaję już suplementów tylko pracuję w zupełnie innej branży i masz szansę na awans na menadżera.
Rok temu poprosiłem moją dziewczynę o rękę
Postarałem się zorganizować coś romantycznego. Zarezerwowałem miejsce w hotelu Spa nad morzem i wręczyłem jej piękny pierścionek na plaży.
– Tak – krzyknęła z entuzjazmem, gdy zadałem jej najważniejsze pytanie i mocno wtuliła się w moje ramiona.
Przez czas naszego związku nie mieszkaliśmy jednak razem. Ania mieszkała z rodzicami, ja wynajmowałem mieszkanie wspólnie z dwoma kolegami. Nasze odświętne randki i częste wyjazdy weekendowe nam odpowiadały.
– Wiesz, na razie dobrze jest tak, jak jest. Po co mamy wynajmować jakąś ciasną kawalerkę za 2 tys. albo więcej. Na razie odkładajmy pieniądze, to szybciej uzbieramy na wkład własny – praktyczne podejście mojej dziewczyny nieco mnie zaskoczyło, ale wiedziałem, że ma rację.
– Też tak myślę, z chłopakami nie jest źle, a dzięki temu za jakiś czas uda się nam kupić coś fajnego, z mniejszym kredytem – powiedziałem, chociaż nie ukrywam, że już trochę męczyło mnie to spotykanie się niczym nastolatki.
Wspólne wyjścia, kolacje w restauracji, kino, spacery, spotkania ze znajomymi i wyjazdy za miasto były fajne. Czy jednak nie powinniśmy sprawdzić, jak się będziemy dogadywać na co dzień? Bo nie ukrywam, że tak naprawdę fajnie spędzaliśmy czas, ale nie dzieliliśmy się obowiązkami.
Po zaręczynach postanowiłem wynająć mieszkanie, w którym zamieszkamy razem.
– Po ślubie postaramy się kupić coś swojego. Zresztą pewnie uzbieramy trochę pieniędzy z wesela i przeznaczymy je na wkład własny – tłumaczyłem Ani.
– Co ty, pieniądze z kopert w całości wykorzystamy na jakąś egzotyczną wycieczkę dookoła świata – śmiała się moja luba.
Ja, przekonany, że tylko tak żartuje, kiwałem głową
– Pewnie, a gdzie chcesz pojechać? Hawaje? Australia i Nowa Zelandia? Azja? A może wypad na rok do USA i zwiedzanie parków narodowych? – przedrzeźniałem się.
Wiedziałem, że na takie wyprawy na pewno nie będzie nas stać, a jako podróż poślubną zaplanujemy tydzień albo góra dwa w jakimś europejskim kurorcie.
Teraz tak się zastanawiam, czy ona nie traktowała tych słów poważnie i naprawdę wszystkich pieniędzy z wesela (które w dużej części mieli sfinansować nasi rodzice) rzeczywiście nie chciała wydać na zabawę.
Po przeprowadzce do wspólnego mieszkania, szybko dopadła nas szara rzeczywistość. Pierwszy wieczór był super, bo zorganizowaliśmy sobie naszą dwuosobową parapetówkę z dobrym szampanem. Postanowiliśmy, że znajomych zaprosimy świętować jak już kupimy własne M.
Po kilkunastu dniach zauważyłem jednak, że moja dziewczyna jest straszną bałaganiarą. Jeszcze nie dorobiliśmy się w naszym wynajmowanym lokum zmywarki, dlatego kubki i talerze zalegały w zlewie, a jej ulubione filiżanki z pozostałościami zielonej herbaty, którą namiętnie piła, były poustawiane niemal w całym domu. Na oparciu kanapy, foteli i krzeseł leżały ubrania.
– W sobotę musimy tu porządnie posprzątać – powiedziałem przy piątkowym śniadaniu, gdy piłem kawę i jadłem prowizorycznego tosta zrobionego z pozostałości chleba, bo żadne z nas jakoś nie wpadło na to, by zrobić zakupy.
– Co? Ja w sobotę nie wstaję przed południem. Jestem wykończona tym tygodniem – gdyby wzrok Ani mógł zabijać, myślę, że padłbym w tej chwili niczym bazyliszek ścięty mieczem Gryfindora z Harry’ego Pottera.
– Spoko, jakoś damy radę – powiedziałem pojednawczo i poszedłem do pracy.
W efekcie sam odgruzowałem mieszkanie
Moja dziewczyna rzeczywiście nie miała zamiaru brać się za porządki. Na sobotę wieczór umówiła się z przyjaciółkami na babski wieczór, a w niedzielę musiała koniecznie pojechać po coś do rodziców. Po co? Tak naprawdę nie wiem, ale mniejsza z tym.
– Przecież nie będziemy się kłócić o drobiazgi – myślałem.
Z czasem byłem pewny, że moja narzeczona jakoś nie odnajduje się w codziennych obowiązkach. Pracowała w butiku czynnym od 10 do 18. Poranki praktycznie całe schodziły jej na makijażu i przygotowywaniu się do pracy. Wieczorami była zmęczona, w weekendy wychodziła ze znajomymi.
Owszem, wcześniej też wychodziliśmy, ale oprócz tego ja musiałem sam ogarniać swoje pranie, sprzątanie, obiady, rachunki itp. Zdaje się, że u Ani większość domowych obowiązków wykonywała… mama.
– No przecież mogę przynieść jakieś gołąbki, leczo czy kotlety z domu skoro ci tak bardzo zależy na domowych obiadkach. Mama i tak gotuje, to chętnie nam zawsze coś zapakuje – całkiem poważnie powiedziała moja 32-letnia narzeczona.
– Świetnie, uwielbiam gołąbki Twojej mamy, bo są przepyszne, ale jak będziemy mieć dzieci, to też babcia nam będzie podrzucać obiadki, robić zakupy i przyjeżdżać na ratunek, gdy skończy się proszek do prania? – nieco straciłem już cierpliwość, wciąż słuchając jej beztroskiego podejścia.
– Dzieci? Co Ty gadasz, przecież jesteśmy jeszcze młodzi, mamy czas. Teraz mamy okazję, żeby się bawić, jeszcze pożyć, spełniać marzenia – odpowiedziała.
– No wiesz, tacy młodzi to już jednak nie jesteśmy. Ty masz 32 lata, ja już prawie 35.
– Znaczy wypominasz mi, że jestem stara? – krzyknęła. – Ja nie chcę utknąć w domu. Ty będziesz robił karierę, a ja co? Zupki, kupki i pieluszki? – Ania coraz bardziej się nakręcała.
– A Ty chcesz w ogóle mieć dzieci? Bo ja tak – skorzystałem z okazji, aby się zapytać, bo zacząłem mieć wątpliwości.
Widziałem, że Ania dziwnie się zmieszała
Ale po chwili powiedziała:
– Tak, oczywiście. Tylko jeszcze nie teraz. Mamy czas. Najpierw musimy się czegoś dorobić, odłożyć jakieś oszczędności, kupić mieszkanie. A ja muszę rozwinąć się zawodowo, nie chcę stracić szansy, idąc na macierzyński.
Pomyślałem, że jakiejś wielkiej kariery w tym swoim butiku, w którym wciąż narzeka na roszczeniowe klientki, przecież nie robi. Ale nie chciałem kontynuować kłótni, dlatego zakończyłem pojednawczo:
– Tak, teraz najważniejsze jest wesele, a potem zakup mieszkania. Później pomyślimy o maluchach. Taki mały Grześ albo Ania z pięknymi oczami i ciemnymi włosami po mamusi – kusiłem.
Moja narzeczona niby uśmiechnęła się, ale jakoś tak bez przekonania.
Powoli ułożyliśmy sobie tę naszą codzienność. Tzn. większość obowiązków domowych wykonywałem ja, ale jakoś to było. W tym czasie zamówiliśmy salę na wesele, wybraliśmy fotografa, kamerzystę i zespół. Ania miała umówione przymiarki sukni ślubnej, na które chodziła z przyjaciółką, która była jej przyszłą druhną.
Zostały jeszcze zaproszenia i inne drobne formalności, ale na szczęście nieco pomagały nam nasze mamy, bo ja miałem ostatnio dość ciężki czas w pracy.
Dostaliśmy dodatkowe zlecenia. Zastrzyk gotówki bardzo by nam się przydał, dlatego zgodziłem się zostawać trochę po godzinach i chodzić do biura w soboty.
– Ty w ogóle mnie nie rozumiesz – jej głos słychać było chyba w całym bloku. – Obiecałeś mi, że będziemy podróżować, zwiedzać, poznawać świat, a tylko dom praca, praca dom i tak w kółko. Nic nie mamy z tego życia – krzyczała.
– Przecież wiesz, że też chciałbym, żebyśmy mieli mniej obowiązków, ale organizacja wesela kosztuje. Za wynajem mieszkania płacimy dużo, musimy odkładać na własne. Jak niby mam cały czas brać wolne? Do tego w domu praktycznie większość rzeczy robię ja – powiedziałem ze złością, bo już nie wytrzymałem tego jej tupania niczym mała dziewczynka, którą rozczarowało dorosłe życie. Dalej mnie nie słuchała, tylko wybiegła, trzaskając drzwiami.
To właśnie wtedy przygotowałem tę kolację
Miała być na zgodę. Owszem, Ania zjadła ze mną, ale dalej była nadąsana i tak naprawdę nic sobie nie wyjaśniliśmy. Później poszedłem się wykąpać, a ona zamknęła się w sypialni.
Zabrakło mi szamponu, a przypomniałem sobie, że całe opakowanie jest jeszcze w nocnej szafce koło łóżka. Kiedyś na promocji kupiłem 3 butelki i schowałem je w sypialni, bo w łazienkowych półkach nie było już miejsca. Idąc po nowe opakowanie, podsłuchałem rozmowę Ani.
– On zrobił się nieznośny i do tego nudny jak flaki z olejem. Wciąż tylko marudzi o sprzątaniu, rachunkach, gotowaniu. I do tego wyobraź sobie, że ostatnio wspominał coś o dzieciach. A ja chyba nie chcę mieć w ogóle dzieci. Po co mi takie obciążenie? – moja narzeczona rozmawiała z kimś przez telefon, a słowa, które właśnie wypowiedziała sprawiły, że nogi niemal wrosły mi w podłogę.
– No jak to powinnam się z nim rozstać? Przecież wiesz, że on dostał awans, coraz więcej zarabia, pewnie niedługo kupimy mieszkanie. Po co mam odchodzić? Wiesz, że z moją pensją w butiku musiałabym wrócić do rodziców. A już dość miałam ciągłego gderania mamy, że jestem po trzydziestce i powinnam się usamodzielnić – kontynuowała rozmowę chyba ze swoją przyjaciółką.
– Tak, jutro spotkamy się pod salonem, bo mam przymiarki sukni. Potem pójdziemy na jakiegoś drinka. Co? Nie, no jasne, że mu nie powiem. Przecież nie musi wiedzieć, że nie marzy mi się bycie szczęśliwą żonką i mamusią – kontynuowała.
Nie wszedłem już do sypialni
Po prostu wyszedłem z mieszkania, pojechałem do kolegi i wysłałem wiadomość, że z nami koniec, a czynsz jest opłacony do końca miesiąca.
– Nie wiem, jak mogła mnie tak oszukać – opowiadałem kumplowi nad kuflem piwa.
– Nie chciałem ci nigdy tego mówić, bo nie moja sprawa z kim się spotykasz, ale ja jej nie lubiłem od początku. Zawsze wydawała mi się jakaś taka zarozumiała i zaaferowana jedynie swoim wyglądem – Maciek wypowiedział słowa, które teraz nabrały dla mnie sensu.
Zerwaliśmy zaręczyny. Zostawiłem Ani pierścionek, a ona nie uniosła się honorem i nie odesłała mi go. Czy żałuję? Nie. Dobrze, że usłyszałem tę rozmowę jeszcze przed ślubem, bo potem mogłoby być za późno.
Na razie z nikim się nie spotykam. Pracuję, właśnie dostałem kredyt na mieszkanie. Wierzę, że jeszcze poznam kobietę, która ma podobne marzenia do moich i też chce stworzyć ciepłą, szczęśliwą rodzinę.
Czytaj także:
„Ciotka udawała, że opiekuje się babcią, by przejąć cały spadek. Gdy babcia rzuciła mi propozycję, nogi się pode mną ugięły”
„Byłam dla syna kulą u nogi, aż nagle pojawił się wnuk. Wtedy odpłaciłam mu się z nawiązką”
„Koleżanka z pracy sądziła, że bez trudu uwiedzie nowego informatyka. Była w szoku, gdy odkryła, kogo wybrał zamiast niej”