„Miałam sąsiada za łobuza i brudasa, a potem utknęłam z nim w windzie. Po godzinie już chciałam swatać go z wnuczką”

babcia i wnuczka fot. iStock by Getty Images, eclipse_images
„– Chyba nie mam dla pani nic do czytania… – stwierdził. – Bo ja to bym się chętnie trochę pouczył, mam za dwa dni egzamin. – Nie szkodzi, mam gazetkę – wyjęłam z siatki ulubiony tygodnik, po czym ze zdumieniem zerknęłam na grubą książkę w jego rękach. >>Matematyka w fizyce klasycznej i kwantowej<<… – przeczytałam. Coś podobnego”.
/ 25.06.2023 22:30
babcia i wnuczka fot. iStock by Getty Images, eclipse_images

Gdy zobaczyłam z daleka, jak ten chłopak wchodzi do klatki, natychmiast zwolniłam kroku. Nie miałam zamiaru jechać z nim windą, jeszcze czego! Kiedy wprowadził się do naszego bloku jakieś trzy miesiące temu, od razu pomyślałam sobie, że to musi być jakiś łobuz albo narkoman! Z tą gęstą brodą i długimi włosami tak właśnie wyglądał… Ubierał się też dziwacznie, w powyciągane swetry i idiotycznie kolorową czapeczkę. A przecież zdecydowanie nie był już nastolatkiem!

„W jego wieku to powinien nosić elegancki garnitur i chodzić do pracy, jak pan Bóg przykazał! – myślałam. – A ten pewnie bąki zbija. Ciekawe tylko, z czego żyje? Pewnie ciągnie pieniądze od rodziców…”.

Dobrze, że w naszej rodzinie nie trafiają się takie wadliwe egzemplarze! Mój wnuk został lekarzem, a wnuczka studiuje na uniwersytecie stosunki międzynarodowe. W przyszłości na pewno będzie pracować za granicą w jakimś ważnym biurze. Może nawet w samej Brukseli?

Musiałam z nim wejść do windy

Pewnie już poszedł – pomyślałam o tym dziwolągu-brodaczu i wkroczyłam na klatkę. Tymczasem on  nadal stał pod windą. Co za pech!

„Ta winda jeździ jak chce!” – zdenerwowałam się. Oczywiście, ledwie się pojawiłam, od razu przyjechała. Zaczęłam udawać, że muszę jeszcze wziąć listy ze skrzynki, byle tylko dziwoląg już sobie pojechał, ale nie! Stał, trzymając otwarte drzwi i najwyraźniej na mnie czekał.

– Pan jedzie! – burknęłam. 

– Nie spieszy mi się – odparł.

No coś podobnego! Nie miałam więc już pretekstu, aby dłużej zwlekać, musiałam z nim wsiąść. Wstrzymałam oddech, bo pewnie facet śmierdział, skoro wyglądał tak, jakby się od kilku dni nie mył. „Jakoś wytrzymam, to tylko pięć pięter” – pomyślałam i w tym samym momencie światło lekko przygasło, windą szarpnęło, a potem… Zatrzymała się!

– To już moje piętro? – zapytałam zaskoczona i ruszyłam do drzwi.

Ani drgnęły, choć przecież powinny otworzyć się automatycznie.

– Obawiam się, że to nie jest żadne piętro – odezwał się facet.

Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym poczułam falę ogarniającej mnie paniki. Winda się zepsuła? To się, niestety, zdarzało. Jedna z moich sąsiadek jakiś czas temu utknęła na dobre dwie godziny, zanim przyjechało pogotowie techniczne. Dwie godziny z tym typkiem zamknięta na dwóch metrach kwadratowych?!

– I co ja teraz zrobię? – jęknęłam do siebie, ale on wziął to za pytanie.

– Nic, zadzwonimy po pomoc. Tutaj gdzieś powinien być numer alarmowy – odparł i wyciągnął komórkę, a po chwili usłyszałam, jak objaśnia spokojnym głosem, gdzie dokładnie zostaliśmy uwięzieni.

– Postarają się przyjechać jak najszybciej, do godziny, ale z doświadczenia wiem, że to może potrwać dłużej – wyjaśnił mi, rozłączając się.

Co za ciekawy młody człowiek!

Boże! Jak ja tutaj z nim wytrzymam tyle czasu?! Pewnie się uduszę! Do tej pory starałam się nie nabierać zbyt głęboko powietrza. Nie chciałam wdychać tego smrodu, który pewnie facet wydzielał, ale teraz już musiałam! Obrzydliwość...

Wciągnęłam głośno powietrze.

Źle się pani czuje? – zapytał brodacz, po czym wyciągnął coś z kieszeni swojej wyciągniętej bluzy. – Proszę to zjeść, to pomoże wytrzymać tę sytuację – zaproponował.

„Jakiś narkotyk!” – przebiegło mi natychmiast przez głowę. Musiałam wyglądać nietęgo, bo uspokajająco położył mi rękę na ramieniu.

To batonik czekoladowy, podniesie pani poziom cukru we krwi – poinformował. – Chyba że ma pani cukrzycę i nie może jeść słodyczy…

– Nie mam! – odparłam i odważnie wzięłam od niego batonik.

„Co ja tutaj z nim będę robiła przez najbliższą godzinę?” – pomyślałam już nieco spokojniej (musiałam przyznać, że przynajmniej nie śmierdział, a nawet pachniał). On chyba też o tym pomyślał, bo zdjął plecak i zaczął w nim grzebać.

– Chyba nie mam dla pani nic do czytania… – stwierdził. – Bo ja to bym się chętnie trochę pouczył, mam za dwa dni egzamin.

Pouczył? Egzamin? Student?

– Nie szkodzi, mam gazetkę – wyjęłam z siatki ulubiony tygodnik, po czym ze zdumieniem zerknęłam na grubą książkę w jego rękach. „Matematyka w fizyce klasycznej i kwantowej”… – przeczytałam. Coś podobnego!

– A tę czapeczkę to skąd pan ma? – spytałam nagle, nie wiem czemu.

– Fajna, prawda? To z Peru! – wyjaśnił mi, ożywiony. – Byliśmy tam z kolegami na wyprawie. Mówię, pani, co za piękny kraj…

No cóż, przez następną godzinę nawet nie otworzyłam tego swojego tygodnika, bo zajęta byłam słuchaniem barwnej opowieści Sławka. Miałam nawet żal do pogotowia technicznego, że zbyt szybko przyjechali. Na szczęście mój nowy znajomy zaproponował, że pokaże mi zdjęcia ze swojej wyprawy.

– Cudownie! Zapraszam do siebie na kawę! – zadecydowałam, od razu myśląc sobie: „Co za ciekawy młody człowiek! Studiuje taki ciężki fakultet, podróżuje… Muszę poznać go z moją Kasią”. Kto wie, może uda mi się jakoś tak wymanewrować, aby wnuczka także wpadła do mnie na tę kawę dokładnie wtedy, gdy będzie Sławek.

Czytaj także:
„Miałam sąsiadów za ponuraków i bandę gburów. To bagno, w którym się razem znaleźliśmy, sprawiło, że zmieniłam zdanie”
„Nowy sąsiad wyglądał na kryminalistę i nie miał najlepszych manier. Wkrótce przekonałam się, że nie taki diabeł straszny...”
„Uroczy, szarmancki starszy pan wynajął mi mieszkanie za bezcen. Pozory mylą, a ja dałem się oszukać tej wyrachowanej świni”

Redakcja poleca

REKLAMA