Mama nieraz mi powtarzała, żebym nigdy nie zakochiwała się w żonatych mężczyznach, bo z tego tylko same nieszczęścia się biorą. Długo trzymałam się tej zasady, ale jakiś czas temu ją złamałam. I zapłaciłam za to bardzo wysoką cenę. A ten drań? Ten drań nie stracił nic.
Wpadł mi w oko
Pawła zobaczyłam po raz pierwszy chyba czwartego dnia pracy w firmie. Wpadł na chwilę do szefowej naszego działu po jakieś dokumenty. Myślę, że nawet nie zarejestrował mojego istnienia, bo tylko prześliznął się po mnie obojętnym wzrokiem. Tymczasem ja czułam się jak po uderzeniu pioruna.
– O rany… Kto to jest? – odwróciłam się z pytaniem do koleżanki.
– To Paweł, dyrektor finansowy. A dlaczego pytasz? – szepnęła.
– Ale przystojniak. Chętnie bym się z nim umówiła.
– Zapomnij, za wysokie progi. Tacy jak on nie umawiają się z szeregowymi pracownicami. A poza tym ma żonę. Ponoć bardzo wpływową i zazdrosną. Nie sądzę, żeby chciał pakować się w jakieś miłostki.
– Poważnie mówisz? Wielka szkoda – westchnęłam zawiedziona.
Minął już ponad rok od dnia, w którym rozstałam się z Karolem, i ciągle nie mogłam znaleźć sobie nowego partnera. Wszyscy warci uwagi faceci byli już zaobrączkowani. Tak jak Paweł.
Próbowałam o nim nie myśleć, ale jakoś nie potrafiłam. Przez następne tygodnie przyglądałam mu się dyskretnie, marząc o dniu, w którym moglibyśmy choć przez chwilę porozmawiać. Wtedy jeszcze pamiętałam o ostrzeżeniach mamy, więc nie planowałam romansu. Chciałam go po prostu poznać, przekonać się, czy jest taki wspaniały, za jakiego go uważałam.
Zrobił pierwszy krok
Okazja trafiła się niedługo, trzy miesiące później. Firma zakończyła poprzedni rok z pokaźnym zyskiem i szefostwo zorganizowało z tej okazji huczną imprezę w zacisznym hotelu za miastem.
Zabawa była naprawdę świetna. Dobra muzyka, jedzenie, no i oczywiście alkohol. Mnóstwo alkoholu. Właśnie zamawiałam przy barze kolejnego drinka, gdy poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w pasie i całuje w kark. Odwróciłam się gwałtownie. Już chciałam krzyknąć temu komuś, żeby trzymał się ode mnie z daleka, ale głos uwiązł mi w gardle. Przede mną stał Paweł.
– Cześć, piękna. Spokojnie. Chyba cię nie przestraszyłem – uśmiechnął się.
– Owszem, przestraszyłeś. I to prawie na śmierć – mruknęłam, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.
– W takim razie pozwól mi się zrehabilitować. Zapraszam cię na szampana.
– Kiedy?
– Choćby zaraz. Tu na górze są całkiem sympatyczne pokoje. Możemy tam…
– No wiesz, to już bezczelność! – krzyknęłam.
– O rany, nie denerwuj się tak. Przecież nie mam nic zdrożnego na myśli. Po prostu chcę na chwilę zmienić otoczenie. Głowa mi już huczy od tej muzyki. Posiedzimy kilka minut w spokoju, pogadamy i zaraz wrócimy. Nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma. Chodź, to tylko chwila – złapał mnie za rękę.
Zrobiło mi się jakoś dziwnie ciepło na sercu.
– No dobrze… Ja też chętnie odpocznę przez chwilę od tego jazgotu – poddałam się.
Skłamałabym, mówiąc, że uwierzyłam w tę zmianę otoczenia. Dokładnie wiedziałam, po co Paweł ciągnie mnie na górę, ale jakoś nie potrafiłam się oprzeć. Raz, że sporo wypiłam, dwa, nasz pan dyrektor bardzo mi się podobał, wreszcie trzy, potwornie tęskniłam za bliskością mężczyzny. Od ostatniego seksu z moim byłym minęły przecież bardzo długie miesiące!
Wylądowaliśmy w łóżku
Kiedy więc po wejściu do pokoju Paweł postawił kubełek z szampanem na podłodze i zaczął mnie rozbierać, nie protestowałam. Nie myślałam o tym, co będzie później. Chciałam cieszyć się chwilą.
Kochaliśmy się godzinę. Po wszystkim czułam się tak cudownie rozleniwiona i rozluźniona, że nie miałam ochoty wychodzić z łóżka. Tymczasem Paweł wziął szybki prysznic i zaczął się ubierać.
– Chcesz już wyjść? Myślałam, że się jeszcze trochę poprzytulamy – jęknęłam zawiedziona.
– Dziś już nie. Towarzystwo na dole czeka. I pewnie się zastanawia, gdzie zniknąłem. Ale podobasz mi się i chętnie się z tobą jeszcze spotkam. Dawno nie miałem kobiety z takim temperamentem!
– Nie wiem, czy znajdę czas. Jestem ostatnio bardzo zajęta. No wiesz, praca, dom…
– O rany, przestań się wygłupiać. Przecież widzę, że też masz ochotę na powtórkę – patrzył mi prosto w oczy.
– Rzeczywiście mam – przyznałam.
– W takim razie jesteśmy umówieni. Tylko pamiętaj, żadnych zobowiązań, wyznań i innych miłosnych bzdur. I wszystko zostaje między nami. Mam rodzinę i nie zamierzam jej stracić. Przy ludziach zachowujemy się więc tak, jakbyśmy ledwie się znali. Pasuje ci taki układ? Bo dla mnie to jedyna opcja – powiedział.
Zrobiło mi się przykro, ale postanowiłam, że nie dam tego po sobie poznać
– Nawet bardzo. Nie lubię zobowiązań – rzuciłam od niechcenia, a potem wstałam i szybciutko pobiegłam do łazienki.
Bałam się, że jeśli nadal będzie patrzył mi w oczy, to zorientuje się, że nie jestem do końca szczera.
Broniłam się przed uczuciem
Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw w hotelu, potem u mnie. Kochaliśmy się i każde z nas szło w swoją stronę. Pawłowi przychodziło to z łatwością, ale mnie było coraz trudniej. Czułam, że się zakochuję. Broniłam się przed tym uczuciem, ale było silniejsze ode mnie. W pewnym momencie złapałam się na tym, że nie chcę się z nim rozstawać.
Gdy wychodził do domu, ledwie powstrzymywałam łzy. Chciałam, żeby został, pozwolił mi zasnąć w swoich ramionach. A rano zjadł ze mną śniadanie i pojechał do pracy. Ale mijały kolejne miesiące i nic takiego się nie działo. Owszem, gdy byliśmy razem, Paweł był miły, czuły, prawił mi komplementy, ale gdy było już po wszystkim, nagle spoglądał na zegarek, błyskawicznie się ubierał i znikał.
Po pół roku miałam dość takiej huśtawki. Rola kochanki na godziny przestała mi wystarczać. Postanowiłam porozmawiać o tym z Pawłem. Wiedziałam, że sporo ryzykuję, ale naiwnie łudziłam się, że przychodzi do mnie nie tylko po to, by się kochać, że jednak coś do mnie czuje.
Byłam naiwna
Przygotowałam więc uroczystą kolację, wypiłam na odwagę trochę wina i z niecierpliwością czekałam, aż się zjawi. Przyszedł punktualnie. Gdy zobaczył zastawiony stół, trochę się zdziwił.
– Czyżbyś czekała na gości? – zapytał.
– Nie, głuptasie. Ta kolacja jest tylko i wyłącznie dla ciebie. A właściwie dla nas. Dziś minęło równo pół roku od naszego pierwszego spotkania. Mamy co świętować, nie uważasz? – uśmiechnęłam się.
– To miłe, ale nie mam czasu na świętowanie. Spieszę się do domu. Zresztą, sama wiesz – zaczął się rozbierać.
– Tak, wiem… Ale może dziś zrobiłbyś wyjątek? Taka okazja! Posiedzimy, zjemy, napijemy się wina, a potem będziemy kochać się do świtu. A rano zrobię ci pyszne śniadanie – uśmiechnęłam się.
– Przestań się wygłupiać i chodź do łóżka. Naprawdę nie mam ochoty na te głupie gierki, tylko na konkrety – zaczął mnie ciągnąć w stronę sypialni.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
– To jej nabierz! Nie podoba mi się, jak mnie traktujesz! Mam tego dość!
Zatrzymał się.
– O co ci chodzi? Przecież mamy umowę. Oboje byliśmy z niej zadowoleni… Czyżby coś się zmieniło?
– Owszem. Nie zamierzam być dłużej tą drugą. Kocham cię nad życie i chcę cię mieć tylko dla siebie – wypaliłam i rzuciłam mu się na szyję.
Reakcja Pawła kompletnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się oczywiście, że wyzna mi miłość i obieca, że wkrótce rozmówi się z żoną i złoży pozew o rozwód. Ale liczyłam na to, że mnie przytuli, powie, że jest wzruszony moim wyznaniem, da mi jakąś nadzieję A on? Odepchnął mnie gwałtownie i zaczął się ubierać.
– Co robisz? – przestraszyłam się.
– Wychodzę i już nie wrócę – wzruszył ramionami.
– Ale jak to? – nie mogłam uwierzyć
– Tak to! Nie odpowiadają mi zmiany, jakie chcesz wprowadzić w naszej umowie. Koniec znajomości – wycedził i po prostu wyszedł.
Z żalu przepłakałam całą noc. Przez następne dni próbowałam porozmawiać z Pawłem. Choć tak okrutnie mnie potraktował, ciągle nie potrafiłam o nim zapomnieć. Marzyłam o tym, by znowu znaleźć się w jego ramionach. Choćby tylko tak jak dawniej, na godzinkę czy dwie. Ale on unikał mnie jak ognia. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na maile i SMS-y.
Oskarżył mnie o napastowanie
Któregoś razu nie wytrzymałam i zaczepiłam go na korytarzu w pracy. Chciałam mu tylko powiedzieć, żeby zapomniał o moim wyznaniu, że w porządku, zgadzam się na warunki naszej pierwszej umowy.
Nie chciał mnie nawet wysłuchać. Syknął tylko, że jak nie przestanę za nim łazić, to pożałuję.
– Tak? A co mi zrobisz? Bardziej nie możesz mnie już skrzywdzić! – wrzasnęłam, nie bacząc na to, że ludzie się nam przyglądają.
– Jesteś tego pewna? – spojrzał na mnie z nienawiścią.
Byłam załamana. Zrozumiałam, że już nigdy nie odzyskam Pawła, że dla człowieka, któremu oddałam serce, już nie istnieję. Myślałam, że nic gorszego mnie już nie może spotkać. A jednak…
Kilka dni później wezwał mnie do siebie szef. Nawet się nie zdziwiłam. Zbliżał się koniec mojej rocznej umowy o pracę i sądziłam, że chce ją przedłużyć. Tymczasem on miał dla mnie zupełnie inne wieści.
– Pani Patrycjo, uprzedzam, że od nowego miesiąca musi pani sobie poszukać innego zajęcia – oświadczył.
Nogi się pode mną ugięły.
– Ale dlaczego? Przecież był pan zawsze zadowolony z mojej pracy. Co się nagle zmieniło? – wykrztusiłam.
– Owszem, pracuje pani dobrze. Ale zachowuje źle. I to delikatnie mówiąc.
– Nie rozumiem…
– Naprawdę? W takim razie powiem bez ogródek. Jeden z naszych pracowników poskarżył się, że go pani napastuje. Dzwoni, pisze, wyznaje miłość. Nęka, dręczy i nie daje spokoju. Miał nadzieję, że to tylko zauroczenie, że się pani opamięta, ale jest coraz gorzej. Ten człowiek boi się o swoje bezpieczeństwo i spokój rodziny…
– Chodzi o Pawła? Dyrektora finansowego? – wpadłam mu w słowo.
– Mniejsza o nazwisko. Liczą się fakty. A te nie przemawiają na pani korzyść. Widziałem te wszystkie SMS-y i maile, które pani przesyłała. Nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Jest pani niebezpieczna. Ten pracownik mógłby zawiadomić policję, pójść do sądu, ale nie chce robić kłopotów. Ani pani, ani firmie.
– Słucham? To jakaś kompletna bzdura! To Paweł zaciągnął mnie do łóżka. Spotkaliśmy się przez pół roku! – zaczęłam się tłumaczyć.
– Pani Patrycjo, skończmy już tę rozmowę. To naprawdę nie ma sensu. Tak jak powiedziałem, nie przedłużę z panią mowy. I życzę pani szczęścia. I w poszukiwaniu nowej pracy, i w miłości – uciął i wsadził nos w papiery.
Zrobił ze mnie wariatkę
Po wyjściu z gabinetu szefa byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało.
Czułam się tak skrzywdzona, że nie byłam w stanie wrócić do działu i zająć się robotą. Złapałam torebkę, kurtkę i wybiegłam z firmy.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, wypłakać całą złość i żal.
Właśnie miałam wsiąść do auta, gdy na końcu parkingu dostrzegłam Pawła. Rozmawiał z żoną. Wiedziałam, że to ona, bo kilka razy odwiedziła go w firmie. Nie zastanawiając się ani chwili, ruszyłam w ich stronę.
– I co, łachudro, myślisz, że udało ci się pozbyć problemu? Nic z tego, mój drogi. Twoja żona zaraz się dowie, co z ciebie za bydlę! – wrzasnęłam do Pawła.
– Kochanie, czego mam się dowiedzieć? I co to za kobieta? – żona zmarszczyła brwi.
Byłam pewna, że Paweł się zmiesza, przestraszy. Będzie kręcił, próbował odciągnąć żonę na bok. Byle tylko nie usłyszała prawdy. Tymczasem on stał spokojnie, jakby nic się nie działo.
– Nie przejmuj się. To ta zakochana we mnie wariatka… Pamiętasz, mówiłem ci – powiedział.
– Ta panienka od SMS-ów i maili, które mi kiedyś pokazywałeś? – zapytała.
– Dokładnie. Prosiłem, żeby się ode mnie odczepiła, mówiłem, że jestem żonaty, mam rodzinę i jestem szczęśliwy, ale robiła się coraz bardziej namolna… Zgłosiłem to, gdzie trzeba, i nie przedłużą jej umowy o pracę. I teraz pewnie z zemsty będzie opowiadać na mój temat niestworzone historie – ciągnął z niewinną miną.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
– Jak możesz tak bezczelnie kłamać?! Spotykałeś się ze mną przez pół roku! Kochałeś się ze mną! W moim mieszkaniu, w moim łóżku! Szeptałeś mi do ucha czułe słówka, prawiłeś komplementy! – krzyczałam.
Paweł ani drgnął. Dalej patrzył na mnie z politowaniem. A gdy zamilkłam, by nabrać powietrza w tym swoim monologu, zwrócił się spokojnie do żony.
– A nie mówiłem, kochanie? Coś jej się uroiło i teraz się mści. Jedźmy już, bo nie chce mi się tego dłużej słuchać – otworzył drzwi do samochodu.
– Tak, tak, jedźmy – wsiadła do środka. – A ty, moja droga panno, zapisz się lepiej na jakąś terapię. Bo jak trafisz na mniej wyrozumiałego mężczyznę, to za takie nagabywanie i kłamstwa możesz nawet trafić za kratki – rzuciła i trzasnęła drzwiami.
Chwilę później zniknęli za zakrętem. A ja, zaciskając zęby i łykając łzy, pomyślałam, że moja mama miała rację: nie wolno zakochiwać się w żonatych mężczyznach. Bo z tego tylko nieszczęścia się biorą.
Czytaj także: „Jola to prawdziwa zołza. Najpierw odebrała mi stanowisko w pracy, a potem wolność i poduszkę w sypialni”
„Przez to, że nie mogę mieć dzieci, zniszczyłem marzenia żony o rodzinie. Zamiast wsparcia, dostałem papiery rozwodowe”
„Niedaleko pada jabłko od jabłoni, ale ja nie chciałam być prostytutką jak mama i siostra. Wolałam studiować”