Kasia, moja pierworodna, ma dziś dwadzieścia lat. Urodziła się, kiedy ja ledwie skończyłem dwadzieścia jeden lat. Laura jej mama, jest starsza ode mnie o sześć lat. Prowadzi księgarnię. Przez pierwsze lata sama ponosiła koszty wychowania Kasi. Ale kiedy skończyłem prawo i znalazłem dobrą pracę w dużej korporacji, zacząłem płacić alimenty. Jednak pojęcia o byciu ojcem ciągle nie miałem. Spełniałem wszystkie zachcianki Kasi, kupowałem jej najnowsze gadżety, ciuchy. Na wakacje zabierałem ją do hoteli, które zapewniały opiekę nad dziećmi, a sam się w tym czasie dobrze bawiłem.
Alicja nie była zadowolona
Kasia została starszą siostrą w wieku dziesięciu lat. Z mamą Roberta byliśmy razem kilka miesięcy. Nie mam na to dowodów, ale wydaje mi się, że chłopiec nie jest wpadką. Alicja bardzo chciała zostać moją żoną. A ponieważ nie reagowałem na jej coraz mniej subtelne sugestie, postanowiła działać.
– Adam, nie wiem, jak to się stało. Co teraz? – Alicja dramatycznie pociągnęła nosem i podsunęła mi pod nos test ciążowy. – Dodatni! – dodała na wszelki wypadek, gdybym nie zauważył.
Wiedziałem, czego ode mnie oczekiwała. A że nie mogłem jej tego dać – nie chciałem się żenić – wolałem postawić sprawę jasno.
– Alicja, nie zostawię cię samej i na pewno poprę każdą twoją decyzję, choć wiesz, że nie planowałem kolejny raz zostać ojcem. I będę wspierał nasze dziecko finansowo i je kochał. Ale nie poproszę cię o rękę. Wiesz, co myślę o małżeństwie.
Ale chyba ciągle wierzyła, że zmienię zdanie, jak nasze dziecko będzie już na świecie. Przy narodzinach Kasi mnie nie było, bo Laura mnie tam nie chciała. Ale Alicja uparła się, że poród musi być rodzinny. Wszystko trwało tak długo, że w końcu zasnąłem na fotelu. Gdy się obudziłem, mój syn był już na świecie.
Z Alicją mieszkałem razem jeszcze osiem miesięcy. Przede wszystkim z powodu Roberta, chciałem stanąć na wysokości zadania. Ale Alicja naprawdę bardzo chciała wyjść za mąż. Kiedy uznała, że jestem przypadkiem beznadziejnym, kazała mi się wynosić. Pół roku później była już żoną Adriana, właściciela kilku salonów samochodowych.
Zależało mi, żeby moje dzieci się znały. Starałem się tak ustawiać moje weekendy z nimi, że mieć i Kasię, i Roberta w tym samym terminie. Choć sam nie wiem, czy się nie oszukiwałem i czy nie chodziło mi tylko o to, żeby co drugi weekend mieć wolny i móc się bawić. Z mamą Zosi, Anetą, spędziłem tylko kilka nocy. Poznaliśmy się w klubie. Po szalonym weekendzie widzieliśmy się jeszcze dwa razy. Z góry założyłem, że taka imprezowa dziewczyna na pewno zabezpiecza się przed ciążą, i chyba nie byłem zbyt uważny.
Z góry założyłem, że to na pewno nie jest moje dziecko
Zadzwoniła dwa miesiące później.
– Adam, głupia sprawa. Jestem w ciąży. Wszystko wskazuje na to, że z tobą, ale pewności nie mam. Jak się spotkaliśmy, ostro balowałam. Mogłam nie pamiętać o pigułkach. Jeszcze tydzień temu byłam pewna, że nie urodzę tego dziecka. Ale nie mogłam tego zrobić. A skoro zostanę mamą, to nie chcę kiedyś musieć powiedzieć mojemu dziecku, że nie ma taty, bo nigdy mu nie powiedziałem o jego istnieniu. Lojalnie uprzedzam, że kandydatów jest jeszcze dwóch. Do niczego nie chcę cię zmuszać, ale jeśli się zgodzisz, to po narodzinach dziecka chcę zrobić test na ojcostwo. Żeby wiedzieć – wyrecytowała prawie na jednym oddechu.
Bardzo się nie przejąłem, bo uważałem, że skoro mam już dwójkę dzieci, to na pewno tym razem się okaże, że to nie ja. Myliłem się. Zosia miała miesiąc, kiedy badania pokazały, że jest moja. Kiedy Kasia była mała, nie spędzałem z nią zbyt dużo czasu. Robert, teraz trzylatek, był małym szatanem. A Zosia to sama słodycz. Uśmiechała się do mnie i gaworzyła. Zrozumiałem, że po prostu ją kocham. I chcę być jej tatą. Kupiłem więc jej najdroższy wózek, jaki znalazłem – bo tak rozumiałem rolę ojca.
Rok przed narodzinami Zosi moi rodzice sprzedali mieszkanie w mieście i wyprowadzili się na podlaską wieś. Od tamtej pory mój miesiąc wakacji z Kasią i Robertem, a potem i Zosią spędzałem u nich. A raczej spędzali go rodzice. Ja przyjeżdżałem na tydzień, czasem dziesięć dni i wpadałem w weekendy. Zjawiałem się jak Święty Mikołaj, obładowany prezentami, a potem znikałem. Zdarzyło mi się, że we wsi obok wynająłem dom, umieściłem w nim aktualną kochankę i na każdą noc wymykałem się do niej.
Na szesnaste urodziny Kasi zabrałem ją na kolację do eleganckiej restauracji. W prezencie dałem jej drogie kolczyki. Otworzyła pudełeczko, spojrzała na markę i cmoknęła z uznaniem.
– Dzięki, tato. Ale potrzebuję też kasy na karnet na festiwal Open’er w Gdyni. I na wyjazd. Pięć stówek starczy – oświadczyła i wyciągnęła rękę.
– Kaśka, co to sobie myślisz? Traktujesz mnie jak skarbonkę – żachnąłem się.
– Tato, a jak mam cię traktować? Zastanów się. Co ty w ogóle o mnie wiesz? Jak się uczę, czy mam chłopaka. A znasz imię najlepszego kolegi Roberta z przedszkola? Wiesz, czy Zosia jest już zaszczepiona na polio? Może jak się postarasz, to zostaniesz ojcem. Ale na razie jesteś tylko skarbonką.
Wiedziałem, że ma rację. Sięgnąłem do portfela i odliczyłem pięć stuzłotówek. Ale jej słowa nie spłynęły po mnie ot, tak. Zacząłem poważnie myśleć, jakim chcę być ojcem.
Rany boskie, to bliźniaki?! Aż zakręciło mi się w głowie
W następne wakacje wziąłem dwa tygodnie urlopu i spędziłem je z dziećmi na Podlasiu. Sam. Rodziców wysłałem w tym czasie na urlop. Wymogłem też na Kasi, żeby przyjechała, choć uważała, że jest już za duża na wakacje z tatą.
– Zresztą pewnie potrzebujesz po prostu darmowej opiekunki, skoro dziadków nie będzie – droczyła się ze mną.
Przekonałem ją dopiero, gdy powiedziałem, że chcę jej udowodnić, że jestem kimś więcej niż skarbonką.
– Zapamiętałeś?
Skinąłem głową. Kasia uśmiechnęła się.
– OK, zobaczmy do czego się nadajesz.
Świetnie się bawiliśmy przez te dwa tygodnie. Zdziwiłem się, że tak dobrze sobie radzę! Choć po kilku próbach obiady sobie odpuściłem. Maluchy nie chciały jeść moich tajskich makaronów i wietnamskich zup. Zacząłem zamawiać jedzenie u sąsiadki. Domowe pierogi, mielone, pomidorówka i pyszne ciasta – dzieci były zachwycone.
Było miło, ale po dwóch tygodniach z ulgą wróciłem do domu. Byłem oczywiście dumny z siebie i uważałem, że przez te dwa tygodnie udowodniłem sobie, dzieciom i światu, że nie jestem skarbonką, tylko prawdziwym ojcem.
Takie wakacje powtórzyliśmy rok później. I za dwa lata. Kasia wprawdzie zgodziła się przyjechać tylko pod warunkiem, że pozwolę jej wziąć chłopaka. Janek na szczęście okazał się spoko gościem, a Robert był nim zachwycony. Traktował go jak starszego brata, o którym marzył. Zaraz po powrocie ze wsi dowiedziałem się, że moja rodzina znowu się powiększy…
Z Klaudią byłem przez prawie pół roku
Długo jak na mnie. Tyle wytrzymałem, bo Klaudia była scenografem i czasem wyjeżdżała na plan nawet na kilka tygodni. Ale tuż przed wakacjami wystraszyłem się, że jednak mnie udomowi. I z nią zerwałem. We wrześniu spotkałem ją w parku. Próbowała udawać, że mnie nie widzi. Ale było już za późno. Chwilę później zrozumiałem, dlaczego chciała uciec. Nie było wątpliwości. Klaudia była w ciąży. Na oko – czwarty, piąty miesiąc. Jeżeli mnie nie zdradzała, to wszystko wskazywało na to, że znowu będę tatą. Czwarte dziecko. Odruchowo zacząłem liczyć, czy mnie stać na kolejne alimenty…
– No hej. Tak, dobrze widzisz. I tak. Są twoje – powiedziała cichutko Klaudia.
– Ale przecież brałaś pigułki… Zaraz, zaraz. Jak to są?
– Są. Bliźniaki. Na razie mówię o nich Jacek i Agatka, ale to robocze imiona.
Dobrze, że tuż obok była ławka, bo usiadłbym na chodniku.
– OK. Piątka. Piątka dzieci. Jakbym był mormonem…. – mruczałem. – A kiedy zamierzałaś mi o nich powiedzieć?
– Wiesz, chyba wcale – powiedziała Klaudia po dłuższej chwili. – Bo szczerze mówiąc, ja cię wykorzystałam. Jak się poznaliśmy u Marka, popytałam o ciebie. Uznałam, że jesteś idealnym kandydatem. Wiedziałam, że nie szukasz nikogo na stałe. I że masz już trójkę dzieci i pewnie ci dość. A ja… Ja mam trzydzieści osiem lat i bardzo chcę być mamą. A skoro nie udało mi się znaleźć faceta, co do którego miałabym pewność, że będzie ze mną na dobre i złe, uznałam, że wolę zostać samotną matką. Że tak będzie prościej…
– Zaraz, zaraz. Byłaś ze mną kilka miesięcy tylko po to, żebym został twoim dawcą? Dawcą spermy? Czy ja dobrze słyszę?
Naprawdę byłem w szoku. I poczułem się do żywego dotknięty, że Klaudia nie chciała, bym był ojcem jej dzieci, nie chciała nawet ode mnie pieniędzy. Potraktowała mnie jak trutnia! I choć przed chwilą zastanawiałem się, jak utrzymam czwórkę dzieci, a teraz było już ich pięcioro, to zamiast się ucieszyć, że mam je z głowy, ruszyłem do ataku.
– Nic z tego, Klaudia. To są tak samo moje dzieci, jak i twoje. I jak mnie do tego zmusisz, będę o nie walczyć w sądzie. Masz rację, mam już trójkę dzieci. Są wspaniałe i je kocham. I dlatego uważam, że Jacek i Agatka muszą rodzeństwo poznać. Nie możesz ich tego pozbawiać!
Ta przemowa poważnie mnie wyczerpała. Zabrakło mi tchu i musiałem zamilknąć. Klaudia usiadła koło mnie.
– O rany. Pojechałeś. OK, przecież nie będziemy się ciągać po sądach. Dogadamy się.
Na kolejne USG poszliśmy razem. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Wzruszyłem się, musiałem udawać, że coś mi wpadło do oka. Przez ostatnie tygodnie ciąży znowu zamieszkaliśmy razem. Klaudia musiała leżeć, potrzebowała pomocy. Po dwóch tygodniach mieszkania z mamą zadzwoniła do mnie i błagała, żebym ją ratował.
Narodzin bliźniaków nie przespałem. Przecinałem ich pępowiny, a potem córkę trzymałem na piersi aż do rana. Klaudia tuliła naszego syna. Nazwaliśmy je oczywiście Jacek i Agatka… Wyprowadziłem się od Klaudii pod koniec lutego. A w połowie marca zaczął się lockdown. Pierwsza na pomysł, żebym zajmował się dzieckiem w ciągu dnia, wpadła Aneta.
– Adam, wiem, że pracujesz z domu, ale ja niestety nie mam tak dobrze. Przedszkole zamknięte, nie mam co zrobić z Zosią… Musisz pomóc.
Zgodziłem się. Zosia nie sprawiała mi kłopotów
Czasem wpadała mi przy niej pomóc Kasia. Aneta odbierała ją zawsze punktualnie o 17.30.
– Adam. Mamy kłopot. Koleżanka z pokoju ma pozytywny test. Jestem w kwarantannie. Musisz się zająć Zosią przez dwa tygodnie… Albo dłużej, jeżeli zachoruję. Nie ma wyjścia – zadzwoniła w czwartek przed Wielkanocą.
W planach miałem wyjazd na wieś, do rodziców. Pomyślałem, że mogę zostać u nich na dłużej i popracować stamtąd. Tata już wprawdzie niedomagał, prawie nie wstawał z fotela, ale mama na pewno mi pomoże. Aneta wystawiła mi rzeczy Zosi na wycieraczkę. Potem pomachała nam z balkonu. Zaraz po świętach zadzwoniła Alicja.
– Jesteś na wsi? Z Zosią? Macie tam internet? Boże, może weźmiesz na chwilę Roberta. Uczyć się zdalnie może wszędzie. Ja i Adrian pracujemy z domu. Przedszkole Krzysia jest zamknięte. Jeszcze trochę i się pozabijamy. Chociaż na kilka tygodni.
Na szczęście już dwa lata wcześniej rodzice wyremontowali w domu piętro. Były tam trzy małe sypialnie i łazienka. Zapytałem mamę, czy zniesie jeszcze jednego wnuka.
– Jasne, im nas więcej, tym weselej – zapewniła, choć minę miała nieszczególną. A kiedy zrobiło się naprawdę ciepło, na wieś zjechała też Klaudia z bliźniakami.
– Adam, a co byś powiedział, gdybym je zostawiła na miesiąc? Mam propozycję pracy. To mała produkcja, kilka tygodni. Pieniądze mi się przydadzą, a zresztą nie chcę wypaść z obiegu – zapytała w czerwcu Klaudia. Chyba nie liczyła się z odmową, bo miała już w ręku spakowaną walizkę.
Mama nie była zachwycona.
– Adam, wiem, że się starasz i poświęcasz im czas, ale nie dasz rady zajmować się bliźniakami. Je trzeba przewijać, karmić, kąpać. A ja ci nie pomogę. Nie mam już siły.
Wezwałem na pomoc Kasię. Zdała maturę i miała już wolne.
– Nie chcę cię wykorzystywać. Zapłacę. Godziwie. Jak to skarbonka. Ale przyjedź.
Udało mi się ją przekonać. Nasze wspólne pomieszkiwanie płynnie przeszło w nasz wspólny miesiąc wakacji. Wziąłem urlop. Wyłączyłem komputer. I chyba w końcu zrozumiałem, jak to jest naprawdę być tatą. Grałem z Robertem w piłkę, bawiłem się w bal u księżniczki z Zosią, nocą wstawałem do ząbkujących bliźniaków. Ciągle musiałem udawać króliczka, bo tylko wtedy Jacek i Agatka przestawali płakać. A gdy maluchy zasypiały, grałem z Kasią w szachy. Zaczęła mnie ogrywać po dwóch tygodniach.
Kiedy dzieci wróciły do mam, dom wydał mi się taki pusty. I choć byłem zmęczony, zatęskniłem za nimi już po trzech dniach. We wrześniu tata miał wylew. Wyszedł z niego, ale potrzebował rehabilitacji. Rodzice przyjechali do miasta i zamieszkali ze mną. Kiedy znowu zamknięto szkoły, Robert i Zosia często uczyli się u mnie. Musiałem sobie przypomnieć ułamki dziesiętne. I nauczyć się robić ludziki z kasztanów.
– Adam, tata czuje się już lepiej. Damy sobie radę. Bierz dzieci i jedź na wieś. Po co mają siedzieć w mieście – zarządziła mama.
Bardzo mi się ten pomysł spodobał
Stęskniłem się za byciem tatą na cały etat. Alicja i Aneta zareagowały na moją propozycję entuzjastycznie. Mama narobiła weków. Wypakowała mi zapasami cały bagażnik. Pojechałem na wieś z całą gromadą. Mama co wieczór dzwoniła upewnić się, czy jeszcze nie umarliśmy z głodu. A ja z każdym dniem radziłem sobie w kuchni lepiej. Kiedy na wsi zjawiła się z bliźniakami Klaudia, trafiła akurat na mój debiut klopsikowy.
– Hej, to jest naprawdę smaczne. Zobacz, nawet Jacek i Agatka wcinają – pochwaliła mnie.
Chyba zdałem test, bo po trzech dniach okazało się, że tak naprawdę to chciałaby zostawić u mnie bliźniaki, bo znowu ma pracę. Zadzwoniłem do Kasi.
– Co, znowu potrzebujesz niani?
– To też. Ale po prostu bez ciebie to nie to samo. Gang nie jest w komplecie – przyznałem.
Przyjechała razem z Jankiem.
– No tak, ciągle jesteśmy razem. Chyba jestem bardziej stała w uczuciach niż ty – zażartowała widząc moje zdziwienie.
– I tak, chętnie zajmiemy sypialnię dziadków. No nie patrz tak, jesteśmy dorośli. I postaram się nie zrobić cię dziadkiem, nie martw się.
– Nawet tak nie żartuj – pogroziłem jej. – Przecież dopiero się uczę być tatą!
Czytaj także:
„Mój facet zdradzał mnie z długonogą blondynką. Gdy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"
„Straciłam pracę, ale nie potrafiłam zrezygnować z luksusów. Szybko wpadłam w długi, które pożerały całą moją pensję”
„Cierpiałam z samotności, a przyjaciółki chwaliły się mężami i rodzinami. Szczyt mojej frustracji przypadł w Andrzejki”