„Miałam uczyć się na błędach matki, a zaszłam w ciążę po 3 miesiącach związku. Facet mydlił mi oczy, a potem stchórzył”

Zdenerwowana kobieta z testem ciążowym fot. iStock by Getty Images, g-stockstudio
„Dorastałam pod opieką samotnej matki. Często mi powtarzała, żebym uważała i nie wpadła w tę samą pułapkę co ona. Ale co mam zrobić, skoro facet, z którym zaszłam w ciążę, tak po prostu stanął jak wryty, gdy mu o tym powiedziałam?”.
/ 03.10.2024 22:00
Zdenerwowana kobieta z testem ciążowym fot. iStock by Getty Images, g-stockstudio

Spóźniłam się całe dwadzieścia minut, ale nie miałam zamiaru się tym stresować. Z kina i tak już nic nie będzie, film leci, a mnie zostało jeszcze trochę do przejścia. Tak czy siak, kto by się przejmował kinem. Dzisiaj ja i Leszek będziemy rozmawiać o dużo ciekawszych sprawach.

W tej właśnie chwili dotarło do mnie, że cały mój niepokój po prostu wyparował. Parsknęłam śmiechem na myśl o panice, która ogarnęła mnie rankiem, gdy zobaczyłam błękitny pasek widniejący w małym prostokącie. Od razu sięgnęłam po kolejny test, licząc naiwnie, że pierwszy mógł być wadliwy. Niestety, rezultat okazał się taki sam.

Nie tak miało być

Zupełnie nie spodziewałam się takiej niespodzianki. „Jeszcze tego mi brakowało, dziecka w drodze” – pomyślałam z irytacją. Owszem, miewałam marzenia o macierzyństwie, ale na pewno nie w tym momencie życia, gdy wreszcie wszystko zaczyna się dobrze układać. Zarówno w pracy, jak i z Leszkiem. A tak w ogóle, to jak długo my jesteśmy razem? Zaledwie 3 miesiące. Od czasu do czasu on wspomina coś o tym, że ciągle gonimy w piętkę i fajnie by było zamieszkać wspólnie. Ale to wciąż tylko takie rzucane mimochodem sugestie, bez żadnych konkretów. I co ja mam teraz zrobić? Ot tak mu oznajmić, że zostaniemy rodzicami?

Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Przecież od lat nie jestem już nastolatką i zawsze twierdziłam, że nie wierzę we „wpadki” dorosłych kobiet. Według mnie, jeśli którejś się to przytrafia, to mniej lub bardziej świadomie tego chciała. I proszę bardzo, moją piękną teorię szlag trafił w moim własnym przypadku.

Chwyciłam za telefon, żeby zadzwonić do Leszka, ale zmieniłam zamiar. Najwyraźniej tliła się we mnie jeszcze iskierka nadziei, że to jakaś pomyłka. W związku z tym skontaktowałam się z moim ginekologiem i umówiłam wizytę zaraz po pracy.

Tego dnia moja efektywność w pracy mocno podupadła, gdyż ciężko było mi się skoncentrować, a od czasu do czasu musiałam biec do toalety, żeby się wypłakać. Opowiedziałam o swoim zmartwieniu kumpeli Ewie, a ona tylko popukała się w głowę.

– Chyba ci odbiło. O co ci chodzi? Przecież masz pracę, mieszkanie i spoko faceta. Na co jeszcze czekasz? Na starość? Odpuść sobie, najwyraźniej tak musiało się stać.

Może jakoś to będzie

Doszłam do wniosku, że koleżanka jednak dobrze mówi i do gabinetu lekarskiego szłam już trochę wyluzowana. Ta konsultacja u doktora okazała się powodem, dla którego nie zdążyłam na czas. Napisałam do Leszka wiadomość, żeby się nie spieszył, a ja celowo poszłam na piechotę – chciałam to wszystko sobie poukładać w głowie. I w tym momencie... Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to się cieszę, serio się cieszę. Mam na karku 28 lat. Ślub, planowanie i te sprawy to nie wszystko. Czasami w życiu trzeba po prostu płynąć z prądem.

Z westchnieniem i planem poddania się temu, co przyniesie przyszłość, przekroczyłam bramę parkingu kinowego. Moim oczom ukazał się Leszek, pogrążony w lekturze czasopisma, siedzący na jednej z ławek. Gdy tylko mnie zauważył, podniósł się i pomachał. Prawie pędziłam w jego stronę. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mogę dłużej zwlekać z podzieleniem się z nim tą niesamowitą wiadomością.

Będziemy mieli dziecko – wykrztusiłam z siebie, będąc jeszcze w sporej odległości od niego.

– O czyim dziecku mówisz? Jest już duże? Co się z nim dzieje? Powtórz, bo nie załapałem – odpowiedział.

– O naszym dziecku – chichotałam. – Póki co chyba niezbyt wyrośnięte, to dopiero dziewiąty tydzień – oznajmiłam z entuzjazmem.

I nagle oblał mnie zimny pot. Leszek... Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie jego reakcję. Pobladł, zrobił krok do tyłu, opuścił ręce, które wcześniej wyciągał w moją stronę.

– Ale... Ale... Jak to? Spodziewasz się dziecka? Przecież mówiłaś... – gubił się w słowach coraz bardziej, a ja z każdą chwilą miałam coraz większą ochotę stamtąd zwiać. Gdziekolwiek, byle tylko nie patrzeć na jego minę.

No i stało się! Obróciłam się na pięcie i dałam nogę, o mały włos nie lądując pod kołami przejeżdżającej taksówki. Z piskiem opon stanęła jak wryta, a ja chwyciłam za klamkę, wskoczyłam do wnętrza i palnęłam taksówkarzowi pierwszy lepszy adres, jaki wpadł mi do głowy – adres mojej kumpeli Ewy.

Pojechałam do przyjaciółki

Kwadrans później okupowałam jej sofę, zanosząc się płaczem i relacjonując wszystko, co mnie spotkało.

Pozwoliła mi się wypłakać. Przysłuchiwała się, poklepując mnie po plecach, zrobiła mi herbatę z miodem, a na koniec położyła na wersalce, wręczając poduszkę i koc.

– Prześpij się teraz porządnie, a rano zastanowisz się nad dalszymi krokami – stwierdziła.

– Sądzisz, że to porzekadło o większej mądrości dnia od nocy okaże się prawdziwe w tej sytuacji? – pociągnęłam nosem.

– Prawdziwe przysłowia za każdym razem okazują się słuszne – pocieszyła mnie.

W sobotni poranek obudziłam się z ulgą, że to dzień wolny od pracy. Moja przyjaciółka nie zgodziła się, abym wróciła do siebie. Uznała, że lepiej będzie, jeśli spędzę ten czas z nią, dlatego zdecydowałam się zostać u Ewy na cały weekend.

Kiedy moje emocje nieco opadły, przyjaciółka starała się nawiązać ze mną rozmowę, stając w obronie Leszka i tłumacząc jego reakcję zaskoczeniem. Ja jednak nie potrzebowałam już pocieszania.

– Odpuść sobie – oznajmiłam. – Nie usprawiedliwiaj go. Gdyby faktycznie mnie kochał, zareagowałby zupełnie inaczej. W sumie nie mam prawa mieć do niego żalu, w końcu znamy się zaledwie 3 miesiące. Miał pełne prawo czuć złość...

A może wcale nie czuł gniewu, tylko był zdziwiony? Ile czasu ty sama potrzebowałaś, żeby oswoić się z myślą o dziecku? Na pewno co najmniej kilka godzin – Ewa uparcie obstawała przy swoim. – Włącz telefon i sprawdź, a nuż ktoś próbował się dodzwonić?

– I co z tego, jeśli dzwonił? – bąknęłam pod nosem, ale mimo to w toalecie po kryjomu uruchomiłam komórkę.

Ikonka koperty na wyświetlaczu zasygnalizowała, że mam pełną skrzynkę odbiorczą. Zerknęłam – no tak, dwie wiadomości od Leszka. Obie z dnia poprzedniego, a potem głucha cisza... A dzisiaj od bladego świtu bombarduje mnie połączeniami ktoś, kogo w ogóle nie kojarzę – uważnie zlustrowałam numer, a mam pamięć do cyfr – nie, takiego numeru nie ma nikt z moich znajomych. Bez czytania czy odsłuchiwania wiadomości, kliknęłam w przycisk: Skasuj wszystko.

Podjęłam decyzję – oświadczyłam swojej przyjaciółce Ewie w niedzielny wieczór, szykując się do wyjścia. – Poradzę sobie z wychowaniem tego malucha sama. Dam radę...

– Ja w ciebie wierzę, że dasz – Ewa mocno mnie przytuliła. – Ale... A może warto dać Leszkowi jeszcze jedną szansę... On na to zasługuje. Poza tym nie masz pojęcia, w co się pakujesz... – starała się mnie przekonać.

– Akurat mam i to większe niż wszyscy dookoła – odparłam, wzdychając głęboko. – Mojej mamie przydarzyło się coś podobnego.

– Serio? – Ewa nie kryła zaskoczenia.

– Tak. Pracowała jako pielęgniarka i wpadła w oko pewnemu lekarzowi. Gdy zaszła w ciążę, zrezygnowała z pracy i nawet mu o tym nie wspomniała. Nie wiem, kto jest moim ojcem...

Przypomniałam sobie słowa mamy

Późno wróciłam do mieszkania, a kiedy w końcu tam dotarłam, nie mogłam się uspokoić i zasnąć. Zamiast tego sięgnęłam po zakurzone albumy ze zdjęciami, których nie przeglądałam od czasu, gdy odeszła moja matka 4 lata temu. Najpierw wzięłam do ręki najstarszy z nich – fotografie w sepii, miejscami już nieco wyblakłe, ale mimo to tchnące we mnie nadzieję. Skoro mojej mamie udało się poradzić sobie w życiu prawie trzy dekady temu, to ja tym bardziej sobie poradzę. Na plus mam przynajmniej to, że nikt nie będzie wytykał mnie palcami jako panny z dzieckiem.

Kolejny dzień przyniósł mi ukojenie, mimo że smutek wciąż gościł w mym sercu. Rano zadzwoniłam do szefa, prosząc o wolne, po czym udałam się prosto na cmentarz.

Wszystko potoczyło się inaczej, niż planowałyśmy, mamo, ale dam radę – wyszeptałam cicho, stojąc nad miejscem wiecznego spoczynku mojej rodzicielki.

Schyliłam głowę, klęcząc bez słowa. Nie szeptałam modlitwy, wręcz unikałam jakichkolwiek myśli. W tym właśnie miejscu usiłowałam wyczuć jej... Nie, to nie była obecność, bo nie wierzę w duchy czy inne nadprzyrodzone zjawiska. Starałam się odnaleźć w sobie jej wspomnienie, cokolwiek, co dodałoby mi sił, sprawiło, że nie czułabym się taka zgubiona, taka samotna. Zapadał zmrok, poczułam chłód i właśnie miałam ruszyć w drogę powrotną, gdy nagle to usłyszałam: „Nie popełnij mojego błędu, córeczko”.

Usłyszałam te słowa tak wyraźnie, że aż zerwałam się na równe nogi i odwróciłam głowę, by spojrzeć za siebie. Pusto. Zaczęłam intensywnie myśleć i nagle... olśniło mnie. Moja mama odeszła w szpitalu, ale tuż przed tym, jak wydała ostatnie tchnienie, usiłowała mi przekazać pewną wiadomość. Wyszeptała wtedy to tajemnicze zdanie. W tamtym momencie nie miałam pojęcia, co ono znaczy i szczerze mówiąc, do dziś pozostaje dla mnie zagadką.

Ktoś na mnie czekał

Dotarłam do mieszkania kompletnie wyczerpana. Powoli wspinałam się po schodach na ostatnie piętro. Tuż przy wejściu do mojego mieszkania ktoś na mnie czekał. To był Leszek.

Nie dam się tak łatwo spławić – oznajmił.

– Przecież to ty mnie olałeś – odpowiedziałam. – Nawet nie raczyłeś do mnie zadzwonić...

– Jak szalony wydzwaniam od trzech dni, tyle że mam inny numer, bo moja karta padła. Nawet nie wiem, ile czasu spędziłem, siedząc tutaj pod drzwiami...

– Odpuść sobie, to bez sensu – ucięłam, bo zbierało mi się na płacz.

– Ale jak tak możesz? Gadałem z Ewą. Mówiła, że na początku sama nie byłaś na tak z tą ciążą. Masz do mnie pretensje o te 10 sekund, gdy nie zareagowałem po twojej myśli? Kocham cię i pragnę tego dziecka, ale mnie zaskoczyłaś...

– Nie... – zaczęłam, a tu nagle znowu to samo: „Nie popełnij mojego błędu...”.

Zrobiłam tak, jak mi poradziłaś, mamo. Może nie w stu procentach według twoich wskazówek, ale wzięłam sobie do serca twoje słowa. Nie od razu przebaczyłam Leszkowi, ale wtedy na tych schodach dałam mu drugą szansę. Nasz maluszek skończył już roczek. I wyobraź sobie, że wczoraj zdecydowaliśmy się w niedalekiej przyszłości wziąć ślub. Jestem ci bardzo wdzięczna, mamusiu...

Kamila, 28 lat

Czytaj także:
„Mąż ewakuował się z mojego życia, jak tylko odkrył, że jestem w ciąży. Fala smutku zalała mnie od stóp do głów”
„Chłopak rzucił mnie jak zmechacony szalik. Długie jesienne wieczory zaczęłam spędzać z jego najlepszym przyjacielem”
„Kochałam chłopaka nad życie, dopóki nie poznałam jego ojca. Teraz już sama nie wiem, na którym bardziej mi zależy”

Redakcja poleca

REKLAMA